Music

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozmowa przy herbacie i zepsutych kanapkach

Cholerna Agony... a obiecałem sobie, że nie będę palił! Drzwi jednego z pokoi w akademiku demonów głośno trzasnęły, kiedy białowłosy wrócił do siebie po rozmowie z nowo poznaną demonicą. Zbliżała się ósma rano, a on dopiero teraz przypomniał sobie, że Saphira nadal śpi w jego łóżku. A on trzasnął drzwiami. Wystraszony zajrzał do sypialni, ale czarnowłosa nadal słodko spała, tak niewinnie i uroczo. Odetchnął z ulgą i wygrzebał z szuflady paczkę papierosów oraz zapalniczkę, po czym zapalił jednego, wracając do salonu. Od razu zrobiło mu się lżej, kiedy tylko zaciągnął się dymem. Nie miał zamiaru budzić anielicy do szkoły, sam również się tam nie wybierał. Otworzył całkowicie okno i wsunął się pod firankę, opierając łokciem o parapet i ponownie wpatrując w targane wiatrem drzewa. Nie lubił takich nagłych zmian pogody. Może nie wczoraj, ale przedwczoraj jeszcze panował upadł. A dziś z trzydziestu stopni zrobiło się jakieś piętnaście. Wszystko przez tę burzę w nocy. Westchnął i zaciągnął się dymem, odsuwając papierosa od bladych ust.
Koroshio od rana włóczyła się po całym terenie akademii wciąż z plecakiem na plecach i torbą przewieszoną przez ramię, a nawet walizką w ręce. Minęło już dwa dni, odkąd przybyła do tego miejsca, ale wciąż nie znalazła jakoś odwagi, żeby udać się do jednego z dwóch dyrektorów i poprosić go o przyjęcie do szkoły.
- Jestem tchórz, Pandora... Wielki śmierdzący tchórz. - westchnęła, robiąc kolejny krok przed siebie.
Kotka nawet nie miauknęła jak to miała w zwyczaju. Byłam już tak zmęczona tym ciągłym włóczeniem się, że zasnęła w kapturze bluzy, którą dziewczyna miała na sobie. A trzeba było zwrócić uwagę na jej strój.
Na sobie miała czarne getry z namalowanymi na nimi akrylami śladami krwi i grubą, bluzę na suwak o tym samym kolorze i białymi kośćmi, przedstawiającymi budowę klatki piersiowej oraz przednich kończyn. Na uszach miała założone duże, niebiesko-białe słuchawki z schowanym w tej chwili mikrofonem.
- Uhm... Czujesz to mała? Ale coś śmierdzi? - jęknęła dziewczyna, zakrywając nos rękawem.
Białowłosy, wyrwany z zamyślenia przez znajomy głos, zerknął w dół. Jego pokój znajdował się na pierwszym piętrze akademika, dodatkowo posiadał trzy okna - jedno w sypialni i dwa w salonie - na piękne błonia placówki. Widząc te potargane, czarne włosy, nietypowy ubiór oraz ciężki plecak stwierdził, że to na pewno jego nowa przyjaciółka.
- Ja ci dam śmierdzi - mruknął do niej z gór i strząsnął popiół z papierosa prosto na jej głowę. - Nie pasuje ci, to nie łaź tędy. 
On, tak jak dziś rano, na sobie miał beżowy, cienki sweter z kocimi łapkami na łokciach, czarne rurki i te same trampki. Wyzbył się jedynie szalika. Jeszcze by się podpalił.
Dziewczyna szybko strzepnęła z głowy popiół z lekkim grymasem na twarzy. Spojrzała do góry, skąd dochodził znany jej głos. Szeroko uśmiechnęła się do siedzącego na parapecie chłopaka i pomachała do niego.

- Co ty sobie wyobrażasz? Chciałeś mnie podpalić, Katsuko? - zapytał śmiejąc się pod nosem - Cześć Dashi! Znów witasz mnie z góry... Taka rola demona, co? - dodała po chwili.
