Music

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Czasem żeby coś zyskać musisz coś stracić...



- Nie zrobisz tego... - wyszeptała blondynka pochylając się do przodu. Zmrużyła oczy a błękitne tęczówki błysnęły stanowczością. Mierzyła wzrokiem swojego rozmówcę, któremu nie spodobał się jej wyraźny upór.
- Nie bądź tego taka pewna! - krzyknął sfrustrowany i zdenerwowany. Odpowiedział jej równie zaciętym spojrzeniem, po czym odepchnął się dłońmi od gałęzi drzewa i z głośnym krzykiem z niego zleciał. - Au... moje...wszystko... - zajęczał z bólu i przeturlał się na plecy wypluwając piach z ust. Blondwłosa widząc jego stan zaczęła się niekontrolowanie śmiać.
- I-isamu ty sieroto... - jej śmiech zaraz przerodził się w głośny pisk, gdy dziewczynka przypadkowo poszła w ślady swojego starszego brata i spadła z drzewa. - Auauauau... głupie drzewo... - wymamrotała rzucając owemu drzewu spojrzenie mogące zamrozić nawet piekło i wstała z ziemi otrzepując tyłek z trawy i ziemi. Spojrzała w dół na brata i uśmiechnęła się do niego najsłodszym uśmiechem na jaki mogła się zdobyć czując jeszcze ból po upadku. Natychmiast jej odpowiedział na ten uśmiech. Tym niewinnym grymasem twarzy zdobyła jego serce już na samym początku i sprawił on, że pokochał tę małą, niesforną dziewczynkę.
- Wracamy Su? - wstał i położył jej dłoń na głowie, lekko mierzwiąc długie pasma pięknych blond włosów. Dziewczynka z udawanym oburzeniem odsunęła się i zaczęła poprawiać zniszczoną fryzurę.
- Zawsze mi to robisz... - wymamrotała odwracając się od brata i zakładając rączki na piersi. - Przeproś mnie. - nadęła policzki i czekała na swojego przytulasa. To był niemal ich rytuał, nawet jeśli chłopak na początku protestował to i tak po dłuższej lub krótszej chwili kładł dłoń na jej ramieniu i przytulał ją z całej siły ze słowami przeprosin na ustach.
- Przepraszam Su...musisz żyć... - wykrztusił z siebie ostatkiem sił i położył jej rękę na ramieniu. Przerażona słowami brata spojrzała na jego rękę i na powiększającą się plamę na jej ramieniu. Krew. Wstrzymała oddech i wolno odwróciła się w jego stronę. Jego dłoń zniknęła z jej ramienia pozostawiając plamę szkarłatnej posoki spływającej po jej ręce. Teraz leżał na ziemi, a jego niewidzące oczy skierowane były w górę, jakby patrzył w niebo. Był martwy... Krew bez ustanku wylewała się z dziury w jego brzuchu, ale nie to było najgorszym widokiem. Nad jego ciałem stała pewna osoba. Stał i uśmiechał się złowieszczo, niczym drapieżnik który właśnie upolował swoją ofiarę. Przeniósł swój wzrok na małą Su, która z przerażenia nie mogła zrobić kroku. Czuła jak w jej klatce piersiowej bije serce tak mocno jak nigdy wcześniej i słyszała szum jej własnej krwi w uszach. Nie mogła zmusić swoich kończyn do ruchu,nie mogła zmusić się do ucieczki, instynkt przetrwania ją zawiódł.
- Przepraszam Su...musisz umrzeć.. - wycharczała postać przed nią i szybkim, płynnym ruchem wbiła jej ostrze prosto w serce. Ostatnim co zarejestrował jej umysł był demoniczny śmiech i uśmiech jej martwego brata...

===*===*===*===

Dziewczyna poruszyła się niespokojnie na łóżku co nie uszło uwadze czerwonowłosemu. Odłożył czytaną przez siebie książkę na stolik i przyjrzał się jej zmartwiony. Czyżby kolejny koszmar? Zauważył jak marszczy czoło a jej twarz wykrzywia spazm bólu. Nagle poderwała się do siadu i ze świstem wciągnęła powietrze, a jej rozbiegany wzrok zdradzał, że próbuje połapać się w sytuacji. Podszedł do niech cicho.
- Su...wszystko w porządku? - zapytał zaniepokojony, a gdy skupiła na nim uwagę zobaczył wzbierające w jej oczach łzy. - Zły sen? - pokiwała głową i wczepiła się w niego wtulając się ze wszystkich sił jakie miała w swoim drobnym ciele. Mimo bycia demonem od pewnego czasu wciąż była delikatna i krucha, jakby miała się w każdej chwili rozpaść. Starała się to ukrywać pod maską obojętności, ale on znał ją wystarczająco długo by wiedzieć jaka jest w rzeczywistości. Kochał ją... Czy aby na pewno? Czy demony w ogóle zdolne są do uczucia jakim jest miłość? Wierzył, że tak. Kochał ją...była jego siostrą. Pogłaskał ją po głowie i zaczął cicho uspokajać. Po chwili dziewczyna uspokoiła się na tyle by móc na niego spojrzeć.
- Dziękuję ci Tabris. - uśmiechnęła się do niego delikatnie i odsunęła się wycierając łzy. W końcu wygramoliła się z pod koca, który zarzucił na nią pewnie Tabris. Musiała zasnąć na kanapie.. Super... moje plecy.Przypomniała sobie o śnie i położyła dłoń w okolicy serca. Nic tam nie było, tylko gładka skóra, bez żadnej skazy. Westchnęła cicho i spojrzała na czerwonowłosego. - A tak w ogóle to co ty tu robisz..?
- To już swojej kochanej młodszej siostry odwiedzić nie mogę? - zmierzył ją badawczym spojrzeniem błękitnych oczu a na jego usta wkradł się uśmiech. - O ile mi wiadomo nikt mi tego nie zabronił, a w akademii wciąż jestem całkiem mile widziany. -Blondynka wywróciła oczami i wstała z kanapy.
-  Przestań już i przejdź do puenty... - chłopak zaśmiał się cicho, ale zaraz spoważniał. Podszdl do niej i podał jej kopertę z czerwoną pieczęcią, na której znajdował się kruk z różą w dziobie. Ród Montrose jest strasznie staroświecki. Sumire rzuciła mu pytające spojrzenie,po czym niepewnie złamała pieczęć i otworzyła kopertę. Po chwili ciszy rzuciła list na ziemię i wyszła ze swojego pokoju trzaskając drzwiami. Tabris westchnął i zniknął, a jedynym śladem jaki po nim został były krucze pióra.

czwartek, 30 lipca 2015

Anioł i demon czyli jak przetrwać pierwszy dzień w akademii.

Czarnowłosy obudził się w momencie gdy nadgorliwe promienie słoneczne wdarły się do jego pokoju i padły na jego twarz. Skrzywił się i naciągnął kołdrę na twarz. Nie dość że położył się dwie godziny wcześniej, to teraz nawet nie mógł spać. Przekręcił się na bok co poskutkowało nieprzyjemnym zbliżeniem z podłogą. Jęknął przeciągle i wstał otrzepując się z kurzu i przecierając dłońmi zmęczoną twarz.
 -To będzie piękny dzień... - wymamrotał i spojrzał na okno gdzie siedział jego przyjaciel.
-Mogłeś zasłonić okno Vigo... -warknął do kruka na co ten odpowiedział mu ironicznym spojrzeniem i odleciał. Sebastian przyciągnął się prostując kości i zesztywniałe mięśnie po całonocnej misji i krótkim śnie. Umył się i przebrał po czym wyszedł z pokoju z ironicznym uśmiechem.
- Piękny dzień...
Dziewczyna stała przed akademią. Miała przy sobie tylko mała walizkę. Nic więcej nie potrzebowała. Wpatrzona była w niebo. - Piękna jest dzisiaj pogoda.. - mruknęła sama do siebie, prostując skrzydła i idąc w kierunku drzwi od akademii. Aktualnie była w swojej anielskiej formie, chociaż nieco się wstydziła chodzić w sukience. - Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. - próbowała pocieszyć sama siebie, choć wychodziło jej to dość marnie. - W sumie, czy nie powinnam się rozpakować? - zapytała sama siebie. Po chwili namysłu zmieniła swój kierunek i poleciała w stronę akademiku.
Podczas gdy chłopak powolnym krokiem opuszczał akademik, jego przyjaciel latał nad terenem akademii. Jego wzrok przyciągnęła postać drobnej anielicy. Obniżył swój lot i wylądował na gałęzi za nią. Już miał taki nawyk, że przyglądał się nowo przybyłym. Jego właściciel zaś udał się na dziedziniec, niestety przez jego zamyślenie, a raczej brak myślenia spowodowany niewyspaniem, skierował swoje kroki w stronę akademika dla aniołów.
Szła dumnym krokiem w stronę akademiku, próbując wszystko ignorować. Nie udawało się to. Kiedy tylko coś usłyszała, zaczynała się rozglądać oczami oraz zaczęła się trząść.
- Ci.. Spokojnie Hope. Wszystko będzie dobrze.. - mówiła sama do siebie. Zatrzymała się, wyciągając z kieszeni notatnik oraz długopis. Notatnik był mały oraz był zamykany na kłódkę. Wyjęła kluczyk i otworzyła notatnik. Zapisała na nim co czuła. Niepokój? Strach? A może ekscytację? Z tego nadmiaru emocji, dziewczyna upuściła kluczyk, nie zwracając na to uwagi. Schowała notatnik. Dziewczyna spoglądając w niebo, nie zauważyła drzewa, na które wpadła. Notatnik wypadł, a ona karciła samą siebie
Zdenerwowany swoim gapiostwem skręcił na dziedziniec i włożył ręce jak najgłębiej w kieszenie. Spojrzał przed siebie i zauważył anielice gadającą do drzewa, a nad nią swojego kruka. Podszedł bliżej niej i podniósł notatnik leżący na ziemi a następnie zaczął go przeglądać.
Dziewczyna spojrzała na ziemię , a notatnika nie było.
- Cholera, powiedzcie że zgubiłam notatnik, to się normalnie zabiję.. - Mruknęła sama do siebie, wstając z ziemi i otrzepując się z liści. Nawet nie spojrzała za siebie. Bała się? Nie. Była pewna że go tam nie ma? Też nie. Po prostu miała przeczucie. Kiedy sięgnęła ręką do kieszeni, nie poczuła także klucza.
- Cholera, nawet klucza nie ma.. - Zrezygnowana odwróciła się do tyłu..
Zaśmiał się czytając notatnik i spojrzał na nią.
 -To pierwszy dzień jest aż tak stresujący? - Zadrwił z niej i przeszył spojrzeniem czarnych jak noc oczu.
- O-oddaj.. - Spojrzała na chłopaka, a potem na swój notatnik. Była zbyt nieśmiała, żeby go wziąć. Głupia. W końcu zebrała się w garść, i podeszła do chłopaka, chcąc wziąć notatnik.
- Niech was szlag trafi. - Mruknęła.
- Łaskawie oddasz mi ten notes do cholery? - Zapytała nieco głośniej. Fakt, dziewczyna z natury była nieśmiała. Ale jak tutaj nie wybuchnąć, widząc jak jakiś debil czyta twoje zapiski?
Położył jej dłoń na głowie i zaśmiał się gorzko.  - Eee...nie...
Zarumieniła się. Westchnęła, spoglądając na notatnik. - Rusz go tylko.. - Mruknęła, prostując skrzydła.
- Grozisz mi dziecko? -zmierzył ją wyzywającym wzrokiem.
- Nie jestem dzieckiem! - Krzyknęła, zakładając ręce na piersi. - To w końcu oddasz mi ten pieprzony notatnik? - Mruknęła cicho, spoglądając smutnymi oczkami na chłopaka.
- I debila. - Mruknęła cicho. Pobiegła za dziennikiem i wzięła go, chowając go kieszeni. - Jeszcze kluczyk znajdź.. - Spojrzała w niebo i mruknęła sama do siebie. - Na Gabriela, po co mama mnie tu posyłała..
Obrócił się błyskawicznie i złapał ją za szyję.  -Nie pozwalaj dobie dzieciaku...to że jeszcze cię nie zabiłem to wyłącznie akt mojej dobrej woli...
Po omacku wyciągnęła z kieszeni sztylet, kalecząc się przy tym.
"Cholera! I po co zaczynałam.. Mam przecież sztylet, ale co ja nim zdziałam? Arg. Jak zawsze wpadasz w tarapaty, Hope." Pomyślała.
Przerażenie w jej oczach podziałało na niego jak płachta na byka. Uniósł ją i rzucił na ziemię kilka metrów dalej jak szmacianą lalką. Zmierzył ją chłodnym spojrzeniem i uśmiechnął się sztucznie, wręcz przerażająco
-Masz jeszcze jakieś błyskotliwe uwagi?
Trochę bolało. Fakt. Na szczęście miała przy sobie nadal swój sztylet. Ale krew nie przestawała lecieć. A notatnik? Został przy chłopaku. Cela dziewczyna miała ciałkiem niezłego, dlatego rzuciła sztyletem w chłopaka, i wzniosła się najwyżej jak mogła.
- I jak tutaj zdobyć mój notatnik? - Nie chciała chłopaka zranić, tylko go wypłoszyć. Chciała szybko zdobyć notatnik i uciec. Proste, prawda?Złapał sztylet i odrzucił go w bok, podszedł do niej powolnym krokiem a w jego oczach błysnął cień szkarłatu. Powalił ją na ziemię łapiąc ponownie jej szyję i wbił w jej delikatną skórę ostre paznokcie.
- Nie radzę... - wymamrotał pod nosem.
Ona nic. Tylko patrzyła na chłopaka. Widać nawet nie zwrócił uwagi na jej rękę. Każdy średnio ogarnięty demon zauważył by, że ręka Hope jest cała we krwi. Na serio. " Debilko popieprzona! Po co zaczynałaś tą chorą kłótnie?! Kto ci cholera kazał.. :
Zauważył rozlewającą się powoli krew i westchął zrezygnowany. Szczerze mówiąc nie chciał słuchać wywodu Gabriela albo Delilah o tym że nie wolno krzywdzić aniołów więc puścił dziewczynę i wstał pospiesznie. Zrobił kilka kroków i podniósł notatnik należący do owej anielicy. Rzucił go tuż obok niej i gwizdnął na kruka, który zleciał z drzewa i przysiadł na jego ramieniu. Wsadził ręce głęboko w kieszenie ciemnych spodni i ruszył w swoją stronę.
Wstała, zupełnie nie przejmując się swoim stanem. - Przynajmniej mam notatnik. Gorzej z kluczem.. - Mruknęła i chwyciła notatnik. Dziewczyna szybko pobiegła w kierunku akademiku. Tylko był jeden problem.. Krew. Wszędzie krew. A sztylet? Ona zajmie się tym później. Teraz musiała zająć się.. wszystkim.
- I po kija jakiego ja się w to wpakowałam..

środa, 29 lipca 2015

Nadzieja imieniem dziewczyny. Przeznaczenie, czy czysty przypadek?

Hope Lies. I Szlachetna Anielica I Lat 16 I Kobieta I Długie, białe skrzydła I Niebo I 16.04.

Wygląd jako ANIOŁ.

Jej włosy nabierają ciemniejsze barwy, oczy przybierają kolor turkusowy, a ona sama na na głowie kokardę. W jej ubiorze zmienia się to, że zamiast być ubrana w swoje codzienne ubrania, jest ubrana w sukienkę. Taka mała Lolita. Dodatkowo, na jej wisiorku, zamiast róży jest krzyż.  Jej skrzydła, są całkiem długie, nigdy nie sprawdzała ile tak dokładnie mierzą. Chociaż prawda jest taka, iż te skrzydła mogą być zdatne tylko do latania. 
A co z jej  człowieczą formą?
Jako człowiek, dziewczyna ma nieco jaśniejsze włosy, w świetle dziennym, wydaje się że kolor  jej włosów jest jakby jasnym blondem, połączonym z jasnym brązem. Najczęściej zakłada sukienki do kolan, a na plecy biały sweterek. Jej strój rzadko różni się od stroju który miała wcześniej. Po prostu sukienka oraz swetr. Nie wyróżnia się z tłumu. Jest chuda jak patyk, oraz ma jasną cerę. Ona na serio się nie wyróżnia.

A jej charakter?
Dziewczyna jest spokojna, na lekcjach zawsze zachowuje się wzorowo. Dziewczyna niechętnie poznaje nowych ludzi. Taka z pozoru szara owieczka. jednakże, kiedy nadchodzi noc, w dziewczynie coś pęka.. Normalnie, dziewczyna jest w stanie porozmawiać. Jednakże, mówi dość cicho oraz czasem mówi sama do siebie, zamiast do rozmówcy. Da się z nią dogadać, chociaż jest ciężko. Z czasem, dziewczyna zacznie się przekonywać do nowego towarzystwa. Jako przyjaciółka, potrafi pomóc, jest nieco bardziej otwarta, oraz na pozór milusia i słodka.

Jej historia krótka jest, nie ma o czym mówić.
Dziewczyna żyła jak każda normalna Anielica. Kilka zdarzeń nieco zmieniło jej charakter, a także zmieniło coś w jej życiu.. Ale nie ważne. Żyła w dość bogatej rodzinie. Dziewczyna miała wiele przyjaciół, a kiedy usłyszała o tym, że musi wyjechać do akademii.. Coś w jej pękło. Miała opuścić wszystkich przyjaciół? Nawet Layle? Jej najlepszą przyjaciółkę? Właśnie wtedy.. Wtedy pękła i przestała być już prawdziwą przyjaciółką, tylko szarą owcą. Urwała kontakty. Skoro i tak dziewczyna musiała wyjechać, to wolała udawać że już wyjechała. Jej ostatnie dni przed wyjazdem spędziła w małym ogródku, jedząc tam wszystkie posiłki oraz spędzając tam cały dzień oraz wieczór. Było to jej ulubione miejsce. Potem po prostu znalazła się w Akademii.

CI-E-K-A-W-O-S-T-K-I

- Ma swój mały sekret..
- Kocha żelki oraz wszelakie słodycze
- Często zapisuje swoje myśli w notatniku.
- Uwielbia latać.
- Zawsze ma przy sobie sztylet. To jej broń po prostu.
--
Yay. Kiedy indziej się postaram, Nie bać się.
GG: 54799609
Data: 25.04.
Meil: olalittlepetshop@gmail.com
Ona nie gryzie.

środa, 8 lipca 2015

Alone

Trzasnęła drzwiami klasy tak mocno, jak to tylko było możliwe, tworząc głośny huk. Za plecami dalej słyszała nawoływanie nauczyciela i donośnie śmiechy kolegów i koleżanek z klasy. Miała dość tych uszczypliwych komentarzy co do domniemanego dziwkarstwa, bo jaka szanująca się anielica sypia z demonem? Na pewno nie ona, ale przez niego ma doprawdy świetną opinię. To już chyba szósty raz dzisiaj, kiedy zaproponowano jej seks, co i tak nie przebija faktu, że jeden demon zaciągnął ją do kanciapy woźnego. Gdyby nie miotła, którą go potraktowała pewnie nie była by już dziewicą. 
Pocieszające było to, że jego nie było dziś na lekcjach, ale z drugiej strony tego żałowała. Z przyjemnością wybiła by mu ząb albo dwa. Kit z tym, że pewnie kilka stron jej pamiętnika zostałoby rozwieszonych po szkole.
A nie, jednak nie kit. Teraz, gdy tak nad tym myślała, jednak nie odważyłaby się go uderzyć, ale kiedy już odzyska pamiętnik pobawi się w szaleńca z piłą łańcuchową, no może nie dosłownie, ale cały z tego nie wyjdzie. 
Szła szybko przez korytarz, nie zwracając zbytnio uwagi na otoczenie. Pewnie gdyby na kogoś wpadła nawet by tego nie zauważyła. Była zbyt zdenerwowana by przejmować się tak "nie istotnymi rzeczami". 
Budynek opuściła dość szybko, jednocześnie niszcząc sobie do reszty włosy, gdyż wiatr dawał się we znaki już od paru dni. Mimowolnie skorzystała z okazji, że nikogo nie ma w okolicy i wbiła wzrok w niebo. Ciągle pamiętała swój pierwszy lot i jego tragiczne skutki. Od tego czasu niemal panicznie bała się wysokości, dlatego w salach na wyższych piętrach siadała jak najdalej okien.
Po za wysokością bała się też broni palnej i krwi, o dziwo nie swojej. Czasami bała się nawet spać w ciemnym pokoju, mając wrażenie, że coś ją obserwuje i tylko czeka, aż znuży ją sen. Doprawdy dziecinne, ale prawdziwe. Wszystko było zapisane w pamiętniku, który był w jego rękach. Ciekawe jak świetnie się bawi czytając o jej uczuciach, lękach, doświadczeniach. Chamski kretyn, który pewnie jak każdy demon ma wszystko gdzieś, zadaje cierpienie i ma wszystko czego zawsze chciał. Nie lubiła takich osób, egoistów, którzy gówno wiedzą o życiu. 
Nadal nie wiedziała jak postąpić w sprawie pamiętnika. Nie wyobrażała sobie siebie w roli posłusznej niewolnicy. Zawsze mogłaby spróbować wykraść notes co pewnie poszłoby jej łatwo, gdyby nie fakt, że Gabriel wywaliłby ją ze szkoły, a na to nie mogła sobie pozwolić. Co prawda siedzenie po ileś godzin dziennie w ławce i słuchanie nudnych jak flaki z olejem wypowiedzi nauczycieli było nieciekawą opcją, ale dużo lepszą niż przymusowe wyjście za mąż.

Możesz mi się przydać tylko na dwa sposoby, albo nie narobisz mi wstydu w akademii, albo będziesz dobrą żoną.

Małżeństwo z przymusu? Nie, drugi raz nie będzie się w to bawiła. W ogóle nie będzie się bawiła. Małżeństwo ma tylko piękną nazwę. Może gdyby nie śpieszyli się tak z Fabianem, zdołałaby go pokochać, a tak to z dnia na dzień było co raz gorzej. Najpierw sprzeczki, potem co raz poważniejsze kłótnie, ciche dni, aż stajesz się mu tak daleka jak jedna z wielu które posiadł, potem już tylko leżysz w łóżku, podczas gdy on zabawia się z inną. Nie miała zamiaru znowu tak żyć. Całymi dniami chodzić jak ta mara, ciało bez duszy, szklana, pusta lalka, której nikt nie okazał od dawna miłości. Nigdy więcej.
Dlatego nie mogła sobie pozwolić na wywalenie ze szkoły, a więc na kradzież też nie. Zwyczajnie nie było innego wyjścia. Świetnie! Życie ją chyba naprawdę nienawidzi. 
Oparła się plecami o drzewo i zasłoniła dłońmi twarz, czując, że zbiera jej się na łzy. Ostatni raz płakała bardzo dawno temu, kiedy była jeszcze dzieckiem i nie potrafiła inaczej, ale właśnie wtedy przysięgła sobie, że to ostatni raz. Postanowiła, że będzie się tego postanowienia trzymać i nie będzie już nigdy przez nikogo płakać. 
Powstrzymała się i odsłoniła twarz. Nie było sensu teraz tam wracać, ale musiała kiedyś wrócić i dalej znosić komentarze, a nawet próby gwałtu. Zacisnęła ze złości pięści. On uczynił jej pobyt w tej szkole jeszcze trudniejszym i gorszym niż wcześniej, kiedy to była tylko traktowana jako gorszą, tą nad którą zlitował się Gabriel, a powinna gnić w Czyśćcu.
W sumie Czyściec nie byłby taki zły.
Zanurkowała dłonie w kieszeniach czerwonego swetra i pociągnęła nosem. Po chwili wyciągnęła ręce, mając między palcami jednej ostrą żyletkę. Nic to pomoże, ale przynajmniej da ulgę i wytchnienie choć przez chwilę. Robiła tak od zawsze, ilekroć będąc dzieckiem, marzła każdej nocy, chodziła głodna po ulicach lub zwyczajnie kogoś zawiodła, czego nienawidziła. Dla perfekcjonistki zawód był największą porażką, porażką nie do przyjęcia.
Przejechała powoli po skórze wewnętrznej strony nadgarstka, gdzie znajdowało się już kilka blizn, sprzed paru miesięcy. Obserwowała jak linia robi się czerwona, aż w końcu wypływa z niej krew. Jedna stróżka spłynęła jej po przedramieniu, a druga skapnęła na ziemię, tworząc szkarłatne plamy na soczyście zielonej trawie. Czuła ból jaki temu towarzyszył, ale przyzwyczajona do niego potrafiła się uśmiechnąć. Jeszcze kilka nacięć, a może uspokoi się na tyle, by uciec myślami od niego?
Już miała zrobić kolejne...
 - Florence Lawliet! - usłyszała za sobą znajomy głos. Schowała pospiesznie żyletkę i naciągnęła rękaw, chcąc zasłonić ranę. Skrzywiła się gdy wełna spotkała się z raną. Właścicielką głosu była anielica, o ile się nie myliła członkini rady. Serce zabiło jej mocniej, na myśl, że mogła coś zauważyć. Jeszcze ją za psychiczną wezmą - Dyrektor cię wzywa. - wcale nie przyniosło jej to ulgi, wręcz przeciwnie, napawało strachem. Czyżby jej dzisiejsze zachowanie na tyle zezłościło Gabrysia, że postanowił ją wypierdolić za bramę z walizkami?! Nie, nie i jeszcze raz nie! Trzy razy nie! 
Kiwnęła lekko głową i podążyła za anielicą, wchodząc ponownie do budynku. Kroki obydwu odbijały się echem po korytarzach. Flo skupiła wzrok na dziewczynie. Miała błękitne włosy i chyba tego samego koloru oczy. Była szczupła, straszliwie ładna, z całą pewnością marzenie każdego faceta, a nie jak ona. Brzydkie kaczątko z ulicy.
W dodatku żałosne.
Stając przed drzwiami gabinetu Dyrektora jedynie przełknęła ślinę i zapukała, po czym po cichym "Proszę" weszła do środka. Gabriel jak zawsze uśmiechał się mimo monotonnej pracy jaką przyszło mu wykonywać. Usiadła na krześle przed biurkiem i ze spuszczoną głową czekała na wyrok.
Tymczasem Archanioł miał czas i dokończył wypełnianie jakiejś faktury, by następnie skupić na niej wzrok.
 - Florence... - zaczął, ale dziewczyna nie pozwoliła mu dokończyć, bo natychmiast podniosła głowę.
- To się już więcej razy nie powtórzy! Przysięgam! Ostatni raz wyszłam z sali! A-A te plotki to nie prawda! - gestykulowała żywo rękami starając się jakoś przekonać dyrektora, świetnie wiedząc co ją czeka ... a przynajmniej tak przeczuwała.
Natomiast Gabriel wpatrywał się w dziewczynę z lekkim zdziwieniem na twarzy, które zamieniło się w uśmiech.
 - Nic nie słyszałem o kolejnym pokazie siły z nauczycielem Panno Lawliet - zaśmiał się widząc zakłopotanie malujące się na twarzy anielicy - A po za tym i tak nie mam siły cię już za to karać. - może dlatego że nauczycielem jest tym razem demon - Ale plotki słyszałem... - spoważniał. Flo znieruchomiała, mając nadzieję, że ten coś jeszcze powie, ale nie. Oczekiwał wyjaśnień.
 - T-To nie prawda! Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła! To tylko wymysł...
 - Wierzę ci Florence. - teraz to on jej przerwał - Co jak co, ale damą "lekkich obyczajów" nie jesteś, ale inni w to nie wierzą. Chcę cię tylko przestrzec byś nie wybuchała agresją na oskarżenia. Dość mam na głowie bujek, rozumiesz? -spojrzał jej w oczy. 
 - Rozumiem! - zasalutowała, ciesząc się, że i tym razem jej się upiekło. Gabryś to jednak równy gość. Wyrozumiały. Zupełnie jakby prześwietlał kogoś na wylot i sam znał prawdę. Też by tak chciała umieć, choć bardziej chciałaby być lepszą aktorką i kłamczuchą. 
Dopiero po chwili dotarło do niej, że był inny powód wezwania jej do szkoły. Edward znowu coś chce? A może Madeline? Albo Gabi zorientował się, że robi zamówienia przez szkolne komputery, bo nie stać jej na własnego laptopa.
 - Jest sprawa, panno Lawliet. - zaczął i mina mu trochę zrzedła. Flo ścisnęła rękę, gdzie miała ranę, czując, że mogłaby pozostawić ślady krwi na wypolerowanej podłodze w gabinecie - Jesteś aniołem wybranym, to znaczy, że posiadałaś ziemskich krewnych. Wiesz już o swojej siostrze, ale to nie o niej chciałem rozmawiać. - przerwał, tworząc uwierające napięcie - Lepiej jak sama przeczytasz. - wyjął ze szuflady biurka kopertę, zaadresowaną do niej. Wzięła ją w dłonie i odwróciła chcąc wiedzieć od kogo to. Otworzyła szerzej oczy ze zdumienia, by zacisnąć mocniej dłonie na kopercie, a te zaczęły się trząść.
Po raz kolejny tego dnia miała ochotę wybuchnąć ... płaczem i krzykiem.

Fanchette Lawliet

 - Jest Demonem Wybranym, bardzo nalegała by ci to przekazać. - dodał bacznie obserwując uczennicę. Florence jednak się nie odzywała ciągle wpatrując w list.
Po tylu latach...
 - M-Mogę wyjść? - zapytała czując, że pokój jest stanowczo dla niej za mały w tym momencie. Gabriel kiwnął głową, a Flo szybko podniosła się z miejsca i wyszła, cudem powstrzymując się by nie trzasnąć drzwiami. Natychmiast skierowała swe kroki ku wyjściu, gniotąc w dłoni kartkę.
Po tylu latach...
Przyspieszyła, by po chwili zacząć dosłownie biec. Do dzwonka nie zostało wiele, a ostatnie o czym marzyła to szkolna przerwa wśród tej zgrai idiotów, choć nie była pewna czy zwracałaby na nich uwagę. Teraz liczyło się tylko jedno.

Czego chce o de mnie moja matka?

wtorek, 23 czerwca 2015

Je­dynym miej­scem fa­milij­nej zgo­dy by­wa zaz­wyczaj grób rodzinny.

Sakura
Iroshi
Issei 

Rozległ się dzwonek i w tym samym momencie wszyscy uczniowie zaczęli wychodzić z klasy. Spakowałam swoje rzeczy i także ruszyłam w kierunku wyjścia, ale w ten zatrzymał mnie nauczyciel. 
- Sakuro, spieszy mi się i prosiłbym abyś dzisiaj ogarnęła klasę. - nie czekając na moja odpowiedź zwiał. 
Westchnęłam i zruciłam torbę z ramienia na podłogę. Odwróciłam się na pięcie i przyjrzałam pomieszczeniu. Wszystkie mapy były porozwijane, krzesełka nie wsunięte, papiery porozwalane na biurko. Jednym słowem : SYF. 
- Pięknie... - przyłożyłam dłoń do twarzy po czym podeszłam do tablicy aby ją wytrzeć.
-Panie profesorze, czy...? ouh..- wpadłem do sali jednak zamiast nauczyciela zastałem kogoś innego. Śliczną dziewczynę, którą dość często widuje w na korytarzach
- Hej, nie wiesz gdzie on polazł?- spytałem przekraczając próg sali i podchodząc do dziewczyny.
- Profesor się gdzieś śpieszył... Nie mam pojęcia dokąd polazł. - skończyłam w tym samym momencie ścierać tablicę.

