Music

piątek, 13 marca 2015

Galaretka? Nie, tak trzęsie się tylko Katsuko

To ciepło było tak bardzo namacalne, ten dźwięk bicia jego serca tak wspaniały, że wydarł z niej jakieś nieznane uczucie, które doprowadziło ją do łez. Klęczał tak w tych drzwiach, a ona w jego ramionach i jeszcze te nieszczęsne książki ponownie porozrzucane po podłodze. Ale kto by się tak nimi w tym momencie przejmował? Byli oni, razem, we dwoje. Anioł i jego anioł stróż. Istny paradoks, prawda? Ale to było piękne. Naprawdę piękne. Czarnowłosa odetchnęła głośno i wtuliła się w chłopaka, pociągając głośno noskiem. A on stopniowo uspokajał swój histeryczny płacz, z sekundy na sekundy czując, że to wszystko jest realne. Że naprawdę odczuwa coś, co mógłby nazwać szczęściem. Że może jeszcze wszystko naprawić. Naprawił. Złożył ofiarę, która podarowała jej drugie życie. Życie, którego zawsze dla niej pragnął...
- Pozwól ze mną - wyszeptał zachrypniętym przez łzy głosem i stanął niepewnie na nogi. Pozbierał jej książki, cóż, dziś nie zaliczy nocnego pobytu w bibliotece. Zaprosił ją do swojego pokoju. - Podejrzewam, że oczekujesz wyjaśnień... - wychrypiał, ciągnąc nosem. Jego głos ciągle jeszcze drżał, a co chwila trząsł się w spaźmie.
Potrząsnęła głową, przytakując mu w tym i wzięła od niego swoje małe skarby, które pozwalały jej odciąć się od rzeczywistości.
- Aano.. Mogę usiąść? - wskazała na kanapę. - Jestem trochę zmęczona - wyjaśniła od razu. 
- O...oczywiście - wydukał, zapalając światło. Dopiero teraz, w pełnym świetle zauważyła, że chłopak... spójrzmy prawdzie w oczy. Daleko miał do anioła i już na pewno stróża. Wysoki, to prawda. Przystojny, na pewno. Ale był tak chorobliwie chudy, blady i wymęczony, jakby zaraz miał kopnąć w kalendarz na jej oczach. Zdecydowanie cierpiał. Widziała to. 
Nie wiedział, od czego ma zacząć. Był zmieszany, okropnie roztrzęsiony i ledwo stał na nogach. Jego umysł i ciało przeżywało zbyt wiele różnych skrajnych emocji na raz i pragnęło tylko jednego - natychmiastowej drzemki. Podczas gdy ona usiadła na miękkiej sofie, on, po turecku, zajął miejsce przed nią, na dywanie. Mniejsza odległość do spadania na wypadek niechcianej próby odpoczynku.
- No więc... ja... jestem Tadashi - przedstawił się jej po raz drugi.
- Tadashi.. - powtórzyła za nim, niczym małe dziecko, które dopiero co uczyło się mówić. - Miło mi Cię poznać - wykrzywiła usta w niby uśmiechu, choć tak naprawdę nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć, a panujący i tak pół mrok jej w tym nie pomagał. Nienawidziła ciemnych pomieszczeń, gdzie wszędzie krył się cienie..
- Ja... zostałem wybrany na twojego anioła... stróża... gdy jeszcze żyłaś na ziemi... - wyszeptał cicho, patrząc w ziemię. - Opiekowałem się tobą przez trzy lata...
- Od którego momentu dokładnie? - zmrużyła nieco oczy. - To było spowodowane jakimś incydentem? Którąś operacją? - była wyraźnie zaintrygowana.
- Nie! - Spojrzał na nią. Ale utrzymał swój wzrok na jej ślicznej buźce tylko przez chwilę. - Nie... ja... po prostu... zostałem aniołem i... wybrali mnie...
- Rozumiem - zamrugała ponownie i zerknęła nieco za niego, drgnęła oraz powróciła szybko wzrokiem ku jego twarzy, chcąc nie zwracać uwagę na cienie. - I.. co robiłeś?
Wpatrywał się cały czas w podłogę i skubał dywan. Nie odważył się na nią patrzeć.
- Pilnowałem cię... - wyjaśniał jej. - Odganiałem... złe rzeczy... złych ludzi... ale oni... oni nigdy mi... ciebie nie... - objął się rękoma, czując że zaraz znów wybuchnie.
- To co było już nigdy nie wróci.. - szepnęła cichutko. - Widziałeś wszystko? Słyszałeś wszystko?
Pokiwał głową w milczeniu. Zamknęła oczy i głośno westchnęła, po czym podkuliła nogi do siebie.
- Jak mnie poznałeś? - zapytała.
Ale to było dla niego za wiele... potrząsnął głową i skulił się, wybijając paznokcie we własne ramiona. Spojrzała na książki w swoich ramionach. Widziała, że nie jest gotowy do tej rozmowy. Powolnie wstała, po czym przytuliła je do siebie..
- Muszę iść, zamkną mi bibliotekę - szepnęła. Już nie wiedziała, w co ma wierzyć, naprawdę.
Czarnowłosa bez słowa więcej, wyszła zamykając za sobą drzwi
Wszystko pękło niczym cienki lód. Wszystko. Białowłosy klęczał nadal na dywanie, skulony, trzęsąc się co chwila jakby w szlochach, choć już nie płakał.  Nie żyli w bajce, a on nie był księciem. Dla niego nie było happy endu. Co z tego, że żyła? Jako anioł? Że była tutaj, że mógł jej dotknąć, że widział jej uśmiech? Nie był dla niego. Nie uśmiechała się z jego powodu. Nie cieszyła się jego dotykiem wręcz przeciwnie, nie pragnęła go. Nie pragnęła żyć dla niego tak jak on istniał jedynie dla niej. Wszystko posiadało swoją krzywą stronę zwierciadła. A jego była prosta i zrozumiała. Saphira po prostu nie czuła do niego tego samego. Odrzuciła go. W końcu jak miałaby, skoro nawet go nie znała? Nie potrafił wydusić z siebie ani pół słowa, znów czuł się, jakby wokół szyi, gardła, miał gruby sznur. A teraz naprawdę bardzo chciał go mieć.