- Chyba tak... - wymamrotał od niechcenia i westchnął. - Nie, nie chciałem. Kto karmiłby mnie ciastkami, gdybyś spłonęła? No właśnie - odpowiedział sobie sam. - Dlaczego ciągle trzaskasz się z tym plecakiem? - Spytał po chwili, nieco zdziwiony. - Nie przyjęli cię do akademika...?
- E to... - Czarnowłosa zamyśliła się przez chwilę nad odpowiedzią. W końcu, gdyby powiedziała mu prawdę, wyśmiałby ją. Jednak z drugiej strony nie chciała go okłamywać. W końcu był jej pierwszym i jedynym nieśmiertelnym przyjacielem. - Będziemy tak do siebie krzyczeć, czy zejdziesz tu do mnie? - powiedziała po chwili, poprawiając plecak.
- Jeśli muszę... - Przeniósł jedną nogę przez parapet na zewnętrzną stronę okna, potem drugą i... zsunął się w dół. Wylądował zręcznie i elegancko na chodniku obok dziewczyny. Wyprostował się i odgarnął niesforne kosmyki z twarzy, zerkając znad swoich jasnych piegów na dziewczynę. Poczochrał lekko czubkiem palca kotkę Koroshio po łebku, po czym odsunął papierosa od ust. 
- Więc? Nie mów mi, że od dwóch dni nie dostałaś pokoju.
- Heheh... Wiesz... Bo to bardzo zabawna historia. - zaczęła dziewczyna, z zakłopotaniem drapiąc się po głowie - Pewnie nigdy w to nie uwierzysz, ale jeszcze tak właściwie się o niego nie starałam. Heh... Śmieszne, nie? - dodała, szturchając go pięścią w ramię - Auć... Zabolało. - jęknęła, rozmasowując palce.
- Ta - burknął pod nosem. - Chyba śnisz. Moje - odparł, po czym specjalnie na jej oczach zaciągnął się krótko. - Poza tym, nie wyglądasz mi na kogoś, kto mógłby palić. 
Zmierzył ją dodatkowo po raz kolejny od stóp do głów, a raczej głowy, jakby chciał ocenić jej dzisiejszy ubiór, ale tylko sprawdzał, czy oby na pewno wszystko z nią w porządku. Mimo tego, że był demonem, naprawdę troskliwy i miły był z niego gość. Naprawdę empatyczny. Jak sam o tym tak pomyślał, jedynie naciągnął mocniej rękawy swetra na blade dłonie, jakby chciał coś ukryć... 

- Nie chciałabyś może... ogrzać się i wykąpać...? - zapytał cicho, dosyć niepewnie, zważając na anielicę ubraną jedynie w jego sweterek, śpiącą  w jego łóżku. 
- No ja to bardzo chętnie, ale muszę to przedyskutować z resztą zespołu. - Czarnowłosa zrobiła kilka kroków w bok, chcąc odrobinę odsunąć się od Tadashi'ego. To była prywatna narada, w której udział mogły wziąć tylko osoby należące go kręgu zaufania. - A więc Pandora... Wybacz... Niegramatycznie. pandora, co o tym myślisz? - zapytała, odwracając lekko głowę do tyłu.
Kotka, którą z długiej drzemki obudził chłopak swoimi "pieszczotami" jak zwykle miauknęła porozumiewawczo, co miało oznaczać zgodę.
- Wspaniale. A ty Rabbit? - zapytała po chwili zwracając się do przywiązanego przy plecaku... pluszaka - Aha... Rozumiem. Cudownie. Idziemy! - zawołała po chwili czarnowłosa i wesołym krokiem wróciła do Katsuko - Tylko bez numerów. Rabbit cie będzie miała na oku.
- Jasne - pomachał do pluszowego królika i uśmiechnął się wesoło. - Oryginalne imię jak na królika. Chodź... zaprowadzę cię.
Ruszyli wolnym krokiem w stronę drzwi wejściowych do akademika, po czym sprytnie przemycił Koroshio przed wzrokiem innych demonów do swojego pokoju numer dwadzieścia dwa. Weszli do środka (zostawił drzwi otwarte, jak zwykle), po czym pozwolił jej się rozgościć.
- Czuj się jak u siebie... łazienka jest tam, zostaw rzeczy w salonie... ale proszę, nie wchodź do sypialni.
- Jasne. Zrozumiane i przyswojone. - powiedziała, mrugając do niego.
Szybko, jeszcze przed właścicielem weszła do salonu i z zainteresowaniem zaczęła go oglądać, zatrzymując się przy niektórych rzeczach na dłużej. Po chwili zatrzymała się przy stojącej na środku pokoju sofie i rzuciła obok niej swoje rzeczy - Łoo... Tu jest ekstra... I przytulnie. Skoro salon jest taki genialny, to chcę zobaczyć twój pokój. Nie martw się... Wiem. To sypialni nie wchodzimy. - dodała widząc jego odrobinę przerażoną minę i znów uśmiechając się do niego w ten dziwny sposób - No to ja okupuję łazienkę.
Czarnowłosa już miała pójść, by w końcu od... Dłuższego czasu (nie wnikajmy w szczegóły) wciąż porządny prysznic. W ostatniej chwili się jednak zawahała. Ostrożnie zdjąwszy bluzę, wyjęła zwierzę z kaptura, a ubranie rzucając na plecak.
- Zaopiekujesz się Pandorą? Tak. Dzięki. - Czarnowłosa podeszła do gospodarza i nie czekając na odpowiedź, wcisnęła mu w chude dłonie czarną kulkę futra. - I pamiętaj! Rabbit patrzy! - dodała i zniknęła za drzwiami.
Pogłaskał czule kotkę za uchem i usiadł na kanapie z westchnieniem. Półki w salonie były niemal puste, tylko kilkanaście jego mang się tam walało, no i kredki, kartki, ołówki i inne drobiazgi, resztę jakichkolwiek rzeczy miał w torbie, jeszcze nie wypakowanych. 
- Czemu ona się tak dziwnie szczerzy, co...? - mruknął pod nosem zamyślony. - Oby nie obudziła Saphiry...
- Och... Ach... I jak przyjemnie... - powiedziała dziewczyna wychodząc z łazienki, z której zaczęła ulatywać para - Tak długo nie mieć kontaktu z prysznicem. Nigdy więcej.
Koroshio ciężko opadła na kanapie obok demona. Na sobie miała jakiś stary, lekko poprzecierany ciemny T-shirt z logo Linkin Park. Do tego krótkie, dżinsowe spodenki i wysokie zakolanówki w tęczowe paski.
- Dzięki za popilnowanie Pandory. Hej skarbie, był grzeczny? - zapytała kotki, ukradkiem wskazując na białowłosego oskarżycielskim palcem.
Kotka wydała z siebie cichy pomruk i zaczepiła małą łapką Tadashi'ego.
- Lubi cię. - dodała Koroshio z uśmiechem na twarzy.
 Cieszę się - uśmiechnął się miło, a gdyby znów wystrzeliły mu uszy, z pewnością zamachałby nimi ze szczęścia. - Zaparzę herbatę, co ty na to? - Zaproponował jej i podniósł się z kanapy, lecz wtedy... przypomniał sobie o czymś. Spojrzał gwałtownie na Pandorę. - Trzymaj tego kota dopóki jej nie znajdę! - Powiedział, z wyraźnym strachem w oczach, po czym legł na kolana na dywanie i zajrzał pod kanapę.
- Luka?!
- Dobrze, ale... - Koroshio posłusznie wzięła kocicę do rąk, mocno łapiąc ją za kark, co niezbyt spodobało się zwierzęciu - O co chodzi? Dlaczego mam trzymać Pandorę? Tadashi? Czy coś się stało? Pomóc ci może? Kto to Luka? - Z ust dziewczyny, jak z karabinu maszynowego sypały się kolejne pytania, jedno za drugim. Nie dawała nawet chłopakowi najmniejszych szans na odpowiedzenie na chociażby jedno.
Ale i pod kanapą jej nie było... Usłyszał jedynie cichutki pisk z kieszeni koszuli przewieszonej przez oparcie kanapy. 
- Luka! - Białowłosy z wyraźną ulgą dopadł swojego ubrania, wyciągając z kieszeni swoje ukochane i jedyne zwierzątko. Był to biały, dość duży szczurek, z ogromnymi uszami i długimi wąsiskami, cienkim ogonkiem i miękką, śnieżnobiałą sierścią. Przytulił ją do policzka. 
- Przepraszam, że cię zaniedbałem! Moje maleństwo..
- Aaaaaaaaa... - Dziewczyna pisnęła, widząc w rękach chłopaka gryzonia. Jednak nie ze strachu, a z zachwytu. W mgnieniu okaz znalazła się przy Tadashim, zostawiwszy wcześniej własnego pupilka na kanapie. - Matko! Matko! Matko! Czy to jest szczur? - zapytała z zachwytem, oglądając białe zbiorowisko futerka ze wszystkich stron - Zawsze o takim marzyłam, ale mój tata ma uczulenie na sierść. Cud, że Pandorę jakoś ta jego alergia toleruje. No i poza tym zwierzęta mnie nie lubią. - dodała po chwili z nutką smutku w głosie.
- Nuuu, moja Luka... - pogłaskał ją pieszczotliwie za uszami. Samica była całkowicie oswojona, zupełnie niczym Pandora. Spojrzała swoimi czarnymi ślepkami przypominającymi czarne kamyczki na Koroshio i zamachała leciutko wąsami, starając się złapać jej zapach. 
- Tak, to jest szczur... mój mały szczurek, zapomniałem o niej na całe dwa dni... Jak ja mogłem... - żalił się zrozpaczony. - Ale już wszystko dobrze... Luka sobie świetnie radzi.
- Mogę? - zapytała, niepewnie wyciągając rękę w stronę zwierzątka.
Nie czekając jednak na odpowiedź ze strony właściciela, pogłaskała szczura po grzbiecie i pozwoliła mu obwąchać sobie dłoń. Miała tylko nadzieję, że gryzoń w geście obronnym przed nią nie ugryzie jej w palec lub jak to zwykle robiły wszystkie zwierzęta, nie ucieknie.
- Jasne - uśmiechnął się i wcisnął jej w dłoń szczurzycę, która z zainteresowaniem uczepiła się jej swoimi małymi łapkami. On natomiast zerknął na Pandorę, która tylko siedziała na swoim miejscu i patrzyła wrogo na swoją właścicielkę, jakby obrażona.
- Luka, jakaś ty słodziutka. - powiedziała dziewczyna, z miłością i zachwytem pieszcząc gryzonia - Jest cudowna, ale chyba jednak nie wymieniłabym na nic mojej Pandory. - Mówiąc to, oddała chłopakowi pupilka i wróciła do odrobinę nabzdyczonej kocicy. - Chodź tu moja piękna. Przecież wiesz, że tylko ciebie kocham maleńka.
Wziął zwierzę w ramiona i zaczęła ją mocno do siebie przytulać. Z powrotem usiadła na kanapie, wygodnie się na niej wyciągając.
- Nie martw się Dashi. Pandora nie umie nawet upolować muchy.
- To dobrze - odetchnął z ulgą, a szczur wyskoczył z jego dłoni, by móc w spokoju wrócić do buszowania po swojej nowej kwaterze. - Zrobię ci tę obiecaną herbatę... - dodał szybko i ruszył do blatów. Mniej więcej każde mieszkanko w akademiku składało się z trzech pokoi (jeśli była to jednoosobowa kwatera). Łazienki, sypialni oraz salonu połączonego z kuchnią. To wszystko było dość małe, ale zapewniało dużo wygody i niezależność. Gdy woda się już zagotowała, wyjął dwa strzaskane na brzegach kubki. No cóż, akademia niby dla nieśmiertelnych istot, a wszystko tak bardzo zużyte i przestarzałe. Zaparzył swoją ulubioną jaśminową herbatę.
