- Nie zrobisz tego... - wyszeptała blondynka pochylając się do przodu. Zmrużyła oczy a błękitne tęczówki błysnęły stanowczością. Mierzyła wzrokiem swojego rozmówcę, któremu nie spodobał się jej wyraźny upór.
- I-isamu ty sieroto... - jej śmiech zaraz przerodził się w głośny pisk, gdy dziewczynka przypadkowo poszła w ślady swojego starszego brata i spadła z drzewa. - Auauauau... głupie drzewo... - wymamrotała rzucając owemu drzewu spojrzenie mogące zamrozić nawet piekło i wstała z ziemi otrzepując tyłek z trawy i ziemi. Spojrzała w dół na brata i uśmiechnęła się do niego najsłodszym uśmiechem na jaki mogła się zdobyć czując jeszcze ból po upadku. Natychmiast jej odpowiedział na ten uśmiech. Tym niewinnym grymasem twarzy zdobyła jego serce już na samym początku i sprawił on, że pokochał tę małą, niesforną dziewczynkę.
- Wracamy Su? - wstał i położył jej dłoń na głowie, lekko mierzwiąc długie pasma pięknych blond włosów. Dziewczynka z udawanym oburzeniem odsunęła się i zaczęła poprawiać zniszczoną fryzurę.
- Zawsze mi to robisz... - wymamrotała odwracając się od brata i zakładając rączki na piersi. - Przeproś mnie. - nadęła policzki i czekała na swojego przytulasa. To był niemal ich rytuał, nawet jeśli chłopak na początku protestował to i tak po dłuższej lub krótszej chwili kładł dłoń na jej ramieniu i przytulał ją z całej siły ze słowami przeprosin na ustach.
- Przepraszam Su...musisz żyć... - wykrztusił z siebie ostatkiem sił i położył jej rękę na ramieniu. Przerażona słowami brata spojrzała na jego rękę i na powiększającą się plamę na jej ramieniu. Krew. Wstrzymała oddech i wolno odwróciła się w jego stronę. Jego dłoń zniknęła z jej ramienia pozostawiając plamę szkarłatnej posoki spływającej po jej ręce. Teraz leżał na ziemi, a jego niewidzące oczy skierowane były w górę, jakby patrzył w niebo. Był martwy... Krew bez ustanku wylewała się z dziury w jego brzuchu, ale nie to było najgorszym widokiem. Nad jego ciałem stała pewna osoba. Stał i uśmiechał się złowieszczo, niczym drapieżnik który właśnie upolował swoją ofiarę. Przeniósł swój wzrok na małą Su, która z przerażenia nie mogła zrobić kroku. Czuła jak w jej klatce piersiowej bije serce tak mocno jak nigdy wcześniej i słyszała szum jej własnej krwi w uszach. Nie mogła zmusić swoich kończyn do ruchu,nie mogła zmusić się do ucieczki, instynkt przetrwania ją zawiódł.
- Przepraszam Su...musisz umrzeć.. - wycharczała postać przed nią i szybkim, płynnym ruchem wbiła jej ostrze prosto w serce. Ostatnim co zarejestrował jej umysł był demoniczny śmiech i uśmiech jej martwego brata...
===*===*===*===
- Su...wszystko w porządku? - zapytał zaniepokojony, a gdy skupiła na nim uwagę zobaczył wzbierające w jej oczach łzy. - Zły sen? - pokiwała głową i wczepiła się w niego wtulając się ze wszystkich sił jakie miała w swoim drobnym ciele. Mimo bycia demonem od pewnego czasu wciąż była delikatna i krucha, jakby miała się w każdej chwili rozpaść. Starała się to ukrywać pod maską obojętności, ale on znał ją wystarczająco długo by wiedzieć jaka jest w rzeczywistości. Kochał ją... Czy aby na pewno? Czy demony w ogóle zdolne są do uczucia jakim jest miłość? Wierzył, że tak. Kochał ją...była jego siostrą. Pogłaskał ją po głowie i zaczął cicho uspokajać. Po chwili dziewczyna uspokoiła się na tyle by móc na niego spojrzeć.
- Dziękuję ci Tabris. - uśmiechnęła się do niego delikatnie i odsunęła się wycierając łzy. W końcu wygramoliła się z pod koca, który zarzucił na nią pewnie Tabris. Musiała zasnąć na kanapie.. Super... moje plecy.Przypomniała sobie o śnie i położyła dłoń w okolicy serca. Nic tam nie było, tylko gładka skóra, bez żadnej skazy. Westchnęła cicho i spojrzała na czerwonowłosego. - A tak w ogóle to co ty tu robisz..?
- To już swojej kochanej młodszej siostry odwiedzić nie mogę? - zmierzył ją badawczym spojrzeniem błękitnych oczu a na jego usta wkradł się uśmiech. - O ile mi wiadomo nikt mi tego nie zabronił, a w akademii wciąż jestem całkiem mile widziany. -Blondynka wywróciła oczami i wstała z kanapy.
- Przestań już i przejdź do puenty... - chłopak zaśmiał się cicho, ale zaraz spoważniał. Podszdl do niej i podał jej kopertę z czerwoną pieczęcią, na której znajdował się kruk z różą w dziobie. Ród Montrose jest strasznie staroświecki. Sumire rzuciła mu pytające spojrzenie,po czym niepewnie złamała pieczęć i otworzyła kopertę. Po chwili ciszy rzuciła list na ziemię i wyszła ze swojego pokoju trzaskając drzwiami. Tabris westchnął i zniknął, a jedynym śladem jaki po nim został były krucze pióra.