Wszyscy patrzyli na mnie z obrzydzeniem. Czułam ich zimny wzrok. A jeszcze wczoraj obiecali, że bez względu na wszystko będą mnie kochać...To wszystko nie ma już sensu... Nagle z ciemności ktoś wyciągnął do mnie pomocną dłoń.
- Już nigdy nie będziesz sama. - złapał moja twarz w dłonie. - Nie pozwólmy aby uszło im to na sucho.
Moje serce było zagubione, ale po chwili się uśmiechnęłam.
- Niech cierpią tak samo jak ja. - złapał mnie za rękę i ruszyliśmy.
Razem nic nam nie groziło, czułam, że mogę wszystko. Ludzie się na mnie patrzyli jak na wariatkę... Lecz ja im odpowiadałam.
- Czyż cierpienie nie jest zabawne? Czy kaleczenie się nie jest słodkie? Życie jest grą, którą mam zamiar wygrać! HAHAHAHA!
Zbudziłam się w łóżku. Światło raziło mnie po oczach. Syknęłam.
- Zasłoń te żaluzje. - warknęłam i schowałam się pod kołdrą.
Obok mnie na łóżku poruszył się ktoś i powiedział.
- Moja miła czyż nie masz teraz wizyty u pana od wariatkowa?
- hym? Kiedy tak o tym mówisz to chyba tak. - zaśmiałam się i wstałam szybko.
Byłam ubrana tylko w czarną bieliznę. Obróciłam się na pięcie i spojrzałam na przyjaciela.
- Ty też powinieneś wstać, wiesz, że bez ciebie nie idę Ryu. - wytknęłam mu język.
Szybko się podniósł. Złapał mnie pod rękę i zaprowadził do szafy. Dzisiaj ubrałam się w czarną gotycką sukienkę sięgającą mi za kolana przeplecioną w pasie szarą wstążką. Na nogach miałam także czarne kozaczki na malutkim obcasie, oraz skarpetki czarno-białe w paski.
- Uczeszesz mnie?
- Jak zawsze my lady.
Usiadłam mu pomiędzy nogami a on zaczął mnie boleśnie czesać. Śmiałam się. Bolało. Gdy skończył stanęłam przed lustrem i podziwiałam siebie.
- Niech mnie ludzie tylko zobaczą. Padną na zawał. - zakryłam usta ręką bo już nie mogłam wytrzymać ze śmiechu.
- Miejmy nadzieję, że dosłownie. - złapał mnie w pasie i zaczęliśmy tańczyć po całym pokoju.
- Wystarczy pan wariatkolog musi zrobić mi codzienne pranie mózgu.
- Czyżby nie było na odwrót? - zapytał.
Wyszłam. Ludzie się mi przyglądali.
- HAHAHAHA! Zabawne! Ryu oni się mnie boją? Oni myślą, że jestem stuknięta? - zakrył mi usta ręką.
- Ciszej... Jesteś za głośna.
- Myhym. - przekroczyłam drzwi do poradni.
Moim oczom jak zwykle ukazał się ten chłodny biały gabinet. W fotelu na przeciw biurka siedziała młoda kobieta. Aż było mi jej szkoda... żart!
- Usiądź. - wskazała na fotel.
- A gdzie jest miejsce dla Ryu! - wrzasnęłam. - Zawsze o nim zapominacie!
- Ryu? Ach tak! Ten twój przyjaciel... - podsunęłam taboret.
Usiedliśmy, trzymaliśmy się za ręce, czekałam na odpowiedni moment aby złamać ją.
- Dobrze... tak więc opowiedz mi coś o sobie. - wzięła do ręki długopis aby móc notować.
- Chym? Może konkretne pytania poproszę?
- Dlaczego za życia zabiłaś swoich bliskich? - waliła prosto z mostu.
- Ich życie nie miało sensu. Po prostu pozwoliłam im odejść z wielkim stylem! - obróciłam się na fotelu. - Ten krzyk... muzyka dla moich uszu!
- Czemu sama się zabiłaś?
- Zrobiłam to dlatego, że Ryu powiedział, że to będzie zabawne. - uśmiechnęłam się. - Też powinnaś spróbować. Na pewno ktoś ci kiedyś złamał serce, byłaś sama? Tak mi przykro. Z tego jak wyglądasz wnioskuje, że miałaś przykre dzieciństwo. Dziecko? Mąż? Ktoś bliski ci umarł? HAHAHHA.
Z oczu poleciały jej łzy. Wstała i wybiegła z gabinetu.
- Mówiłam, że ją złamię... Ma bardzo słabą psychikę.
- Musze się z tobą zgodzić. - pokiwał głową.
- JAK DOBRZE, ŻE CIE MAM! - rzuciłam się na niego i przytuliłam.
- P..puszczaj.
Nagle poczułam chłód, światło zgasło. Do pokoju wszedł... mężczyzna a konkretniej dyrektor. Czemu? Czemu czuję strach?
- Makota Fuchida mały samobójca... - zaśmiał się, szalała wokół niego mroczna aura.
- Scythe... Nie przyjmuję już tamtego imienia. - wstałam.
Ryu natomiast się przyglądał. Wyglądał na lekko zaniepokojonego. Czyżby już kiedyś widział Lucyfera?
- Dobrze... i tak twoje imię nie ma znaczenia. Czemu tu jestem? Z nudów. - podszedł bliżej a ja czułam, że przepełnia go taki mrok, którego nie dało się przezwyciężyć.
- Boisz się? - spojrzałam na niego a wtedy a on uderzył mnie w twarz. - Demony się nie boją! Zapamiętaj to!
- Tak jest...
- Nadal się boisz! Należy się kara. - złapał mnie za gardło jedna ręką a drugą przejechał mi swoim ostrym pazurem po oku.
Zaczęłam się śmiać, ból... piecze! Krople krwi spływały mi po policzku jedna po drugiej tworząc mały strumyk.
- Twoje podejście do życia jest zdumiewające... - puścił mnie.
- Życie nie ma znaczenia. Ból jest natomiast zabawą... Niech cały świat pogrąży się w cierpieniu. - dotknęłam oka.
- Interesujące... Na razie zapoznałem cię z jedną z naszych zasad, wiesz co grozi za nie przestrzeganie naszego regulaminu.
Po tych słowach wyszedł. Spojrzałam na Ryu. Stał jak słup, chciał mi podać serwetkę, ale ja zamiast tego odsunęłam jego rękę.
- Niech wszyscy podziwiają! To takie zabawne! To tak cholernie boli!
- To co mówisz staje się prawdą moja pani...
- Zachowujesz się jak jakiś pieprzony sługa!
- A mam być pieprzonym sługą? - uklęknął na jedno kolano, złapał mnie za rękę.
- Hahahaha rób jak uważasz!
Pocałował mnie w dłoń po czym wstał i odrzekł.
- Jak sobie życzysz panienko.
- Będę ślepa na moje prawe oko... czyż to nie jest...
- Zabawne? Owszem... - uśmiechnął się.
- Wiem, że już pytam się ciebie o to któryś raz, ale dla czego tylko ja cię widzę?
- Widzisz mnie dlatego, iż twoja dusza wzywała mą... W skrócie jesteśmy tacy sami hahahhaha.
- Nie rozumiem, ale dobrze... mogę się wykrwawić przez oko?
- Z mojego punktu widzenia owszem...
- Daj mi tą serwetkę ahahhahahah. - wzięłam ją od niego i przyłożyłam do oka.
Razem śmiejąc się z wszystkiego przetrwaliśmy dzień. Ludzie patrzyli na mą szramę... Czułam się jak VIP.
- Makota Fuchida mały samobójca... - zaśmiał się, szalała wokół niego mroczna aura.
- Scythe... Nie przyjmuję już tamtego imienia. - wstałam.
Ryu natomiast się przyglądał. Wyglądał na lekko zaniepokojonego. Czyżby już kiedyś widział Lucyfera?
- Dobrze... i tak twoje imię nie ma znaczenia. Czemu tu jestem? Z nudów. - podszedł bliżej a ja czułam, że przepełnia go taki mrok, którego nie dało się przezwyciężyć.
- Boisz się? - spojrzałam na niego a wtedy a on uderzył mnie w twarz. - Demony się nie boją! Zapamiętaj to!
- Tak jest...
- Nadal się boisz! Należy się kara. - złapał mnie za gardło jedna ręką a drugą przejechał mi swoim ostrym pazurem po oku.
Zaczęłam się śmiać, ból... piecze! Krople krwi spływały mi po policzku jedna po drugiej tworząc mały strumyk.
- Twoje podejście do życia jest zdumiewające... - puścił mnie.
- Życie nie ma znaczenia. Ból jest natomiast zabawą... Niech cały świat pogrąży się w cierpieniu. - dotknęłam oka.
- Interesujące... Na razie zapoznałem cię z jedną z naszych zasad, wiesz co grozi za nie przestrzeganie naszego regulaminu.
Po tych słowach wyszedł. Spojrzałam na Ryu. Stał jak słup, chciał mi podać serwetkę, ale ja zamiast tego odsunęłam jego rękę.
- Niech wszyscy podziwiają! To takie zabawne! To tak cholernie boli!
- To co mówisz staje się prawdą moja pani...
- Zachowujesz się jak jakiś pieprzony sługa!
- A mam być pieprzonym sługą? - uklęknął na jedno kolano, złapał mnie za rękę.
- Hahahaha rób jak uważasz!
Pocałował mnie w dłoń po czym wstał i odrzekł.
- Jak sobie życzysz panienko.
- Będę ślepa na moje prawe oko... czyż to nie jest...
- Zabawne? Owszem... - uśmiechnął się.
- Wiem, że już pytam się ciebie o to któryś raz, ale dla czego tylko ja cię widzę?
- Widzisz mnie dlatego, iż twoja dusza wzywała mą... W skrócie jesteśmy tacy sami hahahhaha.
- Nie rozumiem, ale dobrze... mogę się wykrwawić przez oko?
- Z mojego punktu widzenia owszem...
- Daj mi tą serwetkę ahahhahahah. - wzięłam ją od niego i przyłożyłam do oka.
Razem śmiejąc się z wszystkiego przetrwaliśmy dzień. Ludzie patrzyli na mą szramę... Czułam się jak VIP.
,,Czułam się jak VIP,, xD Nie no rozwalasz :D Już lubię tą Scythe ^^
OdpowiedzUsuń