-Sorka..- westchnąłem- Widzę, że zostawił ci niemałe zadanie- rozglądnąłem się po sali- Pomogę ci- przystąpiłem do ustawiania poprzesuwanych ławek i dosuwania krzeseł.
Uśmiechnęłam się szeroko, miło z jego strony. 
- Dziękuję. .. - zabrałam się za zwijanie map. - Nazywam się Sakura - dodałam.
-Iroshi, Sarimu Iroshi- uzupełniłem podchodząc do niej z wystawioną dłonią i budzącym zaufanie uśmiechem na twarzy.
Zmierzyłam go wzrokiem po czym ujęłam jego dłoń. 
- Miło poznać! - obdarzyłam go szerokim uśmiechem.
Po jej pierwszym spojrzeniu miałem wrażenie, że to nazwisko nie jest jej obce. Czyżby Issei?
-Coś nie tak?
- Wiesz... Ostatnio spotkałam kogoś o tym samym nazwisku. - zaczęłam dalej zwijać mapy. - Przypadek?
-Emmm...- zaciąłem się - Doprawdy? No to faktycznie przypadek- stwierdziłem, że może lepiej się nie przyznawać do pokrewieństwa z Isseim.
Nie chcę z nim awantur o podbijanie mu znajomych. Chociaż po ostatnim... awantura i tak będzie.
- Dobrze wiedzieć. W sumie to jesteście zupełnie różni, jak na demona jesteś dość przyjazny. - schowałam mapę do pokrowca i odwróciłam się w jego stronę.
-Dziękuję. Za to ty jak przystało na anielice również sprawiasz wyśmienite wrażenie- pochwalił z uśmiechem.
Otworzyłam szeroko oczy. 
- Demon mnie pochwalił... Muszę sobie ten dzień zapisać - zaśmiałam się.
W odpowiedzi uśmiechnąłem się przymykając oczy i przekrzywiając lekko głowę.
-Nie mierz wszystkich jedną miarą- poradziłem- Potrafimy być w porządku- ponowny uśmiech.
- Mam do was uraz - odwróciłam wzrok i zajęłam się z powrotem pracą. 
Na samo to wspomnienie łzy napływały mi do oczu, ale nie chciałam płakać przy ludziach... Nie nawiedzę pokazywać swoich słabości.
-Hej.. ty płaczesz?- jako, że się odwróciła stanąłem przed nią i uniosłem jej twarz chwytając za podbródek - Wszystko w porządku?
- N..nie! - wyrwałam mu się speszona i otarłam łzy - Coś mi wpadło do oka... - atmosfera w powietrzu stała się ponura. 
Przy Isseiu też płakałam... Sakura ogarnij się! Karciłam siebie w duchu za to, że nie potrafię panować nad własnymi emocjami. .. 
-Wiesz, okazywanie swoich uczuć to żaden wstyd- powiedziałem- Od dziecka uczono mnie, że ukrywanie ich to oznaka tchórzostwa. Strachu przed innymi. Nie wyglądasz na taką osobę- mówiłem spokojnie. W przeciwieństwie do Isseia nie byłem nachalny w stosunku do dziewczyn. Równie dobrze mogłem ją tak zostawić. Czemu tego jeszcze nie zrobiłem? Może dlatego, że sam nie chcę już płakać? - Mówi się, że zdolność okazywania uczuć, mówi o szczerości danej osoby..
Stałam chwilę w milczeniu. Jego słowa dawały do myślenia, miał rację. Nie powinnam się kryć z tym co przeżywam... Życie nie polega na udawaniu, czy graniu osoby którą się nie jest. 
- Piękne słowa... - powiedziałam - Dziękuję. ... 
-Nie dziękuj- odparłem spokojnym tonem- Już okej?
- Tak! - odpowiedziałam nieco spokojniejsza - Chyba już ogarnięte - dodałam rozglądając się po klasie. 
-Cieszy mnie to- uśmiechnąłem się sympatycznie - A ten, co ja chciałem.Ten drugi Sarimu, chodzi tu do akademii prawda?- wiem, przypałowe pytanie, ale musiałem się czegoś o Nim dowiedzieć. Sam natomiast nic mi nie powie. Jako jego wujek, powinienem się nim zaopiekować po śmierci jego matki.. i mojej siostry. Spochmurniałem. Chyba było to widać, więc szybko się ogarnąłem i znowu wymusiłem uśmiech.
Przyglądałam mu się bacznie. 
- Tak... Troszkę mnie zdenerwował, ale uważam że da się z nim dogadać... Po negocjacjach.... - do rzuciłam. 
-Zdenerwował?- zdziwiłem się. -Chętnie bym posłuchał, ale to nie moja sprawa- zaśmiałem się. Dobra, to nic. Nie zawracam już głowy. Dodatkowo chyba już był dzwonek.
- Aha... - podskoczyłam - Spóźnię się na kolejną lekcję! - pisnęłam i zaczęłam w pośpiechu zbierać swoje rzeczy. 
Zaśmiałem się tylko przyjaźnie z takim też uśmiechem. Do zobaczenia!- rzuciłem za nią gdy wybiegła z klasy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejne godziny mijały mi dość powołanie. .. Moje oczy przesuwały się równo ze wskazówkami zegara. Tik, tak, tik, tak... W pierwszej sekundzie gdy tylko usłyszałam dzwonienie wybiegłam jako pierwsza z klasy. 
- Tym razem nie wrobią mnie w porządki! - rzuciłam pod nosem i wybiegłam z akademii. 
Za trzymałam się na dziedzińcu i odetchnęłam z ulgą 
- Wolności! - moje wargi wykazywały się z zadowoleniem w górę. 
Nagle dostrzegłam nowego kolegę. 
- Ohayo Iroshi! - krzyknęłam i zaczęłam iść w jego kierunku. 
-Ouh.. Sakura-chan?- zdziwiłem się na jej widok, ale również zrobiłem dwa kroki w jej stronę i już staliśmy naprzeciw siebie. -Cześć - powiedziałem z miłym uśmiechem i przymkniętymi oczami wedle nawyku delikatnie przekrzywiłem głowę.
- Co tam? Czemu tak stoisz sam? - zapytałam. 
-Myślałem, że kogoś tu zastanę..- mruknąłem rozglądając się za Isseim- Ale no nic. A co u ciebie? Już po lekcjach?
- Tak! - uśmiechnęłam się szeroko - Masz jakieś plany? Może poszli byśmy na spacer? 
-Emm..- podrapałem się po tyle głowy myśląc, czy mam jakieś plany na dzisiejszy dzień- W sumie czemu nie- ponownie promiennie się uśmiechnąłem- Masz jakieś konkretne miejsce czy ruszamy stąd tam gdzie nogi nas zaniosą?- spytałem poprawiając plecak.
- Tam gdzie nogi nas niosą! - po tych słowach ruszyliśmy przed siebie.
-A więc.. jak ci minął dzień?- spytałem szukając jakiegoś tematu. 
- W sumie to powolnie. ... - wywróciłam oczami. - A tobie? - zapytałam. 
-Daj spokój, wszystko mi się pieprzy.
- To znaczy? - zdziwiona. 
-Powiedzmy, że jestem życiową porażką od jakichś.. 2000 lat?- pytanie zadałem bardziej do siebie, ale przesłanie pozostało bez zmian.
Nie wiedziałam co powiedzieć. ... : Współczuję ci? To brzmiało dość głupio. Zamiast tego uznałam, że będę szła w milczeniu. 
-Ale nie ma tego złego, zawsze mogło być gorzej- na mojej twarzy ponownie zagościł uśmiech. Co ty kurwa robisz?!- wewnętrzny monolog- Jesteście na spacerze a nie na zjeździe kalectw losu. 
- Może... - wzruszyłam ramionami. - Dobra! Skończmy ten temat bo robi się jakoś ponuro! - klasnęłam w dłonie. - Masz na coś konkretnego ochotę? 
-Czy ja wiem.. niedaleko jest fajna budka, masz ochotę na lody? Ja stawiam! 
- Skoro stawiasz... - uśmiechnęłam się szeroko- To zgoda! 
I takt też poszliśmy. Gdy dotarliśmy do owej lodziarni dałem jej możliwość wybrania jako pierwszej
-Mam troche hajsu, więc nie żałuj sobie.
- Nie będę nadużywać twojej dobroci. Poproszę jedną gałkę lodów waniljowych!
-Pfff...- prychnąłem, po czym spojrzałem na lodziarza (jakkolwiek to brzmi) - Dla tej pani poproszę potrójną porcję waniliowo- truskawkowo- czekoladowych z polewą o smaku toffi i posypane cukierkowymi drobinkami. Dla siebie to samo- po podaniu zamówienia spojrzałem na nią ciekawy reakcji.
Otworzyłam szeroko oczy i wzięłam loda od lodziarza. - Dziękuję - powiedziałam po czym obróciłam się do Iroshiego. - Nie musiałeś... Jak ja to zjem? 
Puściłem jej oczko smakując polewy toffi i poszliśmy dalej.
Muszę przyzna, że lody były smaczne, zwłaszcza polewa! Zadowolona szłam obok Iroshiego. Czułam, że był inny... Nie był jak te wszystkie demony, które spotkałam do tej pory. Usiedliśmy na pobliskiej ławce. 
-W sam raz na taki upał nie sądzisz?- powiedziałem smakując jedną z gałek i oblizując potem ubrudzone lodem wargi.
- No... - chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale nagle zobaczyłam Isseia idącego niedaleko nas. 
Chwilę się zastanawiałam czy zawołać go czy nie... Chyba nas nie zje, więc. .. 
- Issei! - krzyknęłam i pomachałam mu ręką. 
W ułamku sekundy spojrzałem na nią. Machała do... Issei! Wytrzeszczyłem oczy.
Issei słysząc swoje imię obrócił się i zatrzymał zdziwiony widząc niedawno poznaną Sakurę w towarzystwie Iroshiego. Chwila ciszy, po której twarz Isseia nabrała gniewu i pewnym krokiem ruszył w ich kierunku. 
-Potrzymaj na chwile- wręczyłem jej loda i wstałem.
Siedziałam lekko zdziwiona, czyli jednak się znali? Może nie powinnam go wołać... Cóż, teraz nic na to nie poradzę. Jedyne co mogłam zrobić w tej chwili to patrzeć na rozwój sytuacji.
-Sakura-chan- powiedziałem po chwili- Wybacz, jednak nie wyjdzie nam dzisiejszy spacer. Najlepiej jakbyś poszła do domu- mruknąłem coraz to chłodniejszym tonem. Issei się zbliżał, nawet na nią nie spojrzałem.
Zrobiło mi się przykro, wstałam i wyrzuciłam lody do pobliskiego kosza.
- Oddam ci kasę przy następnej okazji - mruknąłem zła. Kątem oka zerknęłam na Isseia, nie widziałam go od afery w parku... Nie wiem czemu, ale czułam, że zaraz stanie się coś niedobrego...
-Szukałem cię- zaczął Issei. 
-Wiem- odparłem obserwując jak napinają się szczęki i zaciskają pięści mojego krewniaka- Wiem też, że sprawdzałeś prawdziwość moich słów. Nieprawdaż?
-Tak, nie kłamałeś. Matka nie żyje... jednak dalej mam ci za złe to, co zrobiłeś w przeszłości. 
-Ehh...- westchnąłem- Pogodziłem się już z tym, że nikt mi nie wierzy. Jednak od ciebie oczekiwałem trochę bardziej.. dojrzałego spostrzegania rzeczywistości. No ale jak widać się myliłem. -Daruj sobie, nie przyszedłem tu, żeby słuchać twojej nudnej gadki.
-Ah no tak, przyszedłeś tu by mi wtłuc prawda? I co, rzucisz się na mnie? Tak przy ludziach? Przy anielicy która właśnie na nas patrzy?
-Gówno obchodzą mnie zarówno ci ludzie, jak i ta dziwka z aureolą nad.. 
Nie dokończył. Szybkim ruchem złapałem go za kark i cisnął w stronę niedalekiego parku. Issei rozbił plecami niewielką fontannę i legł w jej gruzie oblewany tryskającą wkoło wodą. Issei wściekł się. Zszokowani dotąd ludzie uciekli w popłochu, gdy z gruzu wzbił się w powietrze demon z ogromnymi czarnymi skrzydłami i ogonem. Wpadł w stan euforii gdy słyszał krzyczących w popłochu ludzi. "Szatan!" wołali. Nie nacieszył się długo. Po chwili nadleciałem na niego z góry wbijając w resztki fontanny. Następnie złapałem go za ramiona i rzuciłem w kierunku zrzadzonych drzew, ten przewracając się w powietrzu uderzył w jedno i uszkodził je. Wstał trzymając się za bok i spojrzał na mnie. Oboje na siebie natarliśmy zderzając się w środku drogi. Po czym przybrałem postać demona, uwolniłem skrzydła. Jedno czarne.jak noc , drugie białe jak śnieg, następnie wzbiłem się z nim w górę i rozpoczęła się bitwa w powietrzu. Nie chciałem go uszkodzić, starałem się wykonywać przemyślane ruchy.
Stałam jak wryta. Iroshi ma białe skrzydło!? Nie mogłam oderwać od wzroku. Jak to możliwe? Po jakiś kilku minutach przymknęłam oczy. Strasznie dużo się wydarzyło : Nazwano mnie dziwką, dowiedziałam się, że Iroshi ma białe skrzydło oraz podle mnie oszukano. 
- Jak mogłam być taka ślepa? - zapytałam sama siebie. 
Ludzie uciekali w popłochu a ja nic nie mogłam zrobić. Jeżeli się przemienię to pogorszę sytuację, ale jeżeli nic nie zrobię to i tak mi się dostanie! Jak mus to mus. Już po jakiejś minucie wzniosłam się do góry. 
Jak dotąd to ciągle unikałem lub blokowałem jego ataki, sporadycznie ciskając nim w inne strony. Nie uszło mojej uwadze, że Sakura w postaci anioła leciała ku nam. Jakże pięknie wyglądała... a jednak jej spojrzenie było przykre, zawiedzione. Zagapiłem się, co zaraz wykorzystał Issei. W rękach trzymał jakąś gałąź. Całkiem grubą gałąź. Nim zdążyłem zareagować ta przecięła powietrze i z ogromną siłą cisnęła mnie w dół wbijając w ziemie i roztrzaskując się przy tym.
Za trzymałam się w powietrzu i z niedowierzaniem spojrzałam na Isseia. 
- Oszalałeś! ? 
-Nie wtrącaj się!- warknął Issei. Obdarzył ją gniewnym, wypełnionym furią spojrzeniem. Zignorował cieknący kącika ust strumyczek krwi i niczym jastrząb runął w dół na swego wuja.
Nie doleciał jednak, gdyż to ja jako pierwszy go sięgnąłem i łapiąc go za gardło wcisnąłem w miejsce, gdzie sam przed chwilą leżałem. Sam odskoczyłem o kilka metrów zachowując czujność. Rozpostarte skrzydła miały uderzyć w instynkt przeciwnika, ostrzegając go. Issei wiedział, że jestem dużo silniejszy. Dzielą nas 3 wieki różnicy. Kątem oka jednak obserwowałem Sakurę utrzymującą się w powietrzu na wysokości 13 metrów. Jej białe skrzydła otoczone złotą aurą spowodowaną promieniami słońca delikatnie unosiły się i opadały, a pióra dygotały na wietrze.
Wkurzali mnie obaj! Miałam dość, zleciałam w dół. Trzeba było ich rozdzielić! 
- Dosyć tego! - stanęłam pomiędzy nimi . Co dalej? Tego już nie przemyślałam.... 
-Kazałem ci się nie wtrącać- ponownie rzucił Issei patrząc na mnie z chęcią mordu. Ogon latał mu od lewej do prawej tak nerwowo, że widać było jak z Sakury ulatnia się dotychczasowa pewność siebie. -Odpuść, Issei- odezwałem się w końcu- To do niczego nie doprowadzi.
-Może i nie, ale poczuje się lepiej trzymając za kłaki twój pysk! To powiedziawszy rzucił się szybując metr nad ziemią w moją stronę. Leciał wprost na Sakurę, chciał ją ściąć po drodze. Zareagowałem instynktownie. Pojawiłem się między nimi w mgnieniu oka, by zasłonić ją swoim ciałem. Nie wiem dlaczego po prostu nie odparłem ataku, może chciałem być bohaterem? Albo nadzwyczajnie w świecie nie chciałem już żyć? W każdym bądź razie stałem przed nią patrząc na nią wielkimi oczami. Ramiona i skrzydła rozpostarte, nogi lekko ugięte. Patrzyłem przerażony w oczy anielicy, po czym przerzuciłem swój wzrok na zakrwawioną demoniczną dłoń wystającą mi z brzucha. Cała ociekała krwią, gdy ją wyszarpał poczułem ostry ból. Dotarło do mnie co się właśnie stało. Skrzydła zatrzęsły się a ja opadłem na ziemie. Issei stał przez chwilę, po czym oblizał palce z mojej krwi i zaniósł się śmiechem tak szyderczym i triumfalnym, jaki nigdy dotąd nie dotarł do moich uszu.
Stałam jak wryta, zamrugałam kilka razy aby mieć pewność, że to co się stało nie jest jakimś wytworem mojej wyobraźni. .. Iroshi mnie osłonił własnym ciałem! Bez chwili wahania upadłam obok niego, nie wiedziałam co robić!
- Czemu to zrobiłeś! ? - słychać było jak drży mi głos. - Na Gabriela! Issei! - z oczu popłynęły mi łzy. 
-Masz racje.. facet umiera ci w ramionach, a ty go wypytujesz o powód- zakpił czerwonooki- Spadam, radźcie sobie sami- i odszedł. 
Jęknął cicho, na nic więcej nie było mnie stać.
Dupek! Dupek! Dupek! Tylko to słowo krążyło mi w głowie... 
- Przeklęty Issei! - Nachyliłem się nad Iroshim. 
Nie wiedziałam kompletnie co robić. Patrzyłam jak na moich oczach umiera demon... Inni pewnie zostawili by go na pastwę losu, ale ja nie jestem taka. Zawsze uważałam, że moim obowiązkiem jako anioła jest niesienie pomocy innym, nieważne kim byli czy są. Nagle w mojej głowie pojawiła się scena w której to właśnie Issei żywił się dziewczyną w parku... 
- Może... - Popatrzyłam na swój nadgarstek po czym przyłożyłam go do ust poszkodowanego. - Pij! Z kącika ust ciekła moja krew. Spojrzałem na nią spod prawie zamkniętych powiek. Nie chciałem tego robić. Teoretycznie nie wolno nam pić z aniołów. A może wolno? Mam skrzydło jednego z nich, przez co prześladują mnie koszmary i ból. Nawet teraz go czuje. A co będzie, jak wypiję krew anioła?
- Zostaw mnie tu.. proszę..- nie chciałem, by się obwiniała, jeśli to nie pomorze.
Z drugiej strony i tak jest już w to wmieszana. Ehh.. ciężkie jest życie demona. Nawet śmierć jest upokarzająca.
- Jak cię zostawię to będę mieć nieczyste sumienie do końca życia! - wrzasnęłam. - Uratowałeś mnie, teraz ja uratuje ciebie... - przyłożyłam swój nadgarstek ponownie do jego ust. 
Nie byłem w stanie nic odpowiedzieć. Umierałem! Zacząłem widzieć ojca. Nie biologicznego, tylko stwórcę. Lucyfer zmierzał ku mnie, szczerząc kły. Słyszałem, że na mnie czekał. No cóż.. poczekaj jeszcze chwilę, Lucek- uśmiechnąłem się tak delikatnie, że nikt by tego nie zobaczył, po czym wgryzłem się w jej nadgarstek i zassałem się w tętnice. Najpierw spokojnie, by z każdym łykiem pić coraz to łapczywiej. Lucyfer znikł, ból zanikał a ja wracałem do trzeźwości umysłu. Na nieszczęście Sakury moje kły zawierają truciznę, która ma na celu sparaliżowanie ofiary. Na jej szczęście jednak, na istoty poza ziemskie działa to jak narkoza. Skrzywiona w niezbyt miłym uczuciu zasnęła opadając na mnie. Oderwałem zakrwawione wargi od jej nadgarstka i odchyliłem głowę zamykając oczy i wzdychając. Usta miałem rozwarte, widać było zakrwawione kły, który wyrosły podczas gryzienia. Otarłem z ust jej krew, wyzbyłem się w sobie pragnienia i mimo nadal lekkiego bólu w brzuchu wstałem patrząc na prawie zagojoną ranę. Spojrzałem na ciało Sakury. Jej lśniące włosy rozpiętrzyły się na podłożu. Zastanawiałem się co z nią zrobić. Ostatecznie uniosłem ją w ramionach, niczym świeżą małżonkę i wyprostowawszy swoje skrzydła wzbiłem się razem z nią w powietrze. Słyszałem syrenę oddziałów policyjnych, jednak to nie był już mój problem. Ona nim była. Dotarliśmy przez okno do mojego pokoju, usadowiłem ją na łóżku i przykryłem kocem. Czekałem aż się zbudzi sprzątając lekki bałagan i urzędując w kuchni. Trwało to kilka godzin, przez okno do pokoju wpadły pomarańczowo-różowe promienie zachodzącego słońca, które otuliły swymi kolorami jej piękną twarz.
Ciemność... Co się stało? Pamiętam, że dałam napić się Iroshiemu mojej krwi a potem już nic... Zemdlałam? Po woli wracała mi świadomość, uchyliłam oczy. 
- Gdzie ja jestem? - zapytałam zaspanym głosem. Przetarłam rękoma powieki, i uniosłam się lekko na łokciach. To nie był na pewno mój pokój.
-Dlaczego To zrobiłaś?- spytałem stojąc oparty o parapet, nie mogłem tego zrozumieć.
Spojrzałam w stronę okna. Czyli to jego pokój... 
- Czemu to zrobiłam? Hymmm chyba dlatego, że mam bardzo czułe serduszko i nie zostawiła bym cię na pastwę losu. - podkuliłam nogi i oparłam na nich głowę. - A ty czemu mnie Okłamałeś? 
-Jak okłamałem?
 - Znasz Isseia, prawda?
 -Nie da się ukryć..- mruknąłem odwracając wzrok.
Zawiedziona przesunęłam się na kraniec łóżka i zaczęłam zakładać buty. 
- Jestem strasznie naiwną osobą... 
-Wybacz, nie chciałem, żeby tak wyszło- spojrzałem na nią.
- Nie mamy o czym gadać. - skończyłam wiązać buta i wstałam. - Dziękuję za opiekę nade mną, ale muszę iść. 
-Zaczekaj..- zatrzymałem ją ręką, zamilkłem i przełknąłem ślinę- Dziękuję. - Nie dziękuj... - Wlepiłam swoje spojrzenie w podłogę. -Uratowałaś mnie, "dziękuję" to i tak za mało- stwierdziłem cicho.
Podniosłam głowę, spojrzałam na niego nieco smutnym wzrokiem. 
- Wystarczy... ,, dziękuję`` wystarczy. 
-Ehh.. i przepraszam, że musiałaś to oglądać.
- Muszę dorwać Isseia... Nazwał mnie dziwką - zła  
-I co zrobisz? Jeszcze cię tylko skrzywdzi i po co ci to? Zostaw go, to sprawa między mną o nim.
- Dlaczego wszyscy mną dyrygują? Powiem tak : Nie macie prawa mi rozkazywać! - po tych słowach wyszłam i szybkim krokiem ruszyłam w kierunku wyjścia z akademiku.
-Hej! No zaczekaj!- wybiegłem za nią i dogoniłem ją przy wyjściu z budynku.
Zatrzymałam się gwałtownie. - Coś jeszcze? - odwróciłam się w jego kierunku.
-Tak..- odparłem niepewnie niespodziewając się tak ostrej reakcji.- tzn... powinniśmy o tym pogadać, możesz być zagrożona.
- Zagrożona? - zdziwiłam się. - A to niby czemu? 
-Issei jest młody i nieprzewidywalny. A jak uweźmie się na ciebie?
- Spokojnie, poradzę sobie. Nie jestem małą dziewczynką.... 
-Wiem- mruknąłem- Ale czy byłabyś w stanie się przed nim obronić?
- Byłabym. .. - mruknęłam zirytowana. - Anioły też potrafią się bronić!
-Tak.. coś o tym wiem- mruknąłem odwracając wzrok i rozmasowując miejsce, skąd wyrasta mi białe skrzydło anioła- w razie czego wiesz gdzie mnie szukać..
- Wiem, ale chyba nie będę musiała. - powiedziałam po czym wyszłam z budynku. Miałam wrażenie, że o coś zapomniałam go spytać, ale o co? -Ehh... westchnąłem. Co za dzień, najpierw Issei, a teraz to. 
Oparłem się o ścianę z rękoma w kieszeni odprowadzając wzrokiem Sakurę
- Chcesz iść przez miasto w poplamionych krwią ubraniach? - zawołałem za nią.
Stanęłam i dopiero po chwili się skapnęłam, że ma rację. 
- A mam inne wyjście? - odwróciłam się znowu w jego kierunku. - Nie mieszkam tu, więc nie mam innych ubrań a goła nie wyjdę.
-Mogę ci dać jakieś dresy i bluzę- rzuciłem po namyśle- niestety nie mam bardziej odpowiednich ubrań dla kobiety.
- Nie dziwię się, jesteś chłopakiem. - weszłam z powrotem do akademiku i skierowałam się w kierunku jego pokoju. 
Uśmiechnąłem się delikatnie i odbiłem od ściany, po czym ruszyłem za nią a gdy dotarliśmy podałem jej ubrania i pokazałem gdzie jest łazienka.
Odebrałam od niego ubrania i weszłam do łazienki. Zdjęłam z siebie zakrwawioną odzież po czym założyłam tą od Iroshiego. Wyglądałam jak w worku, ale nie narzekam. Popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze. To nie ta sama osoba co kiedyś... Po chwili wyszłam z łazienki. 
- Dziękuję. - mruknęłam.
- Brudne ciuchy zostaw w łazience, oddam przy okazji. -Brudne ciuchy zostaw w łazience, wypiorę je oddam przy okazji.
- Eeeeee no okej. - zostawiłam ubrania w łazience. - Jeszcze raz dziękuje za użyczenie garderoby - uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam w kierunku wyjścia nie wiem już który raz. 
- Polecam się...- powiedziałem cicho po jej wyjściu. Poszedłem do łazienki, chwyciłem ja ze ubrania i wrzuciłem do pralki. Było ich za mało by zrobić pranie, więc znalazłem coś swojego w podobnym kolorze i nastawiłem pralkę myśląc o Sakurze.


poniedziałek, 15 czerwca 2015

Kłamstwo nie popłaca...- A może jednak?

Poniższa notka powstawała przez dość długi czas, zresztą ona sama jest długa. Dla wyjaśnienia: dla Iris to wciąż 2 dzień w Akademii. Coś jeszcze... a tak! To jest +18, więc jeśli nie lubisz tematów typu 50 Twarzy Greya... (tak, wiem mogłam być bardziej oryginalna) ...albo jebnę prosto z mostu: Ta notka zawiera sceny erotyczne, inaczej mówiąc będzie ruchańsko xD  Paczasz na własną odpowiedzialność! Miłego czytania :)PS Przepraszam za zmieniający się rozmiar czcionki, ale lenistwo wygrało i tak już zostało xD

-Ta szkoła jest strasznie nudna. Przypomnij mi Modifier: dlaczego ja tu przyszłam?
-Żeby zaznać spokoju.- Odpowiedziała mi spokojnie. 
Szłam razem z moją wróżką do pokoju odłożyć torbę z książkami, którą taszczyła biała istotka. Byłam zmęczona po całym głupim dniu nauki. Niby zrobiłam sobie kilka minut przerwy zanim ten idiota- Caligo przeszkodził mi w wypoczynku, ale to wciąż za mało. Jej... 2 dni a ja tu poznaje samych idiotów. Zaczynam mocno żałować...
- Naprawdę? Chyba mnie pojebało... albo byłam naćpana...
-Przecież te ludzkie świństwa na ciebie nie działają...
-Jasna cholera, tylko tak mówię!  
-Proszę, proszę, cóż za śliczna buźka- dogoniłem dziewczynę, której towarzyszyła wróżka- W stronę gdzie idziesz znajduje się jedynie męski akademik, wnioskuję, że masz tam chłopaka- modliłem się w duchu, by tak nie było. Kusiła samym wyglądem, nie wspominając o jej późniejszym spojrzeniu.
Odrzuciłam do tyłu czarne włosy, które opadły mi na twarz. Przyjrzałam się osobnikowi przede mną. Zalatywał demonem.
-Wiem, że to męski- posłałam mu spojrzenie, typu "jesteś idiotą" (kolejnym).
Odeszłam kawałek dalej i rzuciłam za siebie:
-Mieszkam tu chwilowo.
-Serio?- zdziwił się chłopak, zajarany jej obojętnym stosunkiem- Nie widziałem cię tu jeszcze- dogonił ją (ponownie).
-Mhhhm... -mruknęłam przeciągle. 
Będzie tak za mną .łaził? Chciałam spać.
- No cóż, mimo wszystko i tak idziemy w tę samą stronę, więc... Jestem Issei!- szczerząc kły wyciągnął ku niej dłoń.
Popatrzyłam na jego dłoń, starając się określić, czego może chcieć.
-Iris-powiedziałam powoli i zostawiłam na sekundę dłużej rozchylone wargi. 
Jego spojrzenie nie pozostawiło mi żadnych wątpliwości. Podałam mu rękę od niechcenia i uścisnęłam lekko.
- Ouuhh... a co to za wstręt?- spytał złośliwie- Niech zgadnę. Czy ma to związek ze zróżnicowaniem ras? To podchodzi pod rasizm, wiesz?- zadrwił, już któryś raz użył tejże zwrotki. Zawsze tak jest z aniołami. 
-Czekaj...jesteś aniołem?- nachyliłam się do niego.- I rozmawiasz ze mną?- gwizdnęłam- Skarbie teraz to masz +50 pkt. do Jak Trafić do Łóżka Iris- uśmiechnęłam się.
Dziwne, byłam pewna, że to demon...
-Emm...- przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć, podrapał się po głowie i uśmiechnął się wpadając na pewien pomysł- No tak! A co ty myślałaś? Czekaj, czekaj... POMYŚLAŁAŚ, ŻE MOGĘ BYĆ DEMONEM?!
Odsunęłam się trochę. 
-Zdarza się. Anioły raczej nie chcą się ze mną...bawić.- uśmiechnęłam się szeroko.Nagle zmrużyłam oczy i wbiłam mu palec w pierś. -Momencik... Czemu ze mną rozmawiasz?
Zrobiłam się podejrzliwa, byłam gotowa zaatakować w każdej sekundzie.
Odruch sprawił, że położył dłoń na dźgniętym miejscu i uśmiechnął się pewny siebie.
- Powiedzmy, że wydałaś się jedyną interesującą osobą w tym otoczeniu- popatrzył po innych- Dodatkowo przyszedłem z prośbą...
-Ach tak?  Przychodzisz z prośbą do demona i dlaczego sądzisz, że spełni tą twoją... prośbę?
- No cóż... z tego co wiem, jako jedna z niewielu ogarniasz matmę, i słyszałem, że możesz mi pomóc- wymyślił na szybko jakiś bajer. W myślach wykonał facepalm, wiedząc, że mógł się zdobyć na coś lepszego.
Zabrałam palec trochę zawiedziona.Odchodząc wymamrotałam:
-Pomyliłeś demona, skarbie.
- Hmm...- kolejny facepalm widząc jej rozczarowanie na jego brak umiejętności odczytania pewnych znaków- Zawsze można wymyślić coś innego.
Odwróciłam się podeszłam do niego naruszając jego przestrzeń osobistą.
-Przystojniaczku, ja mogłabym ciebie jedynie pouczyć chemii. Wiesz, jak ją zastosować w praktyce i tak dalej...- pozwoliłam włosom przybrać czerwony kolorek. Niech mają. 
Przysunęłam się do niego jeszcze bliżej, jakbym miała go pocałować, on również pochylał się w moją stronę.
-Ale tak wyszło, że od nauki boli mnie głowa- odsunęłam się szybko i zachichotałam.
Gdy odeszła stałem jeszcze przez sekundę gotowy do pocałunku. Już nawet rozchyliłem lekko usta i zamknąłem oczy. Sprowadziłem się do porządku i uśmiechnąłem się pewny siebie. Jest taka... pociągająca!
-Znam pewien sposób, na ból głowy...- wypowiedział te słowa akcentując je w łatwy do odczytania prawdziwych intencji sposób. Cały czas patrzył jej w oczy starając się być jak najbardziej pociągający. Zbliżał się do niej, a jego oczy płonęły widząc jej słodki i niewinny wyraz twarzy.
Stałam tam z miną niewiniątka, udawaną rzecz jasna, demon i niewiniątko... pfff. 
-Chętnie poznam ten twój sposób-założyłam ręce na piersi.
- Zawiera on kilka wymogów...- wyszeptał zawijając loka na palec z jej czerwonych włosów. Patrzył przez chwilę na wykonywaną czynność, po czym powolnie przeniósł wzrok na Iris i uśmiechnął się delikatnie, powoli zbliżając wargi do jej ust.
Całować, czy nie całować? Oto jest pytanie!
Położyłam mu palec na ustach. Zbliżyłam się tak blisko, że ustami dotykałam swojego palca wskazującego.
-Niegrzeczny z ciebie aniołek. Nie wiem, czy zasłużyłeś, żeby się bawić z Iris...
-Aniołek jakich mało. Jedno słówko, i mogę zaprowadzić cię do raju...- wyszeptał pocałowawszy delikatnie jej palec i ponownie się uśmiechając odgarnął jej włosy za lewe ucho i delikatnie położył dłoń na policzku.
Ładny początek...
-Aniołku, umiesz latać?
Zgon. Jeśli pokaże skrzydła, wyjdzie na jaw moja prawdziwa twarz! Pokazując czarne skrzydła, będę na spalonej pozycji.
- Po co latać? Wszystko co nam potrzeba, to jedynie my- przymrużyłem lekko oczy.
-W takim razie...
Rozłożyłam skrzydła i wzbiłam się w powietrze.
Założyłem ręce na biodra i postanowiłem zaczekać. Miałem zbyt dużo do stracenia, ujawniając skrzydła. Pozostało mieć nadzieję, że wróci. Czekałem. 
Wzleciałam w chuj wysoko, odwróciłam się i spadając ku ziemi zgarnęłam Aniołka, który albo wstydził się skrzydełek, albo nie umiał latać. To było żałosne, wolałam się nie zagłębiać w te tematy i skupić się na jego buźce. Zdezorientowany na początku się szarpał. 
-Uspokój się Issei i lepiej powiedz mi, które to okno- zaśmiałam się. - Wybije wszystkie te witraże, zobaczysz. A nie chwila! Tobie się pewnie podobają.- rzuciłam mu niechętne spojrzenie.
Posłał jej złośliwe spojrzenie, które przerodził w pewny siebie uwodzicielski wyraz twarzy, wskazał na swoje okno.
-Kiedyś cię zmuszę i polatasz na tych skrzydełkach- zachichotałam- a teraz się przygotuj, bo rozwalamy twój pokoik.
Podciągnęłam go do góry, owinęłam skrzydłami niczym w kokon i sama schowałam głowę. Modifier oddaliła się podczas mojej rozmowy z Isseim, więc nie mogłam narażać nas na obrażenia.
Niczym bomba wpadliśmy do mojego pokoju. Moje łóżko znajdowało się pod ścianą naprzeciw okna. Tamteż wylądowaliśmy.
-Kocham to- wstałam i schowałam moje skrzydła. Zaczęłam rozglądać się po wnętrzu.
-Czuj się jak u siebie. I wybacz lekki bałagan- mówił.
Spojrzałam na niego. I czekałam na jego ruch. Mógł działać lub zjebać sprawę od razu.
Wstałem z łóżka i podszedłem do niej. Objąłem ją w pasie przyciągając do siebie i zsuwając dłonie po jej biodrach z tyłu w dół spytałem:
-To na czym to skończyliśmy?
Mówiąc to nachyliłem się by sięgnąć wargami jej soczyste usta.
Jak się bawić, to się bawić. Okno wyjebać, orgazm sprawić... tak to szło, nie? Pozwoliłam się pocałować. Przylgnęłam do niego i wplątałam palce w jego włosy, poddając się jego pocałunkom. Na początku byłam delikatna, później namiętna, żeby na końcu stać się brutalna.Po chwili jego koszulka zaczęła mi przeszkadzać, więc po prostu  porwałam ją na strzępy, gdzieś po drodze zrywając moje zakolanówki.
-Lubiłem ten podkoszulek- zażartowałem po czym wróciłem do pocałunku nie szczędząc jej bluzki, a jej strzępy ciskając o ziemię. Złapałem ją za pośladki i podrzuciłem tak, że ona oplotła nogami mnie w pasie i "usiadła" na stojącym mnie. Przerwałem pocałunki i w lekkim pośpiechu zacząłem pieścić jej szyję, po czym biust. Robiąc to dotarłem do ściany, o którą oparłem plecy Iris.
Jęknęłam cicho. Szarpnęłam go za włosy unosząc mu głowę, tak żeby na mnie spojrzał i pocałowałam go brutalnie. Dałam się jeszcze chwilę przyciskać do ściany, po czym pchnęłam go mocno. Przeleciał przez pokój upadając na łóżko. Usiadłam na nim okrakiem szczerząc się, jakbym patrzyła na swoją ofiarę.
Niemal zakochany nie opierałem się dzikiej naturze Iris. Nawet nie przeszliśmy do sedna, a już wiedziałem, że jest najlepszą z dotychczasowych kobiet w moim łóżku. Gdy usiadła na mnie okrakiem, uniosłem się do pozycji siedzącej i zacząłem pieścić ją od szyi do biustu, wykonując to w sposób niemal nieopanowany. Rękoma początkowo jeździłem po jej wyginających się plecach, aż w końcu dotarłem nimi do zapięcia stanika. Szybkim ruchem zerwałem biustonosz ujawniając swym oczom najpiękniejsze piersi jakie dotąd widziałem, po czym przystąpiłem do ich pieszczot za pomocą języka i warg. 
Odrzuciłam głowę do tyłu. Przez myśl mi przeszło, że Issei trochę się pośpieszył z tym stanikiem, bo chciałam go jeszcze chwilę poobijać,  ale znał się na rzeczy, więc ta myśl szybko odeszła zagłuszona moim pomrukiem zadowolenia. Przycisnęłam go do łóżka, leżąc na nim lekko go poddusiłam i całowałam tak długo, aż stracił prawie cały tlen. Dałam mu odetchnąć, a potem powróciłam do słodkich tortur jednocześnie skopując mu spodnie nogami.
 Ostra- pomyślałem. Wspomogłem ją w ściąganiu spodni. Po chwili użyłem demoniczne siły, by zamienić nas miejscami. Po gwałtownym przewrocie wylądowała na plecach, podczas gdy ja splotłem nasze palce i przytrzymałem jej ręce nad jej głową, samemu wyginając się by namiętnie oblizać jej piersi. Oplotła mnie nogami pojękując, podczas gdy ponownie nasze języki wariowały otulone sobą.
Leżałam pod nim jednie w czarnych szpilkach i spódniczce, która podjechała mi do góry odsłaniając moje koronkowe, czarne figi. Owinęłam go nogami i choć nie podobało mi się, że mnie obezwładnił dałam mu prowadzić
Kontynuując namiętne pieszczoty zastanawiał się nad następnym krokiem. Z drugiej strony wyraźnie dała mu kontrole nad sytuacją. Przynajmniej chwilowo. Całując ją ostrożnie złapał za pas spódniczki i zaczął ściągać w dół.
Poczułam jak jego palce ocierają się o mój brzuch i spoczywają na dolnej części mojej garderoby, by w rezultacie się jej pozbyć. Pomogłam mu trochę, po czym znowu oplotłam go nogami w pasie i pociągnęłam w dół. Opadł na mnie, a ja poczułam wyraźnie stopień jego podniecenia. Wyrwałam się mu, ale nie zmieniłam pozycji, tylko objęłam dłońmi jego twarz i zaczęłam penetrować wnętrze jego ust ponownie- powoli i delikatnie. Złapałam zębami jego dolną wargę i ugryzłam. Poczułam krew w ustach.
-Mmm... dobrze smakujesz, chłopcze.
-Heh..- uśmiechnąłem się złośliwie a z kącika moich ust sączyła się strużka krwi- A co powiesz na to?- nachyliłem się i delikatnie wgryzłem się w jej szyję. Do biustu poleciała krew. Zlizałem ją docierając do dwóch małych ranek i pieszcząc wargami skórę wokół tamowałem niewielką ilość krwi językiem, upijając trochę. Była wspaniała...
Ugryzł mnie? Cóż za odwaga.
 Kontynuowałem, gdyż wydała się jeszcze bardziej podekscytowana. Czułem drgania jej mięśni. Sam nie wiem komu było przyjemniej. Niemal rozpływała się w ustach. Podczas tej czynności wykonywałem ciałem delikatne ruchy, przypominające seks, jednak to miało mi ułatwić picie z niej. Po dłuższej chwili przestałem, spojrzałem na nią. Uniosłem jeden kącik zakrwawionych ust, w górę po czym rozchylając delikatnie usta ponownie ją całowałem dzieląc się smakiem jej własnej krwi. Czułem raz lekkie raz mocne ugryzienia na moich wargach, jednak to tylko wzmagało moje podniecenie. Puściłem jej dłonie i podczas pocałunku delikatnie i z wprawą rozpocząłem na niej masaż piersi. Kochałem reakcje jej ciała.
Wygięłam się w łuk jeszcze bardziej wciskając moje bliźniaczki w jego dłonie. Wiłam się i jęczałam z rozkoszy. Byłam już wręcz prawie cała mokra. Jak mi tego brakowało...mmm. Wbiłam mu paznokcie w  plecy i zaczęłam jeździć po nich moimi pazurami, jednocześnie ssąc jego wargę. Tymczasem moje włosy przybrały kolor ciemnej czerwieni. Matko, koleś doprowadzał mnie do obłędu. Zamknęłam oczy, co sprawiło, że doznania były bardziej intensywne. Ocierałam się o jego krocze, podniecona, tym jak na mnie coraz bardziej napierał. Zastanawiałam się, czy nie rzucić się teraz na niego i zrobić wszystkiego po swojemu, ale pozwoliłam mu wciąż sądzić, iż to on ma władzę.  
Było cudownie! Choć na tyle, na ile ją poznałem, to było podejrzane, jak długo "byłem na górze". Widząc jak jej ciało oddaje się rozkoszy nabrałem jeszcze więcej chęci. Syknąłem lekko i wypiąłem klatkę przed siebie dociskając ją do jej piersi, w wyniku podrapań na plecach. Oblizałem wargi patrząc w jej przymrużone z rozkoszy oczy. Poczułem, że mógłbym jej nie wypuszczać z łóżka. Przejechałem językiem najpierw po jej szyi. Następnie po klatce blisko piersi aby spocząć na pieszczeniu jej sutków swoim językiem i wargami. Jeden sutek... drugi sutek... na zmianę.
Już miałam pozbywać się resztek dzielącego nas materiału, gdyby nie jedna rzecz...
W jednej chwili wiłam się pod nim, a w następnej bez wielkiego wysiłku zrzuciłam go z siebie. Zdezorientowany leżał obok, podczas kiedy ja odczuwałam jeszcze rozkoszne mrowienie. Kiedy się opanowałam spojrzałam na sufit sypialni, a potem w jego oczy. Przyglądał się mi w milczeniu i nagle moja ręka wystrzeliła do przodu odcinając mu dopływ tlenu i przyciskając go do ściany. 
-Aniołku może mi wytłumaczysz, jak to możliwe, że pijesz krew demona?- zapytałam aksamitnym głosem.
-Cóż...- uśmiechnąłem się złośliwie- Suprice!
Uderzyłam jego głową o ścianę. Oczywiście nie na tyle mocno, żeby go zabić, czy uszkodzić, ale poczuł ból na pewno. 
-Lepiej się wytłumacz! Już! Słyszysz kurwa!? Lepiej nie denerwuj cioci  Iris... -warknęłam.
Kolejny, tym razem wymuszony prowokujący uśmiech z trudem pojawił się na mej twarzy.
- Od początku wydawałaś się ostra... chyba to lubię w tobie najbardziej.. kh..
Przysunęłam się do niego tak, że czułam na twarzy jego słaby oddech.
-Możesz zacząć mówić... albo twoja głowa może znaleźć się po drugiej stronie tej ściany, chłopcze. - powiedziałam słodkim głosem. 
Moja twarz purpurowiała w wyniku jej uścisku. Nie byłem w stanie już odpowiedzieć.
Widząc, że robi się czerwony poluzowałam uścisk. Ale uderzyłam nim o ścianę kolejny raz.
Wiedziałem, że jest dużo silniejsza. Gdy mnie dusiła cały czas próbowałem się uwolnić, siłując się z jej ręką. Trzeba było spadać! I to od razu. Przybrałem formę demona, rozprostowując przy tym wielkie czarne skrzydła.
- Dzięki za użyczenie ciała- pocałowałem zdziwioną Iris i rzuciłem się w stronę okna. 
Wybiłem się z parapetu i poszybowałem przed siebie, uciekając w powietrzu jak najszybciej.
Zaśmiałam się. Cóż za słodziak... naiwny w dodatku. Naiwny do tego stopnia, iż myślał, że mi ucieknie... Podbiegam do szafy wyjęłam jakiś ciuch, ponieważ mój leżał w strzępach na ziemi i rzuciłam się w stronę okna po drodze się ubierając. Wyskoczyłam i tak szybowałam kilka sekund przed siebie po czym rozpostarłam skrzydła i kilkoma uderzeniami sprawiłam, iż byłam dosłownie za Isseim. Podleciałam od dołu i widząc jego przestraszone oczęta zaśmiałam się ponownie. 
-Kochany... aż tak się boisz, że uciekasz nagi z sypialni... no, no- pogroziłam mu palcem. - A teraz koniec żartów- sięgnęłam po niego ręką. 
Po chwili trzymałam w jednej jego czarne skrzydła,  a drugą gniotłam mu krtań. Popatrzyłam na gapiów na dole.
-Jeśli wyrobisz mi złą reputację to już nikogo nie będzie w moim łóżku, a to... bardzo by mnie wkurwiło, rozumiesz? - wiedziałam, że nie może mi odpowiedzieć, więc nawet na to nie czekałam. Wleciałam z nim z powrotem do pokoju rzuciłam na podłogę i przycisnęłam  mu krtań butem, jednak mógł oddychać, choć z trudem. 
-Mów kochanie, to może jeszcze dobrze skończysz...- mruknęłam.
Wkurwił mnie, ale nie lubiłam czegoś zaczynać i nie kończyć... oczywiście, jeśli odpowiedź mi się nie spodoba albo jej nie uzyskam to skończę z nim. 
Spojrzałam na swoje paznokcie, którymi niedawno haratałam jego plecy. 
-Mów. 
Faktycznie, byłem w samych gaciach! Ale lepsze to, niż jej wściekłość, która i tak mnie dopadła.
-Co mam ci powiedzieć piękna?- mimo fatalnej sytuacji nadal kręciłem bajer, choć już nie tak jak wcześniej
-Tak bardzo chcesz usłyszeć- odepchnąłem jej nogę i wstałem z aroganckim uśmiechem- że byłem na tyle dobry w łóżku, by zrobić cię w ch*ja? W takim razie ok, powiedziałem to- założyłem ręce na głowę. Wiedziałem, że to mój niepowtarzalny argument.
Zmrużyłam oczy.
- Tak... tylko wiesz Aniołku... hm właściwie to nie powinnam tak cię nazywać, ale kij. Aniołku-znowu wbiłam mu palec w pierś, tylko że tym razem zaczęłam nim jeździć w górę i w dół.- żeby trafić do mojego łóżka, choć aktualnie jeste...byliśmy w twoim, wcale nie trzeba kłamać... Ale ty to zrobiłeś i jestem naprawdę zła. I nie pochlebiaj sobie, bo znam lepszych. Niestety na chwilę obecną w moim kalendarzyku brakło orgazmu, a ty stoisz tutaj prawie nagi... I co ja mam z tobą zrobić? Wykorzystać i zabić? A może- wjechałam mu palcem na ramię i powoli przeszłam za niego i kreśliłam wzorki na jego plecach- a może od razu zabić?
-A może od razu wykorzystać?- ignorowałem szczypiące ślady po zadrapaniach i wpatrywałem się w jej oczy, z nadal aroganckim wyrazem twarzy.
Przysunęłam się tak, jakbym chciała go pocałować i wyszeptałam: 
-Chciałbyś. Dlaczego jesteś taki arogancki, choć stoisz na straconej pozycji? Może masz ochotę się przede mną płaszczyć?  
-Skoro jestem na takiej pozycji, to co mam do stracenia?- wzruszyłem ramionami, po czym zbliżyłem się do niej i pochyliłem lekko głowę ku niej- A nóż się uda..- z delikatnie uniesionym kącikiem ust wyszeptałem te słowa do jej ucha.
Położyłam mu ręce na klatce i spojrzałam w oczy. 
-Słodziutki...- pchnęłam go na ścianę, tak mocno, że gdzieniegdzie odpadł tynk  i popękała- teraz będzie kara- podeszłam i pocałowałam go mocno w usta- i nagroda w jednym.
 Zachichotałam po czym zdzieliłam go z plaskacza. 
-Kocham cię.. wiesz?- powiedziałem równie psotnie. 
Oczywiście, to nie było szczere wyzwanie. Dobrze to wiedziała. W jednej sekundzie złapałem ją i wylądowaliśmy na moim łóżku, gdyż ponownie rozpocząłem penetracje językiem jej jamy ustnej.
-Wszyscy mi to mówią.- rzuciłam oderwawszy się od niego.
Usiadłam na nim okrakiem, objęłam ręką jego szyję, a drugą chwyciłam twarz ściskając ją mocno.
Jedną ręką zerwałem jej uścisk i nie zrzucając jej usiadłem, rzucając się do jej ust. Pilnowałem przy tym by to jak na mnie siedziała się nie zmieniło. Rękoma jeździłem po jej biodrach aż w końcu zacząłem dość energicznie masować jej pośladki nie przerywając pocałunku.
Nie jestem ślepa, więc zauważyłam, że moja brutalność nie bardzo mu się podoba, a ponieważ jeszcze nikt nie wyszedł niezadowolony z łóżeczka Iris postanowiłam być delikatniejsza. Mimo, że tak perfidnie mnie oszukał. Wplątałam mu palce we włosy, ale nie szarpałam, jak to miałam w zwyczaju. 
Odczułem, iż coś się zmieniło. Była.. delikatna? Ona?! No nic, powoli palce przedostawały się pod majtki Iris.
Warknęłam cicho w jego usta i... siedziałam grzecznie. 
Nie opierała się, powoli wcisnąłem pod bieliznę całe dłonie.
Pchnęłam go tak, że leżał na łóżku, a sama oparłam ręce po obu stronach jego głowy.
Jednak się jeszcze zapiera.. no to może...- zacząłem rozpinać guziki jej (mojej) koszuli pieszcząc jej szyję.
Nie rzucać się. Nie rzucać się. Powtarzałam te słowa w głowie niczym mantrę.
Było po niej widać, że coś ją blokuje.. starała się? Nie może być! Przełamałem ją! Okiełznałem! Ale jednak.. gdy najprawdopodobniej jedynie się powstrzymuje, to już nie to samo. Przestałem ją pieścić i przez chwilę patrzyłem w jej piękne, zdziwione oczy.
-Wolałem tamtą Iris- szepnąłem do jej uszka, po czym podjąłem próbę wstania.
Zachichotałam i przytrzymałam go, następnie pocałowałam, jednocześnie naciskając na niego, aby znowu się położył.
-Rozumiem, że mam pozwolenie.
Po tych słowach złożyłam lekki, jak piórko pocałunek na jego brodzie, obojczyku, i kolejne na klatce piersiowej, aż dotarłam do linii bokserek. Chwyciłam materiał w zęby i spojrzałam na Isseiego pytająco.
Spojrzałem na nią z zadziornym spojrzeniem, które mówiło "nie krępuj się kotku".
Jednym płynnym ruchem zerwałam z niego resztki odzienia. On całkiem nagi, a ja wręcz odwrotnie. Popatrzyłam najpierw na siebie, potem na niego i uniosłam znacząco brew.
Uśmiechnąłem się tylko, szybkim ruchem zerwałem z niej swoją koszulę, tak że ta została tylko w majtkach. Błysk w oku, na widok jej prawie już nagiego ciała. Zamieniłem nas miejscami, teraz to ona leżała na plecach. Od stóp do bioder drogą pieszczotliwych pocałunków dotarłem do dolnej części bielizny. Delikatnie chwyciłem za seksowne czarne majtki typu figi i nie czekając na pozwolenie wyprostowałem jej nogi w górę i zdjąłem chwilowo zbędną odzież. Uśmiechnąłem się, delikatnym ruchem rozchyliłem jej ugięte nogi nachyliłem się ku jej kroczu. Rzuciłem jej pytające spojrzenie.
Posłałam mu seksowny uśmieszek i przysunęłam się bliżej.
Wszystko było już jasne. Zbliżyłem się do waginy, po czym przymykając lekko oczy rozpocząłem pieszczoty za pomocą języka i co jakąś chwilę delikatnego ssania.
Podczas kiedy on pracował, ja rzucałam się po łóżku, pojękując z rozkoszy i wbijając palce w pościel.
Widok jej wijącego się ciała dawał wystarczające powody mojej erekcji. Troszkę przyśpieszyłem, "pracowałem" intensywniej coraz śmielej poruszając językiem.
Było mi tak dobrze, że nie potrzebowałam większej ilości czasu, by osiągnąć spełnienie. Wydałam z siebie trochę dłuższy niż poprzednie, jęk i opadłam na materac w bezruchu, odrobinę dysząc.
"Cholera, wychodzi na wierzch... odstęp czasowy." - pomyślałam.
Popatrzyłam na Isseiego.
-To nie koniec, Aniołku.-zapewniłam go stanowczo.
-Trzymam cię za słowo- rzuciłem. 
Pocałowałem ją, po czym chwyciłem za członka i leciutko dotknąłem czubkiem jej pochwy. Przez chwilę tak po niej jeździłem, aż ostatecznie powoli go włożyłem, by zaraz rozpocząć wspólną podróż do raju.
Po chwili doszłam do siebie i byłam gotowa na cóż... niego. Wbił się we mnie zanim zdążyłam zmienić pozycję. Pozostało mi już tylko opleść go nogami, na których wciąż miałam szpilki. Zaczynało mi już troszkę brakować brutalności w łóżku, więc gdzieś pomiędzy moimi jękami dało się słyszeć krótkie polecenia: mocniej, szybciej.
Początkowo powoli, następnie coraz szybciej, ale nie do przesady. Nie jestem "krótkodystansowcem". Mniej więcej 10 minut utrzymałem tą pozycję. Następnie obróciłem ją na bok a sam położyłem się za nią, kontynuując rutynowe poruszanie członkiem w jej pochwie.
Tymczasem ja objęłam jedną ręką swoją pierś i ściskałam mocno wbijając w nią paznokcie.
Ja natomiast leżąc nadal za nią całowałem ją po karku, szyi i ramieniu. Było wspaniale, przyśpieszyłem a jej jękom towarzyszyły odgłosy uderzenia skóry o skórę.
-Mmm.. kurwa, jak dobrze- wymruczałam.
Niebo stawało się coraz bardziej różowe. Jako demon byłem młody i słaby, ale w łóżku.. zapytajcie Iris. Do tej pory zdążyła dojść po raz drugi. Przyszła pora, by ponownie zmienić pozycję, tym razem dałem jej możliwość wyboru.
Wgramoliłam się na niego i pochyliłam się nad jego twarzą. Przysunęłam usta do jego warg, a kiedy on próbował sięgnąć moich -ja się odsuwałam. Droczyłam się z nim w ten sposób przez chwilę, a potem sama pocałowałam go słodko nie szczędząc przy tym języka, cały czas ocierając się o niego całym moim ciałem. Ugryzłam go jeszcze raz, bo mimo wszystko naprawdę dobrze smakował.
"Ciekawe jaką ma grupę krwi..."- pomyślałam.
W momencie, w którym stwierdziłam, że nasz "przyjaciel" jest tak twardy, że chyba już bardziej się nie da, sama się na niego wsunęłam i zaczęłam poruszać się w pozycji na jeźdźca.
Leżąc na plecach trzymałem ją za pośladki naciągając je do zewnątrz (Na me czarne skrzydła... te cudowne, jędrne pośladki). Mój wzrok skakał to na twarz Iris omamioną rozkoszą, to na jej podskakujące jędrne piersi (Na me czarne skrzydła... te zajebiste piersi...). Oddałem się jej całkowicie. Chyba wyleczyła mnie z nałogu pt. "Ludzkie dziewczyny", żadna nie była tak dobra.
Oparłam ręce na jego ramionach i odrzuciłam głowę do tyłu. Raz na jakiś czas zataczałam krąg biodrami. Przeniosłam ręce Isseiego na swoje piersi i zacisnęłam je na nich mocno wydając przy tym kolejny jęk. 
Uniosłem głowę i objęciami warg i zębów objąłem lewą pierś męcząc jej grudek sutkowy swoim językiem, następnie przeniosłem się na drugą pierś i uczyniłem to samo, tym razem jednak na koniec łapiąc w zęby sutek i lekko go naciągając. Ponownie miętosząc jej piersi zacząłem ją lizać i całować po szyi i ramionach coraz częściej poruszając biodrami w przód i (jak tylko się dało) w tył.
Trwaliśmy tak jeszcze przez dłuższą chwilę, po czym opadłam wyczerpana kolejnym orgazmem, na jego pierś.
-Żyjesz?- zakpiłem podśmiewając się i dysząc w niezłym zmęczeniu.
Zachichotałam i uniosłam się na łokciach, tak że teraz pochylałam się nad nim.
-Aniołku- musnęłam jego wargi- spisałeś się.
To powiedziawszy sturlałam się z niego.
-Jeszcze nie skończyłem. Póki co prowadzę 2-0- rzuciłem zaczepnie i wczołgując się na nią pocałowałem ją.
-Zaczynam cię coraz bardziej lubić- uśmiechnęłam się zadziornie. 
Znowu splotłam nogi na jego biodrach i obcałowywałam jego szczękę. 
-Zobaczmy, czy uda mi się wywalczyć więcej łaski- równie zadziornie odparłem a przy następnej próbie pocałunku mojej szczęki obniżyłem głowę i trafiła w usta. 
Przygryzła delikatnie moją dolną wargę, podczas gdy ja prawie na niej leżąc ponownie wsadziłem w nią swoją męskość i stopniowo przyśpieszałem ruchy bioder. Nachyliłem się niżej całując ją po szyi, ramieniu i obojczyku, po czym delikatnie się wgryzłem na ramieniu sącząc przy tym delikatnie jej krew, niezwykle łagodnie robiąc jej przy tym malinkę wargami. Poczułem na karku jej oddech, któremu towarzyszył cichy jęk rozkoszy. 
"Cholera, jeszcze trochę i nigdy nie wyjdę z tego łóżka"- pomyślałam.
Jak na zawołanie mimowolnie przyśpieszyłem i dysząc zakończyłem to najlepiej, jak tylko się dało. Wspólnym orgazmem. Opadłem na nią wymęczony, czując jeszcze, jak drży jej ciało, a sama przy tym pojękiwała. Pierwszy raz mi się to zdarzyło. I było zajebiście.
Podczas, kiedy on leżał z głową na moich piersiach, ja bawiłam się jego włosami, pociągając za niektóre i przeczesując je palcami.
-Żyjesz?- zapytałam, tak jak on wcześniej mnie i zaśmiałam się cicho.
Złośliwość za złośliwość, pomyślałem, po czym dość delikatnie ugryzłem ją w prawą pierś.
Warknęłam cicho.
-Nie krępuj się, z drugą możesz zrobić to samo.
Po tych słowach znowu się zaśmiałam.
-Dziękuję za pozwolenie- mruknąłem i tak też zrobiłem. 
Następnie opierając się na łokciach przycisnąłem jedną pierś do drugiej i na odwrót i zacząłem je lizać, całować i podgryzać.
Przyglądałam się mu z zaciekawieniem, od czasu do czasu wyginając się w łuk. Włosom kazałam przybrać czarny odcień i zostawiłam sobie niebieskie pasemka. Rzadko kiedy ich kolor sprawdzał się co do uczuć, bo strasznie manipulowałam moimi włosami. 
-Zmęczona?- spytałem przewracając się z niej i leżąc bokiem, a przodem do niej oparłem głowę o dłoń. Palcem lewej ręki natomiast jeździłem po jej ciele od pasa wzwyż.
Przejechałam rękami po twarzy, a potem włożyłam je pod głowę i z półprzymkniętymi oczami rzuciłam:
-Lubię być zmęczona.
-A ja lubię męczyć- po tych słowach złapałem kciukiem i palcem wskazującym jeden z sutków i zacząłem go miętosić.
Uśmiechnęłam się lubieżnie. 
-Szkoda, że tak słabo cię obiłam. Popracuję nad tym następnym razem... o ile takowy będzie miał miejsce.
Tymi słowami starałam się podkreślić, żeby nie liczył na zbyt wiele z mojej strony.
-Taka jesteś?- spytałem podnosząc na nią wzrok- Sugerujesz, że jest to zależne od ciebie? Może to ja nie będę chciał?
-Kochanie...- chwyciłam w dłonie jego twarz i pocałowałam go namiętnie- ...przecież oboje wiemy, że będziesz chciał.
-Phi..- prychnąłem po czym pocałowałem ją ponownie i odkleiwszy się od niej leżałem obok na plecach- Tak myślisz?
Przerzuciłam jedną nogę i rękę przez niego, głowę oparłam mu na barku i musnąwszy zarys jego szczęki nosem, wyszeptałam mu do ucha:
-Ja to wiem.
Zamknęłam oczy wyczerpana.
W odpowiedzi uniosłem jedynie kącik ust w górę uśmiechając się delikatnie. Prawa ręka znajdowała się za jej plecami, zgiąłem ją w łokciu i tuląc Iris do siebie zacząłem powoli ją głaskać i co jakiś czas bawiąc się kosmykami jej włosów w palcach. W między czasie wzrokiem ogarniałem pokój, dziura w ścianie: zrobiła ją moją głową jak odkryła moją prawdziwą postać. Koszula i nasza bielizna nieopodal siebie na podłodze. W innym jej miejscu było wgniecenie, czego widok przyprawiał o wspomnienia gdy stopą mnie dusiła. 
Co ta kobieta ze mną zrobiła?- zapytałem się w duchu, po czym wtuliłem swoją głowę w jej czubek głowy i tak zasnąłem.
Obudziłam się w łóżku jakiegoś faceta. Chwilę mi zajęło zanim sobie przypomniałam, co tu robię.
"Cholerna pamięć"-przeklęłam ją w duchu.
Za oknem się ściemniało, więc wywnioskowałam, że musiałam spać z godzinkę, czy dwie.
Ostrożnie odsunęłam się od Isseiego, tak aby go nie obudzić, wstałam i skierowałam się do pierwszych lepszych drzwi, modląc się (do Lucka), żebym znalazła tam łazienkę. Na szczęście trafiłam. Napiłam się wody, a potem wróciłam do śpiącego w najlepsze Isseiego. Miałam sobie po prostu iść, ale wyglądał tak słodko...
Usiadłam okrakiem na jego nogach i niewiele myśląc chwyciłam w dłonie jego męskość. I tak zaczęłam lizać, ssać i delikatnie ugniatać.
-C.. CO DO?!- podniosłem głowę na wpół przytomny. 
Zdziwiony spojrzałem na Iris robiącą mi loda. Ok- Wpierw dziwnie się czułem, gdy jednak zaczął mi stawać uśmiechnąłem się. Opadłem delikatnie na łóżko, a jedną ręką przełożyłem jej włosy na bok tak, by jej nie przeszkadzały.
Wiedziałam, że się obudził, ale mimo to nie spojrzałam nawet na niego.
-No dzień dobry- odezwałem się w końcu.
Podniosłam głowę, przełknęłam spermę, która wypełniała moje usta i uśmiechnęłam się lekko.
-Dobry wieczór. Nie musisz mi dziękować za pobudkę. Teraz możesz spokojnie odrobić lekcje.
Wstałam, śmiejąc się przy tym. Założyłam z powrotem swoją bieliznę oraz jego koszulę. Wiedziałam, że mnie obserwuje, wiec kręcąc biodrami podeszłam do okna. Nie do drzwi, latałam kiedy tylko mogłam. Obróciłam się w jego stronę i rzuciłam:
-Do zobaczenia, Aniołku.- po tych słowach puściłam mu oczko i ugięłam kolana szykując się do wyskoczenia.
-Heh- zaśmiałem się i podszedłem do okna wyglądając za nią- Wariatka.