Music

czwartek, 21 sierpnia 2014

Nie taki demon straszny jak go malują

- Pandora! Widzisz to? Czy ty to widzisz?! Właśnie weszłyśmy na teren APZ!!! Aaaaaaaa...
Czarnowłosa dziewczyna z podekscytowaniem przekroczyła granicę akademii. Radosnymi podskokami przebiegła pod wielką, kunsztownie wykonaną bramą z ozdobnym napisem „Akademia Ponad Ziemią”. Sama dziewczyna nie wyglądała jakoś nadzwyczajnie. Po prostu jak każda, prawie normalna nastolatka. Na alabastrową twarz  gościł szeroki uśmiech,  a ciemnogranatowe oczy, które z zainteresowaniem rozglądały się dookoła, zakrywały długie, kruczoczarne włosy. Ubrana była w czarny T-shirt z biało-granatowymi skrzydłami, symbolem zwiadowców pochodzącym z tak dobrze znanej jej mangi oraz ciemne rurki, ubrudzone w kilku miejscach farbą i popisane wodoodpornym markerem.  Na drobnych stópkach miała lekko zużyte trampki z flagą Wielkiej Brytanii, jak zwykle oczywiście niezawiązane, co tylko zwiększało prawdopodobność jej kolejnego upadku. Nie zwracała by swoją osobą aż tak dużej uwagi, gdyby nie wielki plecak podróżny, po brzegi załadowany ubraniami, a także przewieszona przez ramię torba z podobizną jakiejś ukochanej postaci oraz kilkoma przypinkami i trzymana w ręku duża walizka z tysiącem naklejek z rozmaitymi nazwami miast.
- Aaaaa… I'm so excited and I just can't hide it! – dziewczyna zaśpiewała na całe gardło, nie zwracając uwagi na dziwnie patrzących na nią uczniów. - I'm about to lose control and I think I like it!
- Miau… - odpowiedziało podekscytowane jak samo jak jego pani zwierzątko.
- To co Pandora… Może jakaś przekąska przed spotkaniem wielkich dyrektorów naszej nowej szkoły? – zaproponowała szatynka, rzucając swoje bagaże pod jakieś drzewo
Odnalazłszy jakieś niebieskie pudełko z przygotowanymi wcześniej słodkościami, wygodnie usadowiła się na walizce, opierając się plecami o chropowaty pień. Szybko zdjęła z swojego ramienia małą kotkę i zaczęła ją pieszczotliwie głaskać. Równocześnie z rozmarzeniem na twarzy zaczęła zajadać jeszcze ciepłe ciasteczka z kawałkami czekolady, które przygotowała dla niej mama.
- To drzewo jest zajęte, wiesz?
Granatowym ślepiom dziewczyny ukazały się proste i nierównie, śnieżnobiałe kosmyki czyichś włosów. W miarę zadbane przywodziły na myśl włosy kobiety, jednak głos, który dotarł do jej uszu z pewnością należał do mężczyzny. I był on również posiadaczem tych włosów, gdyż siedział na gałęzi tuż ponad brunetką.
Tadashi nie spodziewał się, że ktoś ośmieli się naruszyć jego spokój. Anioły, czując zapach demona, trzymały się od niego na kilometr, demony zaś, poznając go już po pierwszych dwóch dniach pobytu tutaj, po jego włosach w ludzkiej formie, nie miały ochoty zawracać sobie nim głowy. Z racji niedzieli, czyli dnia wolnego od nauki, zechciał spędzić czas z dala od czarnowłosej anielicy. Nie tyle chciał od niej uciec, bo to była ostatnia rzecz o jakiej myślał, ale pragnął, by to ona odpoczęła od niego. Uspokoiła myśli i odetchnęła trochę. Znalazł więc  wygodną gałąź, na której usadowił się, ubrany w dużo za szerokie na jego niemożliwie chude nogi, czarne dżinsy rurki, oraz czarną, rozmiaru L koszulkę z nadrukiem jakiejś mangi, choć tak naprawdę XS również byłoby na niego za duże. Nie pozbył się również swoich ukochanym trampków pomimo drwin demonów. Były to najzwyklejsze białe szmaciaki ponad kostkę, cały popisane i ozdobione czarnym markerem przez niego.
- Hę...
Czarnowłosa z zaskoczeniem spojrzała na jasne włosy, które zakryły jej widok na resztę świata. Z przekąsem zdmuchnęła kilka z nich i spojrzała do góry, na siedzącego centralnie nad nią chłopaka.
- Ohayo... - zawołała dziewczyna, machając do chłopaka brudną od kociej sierści rękę - Wybacz... Nie widziałam cię. Całkiem nieźle się tam urządziłeś. - dodała, szczerząc do niego białe zęby.
- Miau...
Czekolada!!!
Wychudzona dłoń chłopaka z łatwością sięgnęła w kierunku niebieskiego pudełka, by po chwili chwycić idealnie upieczone ciastko z ukochanym rodzajem słodyczy białowłosego. Nie mając szans w tym starciu, wypiek po kilku sekundach zakończył swój żywot. Właściciel żołądka, do którego trafiło to pyszne ciasteczko, oblizał blade wargi z okruszków i zawisł na gałęzi, oplatając ją nogami. Sięgając po kolejne ciacho, spojrzał srebrnobiałymi ślepiami na nieznajomą. Ich twarze znajdowały się idealnie naprzeciw siebie, jedyną różnicą było to, iż on wisiał do góry nogami. Palce lewej dłoni zaciskał na krawędzi swojej fanowskiej koszulki, by tylko mu się nie podwinęła. Nie chciał świecić swoimi żebrami.
Dziewczyna była ogromnie zaskoczona dziwnym zachowaniem nieznajomego. Wpatrywała się w niego z dziwnym wyrazem twarzy, ani na chwilę nie mogąc oderwać od niego wzroku.
- MIAU...
Głośnie miauknięcie Pandory wystarczyło, aby wyrwać ją z tego transu. Szybko się ocknęła i jednym ruchem ręki zamknęła pudełeczko, przytrzaskując chłopakowi palce.
- Przepraszam, ale panu już dziękujemy. - mruknęła i wystawiła do niego język, co zważywszy na jego bliskość mogło się skończyć niechcącym polizaniem go w nos.
- Ałć!
Wychudzone palce natychmiast uciekły spod pokrywki, jednak pozostawiła na ich kostkach czerwony ślad.
- Czemu?! Daj! - Grawitacja ściągała ku ziemi każdy kosmyk jego włosów, więc teraz odsłaniały każdy szczegół jego twarz, tym bardziej znienawidzone piegi rozsypane po całych jego policzkach, czole oraz nosie. Zamrugał parę razy, niemal kobieco trzepocząc długimi rzęsami. Tak, odziedziczył po matce krew demona pożądania. Nie był jednak typowym inkubem. Nie przyciągał każdej tępej laski na swoją klatę oraz superprzystojność, ale zwykłe, szare myszki, dzięki swojej delikatnej urodzie i niepowtarzalnemu urokowi. No cóż, być może miał w sobie więcej z sukkuba, niż porządnego faceta. Przetarł oczy wierzchem dłoni, gdy zdał sobie z czegoś sprawę. Ta dziewczyna również siedziała w swojej ludzkiej postaci. Ale nie potrafił określić jej rasy. Jej zapach był bardzo nieokreślony. Mieszany.
- Jesteś bękartem?! - spytał zachwycony, o mało nie spadając z drzewa.
- Poproś ładnie, to dostaniesz. - zaczęła szatynka, podśmiewając się pod nosem.
Jednak szeroki uśmiech od razu zniknął z twarzy dziewczyny, gdy usłyszała ostatnie pytanie białowłosego. Na jego miejsce pojawił się wielki grymas i mina typu "Przeciąłeś". Jak zwykle, nie zastanawiając się nad konsekwencjami swojego czynu, mocno uderzyła chłopaka w twarz, pozostawiając na jego policzku czerwony odcisk jej dłoni.
- Nie jestem żadnym bękartem, wodorościany łbie.
Oprócz głośnego odgłosu spoliczkowania rozległ się również huk. Jasnowłosy spadł z drzewa zaskoczony, a jego nieistniejąca warstwa tkanki tłuszczowej nie zamortyzowała upadku.
- Ej! - Podniósł się do siadu, masując swój obolały kręgosłup oraz policzek. - Dziwnie pachniesz, co mam na to poradzić?!
- Może na początek tak się nie drzeć! - warknęła w jego stronę, równocześnie rozglądając się niespokojnie, czy ktoś przypadkiem go nie usłyszał. - Pohamuj się czasem, co? - dodała po chwili trochę spokojniej, kiedy nie zauważyła w  pobliżu nikogo.
Dziewczyna westchnęła przeciągle, ciężko opierając się o drzewo. Bez pośpiechu sięgnęła ręką po pudełko z ciasteczkami. Bez żadnego obrzydzenia na twarzy, wytarła wierzchem dłoni pozostawioną na pokrywce przez chłopaka krew, po czym zdjęła je.
- To co? Wciąż chcesz? - zapytała po chwili, machając pudełkiem przed nosem białowłosego i sama zajadając jedno z ciasteczek.
- Chcę! - Sięgnął po pudełko, nie mogąc zaspokoić swojego pragnienia czekolady. - Daj mi!
Naprawdę uwielbiał czekoladę. W Piekle nigdy nie miał kontaktu z tym smakiem, natomiast w świecie ludzi zawsze odkładał kilka groszy choćby na małą tabliczkę. Kochał różne słodkości.
Kłócąc się tak z brunetką, nawet nie zauważył, że w miarę normalnie rozmawiają. Wydawała mu się być... taka normalna. Podobna do niego.
- Cieszę się, że ci smakuje. Mojej mamie na pewno byłoby miło. - zachichotała, widząc jak chłopak łapczywie wcina smakołyki. - Wiesz... Tak w ogóle to zapomniałam się przedstawić. Jestem Koroshio. Koroshio Tenshi, ale możesz mówić do mnie Kori. - powiedziała, uśmiechając się do niego promiennie - A to jest Pandora. - Mówiąc to, chwyciła do rąk czarne kocię i złapała za małą łapkę, którą zaczęła delikatnie machać. - Pandora, przywitaj się.
- Miauuu...
- Miau - uśmiechnął się pod nosem chłopak i usiadł po turecku na trawie, tuż przed Koroshio. A raczej coś w tym stylu, gdyż nie chował pięt, a trzymał je na udach, przy sobie... I prezentował swoje cudownie "ozdobione" trampki. - Ja jestem Tadashi. Katsuko Tadashi.
- Miło mi... Przy okazji, fajne trampki, chwalipięto. - mrugnęła do niego, ukradkiem odsłaniając swoje artystyczne dżinsy, żeby mój pierwszy nieśmiertelny znajomy mógł je lepiej zobaczyć - I... O matko... Zarąbista koszulka!!! - krzyknęła z zachwytem wpatrując się w jego sporo za duże ubranie.
- Hehe... arigatou. - Jego ludzka forma znów wymknęła się nieco spod kontroli, kiedy zatrzepotał radośnie spiczastymi, niemal jak z książek elfimi uszami. Po prostu się cieszył, że ktoś wreszcie to docenił. - Ty również masz niezłe.
Po jej wyglądzie i co więcej plecaku oraz koszulce poznał, że już wiele ich łączy. I ona miała jakieś swoje miejsce w świecie śmiertelników. - I spodnie... też lubisz samoróbstwa? - Zachichotał.
- Łee... Tak właściwie to gdzieś z trzy dni temu skończyły mi się czyste kartki, a ja... Musiałam się na czymś wyżyć artystycznie... Padło na spodnie. - mówiąc to, dziewczyna pomachała nogami w powietrzu - Ale ogólnie, to TAK. - dodała po chwili, odpowiadając na jego pytanie - Ale to tylko dla tego, że nigdzie nie produkują moich wymarzonych ciuchów... To smutne.
Koroshio przez patrzyła na coś bliżej nie określonego, znajdującego się za plecami Tadashi'ego. Po chwili z powrotem zwróciła swój wzrok na niego i zaśmiała się.
- Heh... Widzę, że ktoś próbuje się uwolnić. - mruknęła i pstryknęła chłopaka w szpiczaste ucho.
Pisnął cicho, zasłaniając chudymi dłońmi swoje szpiczaste uszy.
- One tak... same... - szkarłatne rumieńce zasłoniły jego jasne piegi. Próbował zasłonić je włosami, jednak nie bardzo mu to wyszło. Obawiał się, że zaraz z pleców wystrzelą mu skrzydła, w tym jedno to skręcone, a z głowy nieokreślone ilości rogów. Tego by nie chciał. Po chwili jednak zaczął rozmyślać nad tym, co powiedziała dziewczyna. - Moich raczej też nie... - mruknął. - Lub są za drogie.
- Nie musisz ich chować. Nie przeszkadzają mi. Wręcz przeciwnie. Są fascynujące. - Nie krępując się ani trochę, odgarnęła jasne kosmyki chłopaka i założyła je za jego uszy. - Jeżeli chodzi o koszt ubrań, to mnie ten problem nie dotyczy. Rodzice mi niczego nie odmawiają. Zawsze dostaję wszystko czego chcę. Czasami robi się to aż chore. Rodzic czasami powinien powiedzieć nie. - mruknęła przewracając oczami.
Zarumienił się jeszcze mocniej.
- Są dziwne... - wymamrotał tylko cicho w odpowiedzi. Po chwili jednak podniósł srebrnobiałe tęczówki, by przyjrzeć się bliżej dziewczynie. Dopiero teraz zauważył, że była nawet trochę podobna do Saphiry... Z wyjątkiem tego uśmiechu. Anielica nie uśmiechała się w ogóle. A gdy już raz się uśmiechnęła, to była najpiękniejsza rzecz, jaką widział w życiu... Potrząsnął jednak gwałtownie głową, odrzucając od siebie tę myśl. Rozmawiał przecież teraz z Koroshio. Miał szansę zdobyć drugą przyjaciółkę, a myślał tylko o Saphirze... Zastanawiał się tylko, czy ona tez o nim myślała. Zainteresowała go odpowiedź brunetki, a nawet lekko zdziwiła. Nie był pewny, czy może o to spytać, jednak nie zdążył ugryźć się kłami w swój język.
- Mieszkasz z rodzicami w świecie ludzi?
- W świecie ludzi... Zabawnie to brzmi. Ale tak. Przynajmniej do niedawna. - dodałam, pokazując na walizkę i plecak - Postanowiłam w końcu odkryć bliżej świat. Zrozumieć parę rzeczy. No i przede wszystkim zrozumieć czym tak naprawdę jestem.
- Miau...?
- Ale się rozgadałam... Pewnie cię nudzę... - powiedziała czarnowłosa, siadając na walizce po turecku.\
Pokręcił przeczącą głową w odpowiedzi.
- Nie... jesteś pierwszą osobą, z którą tak naprawdę tutaj porozmawiałem - przyznał się do tego z trudem. Nie mógł nazwać czasu spędzonego z Saphirą w jakimkolwiek momencie "rozmową". A teraz... teraz mógł nawet rozgadać się po całości i miał przeczucie, że Koroshio wysłuchałaby go. - Ja również trafiłem tutaj niedawno. A raczej dwa dni temu - sprostował z westchnieniem. - Co prawda z mojej decyzji, ale i tak wymuszonej. Jak na razie... jak na razie nie ciesze się z pobytu tutaj.
- Och... No ale dlaczego? Przecież tutaj jest fantastycznie!
Dziewczyna zawołała najgłośniej jak potrafiła, przeciągając się i wygodniej układając się na twardej walizie. - Heh... Powiedziała to świruska, która nie spędziła tu nawet godziny. Znaczy... Jestem strasznie podekscytowana. Jeszcze nigdy nie poznałam bliżej żadnej nieśmiertelnej osoby, więc... Uhm... Jesteś pierwszy.
- Czuję się zaszczycony - zachichotał pod nosem. - Ale... co prawda, może to wszystko wydaje się fantastyczne... jednak nie wszyscy są tacy, jak tego oczekujesz - mruknął. - Nie mam pojęcia, co planujesz, ale... jeśli masz wybór, czy zamieszkać w akademiku aniołów, czy demonów, wybierz to pierwsze.
- Mówisz tak, jakbyś wiedział, że mam wybór. - Koroshio na chwilę spoważniała, patrząc na chłopaka z wyrzutem. Wtedy zrozumiała jak wielki błąd popełniła. - Znaczy MYŚLAŁ. Miałam na myśli MYŚLAŁ. Przejęzyczyłam się tylko! - zaczęła się histerycznie tłumaczyć, co tylko pogorszyło jej sytuację.
- Sam jestem demonem, a do tej pory od swoich dostałem jedynie bon na skręcone skrzydło, który zresztą już wykorzystałem - wtrącił jej się w słowo beznamiętnie. - Jako bękart masz trochę więcej możliwości. Powinnaś je wykorzystać.
- Przestań! Zamknij się! Nie wszyscy muszą o tym wiedzieć! - Czarnowłosa, skoczyła na Dashi'ego, zakrywając mu usta. - Nie chcę, żeby wiedzieli i... - Nagle sobie coś uświadomiła. Natychmiast puściła chłopaka i jak oparzona, odsunęła się od niego jak najdalej tylko mogła. - Gomen! Gomen! Gomen! Wybacz mi tą zniewagę... Błagam o wybaczenie. - mówiła, niemal padając przed nim na twarz. Wszystko powoli przeanalizowała w głowie, od nowa odtwarzając całe ich spotkanie. On mnie zabije.
- Przestań, przecież nikt nie sły... - burczał jej w dłoń, gdy nagle zaistniała ta dziwna scena. Podniósł się niepewnie i spojrzał na nową, miał taką nadzieję, przyjaciółkę.
- K... Koroshio? Coś nie tak...? - zdziwił się mocno jej zachowaniem.
- Przepraszam... Naprawdę przepraszam. Nie chciałam tego zrobić. Proszę wybacz mi moją niekompetencję i ignorancję. - mówiła dalej, mając nadzieję, że uda jej się wyjść z tego w chociaż jednym kawałku - Nie chcę być znowu workiem treningowym. - dodała po chwili, zakrywając głowę rękami.
Jej ostatnie słowa utrzymały go w przekonaniu, że przeżyła niemiłe spotkania z demonami. Podejrzewał to już od początku. Westchnął cicho.
- Spokojnie. Ja nie jestem taki - dotknął niepewnie czubka jej głowy, kładąc na niej po chwili całą dłoń i pogłaskał ją niepewnie po włosach.
- Nie jesteś? - zapytała cicho, niepewnie podnosząc głowę i patrząc na niego - Czyli... Nie chcesz mnie ukarać za moje zachowanie i... egzystencję. - Ostatnie słowo dodała nieco ciszej. W sumie nie wiedziała dlaczego to mówi. To tak jakby sama się prosiła o lanie. Ona jednak jak zwykle nie przemyślała,  tego co mówi.
- Po co miałbym to robić? - Uniósł zdziwiony brew. - Ja... sam czasami czuję, że ktoś kompletnie się pomylił. Że... że ktoś taki jak ja nie ma w ogóle prawa bytu... wolałbym urodzić się jako ktoś inny... - wytłumaczył cicho pod nosem. - Wiele osób mówiło mi, że kompletnie nie pasuję na demona... i... zgadzam się z tym, ale... ale mam to gdzieś. Nie miałem i nie mam wpływu na to, jaki się urodziłem... kim się urodziłem. To również tyczy się bękartów.
Koroshio zagryzła lekko wargi, zastanawiając się nad czymś.
- Przepraszam... Nie powinnam się tak zachowywać. - powiedziała, wciąż lekko skruszona. Jednak poważny wyraz jej twarzy w końcu na powrót stał się nienaturalnym aż uśmiechem. - Wiesz... Bardzo bym chciała móc wybrać akademik aniołów, ale... Uhm... Chyba mnie tam raczej nie zaakceptuję. Nie wyglądam jak anioł... Wyglądem bardziej przypominam demony. Nie żeby było coś w tym złego oczywiście. Demony nie wyglądają źle.
Westchnęła cicho. Tłumaczenie się nie wychodziło jej najlepiej. Zresztą jak większość konwersacji. Jednak naprawdę polubiła tego chłopak, mimo iż był kim był. Czuła, że w końcu ma szansę powiększyć swoje grono przyjaciół.
- Miło mi się z tobą rozmawiało. Cieszę się, że cię poznałam. Jakbyś chciał kiedyś to powtórzyć to zadzwoń. - Mówiąc to, dziewczyna wyciągnęła z tylnej kieszeni spodni, czarny marker wodoodporny i bez krępacji, napisała na przedramieniu chłopaka swój numer telefonu. - Kiedy tylko chcesz. O każdej porze dnia i nocy.

1 komentarz:

  1. Fajna notka :D Czekam na następne < Yume chce przepis na ciastka *.*>

    OdpowiedzUsuń