Music

wtorek, 23 czerwca 2015

Je­dynym miej­scem fa­milij­nej zgo­dy by­wa zaz­wyczaj grób rodzinny.

Sakura
Iroshi
Issei 

Rozległ się dzwonek i w tym samym momencie wszyscy uczniowie zaczęli wychodzić z klasy. Spakowałam swoje rzeczy i także ruszyłam w kierunku wyjścia, ale w ten zatrzymał mnie nauczyciel. 
- Sakuro, spieszy mi się i prosiłbym abyś dzisiaj ogarnęła klasę. - nie czekając na moja odpowiedź zwiał. 
Westchnęłam i zruciłam torbę z ramienia na podłogę. Odwróciłam się na pięcie i przyjrzałam pomieszczeniu. Wszystkie mapy były porozwijane, krzesełka nie wsunięte, papiery porozwalane na biurko. Jednym słowem : SYF. 
- Pięknie... - przyłożyłam dłoń do twarzy po czym podeszłam do tablicy aby ją wytrzeć.
-Panie profesorze, czy...? ouh..- wpadłem do sali jednak zamiast nauczyciela zastałem kogoś innego. Śliczną dziewczynę, którą dość często widuje w na korytarzach
- Hej, nie wiesz gdzie on polazł?- spytałem przekraczając próg sali i podchodząc do dziewczyny.
- Profesor się gdzieś śpieszył... Nie mam pojęcia dokąd polazł. - skończyłam w tym samym momencie ścierać tablicę.

-Sorka..- westchnąłem- Widzę, że zostawił ci niemałe zadanie- rozglądnąłem się po sali- Pomogę ci- przystąpiłem do ustawiania poprzesuwanych ławek i dosuwania krzeseł.
Uśmiechnęłam się szeroko, miło z jego strony. 
- Dziękuję. .. - zabrałam się za zwijanie map. - Nazywam się Sakura - dodałam.
-Iroshi, Sarimu Iroshi- uzupełniłem podchodząc do niej z wystawioną dłonią i budzącym zaufanie uśmiechem na twarzy.
Zmierzyłam go wzrokiem po czym ujęłam jego dłoń. 
- Miło poznać! - obdarzyłam go szerokim uśmiechem.
Po jej pierwszym spojrzeniu miałem wrażenie, że to nazwisko nie jest jej obce. Czyżby Issei?
-Coś nie tak?
- Wiesz... Ostatnio spotkałam kogoś o tym samym nazwisku. - zaczęłam dalej zwijać mapy. - Przypadek?
-Emmm...- zaciąłem się - Doprawdy? No to faktycznie przypadek- stwierdziłem, że może lepiej się nie przyznawać do pokrewieństwa z Isseim.
Nie chcę z nim awantur o podbijanie mu znajomych. Chociaż po ostatnim... awantura i tak będzie.
- Dobrze wiedzieć. W sumie to jesteście zupełnie różni, jak na demona jesteś dość przyjazny. - schowałam mapę do pokrowca i odwróciłam się w jego stronę.
-Dziękuję. Za to ty jak przystało na anielice również sprawiasz wyśmienite wrażenie- pochwalił z uśmiechem.
Otworzyłam szeroko oczy. 
- Demon mnie pochwalił... Muszę sobie ten dzień zapisać - zaśmiałam się.
W odpowiedzi uśmiechnąłem się przymykając oczy i przekrzywiając lekko głowę.
-Nie mierz wszystkich jedną miarą- poradziłem- Potrafimy być w porządku- ponowny uśmiech.
- Mam do was uraz - odwróciłam wzrok i zajęłam się z powrotem pracą. 
Na samo to wspomnienie łzy napływały mi do oczu, ale nie chciałam płakać przy ludziach... Nie nawiedzę pokazywać swoich słabości.
-Hej.. ty płaczesz?- jako, że się odwróciła stanąłem przed nią i uniosłem jej twarz chwytając za podbródek - Wszystko w porządku?
- N..nie! - wyrwałam mu się speszona i otarłam łzy - Coś mi wpadło do oka... - atmosfera w powietrzu stała się ponura. 
Przy Isseiu też płakałam... Sakura ogarnij się! Karciłam siebie w duchu za to, że nie potrafię panować nad własnymi emocjami. .. 
-Wiesz, okazywanie swoich uczuć to żaden wstyd- powiedziałem- Od dziecka uczono mnie, że ukrywanie ich to oznaka tchórzostwa. Strachu przed innymi. Nie wyglądasz na taką osobę- mówiłem spokojnie. W przeciwieństwie do Isseia nie byłem nachalny w stosunku do dziewczyn. Równie dobrze mogłem ją tak zostawić. Czemu tego jeszcze nie zrobiłem? Może dlatego, że sam nie chcę już płakać? - Mówi się, że zdolność okazywania uczuć, mówi o szczerości danej osoby..
Stałam chwilę w milczeniu. Jego słowa dawały do myślenia, miał rację. Nie powinnam się kryć z tym co przeżywam... Życie nie polega na udawaniu, czy graniu osoby którą się nie jest. 
- Piękne słowa... - powiedziałam - Dziękuję. ... 
-Nie dziękuj- odparłem spokojnym tonem- Już okej?
- Tak! - odpowiedziałam nieco spokojniejsza - Chyba już ogarnięte - dodałam rozglądając się po klasie. 
-Cieszy mnie to- uśmiechnąłem się sympatycznie - A ten, co ja chciałem.Ten drugi Sarimu, chodzi tu do akademii prawda?- wiem, przypałowe pytanie, ale musiałem się czegoś o Nim dowiedzieć. Sam natomiast nic mi nie powie. Jako jego wujek, powinienem się nim zaopiekować po śmierci jego matki.. i mojej siostry. Spochmurniałem. Chyba było to widać, więc szybko się ogarnąłem i znowu wymusiłem uśmiech.
Przyglądałam mu się bacznie. 
- Tak... Troszkę mnie zdenerwował, ale uważam że da się z nim dogadać... Po negocjacjach.... - do rzuciłam. 
-Zdenerwował?- zdziwiłem się. -Chętnie bym posłuchał, ale to nie moja sprawa- zaśmiałem się. Dobra, to nic. Nie zawracam już głowy. Dodatkowo chyba już był dzwonek.
- Aha... - podskoczyłam - Spóźnię się na kolejną lekcję! - pisnęłam i zaczęłam w pośpiechu zbierać swoje rzeczy. 
Zaśmiałem się tylko przyjaźnie z takim też uśmiechem. Do zobaczenia!- rzuciłem za nią gdy wybiegła z klasy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejne godziny mijały mi dość powołanie. .. Moje oczy przesuwały się równo ze wskazówkami zegara. Tik, tak, tik, tak... W pierwszej sekundzie gdy tylko usłyszałam dzwonienie wybiegłam jako pierwsza z klasy. 
- Tym razem nie wrobią mnie w porządki! - rzuciłam pod nosem i wybiegłam z akademii. 
Za trzymałam się na dziedzińcu i odetchnęłam z ulgą 
- Wolności! - moje wargi wykazywały się z zadowoleniem w górę. 
Nagle dostrzegłam nowego kolegę. 
- Ohayo Iroshi! - krzyknęłam i zaczęłam iść w jego kierunku. 
-Ouh.. Sakura-chan?- zdziwiłem się na jej widok, ale również zrobiłem dwa kroki w jej stronę i już staliśmy naprzeciw siebie. -Cześć - powiedziałem z miłym uśmiechem i przymkniętymi oczami wedle nawyku delikatnie przekrzywiłem głowę.
- Co tam? Czemu tak stoisz sam? - zapytałam. 
-Myślałem, że kogoś tu zastanę..- mruknąłem rozglądając się za Isseim- Ale no nic. A co u ciebie? Już po lekcjach?
- Tak! - uśmiechnęłam się szeroko - Masz jakieś plany? Może poszli byśmy na spacer? 
-Emm..- podrapałem się po tyle głowy myśląc, czy mam jakieś plany na dzisiejszy dzień- W sumie czemu nie- ponownie promiennie się uśmiechnąłem- Masz jakieś konkretne miejsce czy ruszamy stąd tam gdzie nogi nas zaniosą?- spytałem poprawiając plecak.
- Tam gdzie nogi nas niosą! - po tych słowach ruszyliśmy przed siebie.
-A więc.. jak ci minął dzień?- spytałem szukając jakiegoś tematu. 
- W sumie to powolnie. ... - wywróciłam oczami. - A tobie? - zapytałam. 
-Daj spokój, wszystko mi się pieprzy.
- To znaczy? - zdziwiona. 
-Powiedzmy, że jestem życiową porażką od jakichś.. 2000 lat?- pytanie zadałem bardziej do siebie, ale przesłanie pozostało bez zmian.
Nie wiedziałam co powiedzieć. ... : Współczuję ci? To brzmiało dość głupio. Zamiast tego uznałam, że będę szła w milczeniu. 
-Ale nie ma tego złego, zawsze mogło być gorzej- na mojej twarzy ponownie zagościł uśmiech. Co ty kurwa robisz?!- wewnętrzny monolog- Jesteście na spacerze a nie na zjeździe kalectw losu. 
- Może... - wzruszyłam ramionami. - Dobra! Skończmy ten temat bo robi się jakoś ponuro! - klasnęłam w dłonie. - Masz na coś konkretnego ochotę? 
-Czy ja wiem.. niedaleko jest fajna budka, masz ochotę na lody? Ja stawiam! 
- Skoro stawiasz... - uśmiechnęłam się szeroko- To zgoda! 
I takt też poszliśmy. Gdy dotarliśmy do owej lodziarni dałem jej możliwość wybrania jako pierwszej
-Mam troche hajsu, więc nie żałuj sobie.
- Nie będę nadużywać twojej dobroci. Poproszę jedną gałkę lodów waniljowych!
-Pfff...- prychnąłem, po czym spojrzałem na lodziarza (jakkolwiek to brzmi) - Dla tej pani poproszę potrójną porcję waniliowo- truskawkowo- czekoladowych z polewą o smaku toffi i posypane cukierkowymi drobinkami. Dla siebie to samo- po podaniu zamówienia spojrzałem na nią ciekawy reakcji.
Otworzyłam szeroko oczy i wzięłam loda od lodziarza. - Dziękuję - powiedziałam po czym obróciłam się do Iroshiego. - Nie musiałeś... Jak ja to zjem? 
Puściłem jej oczko smakując polewy toffi i poszliśmy dalej.
Muszę przyzna, że lody były smaczne, zwłaszcza polewa! Zadowolona szłam obok Iroshiego. Czułam, że był inny... Nie był jak te wszystkie demony, które spotkałam do tej pory. Usiedliśmy na pobliskiej ławce. 
-W sam raz na taki upał nie sądzisz?- powiedziałem smakując jedną z gałek i oblizując potem ubrudzone lodem wargi.
- No... - chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale nagle zobaczyłam Isseia idącego niedaleko nas. 
Chwilę się zastanawiałam czy zawołać go czy nie... Chyba nas nie zje, więc. .. 
- Issei! - krzyknęłam i pomachałam mu ręką. 
W ułamku sekundy spojrzałem na nią. Machała do... Issei! Wytrzeszczyłem oczy.
Issei słysząc swoje imię obrócił się i zatrzymał zdziwiony widząc niedawno poznaną Sakurę w towarzystwie Iroshiego. Chwila ciszy, po której twarz Isseia nabrała gniewu i pewnym krokiem ruszył w ich kierunku. 
-Potrzymaj na chwile- wręczyłem jej loda i wstałem.
Siedziałam lekko zdziwiona, czyli jednak się znali? Może nie powinnam go wołać... Cóż, teraz nic na to nie poradzę. Jedyne co mogłam zrobić w tej chwili to patrzeć na rozwój sytuacji.
-Sakura-chan- powiedziałem po chwili- Wybacz, jednak nie wyjdzie nam dzisiejszy spacer. Najlepiej jakbyś poszła do domu- mruknąłem coraz to chłodniejszym tonem. Issei się zbliżał, nawet na nią nie spojrzałem.
Zrobiło mi się przykro, wstałam i wyrzuciłam lody do pobliskiego kosza.
- Oddam ci kasę przy następnej okazji - mruknąłem zła. Kątem oka zerknęłam na Isseia, nie widziałam go od afery w parku... Nie wiem czemu, ale czułam, że zaraz stanie się coś niedobrego...
-Szukałem cię- zaczął Issei. 
-Wiem- odparłem obserwując jak napinają się szczęki i zaciskają pięści mojego krewniaka- Wiem też, że sprawdzałeś prawdziwość moich słów. Nieprawdaż?
-Tak, nie kłamałeś. Matka nie żyje... jednak dalej mam ci za złe to, co zrobiłeś w przeszłości. 
-Ehh...- westchnąłem- Pogodziłem się już z tym, że nikt mi nie wierzy. Jednak od ciebie oczekiwałem trochę bardziej.. dojrzałego spostrzegania rzeczywistości. No ale jak widać się myliłem. -Daruj sobie, nie przyszedłem tu, żeby słuchać twojej nudnej gadki.
-Ah no tak, przyszedłeś tu by mi wtłuc prawda? I co, rzucisz się na mnie? Tak przy ludziach? Przy anielicy która właśnie na nas patrzy?
-Gówno obchodzą mnie zarówno ci ludzie, jak i ta dziwka z aureolą nad.. 
Nie dokończył. Szybkim ruchem złapałem go za kark i cisnął w stronę niedalekiego parku. Issei rozbił plecami niewielką fontannę i legł w jej gruzie oblewany tryskającą wkoło wodą. Issei wściekł się. Zszokowani dotąd ludzie uciekli w popłochu, gdy z gruzu wzbił się w powietrze demon z ogromnymi czarnymi skrzydłami i ogonem. Wpadł w stan euforii gdy słyszał krzyczących w popłochu ludzi. "Szatan!" wołali. Nie nacieszył się długo. Po chwili nadleciałem na niego z góry wbijając w resztki fontanny. Następnie złapałem go za ramiona i rzuciłem w kierunku zrzadzonych drzew, ten przewracając się w powietrzu uderzył w jedno i uszkodził je. Wstał trzymając się za bok i spojrzał na mnie. Oboje na siebie natarliśmy zderzając się w środku drogi. Po czym przybrałem postać demona, uwolniłem skrzydła. Jedno czarne.jak noc , drugie białe jak śnieg, następnie wzbiłem się z nim w górę i rozpoczęła się bitwa w powietrzu. Nie chciałem go uszkodzić, starałem się wykonywać przemyślane ruchy.
Stałam jak wryta. Iroshi ma białe skrzydło!? Nie mogłam oderwać od wzroku. Jak to możliwe? Po jakiś kilku minutach przymknęłam oczy. Strasznie dużo się wydarzyło : Nazwano mnie dziwką, dowiedziałam się, że Iroshi ma białe skrzydło oraz podle mnie oszukano. 
- Jak mogłam być taka ślepa? - zapytałam sama siebie. 
Ludzie uciekali w popłochu a ja nic nie mogłam zrobić. Jeżeli się przemienię to pogorszę sytuację, ale jeżeli nic nie zrobię to i tak mi się dostanie! Jak mus to mus. Już po jakiejś minucie wzniosłam się do góry. 
Jak dotąd to ciągle unikałem lub blokowałem jego ataki, sporadycznie ciskając nim w inne strony. Nie uszło mojej uwadze, że Sakura w postaci anioła leciała ku nam. Jakże pięknie wyglądała... a jednak jej spojrzenie było przykre, zawiedzione. Zagapiłem się, co zaraz wykorzystał Issei. W rękach trzymał jakąś gałąź. Całkiem grubą gałąź. Nim zdążyłem zareagować ta przecięła powietrze i z ogromną siłą cisnęła mnie w dół wbijając w ziemie i roztrzaskując się przy tym.
Za trzymałam się w powietrzu i z niedowierzaniem spojrzałam na Isseia. 
- Oszalałeś! ? 
-Nie wtrącaj się!- warknął Issei. Obdarzył ją gniewnym, wypełnionym furią spojrzeniem. Zignorował cieknący kącika ust strumyczek krwi i niczym jastrząb runął w dół na swego wuja.
Nie doleciał jednak, gdyż to ja jako pierwszy go sięgnąłem i łapiąc go za gardło wcisnąłem w miejsce, gdzie sam przed chwilą leżałem. Sam odskoczyłem o kilka metrów zachowując czujność. Rozpostarte skrzydła miały uderzyć w instynkt przeciwnika, ostrzegając go. Issei wiedział, że jestem dużo silniejszy. Dzielą nas 3 wieki różnicy. Kątem oka jednak obserwowałem Sakurę utrzymującą się w powietrzu na wysokości 13 metrów. Jej białe skrzydła otoczone złotą aurą spowodowaną promieniami słońca delikatnie unosiły się i opadały, a pióra dygotały na wietrze.
Wkurzali mnie obaj! Miałam dość, zleciałam w dół. Trzeba było ich rozdzielić! 
- Dosyć tego! - stanęłam pomiędzy nimi . Co dalej? Tego już nie przemyślałam.... 
-Kazałem ci się nie wtrącać- ponownie rzucił Issei patrząc na mnie z chęcią mordu. Ogon latał mu od lewej do prawej tak nerwowo, że widać było jak z Sakury ulatnia się dotychczasowa pewność siebie. -Odpuść, Issei- odezwałem się w końcu- To do niczego nie doprowadzi.
-Może i nie, ale poczuje się lepiej trzymając za kłaki twój pysk! To powiedziawszy rzucił się szybując metr nad ziemią w moją stronę. Leciał wprost na Sakurę, chciał ją ściąć po drodze. Zareagowałem instynktownie. Pojawiłem się między nimi w mgnieniu oka, by zasłonić ją swoim ciałem. Nie wiem dlaczego po prostu nie odparłem ataku, może chciałem być bohaterem? Albo nadzwyczajnie w świecie nie chciałem już żyć? W każdym bądź razie stałem przed nią patrząc na nią wielkimi oczami. Ramiona i skrzydła rozpostarte, nogi lekko ugięte. Patrzyłem przerażony w oczy anielicy, po czym przerzuciłem swój wzrok na zakrwawioną demoniczną dłoń wystającą mi z brzucha. Cała ociekała krwią, gdy ją wyszarpał poczułem ostry ból. Dotarło do mnie co się właśnie stało. Skrzydła zatrzęsły się a ja opadłem na ziemie. Issei stał przez chwilę, po czym oblizał palce z mojej krwi i zaniósł się śmiechem tak szyderczym i triumfalnym, jaki nigdy dotąd nie dotarł do moich uszu.
Stałam jak wryta, zamrugałam kilka razy aby mieć pewność, że to co się stało nie jest jakimś wytworem mojej wyobraźni. .. Iroshi mnie osłonił własnym ciałem! Bez chwili wahania upadłam obok niego, nie wiedziałam co robić!
- Czemu to zrobiłeś! ? - słychać było jak drży mi głos. - Na Gabriela! Issei! - z oczu popłynęły mi łzy. 
-Masz racje.. facet umiera ci w ramionach, a ty go wypytujesz o powód- zakpił czerwonooki- Spadam, radźcie sobie sami- i odszedł. 
Jęknął cicho, na nic więcej nie było mnie stać.
Dupek! Dupek! Dupek! Tylko to słowo krążyło mi w głowie... 
- Przeklęty Issei! - Nachyliłem się nad Iroshim. 
Nie wiedziałam kompletnie co robić. Patrzyłam jak na moich oczach umiera demon... Inni pewnie zostawili by go na pastwę losu, ale ja nie jestem taka. Zawsze uważałam, że moim obowiązkiem jako anioła jest niesienie pomocy innym, nieważne kim byli czy są. Nagle w mojej głowie pojawiła się scena w której to właśnie Issei żywił się dziewczyną w parku... 
- Może... - Popatrzyłam na swój nadgarstek po czym przyłożyłam go do ust poszkodowanego. - Pij! Z kącika ust ciekła moja krew. Spojrzałem na nią spod prawie zamkniętych powiek. Nie chciałem tego robić. Teoretycznie nie wolno nam pić z aniołów. A może wolno? Mam skrzydło jednego z nich, przez co prześladują mnie koszmary i ból. Nawet teraz go czuje. A co będzie, jak wypiję krew anioła?
- Zostaw mnie tu.. proszę..- nie chciałem, by się obwiniała, jeśli to nie pomorze.
Z drugiej strony i tak jest już w to wmieszana. Ehh.. ciężkie jest życie demona. Nawet śmierć jest upokarzająca.
- Jak cię zostawię to będę mieć nieczyste sumienie do końca życia! - wrzasnęłam. - Uratowałeś mnie, teraz ja uratuje ciebie... - przyłożyłam swój nadgarstek ponownie do jego ust. 
Nie byłem w stanie nic odpowiedzieć. Umierałem! Zacząłem widzieć ojca. Nie biologicznego, tylko stwórcę. Lucyfer zmierzał ku mnie, szczerząc kły. Słyszałem, że na mnie czekał. No cóż.. poczekaj jeszcze chwilę, Lucek- uśmiechnąłem się tak delikatnie, że nikt by tego nie zobaczył, po czym wgryzłem się w jej nadgarstek i zassałem się w tętnice. Najpierw spokojnie, by z każdym łykiem pić coraz to łapczywiej. Lucyfer znikł, ból zanikał a ja wracałem do trzeźwości umysłu. Na nieszczęście Sakury moje kły zawierają truciznę, która ma na celu sparaliżowanie ofiary. Na jej szczęście jednak, na istoty poza ziemskie działa to jak narkoza. Skrzywiona w niezbyt miłym uczuciu zasnęła opadając na mnie. Oderwałem zakrwawione wargi od jej nadgarstka i odchyliłem głowę zamykając oczy i wzdychając. Usta miałem rozwarte, widać było zakrwawione kły, który wyrosły podczas gryzienia. Otarłem z ust jej krew, wyzbyłem się w sobie pragnienia i mimo nadal lekkiego bólu w brzuchu wstałem patrząc na prawie zagojoną ranę. Spojrzałem na ciało Sakury. Jej lśniące włosy rozpiętrzyły się na podłożu. Zastanawiałem się co z nią zrobić. Ostatecznie uniosłem ją w ramionach, niczym świeżą małżonkę i wyprostowawszy swoje skrzydła wzbiłem się razem z nią w powietrze. Słyszałem syrenę oddziałów policyjnych, jednak to nie był już mój problem. Ona nim była. Dotarliśmy przez okno do mojego pokoju, usadowiłem ją na łóżku i przykryłem kocem. Czekałem aż się zbudzi sprzątając lekki bałagan i urzędując w kuchni. Trwało to kilka godzin, przez okno do pokoju wpadły pomarańczowo-różowe promienie zachodzącego słońca, które otuliły swymi kolorami jej piękną twarz.
Ciemność... Co się stało? Pamiętam, że dałam napić się Iroshiemu mojej krwi a potem już nic... Zemdlałam? Po woli wracała mi świadomość, uchyliłam oczy. 
- Gdzie ja jestem? - zapytałam zaspanym głosem. Przetarłam rękoma powieki, i uniosłam się lekko na łokciach. To nie był na pewno mój pokój.
-Dlaczego To zrobiłaś?- spytałem stojąc oparty o parapet, nie mogłem tego zrozumieć.
Spojrzałam w stronę okna. Czyli to jego pokój... 
- Czemu to zrobiłam? Hymmm chyba dlatego, że mam bardzo czułe serduszko i nie zostawiła bym cię na pastwę losu. - podkuliłam nogi i oparłam na nich głowę. - A ty czemu mnie Okłamałeś? 
-Jak okłamałem?
 - Znasz Isseia, prawda?
 -Nie da się ukryć..- mruknąłem odwracając wzrok.
Zawiedziona przesunęłam się na kraniec łóżka i zaczęłam zakładać buty. 
- Jestem strasznie naiwną osobą... 
-Wybacz, nie chciałem, żeby tak wyszło- spojrzałem na nią.
- Nie mamy o czym gadać. - skończyłam wiązać buta i wstałam. - Dziękuję za opiekę nade mną, ale muszę iść. 
-Zaczekaj..- zatrzymałem ją ręką, zamilkłem i przełknąłem ślinę- Dziękuję. - Nie dziękuj... - Wlepiłam swoje spojrzenie w podłogę. -Uratowałaś mnie, "dziękuję" to i tak za mało- stwierdziłem cicho.
Podniosłam głowę, spojrzałam na niego nieco smutnym wzrokiem. 
- Wystarczy... ,, dziękuję`` wystarczy. 
-Ehh.. i przepraszam, że musiałaś to oglądać.
- Muszę dorwać Isseia... Nazwał mnie dziwką - zła  
-I co zrobisz? Jeszcze cię tylko skrzywdzi i po co ci to? Zostaw go, to sprawa między mną o nim.
- Dlaczego wszyscy mną dyrygują? Powiem tak : Nie macie prawa mi rozkazywać! - po tych słowach wyszłam i szybkim krokiem ruszyłam w kierunku wyjścia z akademiku.
-Hej! No zaczekaj!- wybiegłem za nią i dogoniłem ją przy wyjściu z budynku.
Zatrzymałam się gwałtownie. - Coś jeszcze? - odwróciłam się w jego kierunku.
-Tak..- odparłem niepewnie niespodziewając się tak ostrej reakcji.- tzn... powinniśmy o tym pogadać, możesz być zagrożona.
- Zagrożona? - zdziwiłam się. - A to niby czemu? 
-Issei jest młody i nieprzewidywalny. A jak uweźmie się na ciebie?
- Spokojnie, poradzę sobie. Nie jestem małą dziewczynką.... 
-Wiem- mruknąłem- Ale czy byłabyś w stanie się przed nim obronić?
- Byłabym. .. - mruknęłam zirytowana. - Anioły też potrafią się bronić!
-Tak.. coś o tym wiem- mruknąłem odwracając wzrok i rozmasowując miejsce, skąd wyrasta mi białe skrzydło anioła- w razie czego wiesz gdzie mnie szukać..
- Wiem, ale chyba nie będę musiała. - powiedziałam po czym wyszłam z budynku. Miałam wrażenie, że o coś zapomniałam go spytać, ale o co? -Ehh... westchnąłem. Co za dzień, najpierw Issei, a teraz to. 
Oparłem się o ścianę z rękoma w kieszeni odprowadzając wzrokiem Sakurę
- Chcesz iść przez miasto w poplamionych krwią ubraniach? - zawołałem za nią.
Stanęłam i dopiero po chwili się skapnęłam, że ma rację. 
- A mam inne wyjście? - odwróciłam się znowu w jego kierunku. - Nie mieszkam tu, więc nie mam innych ubrań a goła nie wyjdę.
-Mogę ci dać jakieś dresy i bluzę- rzuciłem po namyśle- niestety nie mam bardziej odpowiednich ubrań dla kobiety.
- Nie dziwię się, jesteś chłopakiem. - weszłam z powrotem do akademiku i skierowałam się w kierunku jego pokoju. 
Uśmiechnąłem się delikatnie i odbiłem od ściany, po czym ruszyłem za nią a gdy dotarliśmy podałem jej ubrania i pokazałem gdzie jest łazienka.
Odebrałam od niego ubrania i weszłam do łazienki. Zdjęłam z siebie zakrwawioną odzież po czym założyłam tą od Iroshiego. Wyglądałam jak w worku, ale nie narzekam. Popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze. To nie ta sama osoba co kiedyś... Po chwili wyszłam z łazienki. 
- Dziękuję. - mruknęłam.
- Brudne ciuchy zostaw w łazience, oddam przy okazji. -Brudne ciuchy zostaw w łazience, wypiorę je oddam przy okazji.
- Eeeeee no okej. - zostawiłam ubrania w łazience. - Jeszcze raz dziękuje za użyczenie garderoby - uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam w kierunku wyjścia nie wiem już który raz. 
- Polecam się...- powiedziałem cicho po jej wyjściu. Poszedłem do łazienki, chwyciłem ja ze ubrania i wrzuciłem do pralki. Było ich za mało by zrobić pranie, więc znalazłem coś swojego w podobnym kolorze i nastawiłem pralkę myśląc o Sakurze.


1 komentarz: