Music

poniedziałek, 2 marca 2015

We were divided. We were the same

Jak z opaską zawiązanych na oczach. Idąc na ślepo. Szedł, bo musiał iść. Musiał? Szedł bo chciał się gdzieś ukryć. Choć musieć, a chcieć, to ogromna różnica. Jedyne czego chciał to umrzeć. Opuścić ten świat. Ale gdzie anioły trafiają po śmierci? Zresztą... jak nieśmiertelny miał odebrać sobie życie? Choć biorąc pod uwagę śmiertelny los chłopaka miał w tym całką niezłą wprawę. Brodząc po kolanach w śniegu między wysokimi sosnami czuł, jakby miał zaraz zamarznąć. Spędził na w świecie śmiertelników, jako istota namacalna, zaledwie trzy dni i już nienawidził tego miejsca. Nienawidził głównie dlatego, że jej tutaj nie było. Pomijając już to straszne zimno. W końcu, kto by mu się dziwił. Ubrany był jedynie w czarne rurki, tak cholernie przylegające do jego wychudzonych nóg, że wyglądał jak na szczudłach. Nie bawiło to jednak, a wręcz przeciwnie... przerażało. Chłopak był naprawdę chorobliwie chudy, a teraz jeszcze na pewno wyziębiony. Szmaciane trampki na jego stopach przemokły już dawno, a cienki sweterek, wyglądający na jego ciele jak worek kartofli, nie dawał żadnego ciepła. Jedyne co miał, to... szalik. Nie tak długi i duży jakby tego chciał, ale szaliczek, nie byle jaki szaliczek... ten kawałek jasnozielonego materiału należał kiedyś do niej. Nim umarła.. tak, był pierdolonym złodziejem, tak bardzo pierdolonym jak dziwnym, ponieważ trup to nie jedyne słowo, które perfekcyjnie go opisywało. Nie potrzebował czapki, gdyż posiadał długie za pas włosy. Ba, ich barwa znikała w tle. Były białe. Tak, śnieżnobiałe, tak białe jak ta biel, której nienawidził całym sercem. Grzywka przesłaniała jego oczy, równie dziwne i nienormalne co reszta. Prawe oko lśniło turkusowym kolorem, lewe zaś... szkarłatnym. Do tego wszystkiego dochodziły wręcz dziecinne piegi na jego twarz i blade wargi. Na szczęście teraz zakrywał je szalikiem.
Wreszcie opuścił las i ku wielkiej uldze, malowała się przed nim ogromna Akademia Ponad Ziemią. Teraz już tylko do pierwszych lepszych drzwi i... nieważne, co dalej. Po prostu pragnął wreszcie się ogrzać.
I wtem jego wyostrzony słuch mógł usłyszeć.. kroki. Przez te śnieżne zaspy, prawie niewidoczna przedzierała się mała, krucza istotka. Ubrana jak to na zimę w bialutkie kozaczki i tego samego koloru kurteczkę oraz śmieszną czapkę na głowie, wyróżniająca się wzorkiem w kształcie pandy z uszkami, a z tym wszystkim kontrastowały czarne włosy, które teraz rozwiewał lekki wiatr. Zakaszlała i pociągnęła nosem, więc można by rzec, iż była trochę przeziębiona. Jej czerwone wargi wypuściły ze środka parę, a fioletowe oczy natychmiast spojrzały w stronę przybysza. Zamrugała nieco zdziwiona, gdyż o tej porze każdy powinien być przecież w swoim akademiku.. Ale on nie był stąd, o nie. Był jednak aniołem, czuła tą aurę wokół niego, choć nieco inną.. Jakby bardziej mroczną.
- Aano - odezwała się niepewnym głosikiem, podchodząc do niego powolnie i jak to ona, zachowując odpowiedni dystans. - Przepraszam, zgubił się pan? - zapytała milutko, choć z nutą niepewności w głosie. Nieznajomy drgnął gwałtownie i obrócił się w jej stronę. Ten głos... ten głos, on znał ten głos! Dlatego tak nagle obrócił się, najpewniej ją strasząc, ten głos był tak podobny.. do Misaki...
Znieruchomiał, widząc dziewczynę. To nie ona. Tadashi, wbij to sobie do głowy. Ona nie żyje.
- Tak jakby... trochę - odparł spokojnie, trzęsąc się z zimna. Chudymi jak patyki palcami naciągnął szaliczek na usta. I wbił swoje dwukolorowe spojrzenie w niską istotkę. A im dłużej się jej przypatrywał, tym bardziej znajoma mu się wydawała... fioletowe oczka, tak piękne fioletowe oczka... jednak trochę za jasne. I te cudne włosy, w kolorze zakazanej czerni, lecz za krótkie, za gęste, za... żywe. To nie mogła być ona. Nie. Powtarzał to sobie uparcie cały czas.
- Nie powinien pan stać na tym mrozie - powiedziała do niego i podeszła do drzwi, otwierają je na oścież. - Proszę, wejdź - a gdy tylko to zrobił, zamknęła je za nim po czym potuptała chwile w miejscu, otrzepując buciki z śniegu. Stali właśnie w ogromnej sali wejściowej. Prawie nikogo tu nie było, a jedynie kilka demonów, które i tak szły do swoich akademików lub gdzie tam się lubili wybierać.
Nie pamiętał, kiedy ostatni raz ktoś obdarzył go tak ogromną dawką uprzejmości i troski. Tylko trochę otrzepał się z śniegu, gdyż jego trampki wymagały bardziej wykręcenia całej tej wody i wysuszenia niż wytrzepania.
- Dziękuję... - wyszeptał w szalik. Nie miał przy sobie nic prócz ów szalika, tak zdążyła zauważyć. Żadnej torby, bagaży, broni... nic a nic. Jakby nagle urwał się z księżyca. Rozglądał się po sali, zastanawiając się, gdzież to trafił. Zmrużył kilkakrotnie dwukolorowe ślepia, chowając je pod długimi rzęsami.
- Powinieneś spotkać się z naszym dyrektorem - powiedziała do niego cichym głosikiem. - Widać, że nie jesteś stąd.
Im dłużej na nią patrzył tym bardziej zdawał sobie sprawę, że jest praktycznie identyczna, jak jego cicha miłość. Zamrugała, wpatrując się w niego po czym odwróciła zawstydzona wzrok i wskazała na schody.
- Musisz tam iść, a potem prosto korytarzem do końca..
Jednak ciągle powtarzał sobie w głowie jedno, proste zdanie. Ona nie żyje. Misaki nie żyje. Umarła.
- Tak, ja... jestem tutaj nowy... - wyszeptał ledwo obecnym głosem, po czym skierował wzrok w wskazane miejsce. - Jasne... udam się tam. Dziękuję, M...
Powiedział to. Prawie to powiedział. Nie, nie, nie, nie, nie... Nawet nie spostrzegł, kiedy krew zaczęła płynąć z jego palca, tak mocno zatopił w nim zęby. Bez żadnego wyjaśnienia, czym prędzej zostawił ją przy drzwiach, niemal biegnąc do dyrektora. Chyba nie takiego podziękowania oczekiwała. Nieznajomy wyglądał dziwnie, to prawda... ale nie aż tak ogromnej dawki "dziwności" oczekiwała.
Zdziwiona stała jeszcze przez chwilę w miejscu, jednak potrząsnęła głową i głośno westchnęła, przeczesując palcami nieco mokre od śniegu włosy. Zdjęła czapkę, po czym ruszyła do akademika, by po jakimś czasie zaszyć się w swoich czterech ścianach. Każdy w takim akademiku miał swój pokój składający się z salonu połączonego z kuchnią i jadalnią, drugiego pomieszczenia jako sypialni i małej łazienki z prysznicem. Czarnowłosa miała tu wszystko w jasnych barwach, nienagannie poukładane i czyste. Lubiła sprzątać, gdy nie miała już co robić.
- Wróciłam - powiedziała głośno, zdejmując butki i wkładając je do małej szafeczki specjalnie na nie, tuż pod wieszakami na których powiesiła kurtkę oraz czapkę. W tym samym momencie z jej sypialni wyszedł biały wilk, uśmiechając się miło. Tak, to był Kira, jej jedyny przyjaciel.
- Długo Cię nie było - mruknął, ocierając się o jej nogi.
Zamachała mu przed pyskiem torebką z produktami. Nie lubiła jeść w stołówkach, dlatego robiła sobie jedzenie sama, a przyznając była w tym bardzo dobra. Poczochrała samca po łbie, po czym włożyła składniki do lodówki i szafek, aby za moment lgnąć na kanapie.
- To był naprawdę dziwny dzień - szepnęłą cichutko.

Białowłosy musiał się uspokoić. Nie mógł tak pokazać się komukolwiek, tym bardziej dyrektorom. Na szczęście znalazł wygodne miejsce, w którym zaszył się, a mianowicie - schowek woźnego. Oparłszy się o szafkę z środkami czyszczącymi, westchnął ciężko.
- Tak nie powinno się dziać... - wyszeptał, a głos niemal drżał mu z przerażenia. Tak, był przerażony. Tym co zaczynało się z nim dziać. Już nie panował nad sobą, wiedział, że trafił w złe miejsce. A jeszcze gorsze było to, że nie mógł już stąd uciec. Zlizał krew ze swojego nadgarstka, obwiązując ranę chusteczką. Może to było dziwne i niepokojące, ale widok krwi go uspokajał... nie tylko swojej, ale i czyjejś. Odkąd stracił skrzydła przestał mieć sumienie do czegokolwiek... daleko było mu do anioła. Gdy już odgonił od siebie myśli o martwej ukochanej i doprowadził się do porządku, opuścił schowek i ruszył do gabinetu dyrektorów. No tak, było ich dwóch, przypomniał sobie. Tyle, że z tym jednym nie chciał w ogóle rozmawiać. Ani informować go o swoim istnieniu. Ale musiał, bo to on miał klucze do pokoi w akademiku aniołów. Klucz do jego pokoju. Zapukał więc.
- Proszę - ze środka odezwał się cichy, lecz miły głos.
Gdy Tadashi otworzył drzwi, ujrzał niezwykle jasny i schludny gabinet, a na przeciwko drzwi za biurkiem siedział blondwłosy mężczyzna ubrany w biel jak wszystkie anioły, a z jego pleców wystawały dwie pary ogromnych, pierzastych skrzydeł. Błękitne oczy, niczym tafla oceanu, wpatrywały się w chłopaka, chcąc jakby przebadać jego duszę. Dyrektor natychmiast się wyprostował, poprawiając krawat przy garniturze.
- Witaj, chłopcze - uśmiechnął się miło.
Chłopak zamknął za sobą drzwi i ze spokojem zbliżył się do biurka. W rzeczywistości cały drżał, ciarki biegały mu po plecach w tę i z powrotem, a sam ledwo powstrzymywał wewnętrzny wybuch. To było dla niego największe wyzwanie. Nienawidził aniołów. Nie cierpiał ich jak nic innego w świecie. Nie chodziło tu o każdą istotę z osobna, lecz Gabriela i wszelkie gołębie położone wysoko w hierarchii traktował bez żadnego szacunku. Dla niego byli po prostu szumowinami, które nie zasłużyły na miano istot światła. A przecież nie tak długi czas temu był na szkoleniu na stróża u samego Gabriela. Z pewnością go pamiętał. Najbardziej jednak bolało go to, że nadal nosił miano sługi bożego, choć nie posiadał skrzydeł... sam nazywał siebie raczej upadłym, gdyż nic z tych praw i przykazań już go nie dotyczyło. I nie chciał by go dotyczyło. Przełknął z trudem i skłonił się przed dyrektorem w ramach powitania. Nie był w stanie wykrztusić nawet pół słowa.
- Ah, proszę, nie bądź taki oficjalny - powiedział Gabriel i wyciągnął do niego dłoń, powoli wstając. - Przyszedłeś więc, by zapisać się do akademii, zgadłem?
Nie bądź dla mnie taki miły, sukinsynie... ledwo powstrzymał się, by nie wypowiedzieć tego na głos. Uniósł drżącą, chudą jak u kościotrupa dłoń i ścisnął prawicę dyrektora. Przez moment wyobrażał sobie, że uścisk ten sprawi mu ból, oparzy go, czy coś w tym stylu. No ale cóż. Nie był demonem. Nie dla niego takie rzeczy.
- Tak jest - odpowiedział cicho, panując nad drżeniem głosu. Zmrużył oczy, wpatrując się w skrzydła mężczyzny przed nim... i poczuł niewyobrażalny uścisk w sercu.
- Nie martw się, wiem kim jesteś - uśmiechał się nadal, nic innego na jego twarzy się nie pojawiło. - Tadashi, zgadłem? Spokojnie, jesteś na liście od bardzo dawna. Wyczekiwałem Cię - przewrócił jego dłoń do góry dnem, by po chwili pojawiły się na niej klucze. - To Twój nowy pokój, możesz go urządzić jak tylko Ci się to podoba, no i oczywiście poznać swoich nowych przyjaciół.
Zamrugał kilkakrotnie. Nic dziwnego, że się go spodziewał. W końcu gdzie miał się podziać wyklęty przez samego Boga anioł? Poczuł mdłości. Tak, zrobiło mu się po prostu niedobrze. Od tej przesadnej uprzejmości. Sam kiedyś takie był. A teraz nawet nie wierzył, że ktokolwiek mógł zmusić się do czegoś takiego, a co dopiero z natury takim być. Zacisnął wychudzone palce na kluczach.
- Dziękuję - odparł, chodź zmrużył przy tym dwukolorowe ślepia. Nie był mu ani trochę wdzięczny.
Ani odrobinę.

1 komentarz:

  1. Przepraszam, że tak późno! Dużo nauki, mało czasu na czytanie i komentowanie >.< Mamy weekend, więc mam wreszcie czas! * radość* To zacznijmy od tego...:
    - Moi mistrze! Jak wy to robicie, że wasze notki są takie cudne i zawierają tyle szczegółów? *zazdrosć* Macie talent w pisaniu:D Też chce z wami notkę, oczywiście jeżeli się zgodzicie na pisanie z takim beztalenciem ( błędy ortograficzne moją zmorą) Kolejna sprawa:
    - Trzeba karmić Tadashiego! * rozkaz* a Saphira i ta czapka pandy to omnomnomnom <3 boskie! Cała ta historia robi się ciekawa, chcę więcej wiedzieć o tym kim jest Misaki? Nie wiem co tu jeszcze dodać... Chyba wystarczy :D
    # Sakura #Hana #Arata

    OdpowiedzUsuń