Wybaczcie, że tak krótko. Ale jestem w Chorwacji, internet jebie i mam zbyt rozwalony humor i brak mi weny, by wyskrobać więcej.
Miłego czytania.
~*~*~*~
- Koniec, stop! Proszę, ona ma już dość! Skróćmy jej to cierpienie! Już dość..
- Nie poddamy się! Jest szansa! Ta operacja wszystko zmieni..
Wszystko zmieni..
Już wszystko będzie..dobrze..
Patrząc w sufit w swoim pokoju, myślała o wielu rzeczach na raz. Między innymi o cieniach, które tam szalały. Ale nie to było najważniejsze. Ten kolor.. znienawidzona przez nią barwa, którą ubóstwiały wszystkie anioły.. Ta diabelska biel..
Czarnowłosa dziewczyna przymknęła powieki, zatracając się powoli w wspomnieniach ludzkiego życia.. Często tak robiła, gdy doskwierała jej.. samotność, ale odczuwana bardziej niż zazwyczaj. Skrzywiła się mocno, a jedna jedyna łza spłynęła po jej policzkach.
Ten biały sufit. Tej samej barwy ściany, podłoga, meble.. Wszystko, jakby pokryte śniegiem.. Ale nie. Tak po prostu zawsze tutaj było. Jedynie zbrukana szkarłatem pościel zakrywała coś lub kogoś leżącego pod nią. I ta jedna pielęgniarka stojąca cały czas przy łóżku.. Trzymająca bladą dłoń wystającą spod materiału i roniąca setki łez.
Kochała to dziecko jak własne.
A ono odeszło w męczarniach, w cierpieniu, którego nie zaznał żaden normalny człowiek.
- Wreszcie.. jesteś bezpieczna - wyszeptała cichutko i ścisnęła mocno tą kruchą, zimną rączkę.
Saphira ponownie zamrugała i przekręciła się na bok, by teraz zetknąć swój policzek z zimnem ściany. Te wspomnienia.. Przymknęła oczy..
- Dlaczego więc.. nie czuje.. tego.. bezpieczeństwa..? - zapytała jakby samą siebie.
Zacisnęła mocno powieki czując słone krople spływające jej po policzkach. Zostawił mnie.. A prosiłam.. Nie.. Błagałam..
- To dowodzi jednemu.. - wyszeptała znowu w swoją stronę i zsunęła się z łóżka, prezentując swoje ciało w samej bieliźnie.. Swoje wychudzone, wyniszczone przez chorobę ręce, nogi, czy brzuch. Podeszła powolnie do lustra i spojrzała w odbicie w nim z obrzydzeniem. - Nie wolno nikomu ufać.. Nie wolno pozwalać się nikomu do siebie zbliżać.. Wtedy.. To.. nie boli..
Mówiąc szczerze, Saphira nienawidziła zwierciadeł. Widząc w nich siebie, miała wrażenie, że nadal żyję, że nadal od śmierci dzieli ją zaledwie krok, że nadal.. walczy z nowotworem. Złapała się za głowę, upadając na kolan i kuląc po chwili na podłodze z wewnętrznego, psychicznego bólu..
Jestem sama..
Jestem całkiem sama..
Nie ma tu nikogo..
Nikt nie chce mi pomóc..
Potrzebuję pomocy..
Błagam..
Jednak to trwało zaledwie chwilę.. Po tym czasie.. ona... wybuchnęła gromkim śmiechem.
To był śmiech psychopaty.
- A zgińcie! Zgińcie wszyscy, przeklęci i jebani cholernicy! Nie potrzebuję nikogo! Nigdy nikogo przy mnie nie było! Dam rade.. Dam radę sama.. Cholera dam radę! - z każdą sekundą jednak, te krzyki z chichrania się, zmieniały się w płacz.. - Nie.. Nie dam..rady.. - skuliła się mocno, trzepocząc skrzydłami.
Co ja mam.. robić..?
Wtedy spojrzała na zegarek. Mogła zbić czas idąc na te durne zajęcia szkolne. Resztkami sił ubrała się w mundurek, doprowadziła do porządku i powłócząc nogami wyszła z akademika.
I wtedy to zobaczyła.
Coś, czego nie chciała widzieć.
Jej oczy przez moment szeroko otwarte, zaszkliły się łzami, które szybko spłynęły. A więc.. dlatego.. Cofnęła się o kilka kroków, wracając biegiem do środka.. Byleby na nich nie patrzeć.
Dlatego..
- To dowodzi jednemu.. - wyszeptała znowu w swoją stronę i zsunęła się z łóżka, prezentując swoje ciało w samej bieliźnie.. Swoje wychudzone, wyniszczone przez chorobę ręce, nogi, czy brzuch. Podeszła powolnie do lustra i spojrzała w odbicie w nim z obrzydzeniem. - Nie wolno nikomu ufać.. Nie wolno pozwalać się nikomu do siebie zbliżać.. Wtedy.. To.. nie boli..
Mówiąc szczerze, Saphira nienawidziła zwierciadeł. Widząc w nich siebie, miała wrażenie, że nadal żyję, że nadal od śmierci dzieli ją zaledwie krok, że nadal.. walczy z nowotworem. Złapała się za głowę, upadając na kolan i kuląc po chwili na podłodze z wewnętrznego, psychicznego bólu..
Jestem sama..
Jestem całkiem sama..
Nie ma tu nikogo..
Nikt nie chce mi pomóc..
Potrzebuję pomocy..
Błagam..
Jednak to trwało zaledwie chwilę.. Po tym czasie.. ona... wybuchnęła gromkim śmiechem.
To był śmiech psychopaty.
- A zgińcie! Zgińcie wszyscy, przeklęci i jebani cholernicy! Nie potrzebuję nikogo! Nigdy nikogo przy mnie nie było! Dam rade.. Dam radę sama.. Cholera dam radę! - z każdą sekundą jednak, te krzyki z chichrania się, zmieniały się w płacz.. - Nie.. Nie dam..rady.. - skuliła się mocno, trzepocząc skrzydłami.
Co ja mam.. robić..?
Wtedy spojrzała na zegarek. Mogła zbić czas idąc na te durne zajęcia szkolne. Resztkami sił ubrała się w mundurek, doprowadziła do porządku i powłócząc nogami wyszła z akademika.
I wtedy to zobaczyła.
Coś, czego nie chciała widzieć.
Jej oczy przez moment szeroko otwarte, zaszkliły się łzami, które szybko spłynęły. A więc.. dlatego.. Cofnęła się o kilka kroków, wracając biegiem do środka.. Byleby na nich nie patrzeć.
Dlatego..
Super nocia <3 Taka emocjonująca i smutna :( Yume ma otwarte ramiona :)
OdpowiedzUsuńMatko *.* Zarąbista notka... Krótka, ale... Boże... Pełna uczuć i emocji. Konkretnie jednej, jednak tak wspaniale i dokładnie przedstawionej, że po prostu czułam ten smutek. Widziałam płaczącą Saph, sama roniąc łzy wzruszenia. Jesteś świetną pisarką, a tutaj mamy dowód.
OdpowiedzUsuń~Koroshio