Music

czwartek, 30 lipca 2015

Anioł i demon czyli jak przetrwać pierwszy dzień w akademii.

Czarnowłosy obudził się w momencie gdy nadgorliwe promienie słoneczne wdarły się do jego pokoju i padły na jego twarz. Skrzywił się i naciągnął kołdrę na twarz. Nie dość że położył się dwie godziny wcześniej, to teraz nawet nie mógł spać. Przekręcił się na bok co poskutkowało nieprzyjemnym zbliżeniem z podłogą. Jęknął przeciągle i wstał otrzepując się z kurzu i przecierając dłońmi zmęczoną twarz.
 -To będzie piękny dzień... - wymamrotał i spojrzał na okno gdzie siedział jego przyjaciel.
-Mogłeś zasłonić okno Vigo... -warknął do kruka na co ten odpowiedział mu ironicznym spojrzeniem i odleciał. Sebastian przyciągnął się prostując kości i zesztywniałe mięśnie po całonocnej misji i krótkim śnie. Umył się i przebrał po czym wyszedł z pokoju z ironicznym uśmiechem.
- Piękny dzień...
Dziewczyna stała przed akademią. Miała przy sobie tylko mała walizkę. Nic więcej nie potrzebowała. Wpatrzona była w niebo. - Piękna jest dzisiaj pogoda.. - mruknęła sama do siebie, prostując skrzydła i idąc w kierunku drzwi od akademii. Aktualnie była w swojej anielskiej formie, chociaż nieco się wstydziła chodzić w sukience. - Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. - próbowała pocieszyć sama siebie, choć wychodziło jej to dość marnie. - W sumie, czy nie powinnam się rozpakować? - zapytała sama siebie. Po chwili namysłu zmieniła swój kierunek i poleciała w stronę akademiku.
Podczas gdy chłopak powolnym krokiem opuszczał akademik, jego przyjaciel latał nad terenem akademii. Jego wzrok przyciągnęła postać drobnej anielicy. Obniżył swój lot i wylądował na gałęzi za nią. Już miał taki nawyk, że przyglądał się nowo przybyłym. Jego właściciel zaś udał się na dziedziniec, niestety przez jego zamyślenie, a raczej brak myślenia spowodowany niewyspaniem, skierował swoje kroki w stronę akademika dla aniołów.
Szła dumnym krokiem w stronę akademiku, próbując wszystko ignorować. Nie udawało się to. Kiedy tylko coś usłyszała, zaczynała się rozglądać oczami oraz zaczęła się trząść.
- Ci.. Spokojnie Hope. Wszystko będzie dobrze.. - mówiła sama do siebie. Zatrzymała się, wyciągając z kieszeni notatnik oraz długopis. Notatnik był mały oraz był zamykany na kłódkę. Wyjęła kluczyk i otworzyła notatnik. Zapisała na nim co czuła. Niepokój? Strach? A może ekscytację? Z tego nadmiaru emocji, dziewczyna upuściła kluczyk, nie zwracając na to uwagi. Schowała notatnik. Dziewczyna spoglądając w niebo, nie zauważyła drzewa, na które wpadła. Notatnik wypadł, a ona karciła samą siebie
Zdenerwowany swoim gapiostwem skręcił na dziedziniec i włożył ręce jak najgłębiej w kieszenie. Spojrzał przed siebie i zauważył anielice gadającą do drzewa, a nad nią swojego kruka. Podszedł bliżej niej i podniósł notatnik leżący na ziemi a następnie zaczął go przeglądać.
Dziewczyna spojrzała na ziemię , a notatnika nie było.
- Cholera, powiedzcie że zgubiłam notatnik, to się normalnie zabiję.. - Mruknęła sama do siebie, wstając z ziemi i otrzepując się z liści. Nawet nie spojrzała za siebie. Bała się? Nie. Była pewna że go tam nie ma? Też nie. Po prostu miała przeczucie. Kiedy sięgnęła ręką do kieszeni, nie poczuła także klucza.
- Cholera, nawet klucza nie ma.. - Zrezygnowana odwróciła się do tyłu..
Zaśmiał się czytając notatnik i spojrzał na nią.
 -To pierwszy dzień jest aż tak stresujący? - Zadrwił z niej i przeszył spojrzeniem czarnych jak noc oczu.
- O-oddaj.. - Spojrzała na chłopaka, a potem na swój notatnik. Była zbyt nieśmiała, żeby go wziąć. Głupia. W końcu zebrała się w garść, i podeszła do chłopaka, chcąc wziąć notatnik.
- Niech was szlag trafi. - Mruknęła.
- Łaskawie oddasz mi ten notes do cholery? - Zapytała nieco głośniej. Fakt, dziewczyna z natury była nieśmiała. Ale jak tutaj nie wybuchnąć, widząc jak jakiś debil czyta twoje zapiski?
Położył jej dłoń na głowie i zaśmiał się gorzko.  - Eee...nie...
Zarumieniła się. Westchnęła, spoglądając na notatnik. - Rusz go tylko.. - Mruknęła, prostując skrzydła.
- Grozisz mi dziecko? -zmierzył ją wyzywającym wzrokiem.
- Nie jestem dzieckiem! - Krzyknęła, zakładając ręce na piersi. - To w końcu oddasz mi ten pieprzony notatnik? - Mruknęła cicho, spoglądając smutnymi oczkami na chłopaka.
- I debila. - Mruknęła cicho. Pobiegła za dziennikiem i wzięła go, chowając go kieszeni. - Jeszcze kluczyk znajdź.. - Spojrzała w niebo i mruknęła sama do siebie. - Na Gabriela, po co mama mnie tu posyłała..
Obrócił się błyskawicznie i złapał ją za szyję.  -Nie pozwalaj dobie dzieciaku...to że jeszcze cię nie zabiłem to wyłącznie akt mojej dobrej woli...
Po omacku wyciągnęła z kieszeni sztylet, kalecząc się przy tym.
"Cholera! I po co zaczynałam.. Mam przecież sztylet, ale co ja nim zdziałam? Arg. Jak zawsze wpadasz w tarapaty, Hope." Pomyślała.
Przerażenie w jej oczach podziałało na niego jak płachta na byka. Uniósł ją i rzucił na ziemię kilka metrów dalej jak szmacianą lalką. Zmierzył ją chłodnym spojrzeniem i uśmiechnął się sztucznie, wręcz przerażająco
-Masz jeszcze jakieś błyskotliwe uwagi?
Trochę bolało. Fakt. Na szczęście miała przy sobie nadal swój sztylet. Ale krew nie przestawała lecieć. A notatnik? Został przy chłopaku. Cela dziewczyna miała ciałkiem niezłego, dlatego rzuciła sztyletem w chłopaka, i wzniosła się najwyżej jak mogła.
- I jak tutaj zdobyć mój notatnik? - Nie chciała chłopaka zranić, tylko go wypłoszyć. Chciała szybko zdobyć notatnik i uciec. Proste, prawda?Złapał sztylet i odrzucił go w bok, podszedł do niej powolnym krokiem a w jego oczach błysnął cień szkarłatu. Powalił ją na ziemię łapiąc ponownie jej szyję i wbił w jej delikatną skórę ostre paznokcie.
- Nie radzę... - wymamrotał pod nosem.
Ona nic. Tylko patrzyła na chłopaka. Widać nawet nie zwrócił uwagi na jej rękę. Każdy średnio ogarnięty demon zauważył by, że ręka Hope jest cała we krwi. Na serio. " Debilko popieprzona! Po co zaczynałaś tą chorą kłótnie?! Kto ci cholera kazał.. :
Zauważył rozlewającą się powoli krew i westchął zrezygnowany. Szczerze mówiąc nie chciał słuchać wywodu Gabriela albo Delilah o tym że nie wolno krzywdzić aniołów więc puścił dziewczynę i wstał pospiesznie. Zrobił kilka kroków i podniósł notatnik należący do owej anielicy. Rzucił go tuż obok niej i gwizdnął na kruka, który zleciał z drzewa i przysiadł na jego ramieniu. Wsadził ręce głęboko w kieszenie ciemnych spodni i ruszył w swoją stronę.
Wstała, zupełnie nie przejmując się swoim stanem. - Przynajmniej mam notatnik. Gorzej z kluczem.. - Mruknęła i chwyciła notatnik. Dziewczyna szybko pobiegła w kierunku akademiku. Tylko był jeden problem.. Krew. Wszędzie krew. A sztylet? Ona zajmie się tym później. Teraz musiała zająć się.. wszystkim.
- I po kija jakiego ja się w to wpakowałam..

środa, 29 lipca 2015

Nadzieja imieniem dziewczyny. Przeznaczenie, czy czysty przypadek?

Hope Lies. I Szlachetna Anielica I Lat 16 I Kobieta I Długie, białe skrzydła I Niebo I 16.04.

Wygląd jako ANIOŁ.

Jej włosy nabierają ciemniejsze barwy, oczy przybierają kolor turkusowy, a ona sama na na głowie kokardę. W jej ubiorze zmienia się to, że zamiast być ubrana w swoje codzienne ubrania, jest ubrana w sukienkę. Taka mała Lolita. Dodatkowo, na jej wisiorku, zamiast róży jest krzyż.  Jej skrzydła, są całkiem długie, nigdy nie sprawdzała ile tak dokładnie mierzą. Chociaż prawda jest taka, iż te skrzydła mogą być zdatne tylko do latania. 
A co z jej  człowieczą formą?
Jako człowiek, dziewczyna ma nieco jaśniejsze włosy, w świetle dziennym, wydaje się że kolor  jej włosów jest jakby jasnym blondem, połączonym z jasnym brązem. Najczęściej zakłada sukienki do kolan, a na plecy biały sweterek. Jej strój rzadko różni się od stroju który miała wcześniej. Po prostu sukienka oraz swetr. Nie wyróżnia się z tłumu. Jest chuda jak patyk, oraz ma jasną cerę. Ona na serio się nie wyróżnia.

A jej charakter?
Dziewczyna jest spokojna, na lekcjach zawsze zachowuje się wzorowo. Dziewczyna niechętnie poznaje nowych ludzi. Taka z pozoru szara owieczka. jednakże, kiedy nadchodzi noc, w dziewczynie coś pęka.. Normalnie, dziewczyna jest w stanie porozmawiać. Jednakże, mówi dość cicho oraz czasem mówi sama do siebie, zamiast do rozmówcy. Da się z nią dogadać, chociaż jest ciężko. Z czasem, dziewczyna zacznie się przekonywać do nowego towarzystwa. Jako przyjaciółka, potrafi pomóc, jest nieco bardziej otwarta, oraz na pozór milusia i słodka.

Jej historia krótka jest, nie ma o czym mówić.
Dziewczyna żyła jak każda normalna Anielica. Kilka zdarzeń nieco zmieniło jej charakter, a także zmieniło coś w jej życiu.. Ale nie ważne. Żyła w dość bogatej rodzinie. Dziewczyna miała wiele przyjaciół, a kiedy usłyszała o tym, że musi wyjechać do akademii.. Coś w jej pękło. Miała opuścić wszystkich przyjaciół? Nawet Layle? Jej najlepszą przyjaciółkę? Właśnie wtedy.. Wtedy pękła i przestała być już prawdziwą przyjaciółką, tylko szarą owcą. Urwała kontakty. Skoro i tak dziewczyna musiała wyjechać, to wolała udawać że już wyjechała. Jej ostatnie dni przed wyjazdem spędziła w małym ogródku, jedząc tam wszystkie posiłki oraz spędzając tam cały dzień oraz wieczór. Było to jej ulubione miejsce. Potem po prostu znalazła się w Akademii.

CI-E-K-A-W-O-S-T-K-I

- Ma swój mały sekret..
- Kocha żelki oraz wszelakie słodycze
- Często zapisuje swoje myśli w notatniku.
- Uwielbia latać.
- Zawsze ma przy sobie sztylet. To jej broń po prostu.
--
Yay. Kiedy indziej się postaram, Nie bać się.
GG: 54799609
Data: 25.04.
Meil: olalittlepetshop@gmail.com
Ona nie gryzie.

środa, 8 lipca 2015

Alone

Trzasnęła drzwiami klasy tak mocno, jak to tylko było możliwe, tworząc głośny huk. Za plecami dalej słyszała nawoływanie nauczyciela i donośnie śmiechy kolegów i koleżanek z klasy. Miała dość tych uszczypliwych komentarzy co do domniemanego dziwkarstwa, bo jaka szanująca się anielica sypia z demonem? Na pewno nie ona, ale przez niego ma doprawdy świetną opinię. To już chyba szósty raz dzisiaj, kiedy zaproponowano jej seks, co i tak nie przebija faktu, że jeden demon zaciągnął ją do kanciapy woźnego. Gdyby nie miotła, którą go potraktowała pewnie nie była by już dziewicą. 
Pocieszające było to, że jego nie było dziś na lekcjach, ale z drugiej strony tego żałowała. Z przyjemnością wybiła by mu ząb albo dwa. Kit z tym, że pewnie kilka stron jej pamiętnika zostałoby rozwieszonych po szkole.
A nie, jednak nie kit. Teraz, gdy tak nad tym myślała, jednak nie odważyłaby się go uderzyć, ale kiedy już odzyska pamiętnik pobawi się w szaleńca z piłą łańcuchową, no może nie dosłownie, ale cały z tego nie wyjdzie. 
Szła szybko przez korytarz, nie zwracając zbytnio uwagi na otoczenie. Pewnie gdyby na kogoś wpadła nawet by tego nie zauważyła. Była zbyt zdenerwowana by przejmować się tak "nie istotnymi rzeczami". 
Budynek opuściła dość szybko, jednocześnie niszcząc sobie do reszty włosy, gdyż wiatr dawał się we znaki już od paru dni. Mimowolnie skorzystała z okazji, że nikogo nie ma w okolicy i wbiła wzrok w niebo. Ciągle pamiętała swój pierwszy lot i jego tragiczne skutki. Od tego czasu niemal panicznie bała się wysokości, dlatego w salach na wyższych piętrach siadała jak najdalej okien.
Po za wysokością bała się też broni palnej i krwi, o dziwo nie swojej. Czasami bała się nawet spać w ciemnym pokoju, mając wrażenie, że coś ją obserwuje i tylko czeka, aż znuży ją sen. Doprawdy dziecinne, ale prawdziwe. Wszystko było zapisane w pamiętniku, który był w jego rękach. Ciekawe jak świetnie się bawi czytając o jej uczuciach, lękach, doświadczeniach. Chamski kretyn, który pewnie jak każdy demon ma wszystko gdzieś, zadaje cierpienie i ma wszystko czego zawsze chciał. Nie lubiła takich osób, egoistów, którzy gówno wiedzą o życiu. 
Nadal nie wiedziała jak postąpić w sprawie pamiętnika. Nie wyobrażała sobie siebie w roli posłusznej niewolnicy. Zawsze mogłaby spróbować wykraść notes co pewnie poszłoby jej łatwo, gdyby nie fakt, że Gabriel wywaliłby ją ze szkoły, a na to nie mogła sobie pozwolić. Co prawda siedzenie po ileś godzin dziennie w ławce i słuchanie nudnych jak flaki z olejem wypowiedzi nauczycieli było nieciekawą opcją, ale dużo lepszą niż przymusowe wyjście za mąż.

Możesz mi się przydać tylko na dwa sposoby, albo nie narobisz mi wstydu w akademii, albo będziesz dobrą żoną.

Małżeństwo z przymusu? Nie, drugi raz nie będzie się w to bawiła. W ogóle nie będzie się bawiła. Małżeństwo ma tylko piękną nazwę. Może gdyby nie śpieszyli się tak z Fabianem, zdołałaby go pokochać, a tak to z dnia na dzień było co raz gorzej. Najpierw sprzeczki, potem co raz poważniejsze kłótnie, ciche dni, aż stajesz się mu tak daleka jak jedna z wielu które posiadł, potem już tylko leżysz w łóżku, podczas gdy on zabawia się z inną. Nie miała zamiaru znowu tak żyć. Całymi dniami chodzić jak ta mara, ciało bez duszy, szklana, pusta lalka, której nikt nie okazał od dawna miłości. Nigdy więcej.
Dlatego nie mogła sobie pozwolić na wywalenie ze szkoły, a więc na kradzież też nie. Zwyczajnie nie było innego wyjścia. Świetnie! Życie ją chyba naprawdę nienawidzi. 
Oparła się plecami o drzewo i zasłoniła dłońmi twarz, czując, że zbiera jej się na łzy. Ostatni raz płakała bardzo dawno temu, kiedy była jeszcze dzieckiem i nie potrafiła inaczej, ale właśnie wtedy przysięgła sobie, że to ostatni raz. Postanowiła, że będzie się tego postanowienia trzymać i nie będzie już nigdy przez nikogo płakać. 
Powstrzymała się i odsłoniła twarz. Nie było sensu teraz tam wracać, ale musiała kiedyś wrócić i dalej znosić komentarze, a nawet próby gwałtu. Zacisnęła ze złości pięści. On uczynił jej pobyt w tej szkole jeszcze trudniejszym i gorszym niż wcześniej, kiedy to była tylko traktowana jako gorszą, tą nad którą zlitował się Gabriel, a powinna gnić w Czyśćcu.
W sumie Czyściec nie byłby taki zły.
Zanurkowała dłonie w kieszeniach czerwonego swetra i pociągnęła nosem. Po chwili wyciągnęła ręce, mając między palcami jednej ostrą żyletkę. Nic to pomoże, ale przynajmniej da ulgę i wytchnienie choć przez chwilę. Robiła tak od zawsze, ilekroć będąc dzieckiem, marzła każdej nocy, chodziła głodna po ulicach lub zwyczajnie kogoś zawiodła, czego nienawidziła. Dla perfekcjonistki zawód był największą porażką, porażką nie do przyjęcia.
Przejechała powoli po skórze wewnętrznej strony nadgarstka, gdzie znajdowało się już kilka blizn, sprzed paru miesięcy. Obserwowała jak linia robi się czerwona, aż w końcu wypływa z niej krew. Jedna stróżka spłynęła jej po przedramieniu, a druga skapnęła na ziemię, tworząc szkarłatne plamy na soczyście zielonej trawie. Czuła ból jaki temu towarzyszył, ale przyzwyczajona do niego potrafiła się uśmiechnąć. Jeszcze kilka nacięć, a może uspokoi się na tyle, by uciec myślami od niego?
Już miała zrobić kolejne...
 - Florence Lawliet! - usłyszała za sobą znajomy głos. Schowała pospiesznie żyletkę i naciągnęła rękaw, chcąc zasłonić ranę. Skrzywiła się gdy wełna spotkała się z raną. Właścicielką głosu była anielica, o ile się nie myliła członkini rady. Serce zabiło jej mocniej, na myśl, że mogła coś zauważyć. Jeszcze ją za psychiczną wezmą - Dyrektor cię wzywa. - wcale nie przyniosło jej to ulgi, wręcz przeciwnie, napawało strachem. Czyżby jej dzisiejsze zachowanie na tyle zezłościło Gabrysia, że postanowił ją wypierdolić za bramę z walizkami?! Nie, nie i jeszcze raz nie! Trzy razy nie! 
Kiwnęła lekko głową i podążyła za anielicą, wchodząc ponownie do budynku. Kroki obydwu odbijały się echem po korytarzach. Flo skupiła wzrok na dziewczynie. Miała błękitne włosy i chyba tego samego koloru oczy. Była szczupła, straszliwie ładna, z całą pewnością marzenie każdego faceta, a nie jak ona. Brzydkie kaczątko z ulicy.
W dodatku żałosne.