Koroshio czekając na obiecany napój siedziała sobie na kanapie bawiąc się z kotką. Jednak nie było to normalne siedzenie. Trzeba napomnieć, że dziewczyna jest bardzo niecierpliwa, poza tym ma coś w rodzaju ADHD, przez co nie może usiedzieć spokojnie w jednym miejscu. Przez cały czas się wierciła, szukając dogodnej pozycji. Jednak gdy tylko ją odnalazła po około minuty zdawała się jej już przeszkadzać i nudzić.
- Uhm... Jak ładnie pachnie. Jaśminowa, prawda? - zapytała czarnowłosa wisząc głową do dołu z kanapy - Ulubiona mojej mamy. Jest herbatoholiczką.
- Hai, jaśminowa - odparł i postawił na stoliku przed kanapą dwa kubki z herbatą. - Moja ulubiona - dodał i usiadł obok niej, znów w tej swojej dziwnej pozie, czyli odwrotnym siadzie po turecku. - Chętnie bym cię czymś poczęstował, ale aktualnie nie mam nic. Sam nie jadłem nic od ponad tygodnia - mruknął. Prócz twoich ciastek. Trochę burczy mi w brzuchu.
Dziewczyna szybko się przekręciła, siadając normalnie na kanapie jak każda cywilizowana istota. Przez chwilę wdychała piękny zapach, który przywoływał mnóstwo wspomnień związanych z domem.
- To świetnie! - zawołała klaskając w dłonie i dość gwałtownie wstając z sofy - Znaczy... Nie dobrze tak długo nie jadłeś, bo to bardzo źle i będę musiała coś z tym zrobić. W końcu powinieneś regularnie jeść, bo i tak już wyglądasz jak śmierć. - Mówiła, mówiła i mówiła. Przez cały czas nawijała ani na chwilę nie przerywając. W tym samym czasie podeszła do swojej torby i wyciągnęła z niej czerwone i zielone pudełko. - W każdym bądź razie proszę... Częstuj się. W czerwonym są kawałki różnych owoców, a w zielonym jakieś kanapki. - Czarnowłosa z powrotem wróciła do chłopaka, stawiając przed nim na stoliczku małe przekąski. - Przynajmniej będę miała jak się odwdzięczyć. Masz jedz. A jak będziesz grzecznym demonem, to dostaniesz deser.
Naburmuszył się, słysząc kolejne kazanie, które zna na pamięć, na dodatek z jej ust. 
- Dzięki - burknął. - Sama wyglądasz jak śmierć.  
To była jego standardowa reakcja na takie słowa. Po chwili z zainteresowaniem sięgnął po czerwone pudełko, gdyż wizja kanapek, które spędziły dwa dni w plecaku, nie przemawiała zbytnio do niego.
- Łeee... Wiesz, że to nie ładnie obdarzać dziewczynę takim komplementem? - zapytała patrząc na niego spode łba. Po chwili przeniosła swój wzrok na zielone pudełko i sama doszła do wniosku, że chyba jednak nie powinna go była wyciągać. Przy najmniej na razie. - No, ale nie będę zaprzeczać. Masz rację. Wyglądam okropnie. Różnica jest tylko taka, że ja się odżywiam w miarę regularnie. No i nawet gdybym przez całe życie żywiła się w McDonaldzie to i tak pozostałabym taka sama. - powiedziała z uśmiechem i szybko zgarnęła pudełko z kanapkami ze stołu i wrzuciła je do torby. Później się tego pozbędzie.
- Zazdroszczę - powiedział tylko i wybrał sobie małe, czerwone jabłuszko, w którym po chwili zatopił zęby ze smakiem. Luka najwidoczniej, nie znalazłszy niczego w kuchni, wdrapała się na stolik i wskoczyła do czerwonego pudełka, dobierając się do powoli psujących się truskawek.
- Czyli mówisz, że tez jesteś tu od niedawna co? - zapytała, ze smakiem wgryzając się w gruszkę - A gdzie przedtem mieszkałeś? No przed akademią. I co robiłeś? W sumie to ile ty masz lat? Tak na ludzkie... Wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, ale doszłam do wniosku, że demony i anioły zawsze, nie ważne ile mają lat wyglądają młodo i atrakcyjnie. Czy ze mną też tak będzie, czy to nie dotyczy bękartów? Wieczna nastolatka... To byłoby wspaniałe. A skąd jesteś? No jasne... Przecież jesteś demonem. Z piekła prawda? Matko! Ty tam byłeś! Jak tam jest? Opisz... Zawsze chciałam tam pójść i zobaczyć to na własne oczy. No, ale kundli nie wpuszczają. Ledwo bramę pozwolili mi zobaczyć.
Koroshio się wyraźnie nakręciła. Mimo, że znała Tadashi'ego raptem trzy dni, a spotyka go po raz drugi, nie miała żadnych oporów z zadawaniem pytań. Zalewa go falą słów, ani na chwilę nie przestając produkować kolejnych. Trzeba było tylko czekać aż demon wpadnie w szał i wyrzuci ją z pokoju.
A on tylko zaśmiał się i poczochrał ją po włosach. 
- Może tak po kolei, co? Nie jestem automatem jak ty i nie nakręcę wszystkich odpowiedzi na raz - zaśmiał się. - Nie pamiętam nawet pierwszego pytania.
Po dłuższej chwili zastanawiania się, ułożył sobie jej test osobowości w głowie i ugryzł po raz kolejny jabłko.
- Ja? Ja mam siedemnaście - mruknął cicho. - Na serio. I nie wiem, jak to działa... nie wszystkie demony są piękne i młode. A ty? Wiem, że kobiet się o wiek nie pyta, no ale... wiesz o co mi chodzi.
- Nie krępuj się. Mnie to nie przeszkadza. No szczególnie jeżeli mam do końca świata wyglądać seksownie. - powiedziała śmiejąc się - Ja też mam szesnaście lat, ale już niedługo. 22 grudnia będę już o rok bliżej do pełnoletności. - dodała, mrugając do niego.
- Więc będziemy razem w klasie - uśmiechnął się smutno. - Chyba. Nie do końca czaję jak dzielą tu klasy, więc... mnie wsadzili o rok niżej. Ale nie wstydzę się tego - westchnął. - Jeśli mam robić za debila, niech będzie. Przynajmniej ktoś mnie zapamięta.
- Fajnie! Znaczy... Łeee... Jakiego debila, głupku? - zapytała szturchając go w żebra, tym razem robiąc to naprawdę delikatnie - Nie prawda... Nie myśl tak o tym. Czy uważasz siebie za debila? Nie. Czy inny uważają cię za debila? A co cię inni obchodzą. Ważne, że ty się dobrze czujesz. - dodała z uśmiechem na twarzy - No ale... Czekam na odpowiedzi na poprzednie pytania, ale znowu zaatakuję salwą... No chyba, że ty chcesz o coś zapytać, to wal śmiało.
- Ja tak o sobie myślę... - mruknął tylko cicho. - Zanim przyszedłem do akademii, mieszkałem dwa lata w Tokio... i tak chodziłem do ludzkiej szkoły. Najwidoczniej wzięto to tutaj pod uwagę i wsadzili mnie do klasy niżej... - westchnął ze smutkiem. - Prawdę mówiąc, nie przeszkadza mi to.
- Uhm... To pewnie mnie wsadzą dwie klasy niżej... - westchnęła już trochę mniej radośnie - No, ale jeżeli się spręże i pokażę co potrafię, to może, może mnie potem awansują. - dodała po chwili z uśmiechem - I nie waż myśleć o sobie jak o debilu. Debilem będziesz kiedy zaczniesz się tak okłamywać. Chociaż wtedy to już nie będzie kłamstwo, więc nie będziesz debilem. Ale w tedy na nowo stanie się to kłamstwem i... To nie ma sensu. Koroshio Logic. - Wzruszyła ramionami, podnosząc ze zrezygnowaniem ręce - No a opowiedz jak jest w piekle. Na tej odpowiedzi mi najbardziej zależy. Zawsze chciałam wiedzieć jak tam jest, w końcu skoro jestem bękartem to któreś z moich rodziców musiało stamtąd pochodzi, albo nawet wciąż tam mieszka.
- Piekło? Nie chciałabyś tam się znaleźć... - Oparł się wygodnie na kanapie, pijąc herbatę. - Ze wszystkich miejsc jakie do tej pory widziałem, mój prawdziwy dom jest najgorszy - oznajmił cicho. - Piekło to straszne miejsce. Jedna wielka niesprawiedliwość i nietolerancja. Nie chcę nigdy tam wracać.
- Uhm... Jednak i tak bym chciała to zobaczyć na własne oczy. Mimo tego co mówisz i co sama przeżyłam chcąc się tam dostać. - Dziewczyna westchnęła cicho, a cała radość na się z niej ulotniła. Wydawała się być jakaś zamyślona, a nawet smutna. - Poza tym jest tam twoja rodzina, co nie? Chyba jednak masz po co tam wracać.
Wtedy... kubek po prostu roztrzaskał się w jego dłoniach. Gdyby nie był pochylony nad stołem, z pewnością herbata wylądowałaby na jego spodniach i swetrze. A tak, tylko stół ucierpiał. Wraz z kroplami herbaty, na powierzchnie mebla skapnęło również kilka kropel jego krwi.
- Ja nie mam rodziny - wyszeptał cicho, trzymając tak ten roztrzaskany kubek, którego niektóre odłamki kaleczyły jego dłonie.
Dziewczyna z przerażeniem spojrzała na resztki kupka trzymane w jego dłoni. Zamurowało ją. Nigdy nawet nie pomyślała, że Tadashi może mieć również problemy z rodzicami. Że demon takowe posiada. Zresztą w ogóle ona nigdy nie myślała, Zawsze tylko działała.
Czarnowłosa przysunęła się bliżej do chłopaka i złapała go obiema dłońmi za rękę. Używając całej swojej siły, rozchyliła palce chłopaka i pozwoliła odłamkom naczynia z lekkim brzdękiem spaść na stoli.
- Uhm... Przepraszam. Nie wiedziałam. Nie pomyślałam. Ja w ogóle nie myślę. - powiedziała, próbując wyjąc z jego ran resztki szkła - Ja też nie mam rodziny. Znaczy... Nie mam prawdziwej rodziny. Moi prawdziwi rodzice porzucili mnie kiedy byłam niemowlęciem. Gdyby nie (ja tu muszę wymyslić jakieś imiona, nie chcę blokować, więc napisze potem) pewnie nie byłoby mnie tu.
Dziewczyna z przerażeniem spojrzała na resztki kupka trzymane w jego dłoni. Zamurowało ją. Nigdy nawet nie pomyślała, że Tadashi może mieć również problemy z rodzicami. Że demon takowe posiada. Zresztą w ogóle ona nigdy nie myślała, Zawsze tylko działała.
Czarnowłosa przysunęła się bliżej do chłopaka i złapała go obiema dłońmi za rękę. Używając całej swojej siły, rozchyliła palce chłopaka i pozwoliła odłamkom naczynia z lekkim brzdękiem spaść na stoli.
- Uhm... Przepraszam. Nie wiedziałam. Nie pomyślałam. Ja w ogóle nie myślę. - powiedziała, próbując wyjąc z jego ran resztki szkła - Ja też nie mam rodziny. Znaczy... Nie mam prawdziwej rodziny. Moi prawdziwi rodzice porzucili mnie kiedy byłam niemowlęciem. Gdyby nie Kimiko i Damon pewnie nie byłoby mnie tu teraz.
