Music

niedziela, 14 grudnia 2014

Anioł Stróż

Agony&Nataniel


Zimno...

Przecież, nie pierwszy raz jest mi zimno. To nic, przeżyję...nie co ja pierdolę?
Zapięłam, jak dotychczas odpiętą bluzę, ale nie założyłam kaptura, pozwalając moim długim, blond włosom powiewać swobodnie na wietrze. Pamiętam, jak każdego lata siostra obcinała mi je na krótko, by mi nie przeszkadzały. Dziś, dla tej samej siostry nie istnieję. Ironia losu. To przykre, gdy osoby, na których ci zależy, mają cię gdzieś. Madeline, Ad, Charles...Nataniel. To boli...
Wiatr zawiał mocniej, uderzając o moje policzki. Otworzyłam oczy, a po policzkach spłynęły mi ciepłe łzy. Podniosłam się i podeszłam do krawędzi dachu, niepewnie i ze strachem spoglądając w dół. Strach jednak zniknął, a zastąpił go pocieszający uśmiech. Chciałam pocieszyć samą siebie. 
Umrę już drugi raz.
Tym razem bez zbędnej Agonii...
Po prostu umrę...

Ja nie chcę...



Od incydentu z fontanna nie widywałem Agony. Nie było jej na lekcjach. Nawet próby zapytania o nią Sofii nic mi nie dawały. Nie chciała nic mówić. Ale.... Dlaczego ja się tak martwię... nie rozumiem... Już nic nie rozumiem... Postanowiłem jednak znów pójść do Sofii i próbować się czegoś dowiedzieć. Zapukałem i nie czekając na odpowiedź otworzyłem drzwi. W środku nikogo nie było. Rozejrzałem się trochę. Znalazłem list napisany pismem Agony i po prostu.... Musiałem go przeczytać. Napisała że mnie kocha. Kocha... Mnie... To jest możliwe. Doczytałem do końca i stanęło mi serce. Ona chce się zabić... Pierwsze o czym pomyślałem to Dach i zacząłem biegnąc w tamtym kierunku.


No skacz idiotko! Na co czekasz! Skacz!

Patrzyłam w dół, ale nie zrobiłam nic by się tam znaleźć. Nie dlatego, że się boję, ale...nie umiałam. Nie umiem się zabić i olać tych, którzy olali mnie. Tylko jak ja mam żyć? Ja nie umiem być sama. Samotność to jedyna rzecz, która sprawia, że ciarki przechodzą mi po plecach. Skacz...teraz....już...


Wbiegłem na dach. Ona tam była. Stała na krawędzi. Nie wiedziałem co zrobić. Na wszelki wypadek przyszykowałem skrzydła. Powoli do niej podszedłem będąc gotów w każdej chwili ją złapać. Przytuliłem i odsunąłem od krawędzi.        

   -J-już mnie więcej n-nie strasz...- wyszeptałem tylko łamliwym głosem.

Nie zareagowałam. Może, to jest powód dla którego ociągam się od ostatnich paru godzin? Powinnam już tam leżeć w kałuży krwi, powyginana w każdą stronę. Serce mi stanęło, gdy poczułam jak ktoś mnie łapie. Gwałtownie przyspieszyło gdy usłyszałam jego głos. Płacz...co możesz zrobić? Nic...nie, nie będę płakać.

Wyrwałam się z uścisku i utkwiłam wzrok przed siebie. Wiatr ponownie zawiał, a ja zatrzęsłam się z zimna. 
-Co tu robisz?-nie zaszczyciłam go spojrzeniem. Głos miałam spokojny, może...wręcz zimny.

Moje serce zaczęło bić szybciej ale ona wtedy się odsunęła  To bolało. Jej zimny głos też. Coś we mnie krzyczało 'Pocałuj ją', ale wiedziałem że to pogorszy sprawę.    

     -Nie chce żebyś umarła... -wyjąkałem- Proszę nie rób tego.

-Twoje prośby tego nie zmienią...-bo wiem, że to kłamstwo-Podjęłam decyzję dawno temu.-dodałam ciszej. Podeszłam z powrotem do krawędzi-Jak nie chcesz patrzeć, to lepiej odejdź.-wysyczałam. Jest zbyt wiele rzeczy, których pragnę, a których nie mogę mieć. Za dużo obaw, za dużo problemów. Nie widzę rozwiązania innego jak tylko się zabić. Skończyć. Sprawić, że to wszystko zniknie...uwolnić się...


Już nie wiedziałem co mam zrobić.Nie rób tego... Ja... Ja... Ja cie... K-kocham.... Przyciągnąłem ją do siebie i musnąłem jej usta trzymając tak by się nie wyplatała.


Nawet teraz się mną bawi...

Nie bawi...
-Puść mnie...-głos wbrew mojej woli mi się załamał. Powstrzymałam się by nie oddać pocałunku. Zaczęłam się szarpać-Puść...-w moich oczach znowu pojawiły się łzy.

Wyrywała się. Nie chciała tego. To bolało. Może kłamała w liście? Może ona mnie jednak nie kocha... Zacisnąłem oczy. 

-N-nie puszczę... Nie pozwolę ci się zabić....

Szarpałam się co raz mocniej, a łzy wypłynęły spod moich powiek. Już nie umiałam ich powstrzymać.

-Zostaw mnie...proszę.

Ona płakała... Płakała przeze mnie... Serce mnie bolało.   

 -NIE! -krzyknąłem- Nie puszczę cie bo cie kocham! -dopiero po chwili uświadomiłem sobie co powiedziałem. Kurwa...- K-kocham...


-K-Kochasz?-wydukałam i spojrzałam na niego. Musiał kłamać...musiał...a co jak mówił prawdę? Co jak na prawdę on mnie kocha. Nie, to nie możliwe, żeby coś tak szczęśliwego mnie spotkało. przecież, mnie od zawsze prześladował, prześladuje i będzie prześladował pech- K-Kłamiesz...musisz kłamać...nie baw się mną...nie mam zamiaru być dziwką jak inne...

-NIE KŁAMIE! Myślisz dlaczego nie działa na ciebie Urok Inkuba? Nie działa bo cie kocham! Nie jesteś dziwką i nigdy nią nie będziesz! -krzyknąłem zdenerwowany. Dlaczego ona mi nie wierzyła? Co ja jej Zrobiłem....


-Dlaczego ja?-spojrzałam prosto w jego oczy. Drżałam z tego wszystkiego, z tych emocji. Spuściłam wzrok na stopy, nie mogąc już na niego patrzeć...ze wstydu.

-Sam nie wiem... Zapytaj mojego serca dlaczego tak przy tobie bije -uśmiechnąłem się lekko i dotknąłem jej policzka- Dlaczego mi nie wierzysz?

-J-ja...-nie wiem. Po prostu ci nie wierzę...choć...chciałabym.
To zaryzykuj...nie masz nic do stracenia...
-Nie wiem...-dodałam po chwili i mimowolnie wtuliłam się w niego. Było mi zimno, więc cała się trzęsłam. Serce dalej szybko i głośno biło, jakby zaraz miało mi wyskoczyć. Rzeczywiście...jego serce szybko biło...

Westchnąłem zrezygnowany. Ona nigdy mi nie zaufa... Nie dziwię się jej... Jestem przecież pieprzonym Inkubem... Ale czy to moja wina że się taki urodziłem?     
    - To dlatego że jestem Inkubem, prawda? -zapytałem choć świetnie znałem odpowiedź.

-T-tak...-wyszeptałam u odsunęłam się od niego. Nie chciałam, ale musiałam. Wbiłam wzrok w buty, ignorując zimno jakie przynosił wiatr.

Nienawidzę siebie... Nienawidzę tego kim jestem... Nienawidzę bo się zakochałem a obiecałem tego więcej nie zrobić... Zacisnąłem pięści z frustracji.   
   -Nie taki Wilk straszny jak go malują...

-Ale...to nie znaczy, że...-przerwałam. To bez sensu. Cokolwiek teraz powiem będzie bez sensu. Odwróciłam się za siebie. Pozwólcie mi się zabić...

- Nie musisz mi wierzyć. Nie musisz mnie kochać. Po prostu żyj i bądź szczęśliwa. Na tym zależy mi najbardziej. Mną się nie przejmuj -mówiąc to odciągnąłem ją od krawędzi i zdjąłem kurtkę następnie kładąc ją na jej ramionach.

-Ale ja...-nie umiem. Nie umiem być szczęśliwa. Nie będę umiała żyć...sama.-...nie umiem.-głos mi się załamał.

- Nie jesteś sama... Masz mnie... Masz przyjaciół... Na zawsze zostanę przy tobie. Zostanę twoim aniołem stróżem Liliś - uśmiechnąłem się do niej- Tylko więcej się nie krzywdź. Jesteś zbyt piękna żeby to robić.

Łzy ponownie spłynęły mi po policzkach.Wierzę mu...ja ...mu....wierzę...
Uśmiechnęłam się przez łzy i objęłam jego szyję mocno go przytulając.
-Kocham cię...-wyszeptałam i zadrżałam. Wtuliłam głowę w jego szyję.

Przytuliłem ją uśmiechając się nadal. Będę przy tobie... Obiecuje... Tym razem obronie osobę którą kocham za wszelką cenę...   
  -Ja ciebie też -wymruczałem cicho- Nie płacz już Liliś.

-L-Liliś?-wytarłam łzy i cicho się zaśmiałam. Naciągnęłam na ramiona jego kurtkę. 

- Liliś -zaśmiałem się lekko - Chodź do środka bo się przeziębisz - pocałowałem ją w czoło. Teraz tylko się nie obudzić... Przecież to nie mogło być prawdziwe... Przecież cuda się nie zdarzają... Ale jak inaczej mogę to nazwać?

Ostatni raz spojrzałam na krawędź dachu. Zacisnęłam dłoń mocniej, gniotąc list od siostry. Schowałam go do kieszeni spodni i się lekko uśmiechnęłam. Zaraz obudzę się, zaśpię na historię i usiądę z Nate w jednej ławce, ale póki co powinnam korzystać. Ziewnęłam przeciągle, zakrywając usta dłonią. Siedziałam tu całą noc.
-Najwyżej.

Wziąłem ją na ręce i zszedłem z dachu. Kierowałem się do jej pokoju schodząc na dol po schodach. Gdy wchodziłem do środka nadal nie było tam Sofii a na podłodze leżał list Agony. Położyłem ją na łóżko.    
   -Na pewno jesteś zmęczona. Śpij ja tu posiedzę- powiedziałem ciepłym tonem.

-A lekcje?-poczułam, że lekko się rumienie. Podniosłam się do siadu. Chciałam zaprotestować, że wcale nie jestem zmęczona, ale ponowne ziewnięcie mi to uniemożliwiło.

- Jedna więcej opuszczona godzina nie zrobi różnicy. Ostatnio bardzo skutecznie mnie unikałaś - mówiąc to usiadłem na łóżku i lekko ją objąłem.

Znowu się zarumieniłam.
-Mhm...-z powrotem położyłam się na łóżko i wtuliłam głowę w poduszkę. Chwyciłam jego dłoń. Ciągle się bałam...że to kłamstwo. Starałam się odgonić nie myśli. Będę korzystać póki mogę. Nie zauważyłam kiedy Morfeusz porwał mnie w swoje ramiona...

Położyłem się obok niej i ja przytuliłem  Oby tylko to nie okazało się snem... Nie chce żeby ona odchodziła .. Zostań przy mnie kochanie. Kocham cie. Kocham choć w to nie wierzysz... Kocham choć to niemożliwe... Kocham choć nie mogę... Obronie cie. Zobaczysz. Zostanę twoim aniołem stróżem.

1 komentarz:

  1. To jest takie... mam łzy w oczach.
    No po prostu nie mogę...
    Sumire: Znowu płacze..
    Bądź cicho ty też cały czas płaczesz..
    Sumire: To nie moja wina...
    Naprawdę jesteś wredna...
    Nie ważne.
    To było meeeeeeega słodkie. Ja wciąż rycze.
    Natek taki uroczy.
    I w ogóle!
    Ja chce więcej Natka i Agony!
    Dziękuję za uwagę!
    Sumire: Przynajmniej on jest uroczy...
    Taaa... wiemy jak zostalas potraktowana...
    Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń