Music

czwartek, 29 stycznia 2015

Ból

(Tak, Lu nie miała pomysłu na tytuł)



Obudziłam się i chwiejnym krokiem ruszyłam do łazienki. Spojrzałam w lustro i przetarłam zaspane oczy.
- Jak zwykle wyglądasz pięknie... - powiedziałam z sarkazmem patrząc w swoje przekrwione od płaczu oczy. Czułam się beznadziejnie po nocy przespanej na cmentarzu a świadomość że znowu mogę spotkać tego idiotę nie poprawiała mi humoru. Wzięłam szybki prysznic i przebrana w czyste ubrania wyszłam z łazienki. Chwyciłam kubek z kawą i wypijając połowę wyszłam niechętnie z pokoju wlokąc się na zajęcia.
- To będzie piękny dzień... - Prychnęłam pod nosem i ruszyłam.

Głupie słońce...
Schowałem głowę pod poduszkę, czując jak promienie w najgorszy możliwy sposób usiłowały mnie obudzić. Dłonią usiłowałem znaleźć kołdrę, by się w niej zakopać i spać dalej, lecz z przerażeniem odkryłem, że nigdzie jej nie ma. Zatrząsłem się gdy, poczułem zimny wiatr tuż na odkrytymi plecami i nogami. Będąc jeszcze w pół śnie zawyłem żałośnie.
-Inanis, daj mi jeszcze te jebane pięć minut...-zamiast jednak zrzędzenia starszego brata poczułem jak coś twardego i ciężkiego odbiło się o moje plecy-Co do kurwy?-wyjąłem głowę spod kołdry, ale dalej nie otworzyłem oczu. Zrobiłem to dopiero w chwili gdy coś równie ciężkiego spotkało się z moim czołem.
-MASAOLI!-wrzasnąłem lecz po demonie nie było nawet śladu. Zostawił jedynie otwarte okno z którego bił chłód-Zginiesz, przysięgam ci to...-ruszyłem do łazienki, skąd wróciłem z plastrem tuż nad brwią, gdyż oberwałem kamieniem, który rozciął mi skórę. Zamknąłem okno i szybko ubrałem się w pierwsze lepsze wyjęte z szafy ubrania.
-Zajebisty początek dnia...-opuściłem pokój i leniwym krokiem udałem się na lekcje...

Dotarłam pod drzwi sali i oczywiście zirytowana samą obecnością innych ludzi usiadłam w ostatniej ławce przy oknie i tępo wpatrywałam się w przestrzeń za nim. Modliłam się tylko o to żeby nikt nie przeszkodził mi w byciu najbardziej bezużytecznym stworzeniu na ziemi. Niech tylko ktoś się odezwie a przysięgam zabije. Westchnęłam opierając głowę na dłoni i bawiłam się włosami czekając na początek lekcji. Nie żebym chciała na niej uważać... Męczyło mnie czekanie i chciałam jak najszybciej być w pokoju. Sama.

Ziewnąłem przeciągle chwilę po tym jak wkroczyłem do sali. Przywitałem się z paroma znajomymi, kompletnie ignorując tęskne spojrzenia kilku dziewczyn.
-Powodzenie jak u inkuba.-zażartował Ivan, za co spojrzałem na niego karcąco.
-Gdzie ci przypominam inkuba?
-Właśnie nigdzie...kiedy ty ostatnio z kimś byłeś?-ukryłem zakłopotanie tym pytaniem. Już dawno przestało mnie interesować znalezienie dziewczyny na siłę. Przyznaję...poflirtować lubię, ale nie żeby zaraz do łóżka.
-Dawno, bycie wolnym strzelcem jak na razie mi odpowiada.-Ivan pokręcił z rezygnacją głową.
-Nigdy cię nie zrozumiem...-bąknął pod nosem. Po chwili nauczyciel wszedł do środka, więc usiadłem w ostatniej ławce w środkowym rzędzie.


Słyszałam jak kolejni uczniowie wchodzili do sali ale nie obchodziło mnie to za bardzo. Nikogo tu nie znałam i chciałam aby tak zostało. Co chwilę jakiś chłopak patrzył jakby chciał mnie rozebrać. Reszta albo z nienawiścią, albo z obrzydzeniem. Usłyszałam znajomy głos i przeklęłam pod nosem i odwróciłam się na przód sali.
Azazel...
Westchnęłam i ponownie spojrzałam na okno błagając aby nie usiadł obok mnie...
Oczywiście świat jest definitywnie przeciwko mnie..
Patrzyłam przed siebie i próbowałam udawać że jestem skupiona na tym co mówi nauczyciel.



Ze znudzeniem rozglądałem się po sali. Same nudy...czemu tu nie ma nikogo ciekawego...cofam to. Wykrzywiłem usta w chytrym uśmieszku gdy zobaczyłem moją starą, kochaną znajomą.
-Kogóż to widzą moje śliczne oczy, witam Dziecko Słońca.

Przechyliłam głowę i spojrzałam na niego z politowaniem.

- Nie wiem kogo widzą twoje oczy.. Moje widzą denerwującego idiote...
Znowu spojrzałam na okno nie chcąc patrzeć mu w oczy. Mam do nich słabość i nic na to nie mogę poradzić.
Nienawidzę tego idioty...


-Schlebiasz mi.-zaśmiałem się cicho-Co jest takiego ciekawego za tym oknem?

- Tam nic nie ma... A co najlepsze nie ma tam ciebie. - Syknęłam nie patrząc na niego.

-Coś ty taka wredna?-udałem smutnego, choć w duchu rozbrzmiewał mi mój własny szatański śmiech.

- Och przepraszam.. Taką mam naturę... -Uśmiechnęłam się bez cienia wesołości.

-Ślicznie się uśmiechasz, wesołku.-wyszczerzyłem się w pseudo radosnym uśmiechu. To się nazywa przypadek wiecznej pesymistki. Z drugiej strony niezwykle mnie to cieszy. Doprowadzanie jej do furii będzie czystą przyjemnością.

Uśmiech natychmiast zniknął z mojej twarzy. Spojrzałam na niego spod rzęs.
- Coś masz ostatnio zbyt dobry humor... Możesz tak łaskawie nie wyżywać się na mnie..? - Miałam mętlik w głowie. Nie dość że jestem w tej szkole z bandą debili, to jest tu też ten największy z nich. Dlaczego do cholery on tak uwielbia mnie irytować?!


-Ale ja nic nie robię. -uniosłem dłonie w niewinnym geście. Cudem powstrzymałem złowieszczy uśmieszek. Nie zauważyłem jednak nauczyciela, który z całej siły uderzył mnie w łeb linijką-Au...-jęknąłem i spojrzałem spode łba na matematyka-Za co?
-Powtórz co mówiłem.- ehehe...poratuje ktoś?


Spojrzałam na niego gniewnie ale moją uwagę odwrócił nauczyciel stojący tuż za nim. Patrzyłam jak ten idiota dostaje w łeb i musiałam się naprawdę postarać żeby nie wybuchnąć śmiechem przy całej klasie. Odwróciłam wzrok w stronę okna mając nadzieję, że w końcu da mi spokój.

Za brak odpowiedzi dostałem drugi raz. Gdzie te prawa dziecka czy co to tam jest?! Nadąłem policzki i naciągnąłem kaptur na głowę. Ułożyłem się wygodnie na ławce.

Oparłam pod brudek na dłoni i patrzyłam się w tablice słuchając dalszych wywodów nauczyciela i błagając w duchu by już nikt więcej mnie nie zaczepił. Uratował mnie dźwięk dzwonka obwieszczający koniec tortury zwanej lekcją. Jak oparzona zerwałam się z miejsca i nie czekając aż nauczyciel skończy mówić wyszłam z sali. Następną lekcją był w-f. Ruszyłam ku sali gimnastycznej.

W-F...wyspać się nie dadzą. Podniosłem się leniwie z krzesła i powolnym krokiem ruszyłem do szatni. Gdy już tam byłem zasiadłem w koncie, jedynym miejscu gdzie, oberwanie czym kolwiek było wręcz niemożliwe. Wf z dziewczynami...pocieszające...oby biegały.

Przebrałam się szybko w strój czyli krótkie spodenki i koszulkę. Super dziś mamy zajęcia z chłopakami.. świetnie.. Wyszłam z przebieralni i weszłam na salę gimnastyczną związując swoje długie włosy w koński ogon. Przeciągnęłam się leniwie i wzrokiem przejechałam po pomieszczeniu i uczniach.

Siedziałem na ławce ignorując drących, znaczy rozmawiających kolegów. Powtarzanie szkoły czwarty raz ma jednak więcej wad niż zalet. Same dzieciaki w tej szkole...ja w porównaniu do nich jestem pedofilem.
Znudzonym wzrokiem omiotłem salę aż napotkałem Su. Dzięki ci Lucyferze! Ten wf jednak aż taki zły nie będzie.
Podszedłem do niej z tyły i zasłoniłem dłońmi oczy.


Wzdrygnęłam się czując na twarzy dotyk jakiejś osoby. Westchnęłam przeciągle i wyprostowana jak struna nie raczyłam się nawet odezwać. Wiedziałam aż za dobrze kto to jest. Nie musiałam się nawet upewniać. Był jedną z nielicznych osób jakie tu znałam.
- Znowu ty? - syknęłam zabierając jego dłoń z oczu. Nie chciałam przyznać się sama przed sobą ale poczułam przyjemny dreszcz gdy mnie dotknął... o czym ja myślę?!


-Tak, ja. Widzę, że tęskniłaś.-uśmieszek wpłynął niespodziewanie na moje usta. Zniknął na moment, gdy przez przypadek spojrzałem jej w oczy. Szybko odwróciłem wzrok wypuszczając powietrze ze świstem. Nie lubię tych momentów kiedy nagle zapominam do czego służą struny głosowe.

- Niesamowicie... - odwróciłam się się do niego i spojrzałam na niego. Zobaczyłam ten jego uśmiech, spojrzałam mu w oczy i nie wiedziałam co zrobić. Odwróciłam wzrok i nie mogłam powstrzymać rumieńca, który wpełznął na moją twarz. Stanęłam bokiem próbując ukryć różowe policzki

Jak ona słodko się...Azazel spokój! Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem przed siebie. Jakiś wewnętrzny głos, którym o dziwo nie była moja siostra cicho szeptał jak bardzo spieprzyłem. Ale co niby?
Nauczyciel wszedł do sali, a dźwięk gwizdka odbił się echem w mojej głowie.


Poczułam się dziwnie odrzucona.. Nie myśl o tym Su... Dotknęłam dłońmi policzków i poklepałam się po nich. Westchnęłam i ruszyłam przed siebie aby stanąć ze wszystkimi na zbiórce. Rozgrzewka i bieg. Niechętnie pobiegłam wokół sali wciąż myśląc co się właściwie ze mną dzieje...

Dziesięć okrążeń dla wszystkich plus kolejne dwa dla mnie i Dean'a, bo większość biegu się popychaliśmy. Wuefista sądząc po worach pod oczami, marzył o dłuuugim śnie tak jak ja. To zadecydowało, że ostatecznie mieliśmy robić sobie krzywdę piłkami. Zerknąłem na Su i aż coś zakuło mnie w piersi. Kiedyś brat mówił, że kiedy nas serce boli to oznacza, że ktoś przez nas cierpi. Wspominałem, że mój brat był idiotą? Nie? To teraz już tak.
Byliśmy w przeciwnych drużynach...coś czuję, że odpadnę pierwszy.


Przeciągnęłam się i spokojnie spojrzałam na przeciwną drużynę. Azel.. Dlaczego czuję ból gdy na niego patrzę. Dlaczego tak ciężko mi z nim przebywać...? Potrząsnęłam głową. Nie czas aby o tym myśleć. Starałam się odpędzić wszystkie uczucia, aby moja twarz nie wyrażała żadnych emocji. Mimo wszystko przeczuwałam że w moich oczach czaił się ból. Wzięłam głęboki oddech i skupiłam się na grze.

Piłki wzleciały w powietrze odcinając się od podłogi lub poszczególnych nieszczęśników. Wzrokiem odnalazłem Su. Dlaczego to tak boli do cholery?! Poczułem jak piłka wali mnie w tył głowy. Przed oczami pojawiły mi się mroczki. Udało mi się złapać równowagę po czyn chwyciłem piłkę odsyłając ją do nadawcy którego głośne przekleństwo rozbrzmiało w sali.

Chwyciłam piłkę i posłałam ją przed siebie po czym spojrzałam na Azela. Miałam tego nie robić ale coś nie pozwalało mi odwrócić wzroku. Z drugiej jednak strony sprawiało mi ból patrzenie na niego. Nie mogę już tego wytrzymać. Su przestań.. powtarzałam sobie uparcie, nie myśl o nim. Złapałam nadlatującą piłkę tuż przed swoją twarzą i z frustracją odesłałam piłkę. Poleciała oczywiście do Azazela. Cholera...

Jestem zbity do cholery...
Chcwiciłem piłkę chcąc ją posłać do tej durnoty, ale była nią Su. Natychmiast wypuściłem piłkę z rąk i nie patrząc na nią wyszedłem z sali. Nauczyciel mnie wołał ale zignorowałem to. Wziąłem z szatni bluzę i ruszyłem w kierunku cmentarza. Teraz mi się akurat na wspominki musiało wziąć?! Zajebiście.
Nogi same zaprowadziły mnie pod znany mi stary, zniszczony nagrobek. Usiadłem na ziemi przed nim i rozpocząłem przeklinanie tego co znajdowało się pod nim.


Cholera, cholera... Dlaczego zamiast cieszyć się z tego że prawie dostał w łeb poczułam się tak okropnie? Stanęłam jak wryta i opuściłam ręce wzdłuż ciała. Przeklęłam pod nosem i pobiegłam za nim. Nie przejmowałam się przebieraniem się ani tym że nauczyciel gadał o tym jak to wszyscy go ignorują. Biegłam przed siebie. Nie wiedziałam gdzie poszedł ale widząc jego oczy w tym momencie podejrzewałam gdzie mógł pójść. Pobiegłam na cmentarz, nawet nie zauważyłam kiedy w moich oczach zebrały się łzy. Stanęłam w bramie cmentarza i rozejrzałam się.

Naciągnąłem mocniej kaptur by tylko nie patrzeć na litery wyryte na nagrobku. Głupi brat, cholerny kłamca...ogar. musisz się uspokoić. Jeszcze mnie ktoś zobaczy...

Zauważyłam go jak siedział przed nagrobkiem. Nie wiedziałam czy powinnam podejść. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam przed siebie. Stanęłam kilka metrów za nim i otarłam łzy z twarzy.
- Azazel? - szepnęłam. Cholera jasna co ja robię...?


Jeszcze jej tu brakowało...
Naciągnąłem kaptur tak aby moją twarz było jak najmniej widać.
-Czego?-warknąłem nawet się nie odwracając.


Zabolało... ale czego się spodziewałam..?
- Przepraszam... - szepnęłam cicho próbując opanować łamiący się głos i odwracając się odeszłam. Wyszłam z cmentarza i dopiero wtedy pozwoliłam sobie na łzy. Szłam dalej przed siebie nie zważając na nic.


Debil, debil, debil!
Czy ja zawsze muszę wszystko zepsuć? Zaraz ale przecież nie miałem czego...chyba...ych! Mogę albo tu zostać i dalej z premedytacją wyzywać kawał kamienia lub pobiec za nią i nagadać jakiś bezsensownych głupot.
Bo przecież głupota sensowna nie jest?
Z jednej strony to do mnie podobne. Zadufany dureń łamiący serca i powodujący depresję, a z drugiej tym razem nie chce jego zrobić dla satysfakcji. Chyba...
Wstałem i pobiegłem za nią. Sądząc że i tak się nie zatrzyma chwyciłem jej dłoń.
-Przepraszam.


Zatrzymałam się nie patrząc na niego. Wbiłam wzrok w ziemię. Nie chciałam na niego patrzeć. Nie teraz. Zamknęłam oczy i powoli zabrałam swoją dłoń z jego. Dlaczego czułam jakby moje serce ponownie umierało?
- Nie masz za co.. Nic się nie stało. - uśmiechnęłam się
Ukrywać uczucia za maską obojętności. Oto czego nauczyłam się przez lata swojego życia. Lepiej jest nic nie czuć niż później cierpieć. Oczywiście nie zawsze działa to tak jak powinno...
- Nie przejmuj się.. - dodałam ledwo słyszalnym szeptem i poszłam dalej.


 Robię kilka kroków w przód i ponownie chwytam jej rękę.
-Po co za mną przyszłaś?

- Nie wiem.. naprawdę nie wiem.. - szepnęłam. Czułam w sercu coraz większy ból. Nie wiedziałam co mną kierowało kiedy tu przyszłam ani dlaczego też czuje pustkę.
- A dlaczego ty przyszedłeś tu za mną..? Przestań ze mnie drwić.. twoje żarty nie są zabawne.. - właśnie tak o tym myślałam. Jak zawsze próbuje mnie dręczyć i nabijać się później.

"Bo mnie sumienie dręczy. " Tak w to z całą pewnością mi nie uwierzy. Pościłem jej rękę w którą jeszcze przez moment się wpatrywałem. Podniosłem wzrok i nabrałem powietrza w płuca.
-Wyjątkowo tego nie robię. -tu powinienem dodać charakterystyczne "królewno" ale tego nie robię-Wybacz.-czyli coś co w moim słowniku zastępuje "przepraszam". Mówiąc to zazwyczaj oczekuję wybaczenia, ale teraz nawet o tym nie myślę.
Wycofuję się cały czas patrząc jej w oczy po czym spuszczam wzrok i wracam na cmentarz.

Poczułam się jeszcze gorzej niż poprzednio. O ironio moje serce powinno rozpaść się ponownie ale nie czułam nic takiego. Nie byłam zdolna do żadnego ruchu. Spojrzałam w jego oczy. Dlaczego był smutny? Dlaczego patrzenie jak odchodzi sprawiło mi cierpienie? Widok zamazał mi się pod wpływem napływających do oczu łez.
- Głupi Azazel.. - powiedziałam łamiącym się głosem. - O co ci chodzi? Po co to robisz? - Powiedziałam trochę głośniej aby mnie usłyszał.

-Nie muszę ci odpowiadać.-mówię trochę zbyt głośno. Przyspieszam by znaleźć się jak najdalej od niej.

- Dlaczego do cholery nie powiesz mi wprost że po prostu chcesz się pobawić? - warknęłam i ruszyłam za nim. Nie pozwolę mu uciec. Muszę wiedzieć o co mu chodzi, bo jeśli tego nie zrobię to nie będę wiedzieć co dzieje się ze mną...

Stanąłem i odwróciłem się. Zrobiłem zamyśloną minę.
-Hmmm bo tak? - bo nie wiem czemu.

Stanęłam jak wryta tuż przed nim i spojrzałam mu w oczy. W kącikach moich oczu wciąż były łzy.
- Bo tak? Uważasz że cały świat jest zabawą a ludzie są tu dla twojej rozrywki?

-Może.-syczę. A przynajmniej tak powinno być. Nie ważne jak bardzo gardzę Inanisem, to wiem ile racji jest w jego postępowaniu. Nie ważne jak wielkim potworem przez to jestem...
Może gdybyś braciszku mnie nie zostawił, dziś wiedziałbym co robić?
Tym razem w mojej głowie jest chociaż plan. Jest jednak zbyt absurdalny, a jednak chcę to zrobić. Pochylam się tak aby ją pocałować ale zatrzymuję się.
Zrobię to, i co? Będę musiał ją olać, a ból na pewno nie zniknie.
Dla mnie nie ma happy endu...
Nie Prostuję się, nic nie mówię. Po prostu patrzę w jej szkliste od łez oczy.

Patrzę mu w oczy gdy pochyla się w moją stronę. Zatrzymuje się tuż przed moją twarzą. Czy on chce mnie pocałować...? Dlaczego do cholery poczułam tak przyjemny dreszcz?
Odsunął się a ja stałam Nie mogąc się ruszyć. Zacisnęłam dłonie w pięści. Chciałam tego... Chciałam żeby mnie pocałował. Cholera jasna! Powinnam już dawno się z tym pogodzić, nie ma czegoś takiego jak miłość. Przywiązanie do kogoś powoduje tylko cierpienie. Tak jak teraz.
- Jesteś idiotą.. Nie będę jedną z twoich zabawek! Może faktycznie niepotrzebnie tu przychodziłam... nic się nie zmieniłeś.. - syknęłam i spojrzałam mu głęboko w oczy.

-Czyli jestem świetnym aktorem.-mówię bez zastanowienia. Powinienem tego żałować, ale tak nie jest. Uśmiecham się smutno. Dopiero teraz uświadamiam sobie jak bardzo Inanis i "ojciec" mnie zniszczyli, a przed tym chciał mnie uchronić Xing. Szkoda, że nie zdążył.

- Na pewno. Wspaniale kamuflujesz się przed innymi. - dlaczego ja tak nie mogę? Po stracie bliskich zamknęłam się w sobie i nie okazywałam żadnych emocji, jednak przy nim czuję się jakbym była otwartą księgą. Jakby mógłby mnie przejrzeć, dojrzeć każdą słabość. Dlatego to wszystko tak boli. A mogłam umrzeć jak normalny człowiek...

-Ma się ten talent.-mruczę po nosem. Co mi szkodzi...
Nachylam się nad nią, ale za nim wpiję się w jej usta szepczę.
-Tylko mnie za to nie zabij.-całuję ją i przeklinam swoją głupotę

Nie odepchnęłam go. Mimo tego wszystkiego co zrobił nie odepchnęłam go. Uparcie wmawiając sobie że to przez szok z wahaniem oddałam pocałunek. Straciłam panowanie nad sytuacją. Uniosłam dłoń i oparłam ją na jego torsie. Zabije go później.

Oparłem dłonie o jej biodra i mocniej do siebie przyciągnąłem. Pogłębiłem pocałunek. Jedną dłonią powędrowałem wyżej i przycisnąłem do jej pleców.

Dłonie przesunęłam wyżej na jego ramiona i kark. Palce wplątałam we włosy i rozkoszowałam się ich miękkością. Poddałam się całkowicie i o ironio podobało mi się to.

Oderwałem się od niej.
-Jak bardzo nie żyję?-wyszeptałem do jej ucha.

- Bardzo.. - szepnęłam słabym głosem. Zadrżałam lekko i odsunęłam się niepewnie. Obawiałam się że teraz odejdzie i uzna że nic się nie wydarzyło. Zignoruje.

-No to mnie zabij a nie uciekasz.-chwyciłem jej dłonie. Co robię? Nie wiem...

Rozchyliłam usta chcąc coś powiedzieć ale nic mi nie przychodziło do głowy. Pokiwałam przecząco głową.
- Nie teraz...

-Jasne.-musnąłem jeszcze raz jej wargi po czym się odsunąłem. Zacisnąłem palce na jej dłoni i pociągnąłem w kierunku wyjścia z cmentarza.
-Mamy przesrane.-mruknąłem bardziej do siebie.

- Chyba masz rację.. - odpowiedziałam. Byłam szczęśliwa.
Zacisnęłam delikatnie dłoń którą trzymał i szłam za nim. Wiedziałam że to nie potrwa długo ale wciąż łudziłam się nadzieją.





Wycieczka

 Chodziłam bez celu po mieście, nie wiedząc tak naprawdę jak się tu znalazłam, a tym bardziej w jakim celu. Szczerze nienawidziłam Akademii, dlatego też nie widziałam sensu w uczęszczaniu na zajęcia. Przechadzałam się w swojej ludzkiej postaci toteż skupiałam na sobie spojrzenia większości przechodniów. Mężczyźni patrzyli na mnie nie zwracając uwagi na partnerki idące tuż obok nich. Uśmiechałam się do nich słodko na co dziewczyny irytowały się jeszcze bardziej i robiły im awantury. Lubiłam wykorzystywać swój wygląd. Bawiło mnie to. Istniała jedna osoba na której go nie wykorzystywałam..  Skręciłam w boczną uliczkę i po chwili znalazłam się na otwartej przestrzeni nad brzegiem rzeki. Na obrzeżach miasta wyglądała ona dużo spokojniej niż w centrum. Usiadłam na małej ławeczce i odpaliłam papierosa zaciągając się trującym dymem. Od wielu lat już tu nie przychodziłam.. Przywodziło to wspomnienia, te miłe jak i te bolesne. Wtedy moje życie było łatwiejsze. Byłam mała i niewinna. Tak wiele się od tego czasu zmieniło. Nic już nie jest takie same i nigdy nie będzie. Zostałam zniszczona.
***
Ból.
Poniżenie.
Strata.
-Gdzie ja jestem..? Mamo? Tato? Isamu? Co się dzieje...? -w ciemnym pomieszczeniu rozległ się cichy płacz. Nie wiedziałam gdzie jestem ale zdawałam sobie sprawę z tego co się stało. Zabili moją rodzinę. Podciągnęłam nogi pod brodę i szczelnie otuliłam się ramionami.
Zimno...
***
- Grzeczna dziewczynka. Wspaniale się spisałaś- powiedział z obleśnym uśmiechem i pogłaskał mnie po głowie. Nie okazałam strachu czy obrzydzenia. Nie miałam żadnych uczuć. Pospiesznie ubrałam się i wyszłam.
 Nienawiść...

   Rzuciłam niedopałek na ziemię i odetchnęłam głęboko próbując się uspokoić. Byłam pewna iż w tym momencie moje oczy przypominają dwa węgle, ale nie robiło mi to dużej różnicy.
- Wiem że tam jesteś.. Możesz już wyjść...
- Kochana Su jak zawsze spostrzegawcza...
- Czego chcesz Evan? - warknęłam w stronę bruneta stojącego też przede mną. Ten nachylił się nade mną z szarmanckim uśmiechem.
- Chcę tylko porozmawiać. - szepnął prosto do ucha, na co przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. - Tęskniłem za Tobą księżniczko.
- Nie zbliżaj się do mnie... - syknęłam i odwróciłam głowę w drugą stronę. On jak na złość złapał mój podbródek i zanim zdążyłam zareagować złożył na moich ustach pocałunek. Odepchnęłam go z całych sił od siebie i cofnęłam się. Po chwili moje plecy zderzyły się ze ścianą jakiegoś budynku i poczułam się osaczona jak zwierze w klatce. Podszedł do mnie potęgując to uczucie.
- Ranisz mnie Su. Zawsze cię lubiłem.
- O ironio a ja cię nienawidzę... - zmierzyłam go wzrokiem i ponownie odwróciłam głowę nie chcąc go więcej widzieć.
- Kochanie nigdy Cię nie zostawię... Niestety teraz muszę już iść ale obiecuję że niedługo się spotkamy.
Tak szybko jak się pojawił tak zniknął a ja odprowadziłam go pełnym nienawiści wzrokiem. Prychnęłam i uderzyłam pięścią w ścianę. Za każdym razem gdy go spotykałam byłam bezradna tak jak wtedy gdy jeszcze żyłam. Uspokoiłam oddech i ruszyłam w drogę powrotną. W końcu wrócić trzeba...

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Kłopoty

Spacerowałam po dziedzińcu myśląc nad jakimś zajęciem. W końcu znudzona usiadłam pod ścianą.
- Nuuudzę się.- mruknęłam cierpiętniczo.
Po dość długim czasie zdecydowałam się iść na lekcje, mimo, że duszą leżałam w łóżku, pod kołdrą, wtulajac głowę w poduszkę. Rozmarzona sunęłam korytarzem, mając nadzieję, że spotkam Sashe. Musiałam mu swoją drogą podziękować. Posprzątał w moim pokoju, zrobił ciepły posiłek i przyniósł ciasto. Zastanawiam się tylko czemu zrobił to kiedy spałam...Musiała​m za bardzo odpłynąć myślami, bo rzeczywistość dała mi o sobie znać w dość brutalny sposób, kiedy prawie się przewróciłam, potykając się o...cudzą nogę. Zamrugałam kilkukrotnie i spojrzałem na właściciela stopy...a właściwie właścicielkę :
- Cześć Sofia - uśmiechnęłam się lekko - Dlaczego siedzisz w takim miejscu? Źle się czujesz?
- Cześć Miyo.- powiedziałam po czym pociągnęłam dziewczynę za rękę, żeby usiadła obok - Hmmm... Jeśli zmierzałaś na lekcje to zmiana planów. Posiedzisz ze mną, bo mi się nie chce na nie iść a samej mi nudno.- uśmiechnęłam się.
- A-ale ja powinnam iść na lekcje! Ostatnio zdarzyło mi się kilka nieobecności i muszę uzupełnić zaległości...- Westchnęłam. Nie ma sensu kłócić się o coś co z góry skazane jest na moją porażkę - Dobrze zostanę z tobą...masz ochotę porobić coś konkretnego?
- Pogramy w piłkę? W sumie to dobry pomysł. Chodź!- zerwałam się, ciągnąc ją za sobą - Idziemy do mnie po piłkę.
- Nie wiem czy to dobry pomysł...nie jestem dobra w sportach! - mimo protestów pozwoliłam Sofii, żeby zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Prawdę mówiąc, nie jestem dobra w niczym ale zachowam to dla siebie...- Jakie są zasady gry w piłkę? Nigdy nie miałam okazji zagrać...
- Po prostu ją kop. - powiedziałam z uśmiechem. Po chwili byłyśmy już na dworze.
Pokiwałam twierdząco głową. W takim razie chyba dam sobie rade...weszłam między drzewa i zabrałam 4 średniej wielkości kamienie. Jedną parę położyłam za Sofii a drugą na przeciwko niej kilka metrów dalej :
- Chyba jest dobrze... - położyłam z boku sweter i torbę - Możesz zacząć?
- Dobra! - powiedziałam po czym mocno kopnęłam piłkę w jej stronę.
Przestraszona zacisnęłam powieki, odwróciłam się bokiem, unosząc nogę. Zasłoniłam się rękoma a kiedy piłka uderzyła mnie w biodro, pisnęłam. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się a piłka leżała wprost naprzeciw mnie. Wzięłam duży rozbieg i kopnęłam ją z całej siły. Nim pobiegłam zamknęłam oczy, ale nawet nie widząc tego, słuch jasno podpowiedział mi, że coś stłukłam...bałam​ się spojrzeć na dokonane przeze mnie zniszczenia

Spojrzałam za siebie. Okno wybite. Po chwili z okna wyłoniła się głową Lucyfera.
- W nogi! - powiedziałam podbiegając do Miyako. Złapałam ją za nadgarstek i pociągnęłam w stronę drzew.
- Chyba mamy przesrane. Miejmy nadzieję że nie zauważył kto to.- powiedziałam, gdy nas już widać nie było.

Otworzyłam oczy w momencie kiedy zza wybitej szyby wyłoniła się głowa Lucyfera :
- Tylko nie to... - nim się zaczęłam panikować Sofia złapała mój nadgarstek i pociągnęła między drzewa. Na szczęście zdążyłam zabrać swoje rzeczy z ziemi. Kiedy ukryłyśmy się w lesie, oparłam się o pień drzewa i zsunęłam po nim, siadając na trawie - Jestem martwa...on mnie zabije...
Spojrzałam przestraszona na Sofie.
Odruchowo ją przytuliłam.
- Nic ci nie zrobi... Wezmę winę na mnie.- uśmiechnęłam się - I tak do tej pory byłam za grzeczna jak na demona.- zaśmiałam się.

- Przecież to była moja wina...nie mogę pozwolić, żebyś wzięła winę na siebie! - wtuliłam się w nią. Przyjemnie było poczuć ciepło drugiej osoby - Jesteś zbyt miła...a-ale na razie nic nie mówmy! Może nie zauważył żadnej z nas! Wtedy obu nam się upiecze.
- Hmm... Widział nas. Ale możliwe, że nie wie że to my.- zaśmiałam się - Następnym razem gramy z drugiej strony szkoły.
- Następnym razem zagramy w warcaby albo szachy - zaśmiałam się - Lepiej stąd chodźmy. Oby nas nie rozpoznał... - Wstałam, otrzepałam się i zarzuciłam torbę na ramię. Niepewnie ruszyłam w stronę akademiku, wciąż bojąc się, że Lucyfer wyskoczy znikąd i zakończę swój marny żywot z równie marnego powodu.

niedziela, 11 stycznia 2015

Smutek bywa gorszy od miłości

Mgła otaczająca cmentarz zdawała się dziś być gęstsza niż zwykle. Zasłaniała wszystko, więc z dachu Akademiku nie dałoby się nic dojrzeć...Nawet ginącej tam dziewczyny, która dzisiaj leżała już zakopana pod ziemią. Właśnie jej nagrobek wyróżniał się nowością spośród. Przykuwał uwagę każdego kto wszedł na cmentarz, ponieważ tylko na nim paliło się mnóstwo zniczy, a kwiaty zasłaniały wszystko prócz złotego napisu: ,,Yume Nakamura. Anioł, który za wierną służbę zajmie miejsce obok Boga w raju´´. Nagle chrzęst kamieni pod butem chłopaka ubranego w czarne jeansy z łańcuchem i lekko rozpiętą koszule przerwało grobową cisze. Westchnął on przeciągle kucając przed nagrobkiem i ręką przejeżdżając po złotym napisie. Jego jedno oko było zasłonięte kruczoczarnymi włosami, jednak drugie-krwisto-czerwone nie wyrażało żadnych emocji. Wydawało się...puste? Jako jedyny znał historię śmierci przewodniczącej. Wszyscy ogłosili, iż popełniła samobójstwo, a prawda była taka, iż zgwałcono ją po czym zabito właśnie w tym miejscu, gdy przyszła na grób ojca. Czemu? Tylko dlatego, że się z nim zadawała. Według innych demonów ktoś tak wysoko postawiony nie mógł się związać z aniołem, więc...Zlikwidowali ją? Akira powoli podniósł się do góry, a na jego ustach pojawił się uśmiech. Nie, nie był to wyraz radości, lecz zwykły wyuczony ruch ust.
-Czego chcesz Herecjuszu?-zapytał nie odwracając dalej wpatrzony w złoty nagrobek.
Z lasu nieopodal wyszedł chłopak, którego aura sprawiała wrażenie, iż wydawał się on niegroźny, jednak jego zimne niebieskie oczy niszczyły ten stereotyp.
-Przewodnicząca nie żyje, więc na razie ty obejmujesz jej obowiązki z rozkazu Lucyfera. Właśnie przyjechała Delilah...Ta, o której Ci móww...-niestety chłopak nie zdążył dokończyć, bowiem Akira rozkładając skrzydła wybił w stronę nieba, by po chwili wylądować u wejścia Akademii by powitać nową-starą uczennicę.
Już od dłuższej chwili spacerowała po korytarzu przyglądając się każdej minionej osobie i otoczeniu, które chociaż powinno być jej znajome czuła sie jakby widziała je pierwszy raz. Czy odczuwała nostalgię? Nie. Trafniejszym określeniem byłaby niechęć. Trafić z jednego więzienia do drugiego...mimo to i tak odczuwała więcej swobody niż wcześniej. Naciągnęła bardziej kaptur chcąc ukryć różowe kosmyki, które jak na złość rozchodziły się na wszystkie strony z chęcią zaznania odrobiny wolności. Weszła do damskiej toalety i kiedy na jej szczęście nikogo w nim nie było, zdjęła bluzę i spojrzała na siebie. Lekko wzdrygnęła się na widok własnego spojrzenia. Chyba wciąż nie może się przyzwyczaić do tego zimnego spojrzenia. Różowe włosy lekko przeczesała dłonią, poprawiła bluzkę, która i tak odsłaniała więcej jej walorów niż powinna...podobnie jak przykrótka spódniczka, którą ukradła siostrze. Podciągnęła zakolanówki i sprawdziła czy jej trampki są dobrze zawiązane. Ponownie spojrzała w lustro i wykrzywiła usta w grymasie, który prawdopodobnie miał być uśmiechem. Otuchy to nie dodawało ale różowowłosa cicho się zaśmiała :
- Gotowa na wszystko.... - tak przynajmniej próbowała sobie wmówić, myśląc o spotkaniu z przewodniczącym. Wyszła z toalety i poszła przed wejście do Akademi - Przedstawienie czas zacząć.
Gdy tylko drzwi się otworzyły do uszu dziewczyny dobiegł cichy, lekko zachrypnięty ton. -Chodź tak dalej, a też Cię zgwałcą jak i poprzednią przewodniczącą aniołów.-stwierdził ponuro chłopak. -Akira Masaoli...Przewodniczący demonów, pełnie rolę zastępcy u aniołów, bo poprzedniczka została zabita. Więc chodź zaprowadzę Cię do twojego pokoju.-powiedział i ruszył przed siebie, nie oglądając się za różowowłosą.
Poszła w jego ślady, utrzymując bezpieczną odległość kilku kroków za nim :
- Żebym się przejmowała własnym dziewictwem może bym wzięła twoje słowa do serca...- Mruknęła, jednak kiedy dotarło do niej co powiedziała, cicho chrząknęła - Dziękuję za radę. Następnym razem ubiorę odpowiedniejszy strój. - Miała nadzieję, że zignorował jej dziwną odpowiedź. Musi zachowywać się tak jak nakazuje jej ojciec...a przynajmniej udawać, że tak robi. Odwróciła głowę byleby nie spoglądać na przewodniczącego, jednak jego osoba i tak przykuwała jej wzrok. Starała się doszukać różnic między teraźniejszym Akirą a tym sprzed ponad roku. W wyglądzie jednak nie dostrzegła nic szczególnego, w przeciwieństwie do głosu, z którego można było bez trudu zauważyć smutek...a przynajmniej tak jej się wydawało :
- Tęsknisz za przewodniczącą...- mimo, że wydawało się jakby rzuciła te słowa od niechcenia, widać było na jej twarzy zmartwienie.
Niemal natychmiast stopy dziewczyny oderwały się od ziemi, a na jej szyi zacisnęła się ręka czarnowłosego. Nachylił się lekko nad jej uchem po czym szepnął:
-Nie tęsknie za nikim skarbie...Wiedziałem o wszystkim.-burknął, po czym bez większych przeszkód puścił ją i znów ruszył przed siebie. Nie cierpał aniołów i ich głupich oskarżeń...Prawda jest taka, że nie tęsknił.
-Twój pokój jest tam.-wskazał palcem drzwi przed sobą. -Coś jeszcze czy mogę iść?-zapytał dalej zdziwioną dziewczynę.
Różowowłosa cicho pisnęła kiedy chłopak zacisnął dłoń na jej szyi, po czym przez jej ciało przeszedł dreszcz słysząc jego głos tuż nad swoim uchem. W momencie kiedy ją puścił, ledwo udało jej się stanąć na nogach. Lekko się pochyliła i zaczerpnęła głębszy wdech. Ponownie ruszyła za Akirą, tym razem pozostając w jeszcze większej odległości od niego. Jego słowa ją zaniepokoiły ale teraz miała większy problem na głowie...oczekiwania jej ojca wobec niej. Spojrzała na czarnowłosego :
- Tak, jest coś jeszcze. Chcę zostać przewodniczącą aniołów.
Czerwonooki spojrzał na nią mierzwiąc palcami włosy, jednak ostrożnie, aby niebieskie oko dalej nie zostało odkryte.
-Ty?-zapytał kpiącym głosem.-Jesteś w stanie powstrzymać zabijających anioła demony? Przecież...-przerwał na chwilę i niemal natychmiast stanął za Delilah niszcząc dzielącą ich odległość. Ostrym czarnym paznokciem przejechał wzdłuż żyły na jej szyi. -Jesteś pewna, że dasz radę?
Dziewczyna wstrzymała oddech ale starała się pozostać niewzruszona zachowaniem przewodniczącego. Wiedziała, że tylko ją straszy...a przynajmniej miała taką nadzieję :
- Tak, jestem pewna. Nawet bardziej niż pewna - odsunęła się od niego. Nie była już przestraszona a w jej oczach można było dojrzeć wyraźną pewność siebie - Wystarczy trochę pokokietować a demon będzie jak posłuszny piesek.
-Ooo...Pokokietować powiadasz? Dobra spróbuj! Pamiętaj, że ja nie będę peszyć zbijających...Ewentualnie im pomogę.-powiedział z diabelskim uśmiechem, po czym w jego ręku pojawiła się dopinka ,,Delilah-PRA''.
Niebieskooka zbladła a cała pewność siebie zgasła jak ogień oblany wodą. W duchu już zaczęła przeklinać swoją głupotę i bezmyślne zachowanie. Stanęła przed Akirą :
- Nie mógłbyś po prostu mianować mnie przewodniczącą? Miałbyś mniej obowiązków i nie musiałbyś przejmować się tymi głupimi aniołkami... - przejechała palcem po jego torsie i brzuchu, spoglądając na niego prosząco.
-Flirt Ci nie wychodzi, a poza obowiązkami mój świat nie istnieje, ale...-w tym momencie Akira rzucił jej plakietkę -Bierz. Od teraz jesteśmy wrogami.-burknął po czym wkładając ręce w kieszenie ruszył przed siebie.
Dziewczyna złapała plakietkę i przyglądała jej się ze zdziwieniem :
- Dziękuję! - była tak szczęśliwa, że nawet nie zwróciła uwagi, kiedy w akcie euforii wtuliła się w plecy czarnowłosego - Nie jesteś taki zły...
Delilah ulżyło, wiedząc, że osiągnęła to czego chciał od niej ojciec i to z zadziwiającą łatwością. Przez myśl przeszło jej, że demon prędzej czy później będzie oczekiwał czegoś w zamian ale szybko odepchnęła te wątpliwości, chcąc korzystać ze szczęścia.
Akira nic nie odpowiedział, po prostu rzucił dziewczynie spojrzenie pod tytułem: ,,Puść, albo stracisz te ręce''. Gdy już był na zakręcie mruknął dość głośno do dziewczyny. -Tylko tego nie spieprz cioto!-Po czym bez większych szczegółów odszedł.