Czarnowłosa odniosła książki do biblioteki, po czym wróciła do siebie i w okrutnej agonii koszmarów nad ranem udało jej się zasnąć. Tak, nie poszła do nieba bez szwanku, bo dlaczego miałaby? Jej psychika zniszczona przez lata cierpień, bólu i samotności odezwała się w tym świecie z ogromną siłą powodując, że dla jej oczu cienie zmieniały się w coś żywego. Krzyczała ponownie, płacząc przez sen, a jej wilk Kira starał się ochraniać ją własnym ciałem, ale bez żadnej zmiany. Leżała cała spocona na łóżku, nieruchomo w końcu mogąc spokojnie spać, ale zaraz musiała się zbierać do szkoły...
Nie tylko jej psychika istniała bez skazy. Białowłosy przeżywał w samotności podobne katusze. W swoim umyśle widział rzeczy, których nie byłby w stanie pokazać nawet największemu wrogowi. Nie życzył takiego cierpienia nikomu. Czasami zaczynał nawet zapominać, kim sam jest. Lecz u niego spowodowane to było ciężką chorobą, można rzecz, nieuleczalną. Regularne dawki leków likwidowały objawy, ale tylko do czasu, gdy ich podawanie było codzienne. A on nie zażywał leków w ogóle. Jego paranoja i histeria dotycząca Misaki, a raczej Saphiry, również powstała między innymi z tego powodu. Chłopak zamykał się w sobie i to bardzo. Odczuwał nieustanną presję, strach i lęk, który musiał jakoś wyładowywać, dosyć często na sobie. Przeklinał się za to, że wczoraj nie porozmawiał z nią. Ale to był kolejny przykład chwilowego ataku jego przypadku. Nie potrafił nic powiedzieć, odezwać się. Choć chciał, słowa po prostu nie przechodziły przez jego gardło, a w jego głowie nie egzystowało żadne brzmienie. Jakby chwilowo stał się niemową.
Dlatego z samego rana, po bezsennej nocy, postanowił jej to jakoś wynagrodzić. Wynagrodzić, a raczej wyjaśnić... miał plan. Chciał zacząć ich znajomość od początku. Za wszelką cenę. Znając jej nowe imię, odnalazł także nazwisko. Idąc za ciosem, z racji iż był aniołem, podano mu numer jej pokoju. Zakradłszy się tam nad ranem, wsunął starannie napisany i złożony list pod drzwi. A następnie udał się czym prędzej do swojej samotni.
Dziewczyna nie poszła na lekcje. Stwierdziła, że po raz kolejny nie da rady. Umyła się dokładnie, a była niczym robot, skupiający się tylko na danym zadaniu, tłumacząc sobie wszystko po kolei: włącz wodę, weź mydło.. To była rutyna, której nie potrafiła w żaden sposób pokonać. Dopiero potem ubrana w legginsy i szarą tunikę, weszła do salonu, chcąc zrobić sobie jakieś śniadanko, gdyż nienawidziła nic robić w towarzystwie innych, a tym bardziej jeść. I wtedy to ujrzała białą karteczkę pod drzwiami. Zamrugała zdziwiona, ale od razu skapnęła się od kogo ona może być. Wzięła ją powoli, usiadła na kanapie, rozłożyła i zaczęła czytać. List nie był długi, to była raczej krótka informacja i przeprosiny. Nadawca kartki posiadał bardzo piękne i schludne pismo, jak to anioł... choć jego dłonie widocznie drżały.

Saphiro,
Chciałem przeprosić Cię za wczorajszy wieczór. Słowa, nieważne jak piękne i starannie dobrane nie są w stanie wyrazić tego, co czuję. Są jedynie aktem tchórzostwa, gdyż nie potrafiłbym wyjaśnić Ci tego twarzą w twarz. Nie potrafiłem odpowiedzieć na twoje pytania, a później wydusić nawet słowa. Wybacz. Stało się tak z powodu przypadłości, która mnie męczy - ale to teraz nieistotne. Chciałbym spotkać się z Tobą jeszcze raz. Na placu, przy fontannie, w południe.
Tadashi

Spojrzała na zegarek na ścianie. Miała pół godziny. Przytuliła do siebie list, po czym odłożyła go na szafkę i zrobiła sobie szybkie śniadanie, jedząc je niecierpliwie, a czas jakby nagle na złość zwolnił. Nie mogła dłużej czekać. Wrzuciła wszystko do zlewu, założyła kurtkę, kozaczki i czapkę, po czym wyszła z akademika, kierując się na plac z fontanną - główne miejsce spotkań uczniów. Stanęła przy niej, rozglądając się wokół. Tak jak myślała, prawie wszyscy byli na zajęciach, a jedynie kilka demonów chodziło gdzieś przy drzewach. Rozejrzała się wokół i wtedy dostrzegła wąską sylwetkę opuszczającą męski akademik. Rozpoznała go po długich nogach, a raczej czarnych rurkach wciągniętych na szczudła, a także tych długich do pasa, białych włosach. Nie miał kurtki, niczego - jedynie ten sam sweter, trampki i szaliczek. Wciąż czekał na swoje rzeczy. Poruszał się jakoś inaczej niż wszystkie anioły... ba, jego chód przywiódł jej nawet sposób poruszania się demonów pod osłoną nocy. On również ją rozpoznał, dlatego przyspieszył kroku. A po chwili zatrzymał się jakiś metr od niej.
- Cześć, Saphira... - powiedział cichutko w szalik, lecz nie spojrzał na nią, a wbił wzrok w buty.
- H.. hej - wyszeptała niepewnie, wpatrując się w niego z wyczekiwaniem. Chciała wiedzieć, o czym chce z nią porozmawiać i to natychmiast. Nie znała go, a czuła coś takiego, jakby przywiązanie.. Jakby całe życie spędził obok niej. Co po części było prawdą. Poprawiła czapkę na głowie i wbiła również wzrok w swoje kozaczki. Czując, że jej natarczywe spojrzenie zniknęło, niepewnie podniósł wzrok i zlustrował ją swoim dwukolorowym spojrzeniem.
- Ładnie ci... tak... - wyszeptał nieśmiało, a jego piegi zniknęły w całościach pod rumieńcami.
- Dz..dziękuje - bąknęła cichutko, nie patrząc na niego, gdyż czuła się.. nieswojo. - O czym chciałeś.. porozmawiać?
Wysunął dłoń z kieszeni, wyciągając do niej wychudzoną dłoń.
- Chciałem... chciałem zacząć od początku - oznajmił, wpatrując się w nią smutnym spojrzeniem. - Jestem Tadashi. Po prostu Tadashi. Nie mam nazwiska.
Spojrzała na to nieco zdziwiona, po czym uniosła wzrok na jego oczy i ścisnęła jego prawice.
- Saphira Trancy - szepnęła.
- Wybacz, jeśli... bardzo często będę się do ciebie zwracał Misaki, ale... to z przyzwyczajenia - mruknął pod nosem. - Może... może mogłabyś mnie trochę oprowadzić? Porozmawiamy... przy okazji...
Pokiwała głową i uśmiechnęła się smutno oraz niepewnie.
- Oczywiście, oprowadzę Cię - powiedziała, puszczając jego dłoń. - Zacznijmy może od środka, co? Zimno tu..
- Dobrze.

2 komentarze:

  1. Oni są za słodcy...ponownie czuję, jakby ktoś wysypał na mnie ciężarówkę cukru, który dostał się WSZĘDZIE i teraz mam, takie miłe uczucie rozproszone w całym ciele! Jeszcze trochę i zacznę się pocić miłością...
    Saphira jest taka urocza a Dashi taki...Eee...psychiczny to złe określenie ._.
    Musieli tyle wycierpieć ale wierzę, że w końcu wszystko się ułoży! Dobra ja nie wierzę, ja wiem! Tak musi być ;-;
    Ja chyba powinnam zakończyć ten bezsensowny komentarz...ale pisany na angielskim, więc liczę, że otrzymam rozgrzeszeni ❤
    Oczywiście, czekam na więcej, no, bo jakże by inacze! :3 *kurtyna opada*

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja rzeknę na odwrót, Dasi wydaje mi się bardziej słodki, a może uroczy? Coś w tym guście :c
    Milion kropek, ale co tam, czyta się z taką samą przyjemnością. Chcę najlepsze Safaszi w waszym wykonaniu!

    OdpowiedzUsuń