Szłam szybkim krokiem przez jedną z wąskich uliczek Mediolanu. Jak zwykle zwracałam na siebie sporą uwagę. Nie powiem, irytowało to trochę. Co ci głupi ludzie we mnie widzą? Dokładniej, co widzą w mojej ludzkiej formie. Zwykła blondynka z bordowymi oczami. Co z tego, że urodą francuskiej dziewicy nie grzeszę? Podeszłam bliżej stoiska z jabłkami. Dochodziło południe i zaczynałam być głodna. Oczywiście jak zwykle nie miałam przy sobie nawet centa. Jak gdyby nigdy nic chwyciłam pierwszy lepszy owoc ze stoiska. Zdążyłam przejść może z trzy metry,a usłyszałem za sobą krzyk właściciela straganu. Uśmiechnęłam się pod nosem. Zatrzymałam się i odwróciłam głowę. Wiatr trochę mi pomógł bawiąc się moimi włosami. Mężczyzna natychmiastowo zamilknął, a na jego twarz wstąpił rumieniec.
-Jakiś problem?-zaszczebiotałam słodkim głosikiem. Nawet nie wiecie jakie to trudne! Odzywanie bez jadu w głosie! To serio ciężka praca!
-N-nie.-wydukał czym wprawił stojącą obok małżonkę w stan zazdrości.
-To dobrze.-jak gdyby nigdy nic wzięłam kawałek owocu i ruszyłam przed siebie. Im dalej byłam tym mniej słyszałam wrzaski kobiety i jęki jej nieszczęsnego męża.
Tymczasem wznowiłam mój spacer donikąd. Włóczenie się po Europie jest dużo ciekawszym zajęciem niż słuchanie tych bzdur w szkole. Akurat dzisiejszy plan lekcji nie był mi zbytnio na rękę. Otóż zawierał przedmioty prowadzone przez anioły. Oczywiście tylko ja odważyłam się zwiać. Tchórze! I niby to są demony! Dobre!
Pogrążona w zamyśleniach nie zauważyłam staruszki idącej w przeciwnym kierunku. Pech chciał, że na nią wpadłam. Upuściłam mój lunch, a ona zakupy. Już miałam się na nią wydrzeć lecz jakaś dziewczyna idąca z nią mnie ubiegła i zaczęła się wydzierać na mnie.
-Come Wander! Chiedere scusa a mia nonna!- ( z wł. Jak łazisz! Przeproś moją babcię!) przyznam zaskoczyło mnie to trochę. Szybko się otrząsnęłam i zlustrowałam dziewuchę wzrokiem. Długie kasztanowe włosy, śniada cera. Szczupła i wysoka. Typowa włoszka, lecz jeden element nie pasował do całości. Mianowicie jej niebieskie, rażące oczy. Zaraz znam ten kształt i ten kolor! Przeniosłam spojrzenie na staruszkę. Źrenice samoistnie mi się zmniejszyły. Znam te rysy twarzy. Co z tego, że ostatni raz je widziałam ze sto lat temu! Wszędzie bym je poznała! I te oczy. Nie możliwe...
-Sei sordo?! Scusa a mia nonna te ... tu-(z wł. Głucha jesteś?! Przeproś moją babcię ty...ty...) doskonale zrozumiałam co powiedziała. Jednak to było dla mnie najmniej ważne. Czułam, że zaraz pęknie mi serce. Te oczy...wszyscy mieliśmy tę samą barwę i kształt. Sama takie miałam.
-Stop.-mruknęła staruszka. Zgromiła swoją wnuczkę spojrzeniem.
-Ma nonna! (Ale babciu!)-pisnęła zakładając ręce na piersi. Była zupełnie poważna. Jej wzrok był zimny i nieco odpychający. Prawie jak u...Flory...u Florence.
-Mi dispiace per lei. Mi dispiace troppo, mi sono imbattuto in voi. Ti offro una mela, o prendo questi. (Przepraszam za nią. Przepraszam też, że na ciebie wpadłam. Odkupię ci jabłko, albo weź te.)-staruszka uśmiechnęła i podarowała mi jabłko ze swojej torby. Muszę...muszę się upewnić. A jest tylko jeden sposób.
-Quoi?(z fran. Co?)-mogłam to samo powiedzieć po włosku, ale w ten sposób będę wiedzieć czy to na pewno jest...
-Êtes-vous de la France? Ma famille vient de là. Je suis Eve Marbolo, mais une fois que j'ai appelé la Croisseux. (Jesteś z Francji? Moja rodzina z tamtąd pochodzi. Jestem Eve Marbolo, ale kiedyś nazywałam się Croisseux.)-zamarłam. Poczułam jak łzy napływają mi do oczu. To jest Eve? Ta mała Eve? Moja siostra? Moja roczna siostra? Bojąc się, że wybuchnę płaczem rzuciłam się do ucieczki. Tak bez słowa. Słyszałam jak Eve mnie woła lecz ignorowałam to. Poczułam jak spod powiek wypływają mi łzy. Wbiegłam w jakąś uliczkę, skręciłam po chwili w lewo a następnie w prawo. Znalazłam się w dość ciemnej i pustej. Nie wiedząc co robić oparłam głowę o ceglaną ścianę i pozwoliłam łzom swobodnie płynąć.
-Eve...-wyszeptałam imię siostry i z całej siły uderzyłam w budynek-Więc ktoś z nas jeszcze żyje.-uśmiechnęłam się na chwilę. Obraz starej wersji mojej młodszej siostry dalej był dla mnie sporym szokiem. Dalej pamiętam ją jako małą dziewczynkę, która dopiero co nauczyła się chodzić. Ciekawe czy Anton i bliźniaki żyją? Ale jeśli tak to mają jakieś 100 lat. Może. Poczułam silną ochotę by tam wrócić. Znaleźć Eve i ją przytulić...powiedzieć, że jestem jej starszą siostrą. Jestem pewna, że Marthe i Charles opowiedzieli jej o mnie i o Mad, o Adalbercie, o Jean'ie. O wszystkich.
Usiadłam i oparłam plecy o ścianę. Ta, bo mi uwierzy. Wyglądam na 16 lat i w dodatku jestem demonem z czeluści piekielnych. Elen może by jeszcze uwierzyła ale umarła. Pamiętam. Padał deszcz.Pierre umarł kilka dni wcześniej, a jego ciało tkwiło w ogromnym zbiorniku na odpady. Tam wrzucili go starsi bezdomni choć żadne z nas się z tym nie zgadzało. Pamiętam, że nasza ulica biegła między dwoma budynkami, których dachy tworzyły dach nam. Elen leżałam obok mnie i umierała. Powiedziała, że chce na deszcz. Florence wtedy wzięła ją na ręce i zabrała na ulicę. Usiadła na niej. Nie wiem co Flora wtedy myślała. Miała nadzieję, że deszcz, który spada z Nieba, z Królestwa Boga uzdrowi Elen. Ale nie. Po jakiejś godzinie chwilę po tym jak zasnęłam, obudził mnie jej krzyk. Madeline szybko wstała i pobiegła tam. Florence krzyczała, płakała. Elen umarła w jej ramionach. Nie wiem czemu, ale między nimi była silna więź choć były kompletnymi przeciwieństwami. Elen moim zdaniem była chora psychicznie. Mówiła, że widzi wróżki i latające białe wilki. Zawsze wymyślała świetne bajki na dobranoc. Florence była inna. Ułożona, ustatkowana. Mimo iż żyła jak szczur na jej twarzy zawsze widniała duma. Bez wątpienia tę dumę jakimś sposobem odziedziczyła ta dziewczyna.
Śmierć Elen i Irene zapamiętałam najlepiej. Jean i Flora uciekli, a Pierre zmarł gdy spałam. Gdy wszyscy spali. Milczał kilka dni jakby wiedział, że umrze. Madeline zmarła na polu. Adalbert przy niej był, a on sam. Nawet nie wiem. Umarłam przed ostatnia.
Eve. Ty, Anton, Charles i Marthe. Mieliście zajebistego farta. Uciekliście. Żyliście jak normalni ludzie. A my? Zostaliśmy skazani na mękę. Na mękę krwi, śmierci i choroby. Mękę łez...
-Znalazła się zguba.-wystraszona podniosłam wzrok i szybko wytarłam łzy. Wstałam i ze stoickim spokojem na zewnątrz, a piskiem małej dziewczynki wewnątrz. Do jasnej Anielki! Co on tutaj robi?!
-Porypało cię do końca, że łazisz w formie demona po MIEŚCIE gdzie są LUDZIE.
-Ludzie są ślepi, jakoś żaden jeszcze nie krzyczy "Ludzie patrzcie to demon! Przyszedł porwać nasze dusze! Ludzie, to koniec świata!".-by uwydatnić swoją grę aktorską wymachiwał rękami i piszczał jak mała dziewczynka. Założyłam ręce na piersi.
-Skończyłeś czy coś jeszcze?
