Music

sobota, 30 sierpnia 2014

Hej, ho drzwi siekierą rozwalą, hej ho!

Akira & Yuko & Miyako
Spokój, cisza...Kocham spać jak nikt, ale od pewnego czasu każdy coś ode mnie chciał. Albo ta
paskuda Miyako, albo Lucyfer, albo pretensje od aniołów. Kij im wszystkim w...żebra! Np. dzisiaj rano do pokoju wdarł mi się Lucyfer niczym tsunami zrzucając mnie z łóżka, a gdy wdrapałem się na nie spowrotem zostałem dosłownie wyrzucony przez okno. Ach jaki on miły...Dobrze, że mam skrzydła, bo inaczej moja piękna twarz by ucierpiała. Starczy mi, że szkło mnie poraniło. Od razu jak wróciłam do pokoju pokłoniłem się z szacunkiem, bo inaczej straciłbym moje kochane czerwone oczko, a niebieskiego przecież nie mógłbym pokazać! Po dłuższej ciszy wytłumaczył mi, iż powinienem zająć się bachorem o imieniu Yuko. Oczywiście podał mi numer pokoju, a zaraz po tym wyrzucił przez moje własne drzwi. Jedyne co zdążyłem zrobić to nałożyć na siebie szare spodnie z łańcuchem. To oczywiście wyjaśnia czemu paraduję bez koszulki przez całą szkołę. Moja klata...nie dość, że biała jak ściana to jeszcze kilka kości widać. Po drodze oczywiście potwór z Loch Ness się przypałętał z radosnym: AKI-CHAN za co dostał z buta, którego później założyłem spowrotem. Więc co teraz robiłem? Waliłem w drzwi tego bachora siekierką słysząc krzyki Miyako: TAK NIE WYPADA!
~*~
APZ było dla mnie czymś nowym. Tu nie było cicho. Ciągłe wrzaski doprowadzały mnie do szału! Na szczęście mam moją trumnę! Zamknęłam się w niej z nadzieją ,że uciszy dźwięk dych debili zza ściany. Moja sielanka szybko się skończyła. Ktoś zaczął walić w moje drzwi... Siekierą! Czyżby bliski kuzyn? Nie ważne! Postanowiłam wstać i pofatygować się świeżą herbatą. Szybko zaparzyłam herbatkę i podeszłam otworzyć drzwi. Lekko je uchyliłam i zobaczyłam jakieś dwie osoby - Sveiki! - przywitałam się po litewsku - co was do mnie sprowadza?
~*~
Spałam sobie smacznie kiedy zostałam obudzona przez Billy'ego, chcącego obwieścić mi szturchając mnie pyszczkiem, że mogę zaspać na lekcje. Wtuliłam głową w poduszkę :
-Nie chcę tam iść... Znowu będą na mnie dziwnie spoglądać, a przecież ja im nic nie zrobiłam ! - chciałam zakomunikować mojej tchórzofretce, jednak przez to, że miałam twarz wciśniętą w jaśka wyszedł z tego tylko niewyraźny bełkot. Po dłuższej chwili, jednak zdecydowałam się pójść na zajęcia. Kto wie, może po drodze spotkam Akirę. Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym spotkaniu. Wykonałem wszystkie poranne czynności i wyszłam z pokoju. Nie minęło dużo czasu a zobaczyłam Akirę ...! Półnagiego Akirę dokładnie. Zaczerwieniłam się lekko, jednak nie przeszkodziło mi to do niego podejść. Zawołałam go, ale zamiast przywitania ciepłymi słowami dostałam butem w twarz, który został później zabrany przez jego właściciela. Na nic zdały się moje pouczenia w stronę chłopaka. Westchnęłam zrezygnowana i poszłam za nim. Dotarłam do pokoju, któregoś z uczniów. Stanęłam za Akirą i po chwili zastaliśmy w progu słodką małą dziewczynkę. Wolałam siedzieć cicho, w końcu nie wiem w sumie po co tu przyszedł...
~*~
-JA CI DAM CO WAS DO MNIE SPROWADZA!-krzyknąłem łapiąc Yuko za ucho i wyciągając na korytarz. -Na zajęcia się nie chodzi co?! Jak ja Cię...-miałem już obrzucić ją wyzwiskami i groźbami, gdy w mojej głowie zaświtał cudowny plan. Wyjął z tylnej kieszeni spodni kajdanki, aby po chwili skuź jedną rękę Miyako i dłoń Yuko. W duchu miałem nadzieję, że się pozabijają, więc jeszcze szerzej się uśmiechnąłem.-A teraz won oglądać ze mną szkołę dzieciarnia.-mruknąłem i nawet nie zwracając uwagi na nie ruszyłem przodem oglądając swoje pazury.
~*~
- Kogo nazywasz dzieckiem? - zaserwowałem mu mój słynny uśmiech seryjnego mordercy -wyrwałam się temu cholernemu debilowi który kazał mi z nim zwiedzać szkołę. On sobie odszedł ale ja nie mogłam wytrzymać chęci walnięcia go prosto w ten jego pusty łeb! Wyjęłam więc Lævateinn uderzyłam go nim - Jesteś złym okrutnikiem i zasługujesz na karę! - strzeliłam focha niczym dziecko z pierwszej klasy
~*~
Kiedy Akira krzyknął na tą dziewczynkę nie zdziwiło mnie to, ale nie byłam zadowolona, że wyżywa się na niewinnym dziecku. Chciałam mu zwrócić uwagę, kiedy poczułam coś na nadgarstku :
- Aki-chan, c-co ty robisz ?
Niestety, kompletnie olał moje pytanie i ruszył przed siebie, mówiąc nam, że oprowadzi nas po szkole. Mieszkam w tej szkole prawie całe swoje życie, znam praktycznie każdy kąt tego miejsca. W dodatku inni uczniowie dziwnie na nas spoglądali. Spuściłam głowę i zacisnęłam powieki. Proszę przestańcie na mnie patrzeć... Jeszcze jakby tego było mało, ta dziewczynka zaczęła się rzucać na Akirę, przez co prawie się przewróciłam. Chyba nie jest taka słodka za jaką ją na początku miałam :
-Aki-chan czy możesz mi wyjaśnić co ja tutaj robię ?
~*~
W ostatniej sekundzie uniosłem rękę, w którą wbiło się ostrze. ,,A niech ją diabli,,-pomyślałem po czym zerknąłem na Miyako z wrednym uśmieszkiem: -Pomyślmy...Stoisz tu?-mruknąłem po czym zniknąłem za zakrętem. Yuko ta mała...Czułem, że z mojej dłoni sączy się krew, a ja nie mam niczego do obwiązania jej, ale po chwili mnie olśniło. Podbiegłem do Miyako zerwałem jej bluzkę w miejscu gdzie znajduje się stanik i znów wbiegłem za zakręt obwiązując sobie rękę...-Idziecie?!
~*~
Mój mózg odłączył się trochę od świata zewnętrznego. Obudziłam się w tym dziwnym momencie. Aki-chan owinął swoją rękę koszulką twej dziewczyny która mi się nie przedstawiła. Nic by nie było w tym dziwnego gdyby nie zerwał ją ze stanika ukazując wszystkim na korytarzu górną część bielizny dziewczyny. Zaskoczona przejechałam wzrokiem po dziewczynie 3 razy od stup do głów po czym uśmiechnięta pobiegłam za Aki-chan'em - Idę! idę! - krzyczałam śmiejąc się
~*~
Kompletnie nie rozumiałam sytuacji, w której się znalazłam...
Kiedy mój wzrok wyłapał, że Akira jest ranny, chciałam mu pomóc, ale on znikąd zjawił się koło mnie, zdarł ze mnie bluzkę i użył jej jako opatrunek. Stanęłam jak oniemiała. Przez myśl przeszło mi, że może jest to głupi sen, ale wszystko było boleśnie realne - radość tamtej dziewczynki, śmiechy i gwizdy innych uczniów oraz moje mokre od łez policzki. Moje ciało zaczęło się trząść. To jest dla mnie za wiele. Wyciągnęłam rewolwer z trzymany tyłu spodni i wymierzyłam w Akirę :
-Kogo ja oszukuję... nie strzelę do ciebie... - uśmiechnęłam się. Wypuściłam z rąk pistolet i pobiegłam do swojego pokoju ciągnąc za sobą nową uczennicę, z którą byłam skuta kajdankami.
~*~
Cholerna, mała...JAK ONA ŚMIAŁA...WE MNIE PISTOLETEM?! Po chwili usłyszałem ciche szepty za sobą: -Przecież to ten bękart! Akira senpai chyba chciał ją ośmieszyć...TO JEST NASZ MISTRZ.-spojrzałem na grupkę demonów stojących za moimi plecami, a żyłka na moim czole zapulsowała. Nie wiem czemu się wkurzyłem. Zawsze zabijałem bękarty, ale czemu akurat tej durnej duszy pomogłem? Przecież to tylko durna dziewucha, a ja...A ja ją kurna mać polubiłem. Niech mnie Lucyfer zabije, ale chyba ją polubiłem. NIE! Po prostu przyzwyczaiłem się do niej. O tak! To dobre określenie. Ja nikogo nie lubię...Wróciłem wzrokiem do dzieciarni, która już powoli uciekała. -Bękart mówisz? A ty kim jesteś?-przeszyłem go wzrokiem i po chwili uśmiechnąłem się szyderczo: -Demonem wybranym. Ona się taka urodziła, a ty?! TY JESTEŚ ZWYKŁYM GÓWNEM, A GÓWNO NIE POWINNO ŻYĆ...-chłopak, którego po tych słowach złapałem za szyję zaskomlał żałośnie. -Tetsu...-szepnąłem a zwierzak na moim ramieniu nagle zeskoczył zamieniając się w wilka-lisa. -Rozszarp.-burknąłem. Zwierzak rzucił się na ledwo przytomnego chłopaka wgryzając się w szyję. Krew trysnęła niczym fontanna z czerwoną wodą, a krzyki na korytarzu stawały się coraz głośniejsze. -Słuchać mnie gówniarze! KAŻDY KTO OD DZISIAJ ZGNĘBI MIYAKO DOCZEKA TEGO SAMEGO KOŃCA, ALBO ZOSTANIE ZGWAŁCONY PRZEZE MNIE, ALE OSTRZEGAM...To nie będzie miłe doznanie.-ostatnie zdanie niemal wyszeptałem, ale wszyscy to usłyszeli po chwili dotarło do mnie, że Lucyfer się wkurzy...Nie to nie dobre określenie. On mnie zabije. Ruszyłem w kierunku pokoju Miyako. Nie przejmowałem się tym, że moja całe ciało jest we krwi. Co to ma za znaczenie w szkole pełnej demonów? Tetsu ma nową zabawkę na...5 minut? Jak mi dziad będzie dalej marudził to go przysięgam przez okno wywalę. Gdy stałem już przed drzwiami dziewczyny otworzyłem je z kopa i spojrzałem wściekle na płaczącą Miyako. -CZEGO RYCZYSZ?!-spytałem dość ostro i po chwili dostałem poduszką w twarz niczym z armaty.-Co ty masz okres, że...-nie dane mi było dokończyć, gdyż jakaś szklana rzecz rozbiła mi się na głowie. -Jak ja Cię...DOBRA! Ale wiesz co Ci powiem? Czego się wstydzisz? Przecież po plaży łazisz w kostiumie kąpielowy, a stanik to przecież to samo, ale wiesz co jeszcze? Masz krew demona, a demony nie powinny się tak zachowywać! Wstawaj paskudo!
~*~
Nic nie rozumiałam. Z jednej strony akcja z drugiej love story. Nie wiedziałam co mam robić co powiedzieć. Jeszcze ten hałas. Nie mogłam tego wytrzymać. Z moich oczu poleciały łzy .a w tym samym czasie zaczęłam się śmiać. Zaczęłam się głośno śmiać niczym jakiś psychopata aż ta "zakochana parka" zwróciła na mnie uwagę. - Słyszysz ich? Są tacy śmieszni! - mówiłam do głosów w mojej głowie.
~*~
Wbiegłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Byłam tak zatracona w swoich czarnych myślach, że kompletnie zapomniałam o tym, że ciągle jestem przypięta kajdankami do dziewczynki, której imienia nawet nie znam. Chciałam się uspokoić ale nagle drzwi naprzeciwko mnie zostały wywarzone a w progu stanął Akira... cały w krwi. Odruchowo sięgnęłam po poduszkę i rzuciłam z całej siły w chłopaka. Ten zaczął tylko na mnie krzyczeć, wiec sięgnęłam pusty wazon, w którym zazwyczaj kwiaty dla mamy i rozbiłam mu go na głowie :
- To nie to samo ! Zostaw mnie w spokoju ! - chciałam go wypchnąć z pokoju, ale przez to, że był zakrwawiony bałam się go dotknąć, ledwo udawało mi się na niego patrzeć bez odruchów wymiotnych. Nagle poruszył temat mojego pochodzenia - Gdybym mogła wybierać, chciałabym być aniołem ! Niczego nie rozumiesz i nie mam powodów, żeby ci tego wyjaśniać ! Po prostu wyjdź i daj mi spokój ! - w przypływie złości nie do końca panowałam nad tym co mówię. Byłam zła, smutna i zawiedziona. Chciałam, żeby wszyscy jak najszybciej wyszli i pozwolili mi w spokoju pójść do łazienki po żyletki...
~*~
-To idź do Gabriela...Jak go ubłagasz zgodnie z zasadami zostaniesz aniołem, a krew demona zostanie usunięta.-szepnąłem wychodząc z pokoju dziwnie spokojny, a mój głos był zimny niemal jak lód. Miałem na dzisiaj dość. Miałem ich wszystkich dość. Przeszedłem przez hol i po chwili czyjaś ręka dotknęła mojego ramienia: -Wiesz, że nie powinieneś robić tego przedstawienia?-to był głos Lucyfera, który spoglądał na mnie jak wkurzające dziecko. -To jaka jest kara?-mruknąłem po czym w głowie usłyszałem cichy szept: Zabij Tetsu. Zaśmiałem się i bez żadnego słowa ruszyłem do pokoju. Lucyfer zawsze był surowy, a ja zacząłem mu działać na nerwy. Cholerny bękart...I po co mi było się za nią wstawiać?! Niech leci do pedała noszącego skarpety to sandał(czyt. Gabriela) i niech stanie się aniołem. GÓWNO MNIE TO OBCHODZI! Samoistnie ruszyłem w stronę cmentarza, a lisek, którego miałem się pozbyć jak niby nigdy nic wskoczył mi na ramię. To będzie długa noc...
~*~
Byłam kompletnie zdołowana tym debilnym dniem. Nic nie ogarniałam. Nie wiedziałam co się dzieje. Nie wiedziałam... Nic nie wiedziałam... Co ja mam zrobić? Głosy nie dawały mi spokoju... Słyszałam krzyki w mojej głowie. Zawsze w takiej chwili śmiałam się żeby je zagłuszyć ale teraz tego nie zrobiłam. Moje cierpienie przerwała moja ciekawość. Patrzyłam na chudą postać przykutą do mnie. Była kompletnie załamana. Uśmiechnęłam się jednak do niej i wyciągnęłam rękę - Dzień dobry... Ja jestem Yuko a jak ty się nazywasz kwiatuszku? - zapytałam miło przekręcając głowę
głupi rodzice kazali mi iść spać ale ja im się nie dałam!
~*~
Słowa Akiry nie były dla mnie niczym nowym. Wiedziałam o tym już od dawna, ale nigdy nie potrafiłam tego zrobić... Jednak sposób w jaki to wypowiedział, wywołał na moim ciele dreszcze. Zawsze był straszny a przynajmniej roztaczał taką nieprzyjemną aurę, ale jakoś w głębi serca czułam, że nie jest taki zły. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, żeby go zawołać i przeprosić, jednak szybko odrzuciłam ten niedorzeczny pomysł. To była jego wina. Słysząc głos podniosłam głowę i zobaczyłam wyciągniętą w moją stronę rękę. Niepewnie uścisnęłam ją :
- Mam na imię Miyako. Miło mi się poznać Yuko - Chciałam się uśmiechnąć, niestety jedyne co byłam w stanie zrobić to wyścić jeszcze więcej łez - Przepraszam, że musiałaś być świadkiem tej sytuacji.
~*~
- Nie płacz skarbie! Miyo-chan! - pocieszałam ją z miłym uśmiechem na twarzy - Przecież nic się nie stało! A ten Aki-chan jest nawet śmieszny! Yuko to jest istny Idiota! Och masz racje! - prowadziłam rozwiniętą konwersacje z głosem w mojej głowie - Hej! Miyo-chan! Miyo-chan! Napijesz się ze mną herbaty? Proszę! Proszę! Proszę! Miyo proszę! Jesteś moją najlepszą przyjaciółką! Napij się ze mną!
~*~
Spojrzałam zdziwiona na Yuko. Chyba nigdy nie usłyszałam podobnych słów od innej osoby : -N-najlepszą p-przyjaciółką ? - czułam że zbierają się we mnie kolejne pokłady łez, jednak chcąc zapobiec aby ukazały się na moich i tak już mokrych policzkach, złapałam dziewczynę i mocno przytuliłam. Chwilę później jednak odsunęłam się od niej w obawie, że przestraszę ją tym nagłym gestem z mojej strony - Przepraszam...
~*~
- Za co mnie przepraszasz Miyo-chan? Ja cię tak lubię! Jesteś taka fascynująca! Uwielbiam cię! Uwielbia bękarty! A ty nim jesteś! I w o gule jesteś taka urocza! Słońce ty moje! - "przytuliłam" dziewczynę (przytuliłam... Ja jej prawie połamałam kości) - Jesteś moją najlepszą... I jedyną przyjaciółką - posmutniałam - Nikt mnie nie lubi i wszyscy albo traktuję mnie jak dziecko albo uciekają bo się mnie boją... - ścisnęłam pięść chcąc w coś walnąć ale przypomniałam sobie ,że Miyo jest strachliwa i spłoszyłabym ptaszynę - To co z tą herbatą słońce? Idziemy?- uśmiechnęłam się miło i ruszyłam w stronę swojego pokoju ciągnąc za sobą siło Miyo-chan - Będzie fajnie Myo-chan! Zobaczysz!
~*~
Nie wiedziałam jak zareagować na wyznanie Yuko, jednak znalazłam w niej bratnią duszę, nawet jeżeli była nie do końca zdrowa psychicznie. Dziewczynka zaproponowała herbatę i zaczęła ciągnąć mnie w stronę swojego pokoju. Uśmiechnęłam się i dalej trzymając rękę blondynki starał się dotrzymać jej kroku. Trochę zdziwiło mnie to, że kiedy szłyśmy korytarzem inni uczniowie, starali się nie spoglądać w naszą stronę i torowali dla nas drogę. Resztę dnia, spędziłam z Yuko popijając z nią herbatę z zastawy stołowej, którą jak mi później powiedziała - zabiła pewną rodzinę. Byłam na początku przerażona, jednak wysłuchawszy do końca całej historii, żal mi się jej zrobiło. Tak krzywdzić niewinne dziecko... Wróciłam do siebie późnym wieczorem i zasnęłam z nadzieją, że uda mi się jakoś przetrwać.
~*~*~*~*~*~*~*~
Przepraszam jak będą błędy ale ONI kazali mi się pospieszyć...
Więcej do powiedzenia nie mam...

piątek, 29 sierpnia 2014

Sens Życia

To pismo...
Ignis miauczał co raz głośniej usiłując zwrócić na siebie moją uwagę. Ja jednak gapiłam się na kopertę zaadresowaną do mnie. Znam to pismo, aż za dobrze. Choć widziałam je tak dawno temu...to jednak znałam, pamiętałam. Z wrażenia prawie spadłam z łóżka. Udało mi się jednak wrócić do pozycji siedzącej. Zerknęłam na Sofię, która dalej rozwalała swoje rzeczy po pokoju. Pomogłabym jej...ale boję się czy pedantyzm Ignisa nie ucierpi. Wstałam i bez pożegnania wyszłam. Szłam przez ciemny korytarz Akademiku Demonów. O tej porze większość siedziała w pokojach i leczyła kaca, zaś reszta siedziała pod pokojami jak zaklęci. To aż dziwne...cisza. Cisza i spokój jakby jeszcze wczoraj wieczorem budynek nie był bliski zawaleniu.
W dłoni cały czas ściskałam otrzymany list. Czemu nie otworzyłam go w pokoju? Skoro napisała po tylu latach, to, to musi być coś co mną wstrząśnie. Coś co doprowadzi mnie najprawdopodobniej do łez. Nie chcę by ktokolwiek mnie widział bądź słyszał. Mi nie wolno płakać...
Doszłam pod jedno z drzew rosnących pod budynkiem szkoły. Oparłam się o pień i po raz kolejny spojrzałam na kopertę. Pamiętam jak napisała do mnie, krótko po mojej śmierci. Pisała, że szukają sposobu jak mnie stąd wydostać. Z Piekła. Chcieli bym żyła z nimi w Niebie, lecz od tamtej pory nie dali znaku życia. Pozostawili nadzieję na lepsze jutro, która trwa we mnie do dziś. Może znaleźli sposób? Może jeszcze dziś ich spotkam?
Nie, to byłoby zbyt piękne. Przecież wszelkie szczęście od zawsze omijało mnie kilometrami, więc czemu nagle zechciałoby spojrzeć mi w oczy?
Właśnie, czemu?
Otworzyłam kopertę jednym sprawnym ruchem. Wyjęłam białą jak śnieg kartkę papieru i starając się powstrzymać walące serce poczęłam analizowanie każdej napisanej litery...

Rosalette 
A może powinnam zwać cię Agony?
W sumie to jest najmniej ważne.
Nie martw się. Żyjemy. Ba, życie jest wspaniałe!
Los uśmiecha się nie tylko do mnie ale też, do Adalberta i dzieciaków. Jedynie Florence trochę marudzi, bo wkrótce zacznie naukę w Akademii, do której ty chodzisz. Nie chcę jednak byś się do niej zbliżała. Dlaczego? Już ci tłumaczę droga "siostro".
Pamiętasz, jak żyliśmy na Ziemi. Nie, to nie było życie. To była wieloletnia agonia prowadząca nas ku nieuchronnej śmierci. Każde z nas wiedziało, co go czeka. To złudne szczęście, stworzyłam tylko po to, by mieć czyste sumienie i by móc sobie wmawiać, że nie jest aż tak źle.
Lecz teraz gdy dostałam tak wielką szansę...zrozumiałam. Jak wielka głupota to była. Pewnie wiesz o czym mówię? Tobie raczej źle się nie żyje przy tym Pustym? Pewnie spełnia każdą twoją zachciankę? Masz wszystko, lecz my nie.
Nawet jako anioły nie mamy pięknego życia. Lecz teraz dostałam szansę, by je polepszyć. Byśmy żyli godnie. I co? Wszystko to może zniknąć i nigdy się nie spełnić przez pewien szczegół. Jesteś naszą siostrą. Zrozum mnie, Rosie, od zawsze starałam się byście mieli coś od życia. W tej chwili wybieram mniejsze zło. Nie chcę tracić tego co już zyskałam.
Zapomnij o nas tak jak my zapomnieliśmy o tobie. Nie mów o nas ani nawet nie myśl. Nie istniejesz już dla naszej dziesiątki. Nie jesteś naszą siostrą. Od ka jesteś demonem przestałaś się dla nas liczyć. Chcę byś to wiedziała. Nigdy nie będzie już między nami tych samych więzi. Nie próbuj się z nami kontaktować. Nic dla mnie nie znaczysz.

Liczę, że zrozumiałaś Panno Key.
Twoja była siostra, Madeline Riote.
P.S Tak, wyszłam za Elwira Riote'a.

Prześledziłam dokładnie list jeszcze kilka razy. Dopiero gdy łzy samoistnie wypłynęły mi z oczu zaprzestałam robienia tego. Mad...jak mogłaś?! Jesteś moją starszą siostrą! Nie wierzę....wszyscy się mnie wyrzekacie?! Jesteśmy rodziną! To dla was żyję! Żyję dla dnia w którym znowu wszyscy będziemy razem. To mój cel! Jedyny jaki miałam! Sens mojego nic nie wartego życia. Sens...którego nie posiadam. 
Upuściłam kartkę, którą szybko zabrał wiatr. Nie obchodzi mnie czy ktoś to znajdzie. Skoro Mad i reszta nie są moim rodzeństwem, to tak jakby ten list nie istniał. Tak jakby to wszystko, całe moje ludzkie życie było snem. Jakby Rosalette nigdy nie istniała. A skoro nie istniała to Agony też nie powinna. Nie wolno mi tu być. Nie mam po co żyć.
Ruszyłam przed siebie. Wybacz, Akiro. Będziesz musiał sobie poszukać innych skrzydeł...

Wiatr bawił się moimi blond włosami. Ludzka forma...zdążyłam ją znienawidzić przez ostatnie 97 lat. Jednak w tej chwili potrzebna mi była bardziej niż kiedykolwiek. Wolę paść na chodnik jako człowiek niż jako demon, wywołując trzy razy większą panikę. Lucyfer wtedy poza wyrwaniem skrzydeł pewnie zmasakrowałby mojego "kochanego" senpai'a. 
Ustałam na brzegu dachu. Ciekawe jak wysoko jestem? 120 metrów? Może. Z resztą wystarczy by nikt nie poznał zwłok.
Śmierć.
Czy boję się umrzeć? Nie. Umarłam już raz. By podkreślić to jak bardzo gardzę tym słowem i jego znaczeniem wybrałam takie,a nie inne imię. 
Agony.
Agonia.
Drwię sobie ze śmierci...
Wiatr po raz kolejny uderzył we mnie chcąc powstrzymać przed moim zamiarem. Racja, są łatwiejsze i bezbolesne sposoby. Są...nudne. 
Pochyliłam się do przodu i zamknęłam powieki. Spadanie to przyjemne uczucie gdy strach nie zaciska ni szponów na sercu. Słyszałam wrzaski ludzi. Czułam się lekka. Wiatr dalej walczył o moje życie lecz na daremno. Wiedziałam, że zaraz przeszyje mnie ogromny ból, tylko po to by zniknąć i zabrać za sobą moją zmaltretowaną duszę. Ból, który przyniesie mi ulgę. Dziwne, prawda?

Eve

Otworzyłam oczy do granic możliwości co nie było dobrym pomysłem gdyż natychmiastowo zaczęły łzami. Jęknęłam z bólu i z powrotem zamknęła je chcąc sobie oszczędzić cierpień. Eve...ona ciągle żyje. Tu. Na Ziemi. Nie jest świadoma tego co się stało. Dalej uważa Rosalette za swoją siostrę. 
Nie mogę umrzeć!
Natychmiast wróciłam do demonicznej formy. Nieumiejętnie skręciłam gdzieś w bok wpadając na drzewo. Szybko się z niego wygramoliłam i uciekłam w najbliższy zaułek. Nikt niczego nie zauważył.
-Ach...-syknęłam czując jak lewe skrzydło nieruchomieje mi w bolesnym paraliżu. Żyję.
Tak, żyję.
Mam jeszcze dla kogo żyć.
Dla Eve.
Będę żyć póki ona nie umrze.
Póki jej nie stracę...

Ale jak długo może żyć 104-letnia staruszka?


~
Jak ja nie lubię słowa "Póki". Gdzie ten słownik gdy jest potrzebny?! (tak, ciągle go szukam)

czwartek, 28 sierpnia 2014

Głupota Inanisa, czyli Akira zostaje niańką Agony!

Stanęłam jak wryta patrząc na tego idiotę. Sądząc jednak po minie Inanisa mówił całkiem poważnie. Rany, jedna ucieczka z lekcji i od razu wyskakuje z takim czymś?! Ile ja mam lat?! Cztery?! JA mam mieć niańkę?!
-Nie przesadzasz czasem?-starałam​ się zachować spokój, ale w środku wręcz mnie nosiło.

-Nie.

-Inanis, ja uciekłam raz. RAZ. I zaraz mam być pilnowana?! Nie przesadzasz czasem?!

-Tak. Owszem, uciekłaś raz. Ale to nie ja złamałem temu aniołowi nos.-wlazł mi pod nogi i nie przeprosił-Ani nie zwyzywałem nauczyciela-ta anielica gadała głupoty-Ani też nie ja przyszedłem z kacem na lekcje.-ciesz się, że tylko z kacem.

-Dobra...ale moim zdaniem i tak przesadzasz.-cho​lera ciemna no! Teraz to już nie zwieję, a chciałam zobaczyć...chciałam zobaczyć Eve. Jej rodzinę, dowiedzieć jak minął jej ostatni wiek...

Ale niestety moje plany legły w gruzach.

Czemu?

Bo Inanis stwierdził, że mam być pilnowana przez samego przewodniczącego​...głupie, nie?


Chodziłem cały nabuzowany od rana. Jak ten cholerny Inanis może mnie o to prosić?! Hellol! I`m demon and I very bad...Sam cały czas uciekam z lekcji, a Lucyfer i tak ma to w dupie dopóki jako tako nie dokuczam ptasim móżczkom! A ja chciałem przespać kolejną lekcje na cmentarzu...ehhh​...KIJ WAM WSZYSTKIM W OKO!

Szłam niczym potulny baranek za tym imbecylem. Jak go tu się pozbyć? Wsadzić do kotła z wrzątkiem czy...wsadzić do kotła z wrzątkiem? Byłam zbyt zajęta rozmyśleniami, że nie zauważyłam jak na kogoś wpadłam.
-Jak łazisz imbecylu?!

-Agony...to jest Akira.-Inanis strzelił typowego facepalma. A więc to on...no i? Łazi jak imbecyl.


-IMBECYLU?! Ty mała pokrako...-żyłka na moim czole niebezpiecznie za pulsowała, a po chwili policzki dziewczyny zostały rozciągane we wszystkie strony przez moje pazury. Wściekłe spojrzenie i tak zostało rzucone Inanisowi.

Odepchnęłam demona od siebie czując, że jeszcze chwila a rozerwie mi twarz. Miałach ochotę wydłubać mu oczy lecz karcące spojrzenie Inanisa sprawiło, że tylko prychnęłam i oparłam się o ścianę.
-Twój pomysł.-mruknęłam i poczęłam poszukiwania paczki papierosów, która powinna spoczywać w mojej kieszeni. Powinna....lecz została w pokoju. 
-Akira, mam nadzieję, że Lucyfer zdążył cię poinformować?-zapytał Iniś nie zwracając uwagi na moją podrapaną twarz. I to jest niby moja niańka?! Ja bym go katem nazwała!

-Wiesz, że Cię za to nienawidzę?-mruknąłem patrząc spod byka na Inanisa. Stary dziad i to nadopiekuńczy chociaż ciekawe jaka jest między nami różnica...W końcu już trochę długo mam te 16 lat. -A ty mała wiesz, że ja wyznaje kary cielesne?

-Połowa Piekła mnie nienawidzi.-Inanis wysyczał z uśmiechem. W tym akurat prawda. Gdyby nie jakieś tam w cholerę pokrętne pokrewieństwo z Beelzebubem i to, że Lucyfer go "osłania" to leżałby martwy-Widzę, że wiesz wszystko i-podszedł bliżej chwytając go za bluzę-Jedno przewinienie, twoje lub Agony to leżysz martwy.-puścił go i ruszył w kierunku wyjścia posyłając mi tylko przepraszający uśmiech.
-Zgiń!-fuknęłam wściekle i przerzuciłam wzrok na Pana Przewodniczącego-A ja wyznaję piękną religię o nazwie "Mam cię w dupie i nie właź mi w drogę".-ruszyłam w przeciwnym kierunku co Inanis. Aż mi się na lekcje iść zachciało...

Westchnąłem poszedłbym wkopać temu staremu zgredowi, ale złapałem tylko jakiegoś chłopaka za bluzę krzycząc: -POKEMON WYBIERAM CIĘ!-po czym rzuciłem w Inanisa, który po chwili leżał na ziemi niczym spłaszczona żaba. Nie czekając ani chwili dłużej ruszyłem za tą durną małolatą. -A więc zacznijmy od tego, że nazywasz mnie senpai iiii...SŁUCHASZ MNIE?!-krzyknąłem, gdy dziewczyna jak gdyby nigdy nic szła dalej przed siebie.

-Nie.-mruknęłam z uśmiechem i założyłam na uszy słuchawki. Z torby wyjęłam MP4 i puściłam Would it Matter-Skillet.

Natychmiast wyrwałem jej z rąk MP4 wraz ze słuchawkami i rzuciłem na ziemię rozdeptując. -No to tego też nie posłuchasz grubasie.-ostatnie słowo niemal wysyczałem.

Jak wryta spoglądałam na MP4 i słuchawki. Mam jeszcze MP3 ale...SŁUCHAWKI?! Zabiję! Potnę! Spalę! Utopię! Uduszę! Poćwiartuję! Wykastruję!-Czego?-fuknęłam. Powie co ma do powiedzenia to może da mi stąd iść?

-Teraz już nic.-burknąłem patrząc na niej z uśmiechem satysfakcji. Nim dziewczyna cokolwiek odpowiedziała wyjąłem z tylnej kieszeni moich jeansów kajdanki i szybko założyłem jedną na dłoń dziewczyny, a drugą przyczepiłem do kraty w oknie. -No, więc mamy duuuużo czasu...

-Tobie życie nie miłe?-spytałam widząc co robi. Zachowaj spokój. Kłótnia z nim nic nie da, i tak przegrasz, bo to przewodniczący. Lucyfer się chyba starzeje, że go dał na to stanowisko-Mów szybko. Mam parę spraw do załatwienia.-między innymi muszę odwiedzić własny grób...

-Najpierw zacznij mówić mi senpai, a wtedy pogadamy.-burknąłem oglądając paznokcie z wielkim przejęciem. Usiadłem na parapecie przy okazji wyrzucając doniczkę z kwiatkiem przez okno i czekając cierpliwie. Wyjrzałem na chwilę przez okno ciekawy pogody, ale niestety wredne Słońce zaatakowało moje ślepie, więc syknąłem cicho.

Wywróciłam teatralnie oczami. W sumie i tak nikt nie słyszy.
-Więc, Akira-senpai, czego?-ludzie ja chcę do mojego pokoju! CHCĘ MOJE PAPIEROSY!!!!

Przekrzywiłem najpierw głowę w lewo potem w prawo machając przy tym środkowym palcem. -Takim tonem to możesz sobie psa na obiad wołać gówniaro...-pouczyłem ją dalej czekając, aż wreszcie nauczy się szacunku.

Zaraz wyjdę z siebie i stanę obok. Gdyby mnie Mad widziała pewnie by się zawiodła, a Elen śmiałaby się. Mieliśmy kiedyś jedną zasadę. "Godnie żyć". Nabrałam powietrza w płuca. Lepiej mieć to za sobą.
-O co chodzi Akira-senpai?-udław się cholero!

-Hm...A więc tak Inanisa mam w dupie, ale Lucyfer to inna bajka, a moje skrzydła lubię, więc wybieraj albo mówisz mi o wszystkim co robisz i gdzie to robisz, albo łazisz ze mną?-uniosłem jedną brew. Jak się nie zgodzi to jej ładnie obrożę jak kundlowi jakiemuś założę, GPS zamontuje i będzie git.

Łazić z nim? Dobre. Wolę już meldować jak posłuszny kadet, z resztą nie musi wiedzieć wszystkiego. Niech tylko Mayu wróci z tych Chin. Inanis to mnie popamięta.Oj zemsta będzie słodka.
-Wolę pierwszą opcję senpai.-mruknęłam-A teraz grzecznie proszę o odkucie mnie i melduję, że idę do swojego pokoju, bo jestem zmęczona.-zaszczebiotałam słodko. Niech cię ukrzyżują...albo powieszą...cokolwiek.

-Ale wiesz...Nie chce mi się sprawdzać czy mówisz prawdę za każdym razem, więc zrobimy tak...-zdjąłem z mojej szyi Tetsu i dając mu trochę mocy zmieniłem w wilko-podobne coś. Odkułem kajdanki od kraty w oknie po czym zmieniając kształt mojego krzyża na obrożę założyłem ją Tetsu i przyczepiłem do niej kajdanka. -A teraz idziemy na cmentarz.-burknąłem i ruszyłem schodami. Dziewczyna nawet jak się opierała to Tetsu ulepszony moimi mocami był na tyle silny, aby ją przeciągną wszędzie, a obroża na tyle mocna, aby nie pęknąć.

Za co?! Ja chciałam być w Niebie więc za co?! Czując, że zaraz się wywrócę wydukałam.
-Dobra wolę pierwszą opcję tylko mnie odkuj od niego! Chyba, że się boisz...

-Boję się? Niee...Ale nie chce mi się za tobą latać i poza tym gdzie SEN-PAI?!-burknąłem przechodząc między krzakami, aby dostać się na cmentarz. Tetsu oczywiście wybierał najbardziej zakrzaczone miejsca ciągnąc za sobą Agony, a gdy ta chciała choćby go pogłaskać klapał na nią gniewnie zębiskami.

Ał..ała...AŁA! Cholerny kundel! Po chwili krzaczory się skończyły. Ludzie, ja mam swoje sprawy. Nie mogę marnować czasu!
-Proszę...senpai.

-Niech pomyśle...-zrobiłem udawaną minę, która miała dawać do zrozumienia, że ,,rozważam,, opcję uwolnienia dziewczyna. Przystanąłem na chwile przeszywając ją zimnym wzrokiem. Po chwili gwizdnąłem, a Tetsu posłusznie przybieg do mnie ciągnąc za sobą Agony. -Dobra rozkuje Cię, ale trzymaj.-rzuciłem jej mały telefon z serii:,,telefon dla babci,,.-Masz mi pisać co jakiś czas smsa co robisz...Masz tam zapisany mój numer, więc nara gówniaro.-dokończyłem i odkułem dziewczynę, gdy mój zwierzak zmienił się znów w mała maskotkę i wdrapał mi się na plecy. Wreszcie będę mieć ciszę i spokój. Znów ruszyłem w stronę cmentarza pozostawiając dziewczynę samą sobie i w duchu się modląc, aby nie była na tyle ciekawska, aby sprawdzać dokąd idę. W między czasie zdjąłem obróżkę z szyi Tetsu i znów przywróciłem ją do dawnej formy, czyli łańcucha z krzyżem.

Prychnęłam pod nosem. Ech...skoro się już od niego uwolniłam to trzeba korzystać. Ruszyłam w kierunku Akademii. Trafiła kosa na kamień jak to zawsze Elen mówiła. Elen...
Odgoniłam myśli dotyczące rodziny. Rodziny...
Przymrużyłam oczy chcąc sobie pomóc. Chcąc wymazać obrazy martwych ciał na ulicach. Udało się. Wparowałam do swojego pokoju nie zwracając uwagi na Sofię, która aktualnie przeszukiwała swoją szafę. Ignis na mój widok cicho miauknął i wskoczył na parapet przeczuwając, że za chwilę tam usiądę. Nie zrobiłam tego. Położyłam się na łóżku i napisałam kilka słów w komórce.


Jak coś jestem u siebie "senpai".

Wysłałam sms'a do Akiry. Położyłam się na łóżku. Wtedy moją uwagę przykuła koperta leżąca na szafce nocnej. Wzięłam ją do ręki i zdębiałam. To pismo...

Just look into my eyes... you will find there your own dark side

Szyld na tabliczce oświadczał wszem i wobec "Akademia ponad Ziemią". Elias wciąż nie do końca rozumiał jak on się tu znalazł. Do tej pory przecież wiódł szczęśliwe życie na ziemi, nie przejmując się niczym szczególnym. Miał cichą nadzieję dożyć tak starych lat, ale pech chciał że jego moc wymknęła mu się spod kontroli. Jego przybrani rodzice odepchnęli go od siebie. No, może odepchnięcie to trochę za mocne słowo. Działali w zgodzie z własnym sumieniem. Odszukali dla niego odpowiednią szkołę. Szkołę, w której to miał się nauczyć panować nad swoimi demonicznymi mocami. Szkołę, która to miała mu zapewnić dobry byt wśród jemu podobnych. Szkołę, której współzałożycielem był jego ojciec - Lucyfer. Elias odepchnął tę myśl, gdzieś głęboko w swą podświadomość. 
- Przeklęty rodziciel - wymamrotał tylko masując sobie skronie i ciągnąc za sobą walizkę. Walizkę, w której udało mu się zmieścić cały swój dobytek. Nie było tego specjalnie wiele. Niepotrzebne śmieci zostawił na ziemi, podejrzewając że już do nich nigdy nie wróci. Wspiął się na szczyt schodów prowadzących do akademii i przekroczył ogromne drzwi, zasłaniając mimowolnie swoje czarne oczy dłonią. Nic go jednak nie oślepiło. Odetchnął z wyraźną ulgą rozglądając się po holu. Akademia nie wyglądała zachęcająco, ale być może to tylko jego odczucie. Nigdy nie przepadał za szkołą. Uczył się raczej przeciętnie, mimo wszystko nie pozwalając nikomu wpisać mu zagrożenia. Przechodził gładko z jednej klasy do drugiej, utrzymując się w najlepszej 50 uczniów, głównie ze względu na swoje sukcesy sportowe. 
- Przepraszam - zatrzymał wątła kobietę, która spieszyła zapewne do jednej z klas. - Gdzie mogę znaleźć gabinet dyrektorów? - zapytał prosto z mostu. Przecież nie będzie się błąkał bez celu po całej akademii, mając nadzieję że jakimś cudem ktoś pokieruje go do odpowiedniego miejsca. Kobieta zlustrowała go chłodnym spojrzeniem i wskazała kierunek bez słowa. Cóż nie ma to jak przyjazne powitanie. A czego to on się spodziewał? 
***
Zapukał kilkakrotnie zanim otworzył drzwi znużony czekaniem. Tak, brak mu było cierpliwości, oj brak. Przyznawał się do tego bez bicia. Był pierwszym, kiedy chodziło o jakiekolwiek bójki. Nie przegapiał żadnych okazji by dać popalić słabszym.
Nie była to jego ulubiona cecha charakteru i starał się bardzo nad nią pracować, ale nie potrafił. Głupich ludzi zwyczajnie nienawidził. Nie potrafił nawet powiedzieć dlaczego. Zawsze wydawali mu się zwyczajnie naiwni. Nic nie wiedzieli o prawdziwym świecie, a tak naprawdę... to on niczego nie wiedział. Zacisnął lekko pięści kiedy do niego to dotarło. 
- Głupi z ciebie szczeniak, Elias - wywrócił oczyma, siadając na wolnym fotelu naprzeciw Gabriela. Odetchnął z wyraźną ulgą. Chyba nie potrafiłby rozmawiać z własnym ojcem, mimo że ten nie zajmował się nim dobre 17 lat. No właśnie, miał go gdzieś 17 lat i nagle mu się przypomniało, że kiedyś tam spłodził sobie bachora? Przeklęty Lucyfer!
Gabriel zlustrował chłopaka łagodnym spojrzeniem, po czym wręczył mu kartę z rozpiską lekcji, mapkę szkoły oraz klucz do jego pokoju w akademiku. Wyjaśnił krótko zasady panujące w szkole i odprawił go skinieniem ręki. W końcu miał jeszcze sporo do zrobienia. Nie mógł sobie pozwolić na dłuższe rozmowy.
***
Elias odczytał numer pokoju. Znajdował się w innym budynku, co nieco komplikowało sprawę, ale nie na tyle by mógł sobie poradzić. Pierwsza przeszkoda na nowej drodze życia została pokonana sukcesem. Uzyskał potrzebne mu informacje i nie spotkał się ze swoim ojcem, co dodatkowo go uszczęśliwiało. Uznał, że jak tak dalej pójdzie to będzie na dobrej drodze, by się tu zadomowić. A nóż, widelec mu się to uda. Kto wie...

~.~

Z KARTOTEKI DIABŁA 

 Imię: Elias
Nazwisko: Akuma
Rasa: bękart (jeszcze nie odczuł pogardy jaką zostanie obdarzony poprzez swoje pochodzenie)
Data urodzenia: 25 grudnia 
Wiek: 17 lat
Pochodzenie: piekło / niebo, znaleziony w Kyoto
Partner/ka: tymczasowo brak
Broń: miecz (nie bez przyczyny ćwiczył szermierkę)
Wygląd jako człowiek: liczy sobie niecałe 170 cm, waży nieco ponad 50 kg, ma sięgające mu do ramion czarne włosy i równie czarne oczy, kiedy w nie spojrzysz możesz mieć wrażenie zanurzania się w otchłań ciemności; jest dość blady, acz nie chorobliwie (wynikiem tego jest jego ciągłe przebywanie na słońcu); prawe ucho przekłuł w trzech miejscach. Zazwyczaj nosi długie bluzy, zasłaniające mu ramiona. Nie lubi pokazywać blizn się na nich znajdujących. Blizn świadczących o jego słabości, która gdzieś tam wciąż w nim siedzi. Dlatego też nie umie pozbyć się swojej odwiecznej przyjaciółki. Żyletkę zawsze ma przy sobie, choć ostatnio rzadko z niej korzysta.
Wygląd jako demon:
Jego wygląd niewiele się zmienia. Posiada czarne skrzydła, którymi nie potrafi się posługiwać. Jego zęby wydłużają się odrobinę niczym kły. Jego uszy również stają się dłuższe i nieco zakrzywione. Otacza go ciemna aura, a jego czarne oczy tracą swój naturalny blask. Najbardziej jednak zmienia się jego charakter. Po przemianie staje się on bowiem niewzruszony, bezduszny. Nic go nie interesuje, jedyne czego pragnie to dobra zabawa. Nawet jeśli odbywa się ona kosztem jego przyjaciół. Nie liczy się z nikim.
Zainteresowania:
Wszelakie zajęcia sportowe są tym czego się podejmie. Jeśli ktoś rzuci mu wyzwanie, na pewno weźmie w nim udział. Nie potrafi bowiem odmówić, gdy ktoś chce się z niego wyśmiewać. Wbrew pozorom jest oczytany. Uwielbia czytać książki, poznawać historię świata. Jego ulubionym gatunkiem są psychologiczne książki z nutką dramatu w środku. Potrafi dość dobrze gotować, co może nieco szokować. Jednak nie chciał być jedynie zdany na swoich rodziców. Jego ulubionym daniem jest zdecydowanie ramen. Nie posiada Pupilka. Nie potrzebuje go.

~.~
Okay kochani, tyle na początek. Mam nadzieję, że się nie wynudzicie czytając. No i mam nadzieję, że mnie nie zjecie przy okazji. 
GG:
13468642 
Data urodzin: 
09 październik

Zabić,czy nie... OTO JEST PYTANIE.

 Przed tą notką znajduje się jeszcze jedna nie skończona, więc jeśli coś będzie nie zrozumiałe to musicie poczeka, bo pewna osoba jest na tyle dziecinna, że nie może poczekać paru godzin. Wszelkie pretensje do Tadashiego.



- Rodzina..? A co to jest rodzina?
And then I heard your flatline..
Bardzo drobna, wyglądająca na 8 lat dziewczynka, leżała na łóżku w białym pokoju. Opierała się plecami o grubą poduszkę, przykryta do brzucha kołderką. Jej podkrążone, zaspane oczy, wpatrywały się w stojącą przed nią kobietę. Ubrana była w mleczny fartuszek, a na głowie miała śmieszną czapkę. Warkocz zwisający z ramienia miał kolor ciepłego brązu, taki sam jak jej jednak smutne teraz oczy. Natomiast dziewczynka na łóżku, wyglądała niezwykle smutno, co wzruszyłoby do łez niejednego, najtrwalszego mężczyznę. Zgadnąć można było, że jest chora. W końcu leżała w szpitalu. Jej włosy kolorem przypominały nocne niebo, chociaż było ich bardzo, ale to bardzo mało, wręcz prawie cała głowa była już bez nich. Niestety, wypadały jej i z pewnością za kilka dni miałoby ich już wcale nie być. Tylko oczy nadal pozostawały w tym wszystkim najbardziej żywe, błyszczące, a kolorem przypominały najczystszy, fioletowy ametyst świata. Wyglądała, jak małe dziecko, ale w rzeczywistości, miała już prawie 16 lat.
- Po co zadajesz takie pytania, maleńka? - zapytała pielęgniarka, zmieniając jej kroplówkę. 
- Nikt nigdy nie chciał mi odpowiedzieć - wyszeptała i odetchnęła nieco chrapliwie, nawet oddychanie sprawiało jej problem.
- Rodzina to.. to najwspanialsza rzecz na świecie - odparła. - Jest to zbiór kilku osób, czyli twoja rodzicielka, mama, tata i jeśli się tak zdarzy, masz też rodzeństwo. Wszyscy się kochają.
Kobieta od razu zauważyła, jak mina dziewczynki się zmienia, a w kącikach oczu pojawiają jej się łzy. Pociągnęła głośno nosem, po czym zagryzła wargę, by nie wydać z siebie ani jednego dźwięku, a jej ciałem wstrząsało.
- Czyli.. ja nigdy.. nie mogłam mieć.. rodziny? - zapytała ledwo.
- Co?! Nie, nie! Saphira, każdy tutaj w szpitalu, jest Twoją rodziną - powiedziała pielęgniarka i ujęła jej dłoń.
- Każdy? - zdziwiła się. - Ale.. powiedziałaś..
- Jest też inna definicja rodziny. Jeśli nie możesz mieć takiej, jak ta pierwsza definicja, uzyskujesz inną. Każdy kto jest wokół Ciebie, kto darzy Cię sympatią, pomaga Ci, troszczy się o Ciebie, jest Twoją rodziną, rozumiesz? - uśmiechnęła się czule. - Mogę być Twoją mamusią jeśli chcesz.
Na twarz dziewczynki natychmiast wstąpił uśmiech.
- Tak, tak! Mamo! Mamo! - przytuliła natychmiast kobietę z płaczem szczęścia.
Mamo..


~*~*~*~
A jego.. jak zwykle nie ma..
Czarnowłosa anielica weszła właśnie do akademika demonów, ale nie mogła ani trochę wejść do środka, gdyż Tadashi zamknął drzwi na klucz i pewnie znowu gdzieś poszedł. Pociągnęła jeszcze raz za klamkę z nadzieją, że może w jakiś magiczny sposób jednak się otworzą. Ale niestety, to było nierealne. Założyła na ramie torbę i powolnym krokiem ruszyła w stronę wyjścia, a potem do swojego pokoiku. Znowu Kira gdzieś zwiał, więc miała czas dla siebie. Starała się nie myśleć o swoim ukochanym, tylko skupić się na odrabianiu lekcji, ale cienie znowu jej na to nie pozwalały. Tak więc ubrała się po prostu w czarną koszulkę z łapaczem snów i krótkie spodenki, po czym poszła do lasu.
Leżał tam już od kilku godzin. Spał? Nie, nie mógł zasnąć. Po prostu miał zamknięte oczy pogrążony we własnym świecie.Zawsze tu przychodził sam nie wiedząc czemu. Zimny nagrobek i wiecznie puste litery, które wyryte w marmurze wskazywały imię jego matki. Zaschnięta krew na ciele chłopaka przybierała z każdą chwilą coraz ciemniejszy kolor zmieniając się z szkarłatu w czerń. Jego mały kompan siedział spokojnie na ziemi wpatrując się w las. Akira wiedział, że musi to zrobić. Był pewien, że Lucyfer nie odpuści zabicia jego jedynego...przyjaciela? Tetsu musi zginąć jeszcze w tym tygodniu. Ta myśl doprowadzała go do furii. Tak silnej, iż tym razem nie skończyłaby się na jednej ofierze. Jednak tłumił ją w sobie dalej spoczywając w bezruchu niczym figura woskowa.
Szła przez las, samotnie, wciskając ile się dało dłonie w kieszenie. Było chłodno, to prawda, ale ona niespecjalnie zwracała na to uwagę. Nie znała tych terenów mimo wszystko, rzadko kiedy oddalała się od akademika, ba, nawet od całej szkoły, ale dzisiaj po prostu musiała gdzieś wyjść, odetchnąć, pozwolić swoim myślą, uczuciom wyjść na wierzch, choćby nawet miały to być te cholerne łzy, które już spływały po jej policzkach. Westchnęła głęboko, przeczesując palcami włosy i kierując się prosto na cmentarz. Nie wiedziała, że takie coś tutaj istnieje, ale zaintrygowały ją te wszystkie zaniedbane i zadbane nagrobki, które wyglądały również przerażająco. Betonowe płyty pod którymi ukryto tych, co umarli. Przełknęła głośno ślinę, zdając sobie sprawę, że ona również leży w tej zimnej ziemi. Lecz wtem, niemal podskoczyła, widząc, jak jakiś demon bezcześci jeden z nich. Fakt, była nieśmiała i trzymającą się z boku dziewczyną, ale nie mogła pozwolić, na bezczeszczenie nagrobka!
- Hej, ty! - podeszła do niego, nieco zirytowana, ale i ostrożna. - Natychmiast zejdź z tej świętej rzeczy! Tu pochowani są zmarli, nie wiesz o tym, czy co?!
Otworzył jedno oko, a to o którym chciałby zapomnieć zakrył ręką. Spojrzał na nią zimnym wzrokiem tak samo chłodnym jak lodówki w Biedronce po czym podniósł swoją nogę w szarych jeansach ubrudzonych krwią...i najnormalniej w świecie kopnął ją w twarz pozwalając, aby przy tym dziewczyna upadła w błoto. 
- Nie drzyj japy małpo z ADHD - powiedział lekko zachrypniętym tonem, który świadczył o tym, że nie ma ochoty na rozmowę. 
Wstał z nagrobka niczym jakiś wampir i spojrzał na dziewczynę z góry. Czarne włosy i fiołkowe oczy wyglądały razem ładnie, ale nie, aż tak, żeby nie zabić tej kupy pierza za przeszkadzanie w...w niczym tak właściwie.
Dziewczyna trzymała dłoń na twarzy, a raczej na nosie z którego teraz, spływała stróżka krwi. Jej całe ubranko, uwalone było teraz w krwi, a jej szeroko rozwarte ślepia, wpatrywały się w wkurzonego demona nad nią i teraz żałowała, że nie zostawiła go w spokoju ani, że Dashiego przy niej nie ma. Cofnęła się na siedząco nieco w tył i przełknęła ślinę.
- Nie leży się na nagrobkach! - powtórzyła niepewnie i starła wciąż spływającą posokę.
Nie uśmiechnął się, ani nie obdarował czarnowłosej śmiechem psychopaty, który prawdopodobnie podpatrzył w jakimś horrorze pt; Kucyki pony. Ach ta ludzka telewizja...
- Nie powinnaś pouczać mnie w swojej sytuacji ptasi móżdżku - syknął mrużąc lekko oczy niczym wąż.
Przeczesał  ręką włosy sprawiając, iż grzywka znów zasłoniła jego niebieskie oko  dzięki czemu miał wolne oby dwie ręce. Spojrzał na swoje czarne jak noc  pazury (dop.aut. takie zadbane....MÓWIE WAM TO PEDAŁ!). Po chwili ciszy  jednak złapał dziewczynę za szyję unosząc ją kilka centymetrów nad  ziemie i wbijając w nią paznokcie, które stworzyły pięć strużek  cieknącej czerwonej substancji.
- Zobaczymy ptaszku jak latasz....
Najpierw  przysunął ją lekko do swojej twarzy i uśmiechnął się niczym psychopata  ukazując długie jak u dzikiego zwierzęcia kły po czym odepchnął ją od  siebie rzucając prosto na drzewo i w duszy się modląc, aby połamała skrzydła. No co? Może by odpadły i już chłopaczyna miałby co sprzedawać  jako ,,poduszki,, Ikei.
Wrzasnęła głośno, uderzając w korę, po czym obsuwając się po niej na ziemie. Na szczęście, jej skrzydełka przetrwały. Złapała swoją szyję, starając się zatamować krwawienie, po czym spojrzała na demona przed nią. Nie czekając dłużej, ledwo się podniosła, po czym rzuciła do ucieczki, coraz głębiej w las.
Jako ukryty otaku przypomniała mu się pewna pioseneczka, którą kiedyś znalazł na redtube...ZNACZY YOUTUBE...Wracając do tematu. Ucieczka dziewczyny tylko bardziej go zachęciła do dalszej zabawy, więc czekał chwilę, aż odejdzie trochę dalej i zaczął nucić na tyle głośno, aby usłyszała:
- Słyszę twoje kroki...Coraz szybciej mi uciekasz...Niespokojny oddech, szybkie bicie twego serca! Biegnij! Widzę twoje włosy w oddali! Kurwa...Co było dalej?  -spytał sam siebie, ale dochodząc do wniosku, że to nie jest takie ważne odpuścił i znów zaczął kontynuować ,,pościg,,.
Nie, nie, nie, wkurzony demon i do tego mnie goni! Boże, Tadashi, gdzie ty jesteś?! Gdzie jest droga do akademii?! 
Biegła ile sił w nogach, nie ważne w jaką stronę, gdyż nie wiedziała, gdzie tak naprawdę jest. Jej czarne włosy powiewały na wietrze. Nie mogła zmienić się teraz w człowieka, by ochronić skrzydła w razie czego, ale i tak starała się ograniczyć ich widoczność.
TADASHI!
Była wolna, a to wszystko stawało się bardzo nudne dla Akiry. Czemu nie odleci po prostu? Tego nie wiedział, jednak po chwili już ją dogonił ściskając mocno jej ramię przez co biegnąca dziewczyna chciała krzyknąć, ale chłopak zakrył jej usta swoją dłonią. 
- Raz, dwa, trzy umierasz ty - szepnął jej do ucha cicho jakby to wiatr szeptał. 
Chciał ją jeszcze bardziej wystraszyć o ile to możliwe, więc stojąc za nią wolną ręką sięgnął do zapięcia stanika, a ta niczym wkurzona kura, której powiedzieli, że idzie na rosół zaczęła się szarpać, wrzeszczeć i...gryźć? Co to kurna pies? Ale jak przysłowie mówi jak ktoś Cię gryzie to trzeba się ogryźć. Akira postanowił podążać za tym śladem i odwracając do siebie dalej starającą się uwolnić dziewczynę odkrył jej prawy obojczyk, który zasłaniała bluzka i po prostu ją ugryzł. Krew trysnęła tym razem jeszcze mocniej, a po chwili dziewczyna została uderzona w brzuch kilka razy kolanem po czym odepchnięta upadła na ziemię i...zemdlała?
To było dla niej za szybkie. Najpierw poczuła jak ją łapie, więc zaczęła się szarpać, a potem, gdy zaczął rozpinać jej biustonosz, spanikowała i nie zauważyła nawet, gdy ją ugryzł.. Wtedy wszystko z jej pola widzenia zniknęło, zalała je pustka i ciemność. Opadła na ziemię niczym szmaciana lalka.
- Eee? Koniec? PF! - burknął i nachylił się nad dziewczyną. Zabić czy nie...OTO JEST PYTANIE.
Dwa palce położył na jej szyi, aby sprawdzić tętno po czym przekrzywił głowę przypominając wygłodniałego ptaka. Puls był niemal niewyczuwalny, ale był. No i raz kozie śmierć. Tak dla pewności stuknął kilka razy w jej głowę palcem sprawiając, iż zapomni o nim i dzisiejszym wydarzeniu, bo po co mu durne aniołki, które prują ryja? Nim wziął ją na ręce wyrwał jej pióro i schował do kieszeni po czym podniósł ją na ręce i ruszył w stronę lecznicy szkolnej. Dopiero teraz zwrócił uwagę na biegnącego wciąż za nim Tetsu. Niedługo już go tu nie będzie...Zniknie. Nim się obejrzał był już na miejscy, a pielęgniarka, która była zapewne aniołem pisnęła cicho.
- Co jej się stało?!
-A tylko chciała umrzeć z miłości dla mnie - po tych słowach zostawił nieprzytomną dziewczynę na łóżku szpitalnym, a sam zniknął...A tak na serio wyskoczył przez okno

środa, 27 sierpnia 2014

Prawdziwy ból tkwi tylko w sercu.

Zimny podmuch powietrza, krople deszczu spływające po policzkach. A może to nie był deszcz? Może po prostu czyjeś serce pękło na kawałeczki? Może po prostu ktoś odszedł? Ktoś ważny... Ktoś kto był kochany?
Dotarłam do żelaznej bramy. Czułam w powietrzu smutek, żal i rozpacz. Czy chciałam tam wejść? Nie było innego wyjścia, musiałam się przekonać o wszystkim na własnej skórze. Nacisnęłam klamkę, furtka zaskrzypiała tak, że aż włoski na karku stanęły mi dęba. Przekroczyłam próg posiadłości. Moje ciało drżało, z każdym krokiem byłam bliżej drzwi. Weszłam do willi i koszmar rozpoczął się na nowo. Służba przybrana na czarno, wszyscy płakali...
- Panienko! Co się stało? Jak ty wyglądasz? - nasz rodzinny kamerdyner jak zawsze się o mnie troszczył, ale czy powinien?
- Gdzie jest mama?
- Na górze w salonie... - wskazał palcem na schody.
Ruszyłam, na każdym stopniu zostawiłam ślad z krwi i błota od moich pokaleczonych bosych stóp. Dotarłam do salonu i moim oczom ukazał się ten smutny obrazek. Mama przytulająca moją młodszą siostrzyczkę Sakurę... oraz moja starsza siostra Nakota stojąca przy oknie i patrząca w pustkę. To wszystko było dla mnie jak scena z horroru, kolana się chciały pode mną ugiąć. Nie mogłam się ruszyć, cała drżałam.
- Yume... - głos przepełniony zawsze ciepłem teraz był zimny... nie czułam w nim życia.
W moim kierunku szła matka, wzięła mnie w swoje ramiona.
- Jak to się stało? Dlaczego?
- Ojciec był na zebraniu... gdy wracał napadli go... nie miał szans. - zaczęła łkać.
- Demony... co my im takiego zrobiliśmy? Dlaczego nie ma w tym świecie już ani krzty sprawiedliwości?
- Nie mów tak... - głaskała mnie po główce tak jak kiedyś on to robił.
- Taka jest prawda! - oderwałam się od niej i wybiegłam z pokoju.
Powędrowałam tam gdzie nikt mnie nie znajdzie. Wspięłam się po drabince i już po chwili znajdowałam się na zakurzonym strychu, którego nikt już chyba nie odwiedzał od lat. Podeszłam do ściany, którą zasłaniała duża szara, zniszczona płachta. Jeden ruch i już jej nie było. Lustro, stary popękany kawałek szkła przyozdobiony złotą ramą. Pamiętam, że gdy byłam mała stawałam przed nim i sprawdzałam ile urosłam... Tak nadal jestem niska. Zawsze powtarzałam wszystkim, że będę nawet wyższa od tatusia...
- Tatusia... - jedno słowo, którego już nie powiem z radością.
Przyłożyłam dłoń do swojego odbicia, wyglądałam jak kupa nieszczęścia, z resztą tak się czułam.
- Przysięgam, że cię pomszczę, znajdę ich i... dokonam sądu ostatecznego. Moja anielska duma nie pozwala mi tego tak zostawić, z resztą sam mi zawsze powtarzałeś aby zawsze podążać za głosem serca... Mimo iż tak mówiłeś to tak nie było. Tym razem jednak wszystko się zmieni. - opuściłam dłoń.
Po policzku spływały mi łzy... starałam się być dzielna lecz jak można nie płakać w takiej chwili? Odwróciłam się na pięcie i skierowałam się w kierunku wnęki w oknie. Nie pamiętam już jak to się stało, że zasnęłam...  Śniłam.

Swędzi... swędzi mnie skóra!  Coś mnie smyrało. Gdy otworzyłam oczy leżałam na zielonej polance otoczonej zewsząd wodą. 
- Trawa? Gdzie ja jestem? - zaczęłam wstawać i przecierać błękitne oczy.
Słońce raziło mnie po gałkach, musiałam je zasłonić ręką. Gdy ponownie próbowałam je otworzyć ujrzałam sylwetkę. Mężczyzna? Czarne włosy... blada cera... błękitne oczy... Przecież bardzo dobrze wiedziałam kto to był.  Rzuciłam się biegiem w jego kierunku. Stał na brzegu, jego stopy były
zanurzone we wodzie. 
- Tato! - wrzasnęłam na cały głos.
- Yume... - złapał mnie w swoje ramiona i trzymał tak jakbym miała się rozlecieć na kawałeczki.
- Jak? Co tu robisz? Gdzie jesteśmy? 
- Mnie tak na serio nie ma córeczko. To jest twój sen... tylko tyle mogę ci powiedzieć. Za chwilę będę musiał odejść. - spojrzał na mnie tym swoim smutnym wzrokiem, miał łzy w oczach.
- Nie! Zabierz mnie ze sobą! Nie chcę cię tracić! - złapałam jego koszulę jak mała dziewczynka i zaczęłam ryczeć.
- Nie płacz.... spokojnie... Co z mamą? Twoimi siostrami? Potrzebują cię. 
-  Masz rację... muszę jeszcze dorwać tych łotrów!
- Nie Yume... - odsunął mnie od siebie na krok. - Zemsta do niczego nie prowadzi, stało się. Umarłem, ale to nie znaczy, że musisz ich dorwać.
- Jak nie? Oni mi cię odebrali! Zabili cię! - spuściłam głowę i zacisnęłam dłonie w pięści.
- Jesteśmy szlachetnymi aniołami, nie wypada. Jesteśmy przykładem dla innych. Twoje serce się z tym pogodzi a teraz mam do ciebie prośbę. Zajmij się moimi córeczkami i matką. Nie pozwól aby znowu płakały. Zostawiam wszystko w twoich rękach. - odwrócił się i zaczął odchodzić w stronę morza.
- Jak mam się z tym pogodzić? Nie odchodź! Nie zostawiaj mnie w takiej chwili! 
- Zawsze będę w waszych sercach, nigdy was nie opuszczę. - zniknął pod powierzchnia wody.
-  Tato! - rzuciłam się w wodę i wtedy wszystko prysnęło.
Z krainy morfeusza wyrwał mnie krzyk... Znałam ten głos, należał do Nakoty. Gdy moje powieki uniosły się do góry stałam na parapecie, na dworze, przemoknięta i do tego moje nadgarstki były całe we krwi. Piszczałam. Od śmierci dzieliło mnie parę milimetrów.
- Co ja tu do diaska robię?! - wrzeszczałam i zaczęłam, się wycofywać.
- Na Gabriela! Usłyszałam trzask, pobiegłam to sprawdzić i ujrzałam ciebie starającą się popełnić samobójstwo!
- Nie chciałam się zabić! Lunatykowałam! Czemu moje ręce krwawią? - wzięłam głęboki wdech i usiadłam.
- Hym... zastanówmy się. Może dlatego, że robiłaś lustro pięściami. - mówiąc to wskazała ręką na narzędzie zbrodni.
- Serio? - uderzyłam się ręką w twarz.
- No serio. Wiesz... nie kłuć się z matką... potrzebujemy cię. - włożyła ręce do kieszeni od spodni i zaczęła wpatrywać się w swoje czarne botki.
- Dobrze.  I tak miałam do was iść. Po prostu ta informacja była dla mnie zbyt szokująca.
- Rozumiem cię, przyleciałam od razu kiedy dostałam list...
- Ja też... a Sakura? Jak ona to znosi?
- Nie za dobrze, nie dociera do niej ta informacja.
- Zrozumie... jestem tego pewna. - starałam się uśmiechną lecz nie udolnie.
Złapała mnie za rękę i zaczęła prowadzić do salonu.
- Przejdźmy przez to wspólnie...
- Dobrze...
Następnego poranka musiałam wrócić do akademii. Mimo iż go nie było to tak na prawdę czułam jego obecność. Czułam jakby trzymał rękę na moim ramieniu i mnie wspierał...


wtorek, 26 sierpnia 2014

Uzależniony od czekolady zboczeniec-demon, prawie zgwałcony aniołek i bohaterski bękart

Czarnowłosy, drobny aniołek spał słodko i głęboko, zakopany jak mógł w pierzynie. Nie żeby coś, ale ona zawsze wierciła się przez sen. Jednak w pewnym momencie została wyrwana z tego wspaniałego stanu, gdy usłyszała trzask tłuczonego kubka. Powolnie podniosła głowę i zaspana rozejrzała się po pokoju. - Da..shi..? - nie widząc swojego ukochanego, zsunęła się z łóżka i powolnie podeszła do drzwi. Z wielką trudnością nacisnęła klamkę i uchyliła drzwi. Zauważyła go od razu. Ona wyglądała niczym dziecko, te rozczochrane włosy, śpiochy w kącikach oczu i zmęczony wyraz twarzy. Wpatrywała się w niego nieco nieprzytomnie, a sweterek obsunął się trochę, odsłaniając część lewej piersi. Czuła zimno, stojąc na boso na zimnej posadzce, więc trochę nią trzęsło. Była w swojej ludzkiej, kruchej postaci, która nie różniła się prawie niczym od anielskiej. - Da..shi..?
Koroshio z zainteresowaniem przyglądała się drobnej postaci, która właśnie pojawiła się w pokoju. Nie była ani trochę zaskoczona jej nagłym przyjściem do salonu. Wręcz przeciwnie. Czekała na nią. Wiedziała, że Tadashi ukrywa w sypialni dziewczynę i to właśnie oznaczał jej tajemniczy uśmiech.
- Pandora nie patrz. +18 - zawołała po chwili do swojej  i zakryła jej oczy - Zaraz... Ja też nie mam osiemnastu lat... - powiedziała odwracając się w stronę Tadashi'ego z szerokim uśmiechem na twarzy - No nie ładnie Dashi... Zostawiać taką piękną dziewczynę samą w sypialni i zapraszać sobie kolejną. Wstydziłbyś się, szczególnie, że jest ona milion razy ode mnie słodsza i ładniejsza. - powiedziała, chichocząc pod nosem i grożąc mu palcem.
- T...to nie tak! - Wydukał szybko białowłosy, a jego delikatne piegi wnet zniknęły pod szkarłatnymi rumieńcami. Domyślił się, że to właśnie huk tłuczonego kubka obudził jego śpiące w sypialni maleństwo. Wycierając dłoń z herbaty w swój sweter, podszedł do anielicy i natychmiast poprawił dekolt sweterka na jej ramieniu, by tylko nie wzięto go za jakiegoś zboczeńca z hentai.
Gdyby można było, nad głową dziewczyny pewnie pojawiły by się trzy ogromne znaki zapytania. Patrzyła od chłopaka do nieznajomej i tak w kółko. - 18+? Słodka..? - wymamrotała nadal nieprzytomnie.. - Dashi..kto to..? I czemu mnie znowu..samą..zostawiłeś..? - po tych słowach ziewnęła przeciągle...
Szatynka szybko podniosła się z kanapy, kładąc sobie na ramieniu czarną kotkę, która od razu z chęcią się na nie wspięła. W radosnych podskokach podeszła do wciąż lekko zaskoczonej anielicy.
- Ohayo! Jestem Koroshio! - zawołała promiennie się uśmiechając do dziewczyny i machając do niej - A to jest Pandora. - dodała wskazując palcem na zwierzę.
Białowłosy zaś trzasnął się dłonią w czoło i opadł zrezygnowany na kanapę. Ona nadal śpi...
- To jest Koroshio - mruknął do ukochanej. - Wzięłaś ją za moją dziewczynę, pamiętasz? Zaprosiłem ją na herbatę, bo ta zakatarzona trąba od dwóch dni spała na deszczu, na dworze.
Kolejne znaki zapytania nad głową. Niemal odskoczyła w tył, rozbudzając się w jednej chwili, gdy demonica do niej podbiegła. Przełknęła śline i spuściła onieśmielona głowę.. - Oh..ayo.. Saphira - przedstawiła się cichutko.
- Ejejejejeejejej...! - krzyknęła Koroshio szturchając Tadashi'ego w bok - Nie jestem żadna trąba, ani do tego zakatarzona. Nie mam żadnego kataru. Czy kichnęłam chociaż raz. I... - zamilkła na chwilę zastanawiając się nad czymś i marszcząc przy tym czoło - Czekaj! Stop! Dziewczynę?! - zapytała prychając ze śmiechu - Ja? Jego dziewczyną?! No błagam. Nie to, że coś. Jest przystojny, nawet bardzo. Miły, opiekuńczy, lekko szalony, no i przede wszystkim otaku do kwadratu, ale to tylko... Uhm... Mogę cię nazwać przyjacielem? - dodała po chwili zwracając się w stronę chłopaka - Zresztą, jak już mu wspomniałam. Mam szlaban na chłopaków. Do odwołania.
Fuknął cicho pod nosem, speszony, a jego piegi znów zniknęły pod szkarłatnymi rumieńcami. Co jak co, komplementy Koroshio były bardzo miłe, lecz z pewnością wymuszone.
- Kichnęłaś - powiedział tylko.
Zamruga ponownie, nieco zdezorientowana i speszona. - Eeto.. Ja..to znaczy..yh.. - spuściła wzrok. - Nie ważne.. Em.. Koroshio? Na pewno..nie jesteś chora?
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. - powiedziała wciąż spokojnym głosem szatynka z uśmiechem na twarzy zwróciła się w stronę nowej znajomej - Nie, Saph. Dzięki za troskę. Czy wszystkie demony są takie jak on? - dodała przewracając oczami, po czym po raz kolejny spojrzała na białowłosego - I wcale nie kichnęła!
- Potrzebujesz mojej zgody? - Uniósł brew. - I o co ci chodzi?! - Naburmuszył się znowu. - Twoim zdaniem jestem nienormalny?!
Saphira przymknęła oczy i wycofała się, nie chcąc przeszkadzać im w rozmowie. Zamknęła za sobą drzwi.
- Nie ja tylko... Uhm... Patrz co zrobiłeś! Przestraszyłeś Saph. Przez ciebie sobie poszła.
Koroshio wyminęła Tadashi'ego i szybko znalazła się przy drzwiach, za którymi zniknęła czarnowłosa anielica. Zaczęła w nie delikatnie pukać, chcąc zachęcić ją do wyjścia.
- Saphira... Saph... Wyjdź do nas. Nie bój się. Jak będzie rozrabiał to napuścimy na niego Pandora.
- MIAAAAAAAAAU!!!
- Albo ewentualnie mnie, bo Pandora chyba jednak nie wydaje się być chętna...
Wtedy rozległ się pisk dziewczyny od środka, gdyż nagle przez okno do sypialni wbił jej ukochany, a co za tym idzie w ciągu sekundy zniknął z kanapy za plecami Koroshio. Złapał brunetkę w pasie i powalił ją na łóżko, na co ta właśnie zareagowała głośnym piskiem.
- Co jest, maleńka? - Spytał ze smutkiem w oczach, nie pozwalając uciec jej ze swoich objęć.
Kuliła się pod nim, rumieniąc się prawie cała. - N..nic.. Chyba - wymamrotała nieśmiało i niepewnie.
Leżąc pod nim znowu czuła się jak ofiara.. Znowu.. Jej szyja była odsłonięta.. Czuła jego umięśnione ciało, które odczuwała jeszcze bardziej będąc w ludzkiej postaci. Robiło jej się gorąco, gdy wciskał ją w łóżko.
- Ej co jest? Tada...
 Zaskoczona i niczego nieświadoma Koroshio wciąż tkwiła pod drzwiami  sypialni chłopaka. Słysząc nagły pisk znajdującej się w środku  dziewczyny przestraszyła się, czy czegoś sobie nie zrobiła. Jednak kiedy  tylko odwróciła głowę, chcąc pogadać o tym z gospodarzem, od razu  zrozumiała co się dzieje, kiedy zamiast jego zobaczyła jedynie pusty salon.
 - Chyba zostałyśmy same Pandora. - westchnęła, podchodząc z powrotem do  kanapy - Och Rabbit. Miałaś mieć na niego oko... Ehh... Ciebie o coś  prosić. No nic... Chyba będziemy się zbierać. - mówiąc to zamknęła  pudełko z resztkami owoców i razem z zielonym pojemnikiem spakowała je do torby.
- Jesteś cała czerwona... nie masz gorączki...? - Dotknął ciepłymi od herbaty wargami jej czoła, jakby chciał tym sposobem sprawdzić, czy nie ma temperatury. - Dlaczego uciekłaś, mój aniołku...?
- Nie mam.. - wymamrotała cichutko. - To..to przez Ciebie!
- No gotowa do dalszej drogi. Ale nie mogę tak przecież odejść bez pożegnania, co nie? Chyba się nie obrażą, jak im na chwilę przerwę.
Koroshio szybciutko podeszła do drzwi i odrobinę je uchyliła, chcąc krzyknąć "Do zobaczenia!" lub coś w tym guście i od razu się zmyć. Plan jednak poszedł z dymem, kiedy dziewczyna zauważyła niezbyt zadowolony wzrok Saphiry, na której leżał demon.
- Dashi... Masz zamiar ją gwałcić bez rozbierania, czy po prostu jakoś nie możesz się do tego zabrać? - zapytała spokojnym głosem, opierając się plecami o framugę drzwi. Innego pomysłu nie miała i mogła mieć tylko nadzieję, że chłopak zaprzestanie, puszczając anielice. Gdyby jednak to nie wystarczyło, zmuszona by była użyć siły, a wiedziała, że z rodowitym demonem raczej nie mam najmniejszych szans.
- Skończ z tymi sprośnymi żartami, za dużo się hentai naoglądałaś - mruknął, odsuwając się od dziewczyny. - Sprawdzałem tylko, czy nie ma gorączki. Zboczeńcu - burknął. Pomógł ukochanej usiąść i zakrył jej pośladki swetrem.
Zapiszczała zawstydzona i schowała się pod kołdrą. - On mnie chciał zgwałcić!
- Aha.... Właśnie słyszę jak wspaniale sprawdzałeś gorączkę ty napalony demonie. - powiedziała szatynka, przewracając z zażenowaniem oczami - Skoro wcale nie miałeś zamiaru jej zgwałcić, to powiedz mi dlaczego ona jest taka przerażona i bez bielizny? - zapytała po chwili, przypominając sobie widok z salonu - Gdzie są jej ubrania?
- Czekają na wypranie! - Fuknął, usprawiedliwiając się. - Nieprawda, Saphira! - Zarumienił się jak burak. - To nie jest śmieszne! - Wstał z łóżka, niemal obrażony.
Zacisnęła powieki i wymamrotała cichutko. - Ale chciałeś! Przyznaj się! - uśmiechnęła się.
Koroshio westchnęła z poirytowania, pocierając palcami skronie.
- Eh... Dopóki nie wyschnie pożyczę jej jakąś swoją bieliznę. - Pospiesznie wyszła z sypialni, aby po kilku minutach wrócić z zawiniątkiem w rękach, które podała Saphirze. - Masz. Nie martw się. Czyściutkie i świeżutkie. Może nie jestem jakąś pedantką, ale o swoje ubrania dbam. Masz tu też leginsy i koszulkę jakbyś chciała, ale pewnie będziesz wolała zostać w tym słodziutkim sweterku.
- Jasne, nagle dwie najlepsze psiapsióły - mruknął pod nosem. - Wiecie co... idę stąd.
Ruszył dupę do salonu i zamknął drzwi za sobą. Złapał Pandorę pod pachę i usiadł na podłodze w kącie.
- Kocham mój sweterek! - zapiszczała. - I tego obrażalskiego głupola! Wracaj tuuu!
- Czy to ze mną jest coś nie tak, czy tych dwoje zachowuje się dziwniej niż ja? Jak myślisz Pandora? Pandora? Pandora? Świetnie... Wszyscy mnie zostawcie samą. Ehh... Jak zwykle nikomu nie potrzebna.
Koroshio z miną zbitego psa wyszła w końcu z sypialni i zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu w poszukiwaniu swojej kotki i "obrażalskiego głupola". Nie zdziwiło ich kiedy znalazła ich razem, wciśniętych w jakiś kąt. Posłała tylko w ich stronę piorunujące spojrzenie i bezgłośnie warknęła "Zdrajca!", które trudno było określić do kogo skierowała.
- Nikt mnie kocha, bu... Pandora...
- Przebiorę się! - pisnęła. Zdjęła z siebie sweterek i założyła bielizne, a potem znowu sie ubrała. Wybiegła z pokoju i podeszła do demona. - Obrażalski.. - zamruczała. - Kor! Pomóż mi!
- Jasne! Hmm... Tylko jak. Już wiem. - Czarnowłosa szybko podbiegła do swojej torby, grzebiąc w niej przez dobre dziesięć minut. Znaleźć coś w tak niewielkim pakunku nie powinno być dla nikogo trudnością. Okazało się jednak być. W końcu z zadowoleniem na twarzy, Koroshio wyciągnęła z jednej z kieszeni tabliczkę mlecznej czekolady. - Dashi... A pamiętasz co mówiłam? Masz być grzecznym demonem i ładnie bawić się z innymi nieśmiertelnymi, bo nie dostaniesz nagrody. - powiedziała machając w powietrzu słodkością i umyślnie szeleszcząc papierkiem.
Czekolada!
Ten błysk w jego oczach mówił sam za siebie. Pandora zręcznie, lecz z piskiem, wylądowała na czterech łapach na ziemi, kiedy białowłosy demon pochwycił całą tabliczkę czekolady, odłamując kilka kostek i wrzucając je sobie do ust.
Uśmiechnęła się czule. - Widać ktoś tu kocha czekoladę.
Szatynka ze strachem spojrzała na swoją dłoń, w której przed chwilą trzymała czekoladę.
- TADASHI! Ty zwierzaku! Ja mogłam stracić palce! - krzyknęła na chłopaka, który zdążył już pół opakowania.
W kącikach warg miał kilka śladów po byłej zawartości opakowania.
- Nuu?
Usiadła na kanapie skrzyżnie. - Ale jesteś głodny...
- No skoro wszystko się już wyjaśniło, to ja już może pójdę. - powiedziała Kotoshio, zarzucając plecak na plecy i biorąc do rąk torbę oraz walizkę - Chodź Pandora! Idziemy! Cześć wszystkim. Yhm... Nie zrób jej krzywdy. Pamiętaj, że wiem, gdzie mieszkasz. No i Rabbit ma cię na oku. - Pomachała jeszcze na do widzenia i zniknęła za drzwiami.
A Tadashi zjadł do końca tabliczkę, machając na do widzenia Koroshio.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

"Moje działania były potworne, ale wierzę, że były niezbędne." - Sofia Grandi

Imię
Noszę obecnie bardzo popularne imię we Włoszech Sofia. Jednak za moich czasów (jak to brzmi ><) nie było zbyt często nadawane. Było wyjątkowe. I tak prawie wszyscy mówią na mnie Sofii.
Nazwisko
Grandi
Wiek
Umierając miałam 16 lat.
Data Urodzenia
Urodziłam się 1 kwietnia 1894 r. I tu się dziwić że miałam takie życie.
Rasa
Wybrany Demon. Kto by się spodziewał...
Partner
Nigdy nie miałam nikogo takiego. A gdyby kiedyś ktoś taki był to za życia i tak bym go nie wciągała w moje sprawy.
Broń
Mam kilka broni. Jedną z nich jest trochę zardzewiały sztylet. Wygląda zwyczajnie jak tysiące innych ale. akurat ten noszę ze sobą ponieważ nim zabito Alice. Po za tym noszę ze sobą pistolet i w pokoju mam pochowane parę broni i ze dwie u Nate w pokoju. Jeszcze ich nie znalazł.
Wygląd jako Demon
Nie jestem zbyt wysoka. Mierzę 150 centymetrów. Mam długie sięgające za pas czarne włosy puszczone luźno po plecach. Posiadam ciemnofioletowe oczy oraz dwa duże rogi na głowie.
Wygląd jako Człowiek
Jako człowiek wyglądam prawie identycznie jak w postaci demona. Z mojej głowy znikają tylko rogi i włosy się skracają. Na szyi noszę srebrny medalik z matką boską. Nie wiem po nadal go noszę. Chyba z przyzwyczajenia.
Charakter
Jestem wesołą dziewczyną. Dla moich przyjaciół jestem miła i opiekuńcza. Zwłaszcza dla mojej siostrzyczki Alice. Względem obcych raczej jestem nieufna i oschła. Nie wiedzieć czemu najbardziej oschła jestem dla aniołów. Niezbyt za nimi przepadam.
Zainteresowania
Mam wiele zainteresowań. Umiem grać na fortepianie. Co uwielbiam robić. na fortepianie nauczyła mnie grać Lucia. Śpiewam również. Przy muzyce się czuje najlepiej. Uwielbiam tez grać w gry planszowe, albo szachy i warcaby. Zdarza mi się często czasem wyrwać komuś piórko lub dwa. Uwielbiam patrzeć w morze. Kojarzy mi się ono z domem. Uwielbiam również słuchać muzyki. Klasycznej, rocka, popu, ogólnie prawie wszystkie gatunki. Nie przepadam za Disco Polo. Kto to cholerstwo wymyślił? Lucyfer? Uwielbiam czytać książki i mangi. Kocham również gotować. Co z tego, że głównie się żywię czekoladą...
Historia
Urodziłam się w Palermo na Sycylii. Gdy miałam 4 lata urodziła się moja młodsza siostra Alice. Szczęśliwie sobie żyliśmy z rodziną przez kolejne trzy lata. Niestety okazało się że komuś coś nie pasuje w naszej rodzinie i przyszła mafia. Rodziców zabili a nas zabrali. Udało mi się wyprosić by nic nie robili Alice, w zmian miałam im pomagać i być posłuszna. Szybko się uczyłam i w wieku ośmiu lat zabiłam po raz pierwszy. Nie rozumiałam dlaczego mi kazali zabić tą kobietę ale zrobiłam to dla Alice. Żeby jej nie skrzywdzili. Później poszło jak z górki. Najpierw chodziłam z innymi. Potem jak już potrafiłam zabić bez zostawienia po sobie śladów zaczęli mnie wysyłać samą. Coraz częściej zabijałam. W ten sposób zanim skończyłam 11 lat miałam ponad 100 osób na sumieniu. Stawałam się coraz silniejsza. Bez problemu mogłam zabijać nawet silnych ludzi z innych mafii. Jednocześnie szkoliłam Alice by się umiała obronić. Na szczęście ona nie musiała zabijać. Dnia 1 kwietnia 1910 roku gdy wróciłam do bazy zastałam martwą Alice. Od razu się domyśliłam że
szef kazał ją zabić. Wpadłam w furię. Zaczęłam mordować wszystkich. Nikogo nie oszczędziłam.

Wpadłam do szefa krzycząc "obiecałeś". Zastrzeliłam wszystkich w pomieszczeniu zostawiając go sobie na koniec. On zginął w największych męczarniach. Wydostałam się z budynku zabierając ciało Alice po czym wysadziłam go w powietrze. Udałam się do lasu. W ulubione miejsce mojej małej siostrzyczki. Zrobiłam jej tam mały grób. Wtedy w końcu mogłam pozwolić sobie na łzy.
Po powrocie do miasta opatrzyłam rany. Wyjęłam z kieszeni kartkę. Miałam tam wypisane wszystkie powiązania mafii i adresy. Postanowiłam ich również pozabijać. Pod osłoną nocy ruszyłam. Zabiłam zaskoczonych dorosłych, płaczące dzieci. W końcu postanowiłam ukryć się gdzieś i odpocząć. Następnego dnia powróciłam do tego zajęcia. Niestety policja już zdążyła się zorganizować i dać ochronę osobą którym mogłam grozić. Jakoś udawało mi się uchodzić z życiem. Po kilku dniach moje szczęście jednak się skończyło i 7 kwietnia zginęłam postrzelona przez policjanta. Kula przeszyła moje serce.
Po śmierci trafiłam do piekła. Zresztą niczego innego się nie spodziewałam. Miałam tylko jedną rzecz jeszcze do zrobienia. Chciałam zabić tego cholernego anioła stróża który nawalił opiekując się Alice. Gdy go już odnalazłam wyprułam mu flaki. Jego błagania o litość mnie satysfakcjonowały. Wtedy dopiero byłam szczęśliwa.
Jakiś czas później spotkałam ją. Moją małą siostrzyczkę Alice. Stała się ślicznym aniołem. Od razu się zaprzyjaźniłyśmy. Obecnie chodzę do Akademii Ponad Ziemią
Pupilki
Moimi pupilkami są dwa słodkie króliczki o imionach Kuro i Shiro. Kuro jet czarnym samcem. Gdy go znalazłam na ulicy dałam mu trochę mojej mocy. Natomiast Shiro jest białą samicą. Znalazłam ją kiedyś w moje urodziny pod drzwiami do pokoju w akademiku. Chyba jakiś anioł mi ją podarował. Do tej pory ciekawi mnie kto to był. Kuro i Shiro są jak papużki nierozłączki. Nigdy nie widziałam je osobno.
Ciekawostki
♥ Przyjaźnie się z Nate(Nataniel), Lily(Agony) i Dashi'm(Tadashi). Żadnego nie nazywam pełnym imieniem.
♥ Mówię sama do siebie chwilami.
♥ Mimo, że jestem demonem noszę na szyi medalik z matką boską.
♥ Mam gdzieś w szafie AK-47 ale nie chce mi się go szukać.
♥ Dzielę pokój z Lily.
♥ Potrafię wyjść na dwór przy temperaturze -30 na bosaka.
♥ Uwielbiam pić kakało.
♥ Czasem rysuje jak nikt nie widzi.
♥ Uwielbiam się przytulać.
♥ Wchodzę Nate do pokoju bez pytania.
♥ Mam lęk wysokości.
__________________________________________

Skończyłam!
Z Sofią jesteśmy chętne na notki i powiązania.
Kontakt:
GG: 47008710 (i tak wszyscy go mają xD)