♣Florence Lawliet♣
♣Duchowo 17 lat, chociaż gdyby się kierować wzrostem to 15...♣
♣12 listopad po co ci to i tak zapomnisz♣
♣Anioł Wybrany nie wiem czemu, jak ani po co skazano mnie na życie ze szwagrem♣
♣Niebo, ale urodziłam się na Ziemi we Francji♣
~
A więc, mam na imię Florence, ale będę wdzięczna, jak nie będziesz używać tego imienia, a przynajmniej nie w jego pełnej wersji. Nazywaj mnie jak chcesz, a jeżeli nic ci nie przychodzi do głowy, to użyj skrótu-Flo-jak z resztą mówią do mnie wszyscy. Noszę nietypowe jak na Francuzkę nazwisko Lawliet, choć przez pewien okres swojego nazwiska brzmiało Reiner. Mam jeszcze drugie imię, ale go nie zdradzę. Jest głupie i chyba moi rodzice wybierając je musieli być nieźle wstawieni...
Zawsze myślałam, że dl osób takich jak ja nie ma miejsca w Niebie. Zdziwiłam się, gdy moja własna siostra, zaraz po mojej śmierci oświadczyła mi, że jestem Aniołem Wybranym. Czy się cieszyłam? I to jak, ale szybko mi przeszło, ale o tym później. Życie w Niebie okazało się momentami bardziej irytujące niż na Ziemi, więc postanowiłam wybrać się do Akademii Ponad Ziemią. Nie zabrałam ze sobą wiele. Jedną z cenniejszych rzeczy jest moja broń. I wcale nie dlatego, że dostałam ją od samego Gabriela, zwyczajnie jest jedyną rzeczą, która do mnie pasuje. Moja broń to ciernie. Są to około dziesięciocentymetrowe (ale mam kilka dłuższych) igły, cienkie i ostre jak brzytwa. Jedne zatrute, drugie nie. Wykonane ze złota, a ich ostrze ozdobione są diamentami lub rubinami.
Jak wyglądam? Nie wyróżniam się chyba niczym, nawet jako anioł. Według wielu, jestem niska, ba jestem krasnalem! Mój wzrost jest odpowiedni do mojej wagi, a przynajmniej na tyle ma wyglądać. Wagą może mnie szczególną nie obdarzono, ale obwodem w klatce piersiowej już tak. Włosy, nie ważne ile razy obcięte i tak odrosną w krótkim czasie. Sięgają mi do kolan i są kasztanowe. W pewnych miejscach lekko pofalowane. Układają się jak chcą, przez co jak dotychczas dostawałam kurwicy już na dzień dobry każdego dnia. Niewielki nos, pełne, malinowe usta, oczy o kolorze morza, których też nienawidzę, bo są takie jak mojej starszej siostry. Jak każdy anioł, mam skrzydła. Czy mam się z czego cieszyć? Nie. Pokarano mnie jakimś żartem nie skrzydłami. Nie dość że niewielkie (jedno ma metr rozpiętości) to jeszcze łamliwe i szybko stają się obolałe podczas lotu. Za pierwszym razem tego nie wiedziałam, więc spadłam ze sporej wysokości i nieźle się połamałam. Od tamtej pory trochę boję się wysokości...
Ich wygląd też nie zadowala. Gdy inne anioły widzą moje skrzydła, zawsze napotykam pogardliwe spojrzenia. Zmarłam mając na sumieniu kilka grzechów, które po mojej śmierci zmieniły się w czarne pióro na moim lewym skrzydle. Lewym, bo serce, przynajmniej tak tłumaczył mi kiedyś znajomy. Zwykle staram się je zakryć, więc rzadko można mnie zobaczyć w formie anioła. Bardzo rzadko. Wstydzę się tego pióra, bo szydzą z niego wszyscy. jednocześnie każdy mnie ocenia, jakby znał mnie na wylot. Tylko z powodu jednego pióra...
Jeszcze przed przybyciem do Akademii, wolałam chodzić w mojej ludzkiej formie. Wyglądam jak za życia, co mnie cieszy. Niestety we wzroście mi nie przybywa. Włosy mam o wiele krótsze, gdyż sięgające trochę za ramiona, ale i tak gdy mam zły dzień (czyli często) wiąże je w kok i przykrywam czapką. Oczy zmieniają barwę na ciemny brąz. Wielokrotnie słyszałam, że są takie ciepłe, i aż chce się w nie patrzeć godzinami. Ja w nich widzę, gdy patrzę w lustro, tylko zdzirę i nic więcej. Po za tym rzadko patrzę na swoje odbicie. Nie przywiązuje uwagi do wyglądu, bo po co. Dla mnie się to nie liczy. Dlatego tez nie używam tych wszystkich mazideł ani nie przejmuję się swoimi ubraniami. Szwagier mówi, że naturalny wygląd to moja zaleta...mam w dupie zdanie tego dziada...
Dziwi mnie to, że ludzie sądzą, że skoro jestem niska i drobna to też nieszkodliwa i niewinna. Może na pierwszy rzut oka. Nic bardziej mylnego. Od urodzenia, nieprzerwanie jestem taka jaka jestem. Wulgarna, pyskata, chamska, pewna siebie. Nauczyłam się jednak żyć z tym, że każdy coś do mnie ma. Potrafię trzymać język za zębami jak trzeba. Zawsze szukam najlepszego dla siebie wyjścia z sytuacji, nie przejmując się, że ucierpią na tym inni. No co? Życie! Jak się trochę pocierpi, to potem nie popełnia się tych samych błędów. Niestety, jak się jest mną to można je popełniać w nieskończoność, ja się i tak niczego nie nauczę. Kochany Edward (czyli wcześniej wspominany szwagier) i moja siostra zgodnie twierdzą, że jestem niewychowana i przyda mi się dyscyplina. Jego jeszcze przemilczę, ale Mad powinna trzymać moją stronę, w końcu wie czemu jestem taka, a nie inna. Jak widać z debilniała do reszty. Ale dość o tym! Ostatnio chyba serio dzieje się coś ze mną nie tak. Może rzeczywiście jego metody się opłaciły? Nie, po prostu nie lubię towarzystwa tych grzecznych aniołków. Każdy traktuje mnie z góry, więc to chyba logiczne, że nie mam zamiaru z nikim przebywać. Wolę siedzieć w swoich czterech ścianach z herbatą i książką. Irytuje mnie wiele rzeczy, ale o tym też potem. Coś jeszcze? A! Straciłam wiarę w szczęście...
Czy płaczę? Nie! Ja nigdy nie płaczę! Bo po co...to ci i tak w niczym nie pomoże. Chociaż czasem gdy mi się nazbiera nawet nad tym nie panuję...
I wtedy sobie uświadamiam, że to wszystko to kłamstwa i tak na prawdę nigdy nie byłam sobą, bo siebie nie znam...
I wtedy sobie uświadamiam, że to wszystko to kłamstwa i tak na prawdę nigdy nie byłam sobą, bo siebie nie znam...
Dlaczego jestem taka? Życie. Jedni dostają zajebisty start już na początku, ale ja nie miałam tego startu. Od pierwszych dni życia to zależało o de mnie czy przeżyję, czy też się poddam...
Moi rodzice olali moje chrzciny, a potem olewali całe życie. Zanim się obejrzałam straciłam swoje dzieciństwo zanim w ogóle pojęłam co to słowo znaczy. Nie mam ochoty wspominać życia na ulicy, ciągłej walki by nie umrzeć z zimna czy głodu. Kradłam co się dało, a jak mnie złapano to boleśnie karano, ale co zrobić? takie były czasy. To nie było nic wyjątkowego.
Ja nie płaczę! Przywidziało ci się... |
Miałam sporo młodszego rodzeństwa. Przyrodniego lub nie. Nie wiem czy byłam dobrą siostrą. Robiłam co mogłam by mieli chociaż namiastkę tego czego ja nie miałam. Nie zawsze byłam miła, zdarzyło mi się wybuchnąć i nawrzeszczeć na Rose czy na Charlesa...
Pogodziłam się, że moje życie się nie zmieni. skoro się urodziłam na ulicy to też tu umrę, nie? No niestety nie. Czemu niestety? Dziś wolałabym zdechnąć na ulicy razem z...nimi.
Ale nie. Miałam dwanaście lat i wszystko się skomplikowało. Jakaś choroba szalała po mieście, a ludzie padali jak muchy. Ignorowałam to póki nie dotknęło to mojej rodziny. Póki Elen nie umarła w tamtą deszczową noc...kiedy to ja trzymałam ją na rękach.Dokładnie rok wcześniej nasza kochana matka zostawiła nas na pewną śmierć. Mówiła, że jestem taka sama, że zrobię to co ona, że prędzej czy później zrobię to samo.I co?Zrobiłam. Uciekłam z tam tond. Zostawiła swoją rodzinę bez mrugnięcia okiem, a oni tam wszyscy umarli.Co dalej? Specjalnie nic się nie działo. Dalej żyłam na ulicy, utrzymując się ze "zawodu" ulicznego złodziejaszka, ale w Paryżu. Nie znosili mnie tam. Nie dziwię się. Robiłam wszystko by tylko osiągnąć swój cel. Miałam gdzieś sumienie. Może dlatego nie żałowałam, gdy zabiłam człowieka? Nawet gdy dowiedziałam się, że zaledwie dzień później miał wziąć ślub z ukochaną dziewczyną...
A jednak udało mi się wyrwać z tej patologii. Spotykając odpowiednią osobę zmieniłam swoje życie o 360 stopni i jednocześnie zrozumiałam wszystkie swoje błędy.
To dziwne uczucie kiedy patrzysz na swoje odbicie w lustrze i widzisz nic nie warte ścierwo. A potem przez twoją głowę przechodzą wspomnienia, widzisz ludzi, których zraniłaś. Co zrobiłam? Nie wiem, ale podobno chciałam sobie wbić nóż w serce...
Ale to byłoby za mało. Dostałam swoją karę i trwała ona resztę mojego życia. Co było tą karą? Raczej kto...
Mój kochany mąż. Wystarczył mu miesiąc, żeby doprowadzić mnie do depresji. Nie spaliśmy ze sobą. Byłam tylko do ozdoby, na wyjścia na przyjęcia, do rodziny, znajomych. Ale po za tym nie byłam mu do niczego potrzebna. Moje dni wyglądały tak samo. Spędzone w pokoju, przed oknem. Obserwowałam życie, które toczyło się be ze mnie. Mogłam się zatopić w alkoholu, ale nie.
Zamiast tego zaczęłam brać środki nasenne, tfu! Co ja mówię?! Po prostu uzależniłam się od prochów przesypiając większość swoich ostatnich lat!
A potem wybuchła II Wojna Światowa. W domu zostałam sama, kilka służących i teściowa żałuję, że nie utopiła się wtedy we wannie. Nie odczuwałam jej skutków. Nie byłam po stronie Hitlera, a właściwie byłam bezstronna. Nie myślałam o tym, że mój mąż codziennie zabija wielu ludzi w gettach, czy w obozach koncentracyjnych. To mnie nie dotyczyło, póki nie zobaczyłam tego na własne oczy.Niewiele pamiętam z tego dnia, ale poczułam się tak jak w dniu ślubu., jak nie gorzej. Na własne oczy widziałam jak rozstrzeliwują ludzi.
Opuszczając to miejsce dostrzegłam sporą gromadkę dzieci.
Długo nad tym myślałam, aż zdecydowałam.
Następnego dnia wypuściłam je i wyprowadziłam z obozu. Uciekaliśmy lasem, wiem, że to była zima, było ciemno, a to nie była noc. Nie pamiętam.
W jednej chwili widziała uciekające dzieciaki. Słyszałam szczekanie psów i niemieckie okrzyki. Gonili nas. Chyba kazałam im przyspieszyć. Nie dokończyłam zdania, gdy coś przeszyło mi płuco. Nie czułam bólu, umarłam zbyt szybko. Czułam zaś zimno śniegu, a ostatnie co widziałam to czerwony śnieg...
W tamtej chili myślałam, że to koniec. Zniknę i nic ze mnie nie zostanie. Moje ciało, myśli, wspomnienia, świadomość...wszystko zniknie. Chyba miałam taką nadzieję, ale zamiast tego obudziłam się w ...Niebie. Ja?! Ja w niebie?!
W pierwszej chwili się cieszyłam, ale potem dopadło mnie znowu poczucie winy. Myśl o każdym z moich grzechów przepełniała mnie bólem, ale nauczyłam się z tym żyć. Chciałam zapomnieć, móc nauczyć się cieszyć życiem. Ale wszyscy o mnie wiedzieli. Nikt nie chciał mnie choćby poznać. Z jednej strony powinnam mieć to gdzieś, a z drugiej to bolało...
Zamieszkałam u Madeline, choć niezbyt mi się to widziało. Po śmierci znalazła sobie męża, szlachcica-Edward'a Riote. Nie widziałam siebie wśród nich. Przeczuwałam, że to nie jest miejsce dla mnie.