-A, jeszcze jedna istotna rzecz ale wiesz, starość nie radość.-pogładził kciukiem brodę udając, że myśli. Uniosłam jedną brew do góry. Inanis...stężaj się. Nagle na jego twarzy zagościł wredny uśmiech psychopaty i zboczeńca jakim z resztą był. W zawrotnym tempie pojawił się obok mnie i przydusił mnie do ściany-Przypomniałem sobie. Otóż pewna cwaniara, która jakiś wiek mi krew psuje, powinna być o tej porze w szkole, ale zamiast tego błąka się po Mediolanie i ryczy po kątach.-wysychał z uśmiechem. Gdy skończył odepchnęłam go od siebie tak mocno, że wpadł na kosz od śmieci. Przyznam w normalnych warunkach ten widok by mnie rozbawił, ale wcale nie było mi do śmiechu. Bez słowa ruszyłam przed siebie.
-Ja nie płaczę. Jasne?! Ja nie płaczę.-wysyczałam i zatrzymałam się na środku jasnej jak cholera ulicy. Inanis został w cieniu.
-Tak, tak, jasne. Rosie mnie nie oszukasz.-wycmokał. Odwróciłam się, a żyłka zaczęła mi pulsować na czole.
-NIE MÓW TAK NA MNIE! JESTEM AGONY! NAUCZ SIĘ TĘPOTO JEDNA W KOŃCU!-mój wybuch jedynie bardziej go rozbawił, czym mnie jeszcze bardziej rozwścieczył. Podeszłam do niego marszowym krokiem i wymierzyłam siarczysty policzek. Uśmiech zszedł mu z gęby, a ja ruszyłam w drugą stronę. Niestety zdążył chwycić moją dłoń i przyciągnąć mnie do siebie.
-Nie krytykuję cię.-czemu...on...jest...spokojny?
-Nie płakałam.
-Nie kłam. Widzę czerwone ślady na twoich policzkach. A po za tym nikt nie jest idealny.
-Do czego zmierzasz.
-Do niczego ważnego.-chyba chciał powiedzieć co innego ale w ostatniej chwili ugryzł się w język i zmienił wypowiedź-Wiesz, że gdy płaczesz w ludzkiej formie przypominasz tą małą dziewczynkę, którą kiedyś...
-...byłam, ale już nie jestem. Czemu za wszelką cenę chcesz bym była taka sama. Bobrze wiesz, że wtedy przypominam bardziej niewinnego aniołka.
-Wiem i dlatego żałuję.
-Czego?
-Tego, że przez moją głupotę...-puścił mnie i odszedł kilka kroków-...już nigdy nie zobaczę tego pięknego uśmiechu. Dla kogoś pustego jak ja...coś takiego nie istnieje.-czasami nie lubiłam tego, że Inanis robi się przy mnie taki otwarty. Normalnie to czort nad czortami. Szalony, psychiczny, zboczony, sadystyczny. Do usranej śmierci mogłabym tak wymieniać. Czyli w nieskończoność...
Zacisnęłam dłonie w pięści. Nie chcę mu współczuć, a jednak to robię. I tak nikt nie patrzy. Zebrałam się w sobie i niczym ostatnia idiotka uwiesiłam mu się na szuję od tyłu.
-Weź skończ te ckliwe opowiastki co?-uśmiechnęłam się. Tak jak kiedyś. Rzadko to robię. Wtedy czuję się słaba...słaba jak człowiek, którym byłam.
-Dzięki.-wyszeptał widząc wyraz mojej twarzy. Wiem, że to nie było spełnienie jego marzeń. Nic nie poradzę, że nie umiem się szczerze uśmiechać.
-A teraz moje drogie Chupiradło...WON DO SZKOŁY BO MI LUCYFER TRUJE D*PĘ!
Jezu Christu...napisałam to. Yaay! <3
To było takie wzruszające !
OdpowiedzUsuńDo końca notki miałam nadzieję, że wróci zobaczyć znowu Eve a tu dupa ;-;
Oczywiście Iniś musiał się kurna wtrącić .____.
Wypad Iniś, a ty Agony lecisz do Eve, może jeszcze sobie nie poszła !! xD
Smutam ;<
TA NOTKA BYŁA ŚWIETNA !
Dziękuję za uwagę, dobranoc <3
Co do Eve i Agony mam plany...i jeszcze Madeline się wtrąci xD
UsuńIniś ma w zwyczaju rujnowanie wszystkiego...
Jakie świetne *.* Strasznie mi się spodobało! :3 Nie no rewelacja i koniec kropka. Inanid mrrrrrauuu <3
OdpowiedzUsuń/Shina
ooooo T.T czekam na następne :D
OdpowiedzUsuń