Stając przed drzwiami gabinetu Dyrektora jedynie przełknęła ślinę i zapukała, po czym po cichym "Proszę" weszła do środka. Gabriel jak zawsze uśmiechał się mimo monotonnej pracy jaką przyszło mu wykonywać. Usiadła na krześle przed biurkiem i ze spuszczoną głową czekała na wyrok.
Tymczasem Archanioł miał czas i dokończył wypełnianie jakiejś faktury, by następnie skupić na niej wzrok.
 - Florence... - zaczął, ale dziewczyna nie pozwoliła mu dokończyć, bo natychmiast podniosła głowę.
- To się już więcej razy nie powtórzy! Przysięgam! Ostatni raz wyszłam z sali! A-A te plotki to nie prawda! - gestykulowała żywo rękami starając się jakoś przekonać dyrektora, świetnie wiedząc co ją czeka ... a przynajmniej tak przeczuwała.
Natomiast Gabriel wpatrywał się w dziewczynę z lekkim zdziwieniem na twarzy, które zamieniło się w uśmiech.
 - Nic nie słyszałem o kolejnym pokazie siły z nauczycielem Panno Lawliet - zaśmiał się widząc zakłopotanie malujące się na twarzy anielicy - A po za tym i tak nie mam siły cię już za to karać. - może dlatego że nauczycielem jest tym razem demon - Ale plotki słyszałem... - spoważniał. Flo znieruchomiała, mając nadzieję, że ten coś jeszcze powie, ale nie. Oczekiwał wyjaśnień.
 - T-To nie prawda! Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła! To tylko wymysł...
 - Wierzę ci Florence. - teraz to on jej przerwał - Co jak co, ale damą "lekkich obyczajów" nie jesteś, ale inni w to nie wierzą. Chcę cię tylko przestrzec byś nie wybuchała agresją na oskarżenia. Dość mam na głowie bujek, rozumiesz? -spojrzał jej w oczy. 
 - Rozumiem! - zasalutowała, ciesząc się, że i tym razem jej się upiekło. Gabryś to jednak równy gość. Wyrozumiały. Zupełnie jakby prześwietlał kogoś na wylot i sam znał prawdę. Też by tak chciała umieć, choć bardziej chciałaby być lepszą aktorką i kłamczuchą. 
Dopiero po chwili dotarło do niej, że był inny powód wezwania jej do szkoły. Edward znowu coś chce? A może Madeline? Albo Gabi zorientował się, że robi zamówienia przez szkolne komputery, bo nie stać jej na własnego laptopa.
 - Jest sprawa, panno Lawliet. - zaczął i mina mu trochę zrzedła. Flo ścisnęła rękę, gdzie miała ranę, czując, że mogłaby pozostawić ślady krwi na wypolerowanej podłodze w gabinecie - Jesteś aniołem wybranym, to znaczy, że posiadałaś ziemskich krewnych. Wiesz już o swojej siostrze, ale to nie o niej chciałem rozmawiać. - przerwał, tworząc uwierające napięcie - Lepiej jak sama przeczytasz. - wyjął ze szuflady biurka kopertę, zaadresowaną do niej. Wzięła ją w dłonie i odwróciła chcąc wiedzieć od kogo to. Otworzyła szerzej oczy ze zdumienia, by zacisnąć mocniej dłonie na kopercie, a te zaczęły się trząść.
Po raz kolejny tego dnia miała ochotę wybuchnąć ... płaczem i krzykiem.

Fanchette Lawliet

 - Jest Demonem Wybranym, bardzo nalegała by ci to przekazać. - dodał bacznie obserwując uczennicę. Florence jednak się nie odzywała ciągle wpatrując w list.
Po tylu latach...
 - M-Mogę wyjść? - zapytała czując, że pokój jest stanowczo dla niej za mały w tym momencie. Gabriel kiwnął głową, a Flo szybko podniosła się z miejsca i wyszła, cudem powstrzymując się by nie trzasnąć drzwiami. Natychmiast skierowała swe kroki ku wyjściu, gniotąc w dłoni kartkę.
Po tylu latach...
Przyspieszyła, by po chwili zacząć dosłownie biec. Do dzwonka nie zostało wiele, a ostatnie o czym marzyła to szkolna przerwa wśród tej zgrai idiotów, choć nie była pewna czy zwracałaby na nich uwagę. Teraz liczyło się tylko jedno.

Czego chce o de mnie moja matka?