I tak było. Edwardowi nie podobało się we mnie wszystko: to jak się zachowuję, jak ubieram, moje życie przed śmiercią. Każdą sprzeczkę wygrywał, a Mad nie śmiała nawet się za mną wstawić. Nawet wtedy kiedy mnie uderzył...
Komu chciałoby się tak żyć? Nikomu, więc mi też nie. Tak, chciałam się zabić. Wzięłam wszystkie nasenne jakie miałam i weszłam do wanny w ubraniach, zasypiając.
Umarłabym, gdyby nie jakaś anielica, która mnie znalazła.
Nie udało się, i tylko dostałam ochrzan, jak to zawstydzam ród Riote...
Na tym się kończy, przynajmniej na chwilę obecną.
Jak już wspominałam, wolę siedzieć w swoich czterech ścianach z herbatą i książką w dłoni. Mój pokój to istna biblioteka, a książki, na które nie ma miejsca na półkach można znaleźć nawet pod dywanem...
Ale książki to nie całe moje życie, choć tylko w ich świecie czuję namiastkę szczęścia. Po za tym zdarza mi się trochę za głośno grać na gitarze i się drzeć. Podobno umiem śpiewać...podobno.
Co jeszcze...umiem gotować, dobrze gotować. Nauka mi łatwo przychodzi, ale to nie znaczy, że lubię się uczyć...unikam tego jak ognia. Robię masę zdjęć jak nikt nie patrzy...
- Pisze pamiętnik.
- Jest uzależniona od środków nasennych i kawy.
- Chciałaby mieć królika, ale jakoś nigdy nie było okazji by go mieć...
- Zawsze ukrywa gdy coś ją martwi, lub boli.
- Jest fatalną kłamczuchą, ale i tak kłamie nałogowo.
- Nie dawajcie jej alkoholu...
bo to się źle skończy dla wszystkich. - Tnie się...
- Jest jeszcze uzależniona od soku truskawkowego.
- Umie mówić w kilku językach, ale czytać tylko po francusku.
- Potrafi grać na pianinie tylko jedną melodię (The Reluctant Heroes) jak usłyszysz, to na sto procent ona.
- Poluje na nią były mąż, by się zemścić (po jej śmierci sporo się wydarzyło...)
- Twierdzi, że miłość nie istnieje, a nawet jeśli to jej to nie dotyczy...co nie znaczy, że nie chciałaby być kochana...
Data urodzenia i kontakt tak jak poprzednio.
Chętna na wątki i powiązania.
KP się jeszcze zmieni...ciągle mi w nim coś nie pasuje.
Już czas, już czas! Już na komentarz czas!
OdpowiedzUsuńW tym momencie Flo dostałaby opierdziel od pewnego pana na literę E ale niestety on nie ma prawa głosu bo nie istnieje...*mierzona morderczym wzrokiem*
Flo jest taka słodka! Taki agresywny krasnal <3
Pomińmy fakt, że się wzruszyłam...ja się ostatnio często wzruszam...hormony...może okres mi zbliża...NIEWAŻNE. Wracając do kp...uwielbiam jej historię. Jest świetna! Co z tego, że ją znałam wcześniej i tak jest zajebista. Jak już pisałam jest kochanym wkurzającym karzełkiem. Znam jej drugie imię! Czuję się fajna...*wiem, że nie jestem ale dajcie się nacieszyć szczęściem ;-;* Wszystko jest świetne! Wiedz Lucuś, że twoja ciężka praca nie poszła się jebać <3
Historia (którą znałam), wygląd (o którym też wiedziałam), charakter....no tutaj to bym prowadziła dyskusje! Floruś jest słodka i kochana ;_; A co do lęku wysokości to trzeba to zapisać na przyszło ść dla SAMA WIESZ KOGO....nie, nie mówię o Voldemorcie...po tym bezsensownym komentarzu stwierdzam, że nie umiem komentować. Hehehe...ułomne dziecko._.
Są tylko błędy ortograficzne, czy jak to tam ale otrzymujesz rozgrzeszenia bo wiem o której to pisałaś. Żegnam!
Twierdzę że sie zgadam z komentarzem moim spod Deliach. Yu nie umi komentować a Lena i Justyna umieją.
OdpowiedzUsuńFlo mi się podoba. Jest taka słoooodka! *wszyscy wiedzą o słabości Yu do słodkich rzeczy* Kp udane.
Komentarz napisany i zjebany więc się żegnam. Arivedrci!