- Powinnaś się cieszyć, że w ogóle ktoś troszczy się o ciebie... dba o twoje bezpieczeństwo... - wyszeptał z bólem. W ogóle nie przejmował się ani tym kubkiem, ani płynącą z małych ranek krwią. Był zbyt głęboko zamyślony przez to, co powiedziała Koroshio. - Że ktoś cię kocha... - Zacisnął powieki. - Nie pomyślałaś nigdy, że twoi rodzice chcieli zapewnić ci tym bezpieczeństwo? Świat ludzi jest idealnym i najbezpieczniejszym miejscem nie tylko dla bękartów... zwłaszcza, że... tak jak powiedziałaś... ktoś cię przygarnął... i podarował rodzinną atmosferę...
- Może... Może masz rację. - Jej głos lekko zadrżał, a na policzku pojawiła się mała, czarna łezka, którą szybko starła wierzchem dłoni. - Czasami tak o tym myślałam. Miałam nadzieję, że to właśnie z tego powodu. Szczególnie kiedy została tak gościnnie przyjęta najpierw przez anioły w niebie, a potem demony w piekle. Ale... Dashi proszę... Przepraszam. Nie chciałam. - mówiła dziewczyna szarpiąc go lekko za ramię - Nie myślę co mówię. W ogóle nie myślę. To ja jestem debilką. Proszę nie bądź smutny. Podzielę się z tobą czekoladą. - dodała, uśmiechając się do niego - Dam ci całą jak się uśmiechniesz.
- Nic się nie stało, Koroshio - zapewnił ją i uśmiechnął się smutno. - To jest tylko... troszkę zbyt skomplikowane, bym mógł o tym na spokojnie myśleć. Niektóre rzeczy nie służą na temat do pogaduszek przy herbacie... Ja... ja po prostu... wolałbym urodzić się jako ktoś inny - wyjaśnił cicho, a głos mu zadrżał.
Koroshio jeszcze szerzej się do niego uśmiechnęła, chcą dodać mi otuchy. Po chwili mimo protestów zwierzęcia, mocno złapała w ręce kotkę i podsunęła pod nos Tadashi'emu.
- Masz! Przytul Pandorę! Pomaga. - powiedziała, mrugając do niego - Daj jej się też przytulić. Sama bym to zrobiła, ale znam to dopiero nasze drugie spotkanie i chyba nawet dla mnie byłoby to przegięcie.
- Oj weź... - Objął czarnowłosą ramieniem i poczochrał ją pod włosach. - Jesteś trochę za sztywna.
- Ja? Sztywna? Żartujesz...
Czarnowłosa zarumieniła się, czując bliskość białowłosego. Na jej twarzy pojawił się lekko zakłopotany, ale szczęśliwy uśmiech. Po chwili jednak dziwnie spoważniała. Szybko wysunęła się z objęć chłopaka i odsunęła od niego.
- Wybacz Dashi. - powiedziała po chwili, widząc jego zdziwioną i może odrobinę urażoną minę - Nie o ciebie chodzi, tylko o mnie. Mam szlaban na chłopaków. Dożywotni. - dodała podciągając kolana pod brodę i obejmując je rękoma.
- Kor... - posmutniał gwałtownie. Chciał ją tylko troszkę pocieszyć, a ona odebrała to dość dwuznacznie. Kiedy chciał coś powiedzieć na swoje usprawiedliwienie, niezręczną ciszę przerwało skrzypnięcie drzwiami. Poderwał się gwałtownie z kanapy, patrząc jak w drzwiach od sypialni stoi... Saphira. Musiała się obudzić. Stała tak, a rozczochrane kosmyki jej włosów okalały zaspaną twarzyczkę.  W kącikach oczu miała jeszcze świeże śpiochu i patrzyła nieprzytomnie w jego stronę, ściskając w łapkach jego szalik. Stała na boso na zimnej posadzce, lekko się trzęsąc z tego powodu, a na sobie miała jedynie jego jasnoczerwony sweter... sięgał jej do połowy ud, a dekoltem niemal odkrywał piersi. I nie miała nic poza tym. Ani skrawka bielizny.
- Da...shi...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz