Szatyn otoczony ciemnością niczym kocem i blaskiem księżyca wpatrywał się w niego od kilku godzin. Oddech miał nierównomierny co wskazywało na to, iż jest czymś przejęty...Lub zdenerwowany? (dop. aut. BYCZEK FEEEERNANDO <33) Czerwone oko Akiry przedzierało się przez ciemność jakby czegoś poszukując. Gdy przyjrzeć się bliżej czarnowłosy trzymał ręką lewo oko i lekko się krzywił.
-Cholera...-zaklął w tym samym momencie, gdy kilka kruków cicho zakraczyło po czym odfrunęło przed siebie jakby nigdy nic.
Akira powoli odsunął rękę od jego niebieskiego oka, ale w tym samym momencie spłynęła po nim krwawa łza wędrująca od policzka, aż po brodę, aż wreszcie zakończyć swoją wędrówkę na jego białej niegdyś bluzie. Niestety znajdowała się na niej nie tylko jego krew, ale również ofiar, które bywały czasami niewinne, ale i tak ginęły z jego rąk. Bo co on mógł o nich wiedzieć? Pokazywali mu godzinę, mówili o której ma się zjawić i kogo zabić...i tyle. Dziwne mogłoby być dla innych czemu właśnie to robi, ale odpowiedź jest prosta: Lucyfer każe, a on wykonuje. Jebany przewodniczący...Po co mu to było? Nie śpi, zabija, niszczy-to właśnie prawda kim jest. Chłopak uniósł głowę nieco wyżej i niemal niesłyszalnie wyszeptał:
-Czemu ja? Boguś co? Czemu do jasnej cholery ja?!
Przełknął ślinę i powoli stanął na równe nogi po czym ponownie upadł na ziemię. Nagle jego niebieskie oko zaczęło wydzielać blask mocniejszy od ciemności. Niczym światełko w tunelu wołało do siebie każdego kto mógłby pomóc biedakowi. Nagle ciało Akiry stało się bezwładne i opadło na ziemię niczym szmaciana lalka.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Gdzie...ja jestem?-rozległo się echo w ciemności.
Nikt nie odpowiedział na pytanie, ale może nikogo tam nawet nie było? Zrobił krok w przód i nagle światła z lamp zaczęły się włączać jedno po drugim bijąc niemiłosiernie po oczach.
-T-tato ja nie chcę!-krzyczał mały chłopiec przywiązany do metalowego stołu.
Obok niego stał jakiś mężczyzna, który bez żadnych emocji układał obok siebie najróżniejsze narzędzia operacyjne.
-C-czemu?!-odezwało się znowu dziecko z łzami w oczach.
Bało się...Nie! Ono było śmiertelnie przerażone. To co ten mężczyzna chciał mu zrobić nie było normalne, ale czy diabła da się nazwać normalnym?
-Nie będzie bolało.-odezwał się wreszcie, a kłamstwo z jego ust było na tyle oczywiste, że chłopiec zaczął wyrywać się jeszcze bardziej.
Po chwili biorąc jedno z ostrych narzędzi leżących na stole obok wbił je w lewe oko dziecka. Całą sale wypełnił jego krzyk. Próbował się wyrwać, ale każdy ruch sprawiał, że narzędzie tylko zagłębiało się coraz bardziej. Krew rozlewała się po całej jego twarzy niczym krwawa fontanna. Ojciec jedynie uśmiechał się sam do siebie jakby to była jakaś przyjemność. Po kolejnych strasznych minutach wyjął niebieskie oko ze szklanego naczynia i zaczął je przytwierdzać zamiast poprzedniego oka chłopca.
-To...ja?-zapytał sam siebie Akira obserwujące całe przedstawienie zboku.
Mimo woli przystawił dłoń do oka.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Obudził się. Przez upadek z czoła leciała mu teraz krew, ale nie przejął się tym. Rozmyślał nad sceną jaką przed chwilą zobaczył. Czemu ojciec miałby to robić? Od zawsze wiedział, iż jest on potworem, ale żeby aż takim?
-Chłopcze to nie ma z tobą nic wspólnego.-odezwał się cichy spokojny głos w głowie Akiry.
Szatyn rozejrzał się wokół siebie czy przypadkiem nikogo tu nie ma, ale dalej był sam na dachu budynku.
-Posłuchaj jestem aniołem Ithurielem. To oko należy do mnie. Zostałem uwięziony dawno temu, a twój ojciec pod pretekstem uwolnienia mnie ukradł mi moją własność. Widziałem wszystko co i ty. Byłem obok Ciebie. Stałem się częścią Ciebie!-zaczął kontynuować, ale Akira zaraz mu przerwał.
-Czemu teraz?!
-Jesteś starszy i możesz mi pomóc. Posłuchaj życie to nie bajka, a ty musisz zdecydować, czy do końca życia chcesz zostać psem Lucyfera.
Nagle głos ucichł. ,,Psem Lucyfera''-te słowa rozbrzmiewały w głowie szatyna niczym klątwa. Miałby pomóc aniołowi? A z resztą po co jego ojcu byłoby połączenie własnego syna z aniołem? Nagle kruczoczarne skrzydła wyrosły na plecach przewodniczącego, który wzbił się w niebo lecąc tylko w sobie znanym kierunku.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieję, że się podobało i chociaż trochę zaciekawiłam ^^ Proszę ładnie o komentarz ;3
Ooo *.* Robi si.ę ciekawie! Akiś <3
OdpowiedzUsuńAgony: Nie znam cię...