Music

poniedziałek, 16 marca 2015

Non, je ne regrette rien!

Dochodziła dziesiąta, a w całej akademii dalej panowała przytłaczająca cisza. Zazwyczaj o tej porze uczniowie albo modlili się o dzwonek, albo spędzali ciszej lub głośniej czas. Zazwyczaj, ale dziś była sobota, więc jedna połowa szkoły zwyczajnie leniła tyłki, a druga narzekała na kaca.
Jedynie drobna anielica nie potrafiła cieszyć się błogim lenistwem, gdyż od kilku godzin jej myśli krążyły wokół podręcznika od matematyki. Miała zaległości właściwie we wszystkich przedmiotach, gdyż nigdy wcześniej nie chodziła do szkoły i jakoś jej do tego nie ciągnęło. Całe szczęście przedmioty humanistyczne same wchodziły jej do głowy, dużo gorzej ze ścisłymi. Matematyka z fizyką zdecydowanie były jej największym wrogiem. Dlaczego nie poprosiła nikogo o pomoc? Taka już była. Od zawsze radziła sobie sama, więc tym razem też! A przynajmniej miała taką nadzieję...
Przeklęła pod nosem i rzuciła książkę w kont, niewyraźnie mamrocząc coś obraźliwego na temat brył obrotowych. Padła na łóżko i wbiła brązowe oczy w sufit, kompletnie nie wiedząc co ze sobą zrobić. Prawie nikogo tu nie znała, poza Olą, która teraz pewnie śpi gdzieś między regałami w bibliotece. Był to kawałek drogi od ich pokoju, a myśl, że kogoś napotka doprowadzała ją do szału. Wystarczy, że wczoraj wylądowała na dywaniku od dyrektorów za tą bójkę...ale to nie była przecież jej wina! To ona zaczęła! Mogła nie poruszać tematu jej skrzydeł...
-Non, rien de rien.-wyszeptała w swoim ojczystym języku, przywołując zamazane obrazy w przeszłości. By je odgonić była zmuszona wstać, co też zrobiła, a skoro stała to stwierdziła, że może warto jednak znaleźć tego mola książkowego Aleksandrę...
Nie mogła usnąć, więc chodziła po korytarzach szkoły od dobrych kilku godzin. Zauważyła, że ostatnio to najczęściej robi. Włóczy się po szkole to tu to tam, tylko, że zazwyczaj robiła to z papierosem w ustach i spuchniętymi od łez oczami. Od ostatnich kilku dni nie potrafiła płakać, anie palić. Po prostu się uśmiechała. Azazel od razu zgadł, że to musi być czyjaś zasługa i przysiągł, że postawi tej osobie piwo. A, więc Nataniel ma darmowe piwo...
Tak, to z jego powodu chodziła rozpromieniona, tak jak dwa lata temu. Nie potrafiła już się zamartwiać tym, że ten kłamie, nie chciała o tym myśleć. Naprawdę się zakochała...
Nie umiała też złościć się na rodzinę za to co zrobili, choć jakaś cząstka niej wyraźnie krzyczała jak bardzo ma do nich żal. Przykre, kiedy własna rodzina nie chce cię znać...przez rasę, a na to akurat nie miała wpływu.
Uśmiech szybko zniknął jej z twarzy, gdy tylko jej myśli zaczęły przywoływać niechciane obrazy. Przygryzła wargę, chcąc jak najszybciej zmienić tor swoich nie ogarniętych myśli.
-Non, je ne regrette rien.-wyszeptała cicho i zarzuciła włosy za ramię chcąc wyglądać naturalnie.
Po szkole, echem odbijały się kroki anielicy, która bardziej niż na dojściu do celu była skupiona na pstrykaniu palcami. To był charakterystyczny dla niej tik nerwowy, informujący wszystkich wokoło, że jest źle i najlepiej uciekać jak najdalej. Lecz w tej chwili nikomu nie zrobiłaby krzywdy, gdyż ledwo kontaktowała ze światem, nucąc cicho tylko sobie dobrze znaną melodię...
-Ni le bien qu'on m'a fait.-zaśpiewała cicho robiąc nieśmiały piruet. W końcu i tak nikt jej tu nie widzi...
Zeszła po schodach, wchodząc na parter akademika demonów. Objęła się dłońmi czując ciarki, które przeszły po jej ciele. Powinna się cieplej ubrać. Mimo wiosny wciąż było zimno...jej zawsze było i będzie zimno.
-Ni le mal tout ca m'est bien egal.
Opuściła akademik aniołów i szła teraz placem w kierunku szkoły. Wlekła się z nogi na nogę co jakiś czas drżąc z zimna. Może będzie chora? Kto wie. Rozejrzała się po otoczeniu i zrobiła kolejny piruet, na którym już nie poprzestała. Tańczyła dalej dodając rozmaite kroki i nieświadomie idąc w zupełnie innym kierunku.
-Non, rien de rien.- zaśpiewała piąty wers piosenki już na tyle głośno, że gdyby ktoś stał w jej pobliżu, na pewno zrozumiałby słowa.
Wiatr zawiał wprawiając w ruch jej długie, jasne kosmyki. Delikatnie się uśmiechnęła obserwując jak włosy powiewały na wietrze. Za życia zawsze miała króciutkie, przez co czasem mylono ją z chłopakiem, co było zrozumiałe gdyż chodziła w ubraniach po starszym bracie. Wskoczyła na murek i rozpostarła ręce jakby chciała wzlecieć w górę.
-Non, je ne regrette rien.- z każdym słowem strach i łzy przeszłości znikały...
Zamknęła oczy pozwalając by nogi poniosły ją same. Targało nią dziwne uczucie, że coś się zaraz stanie.
-C'est paye, balaye, oublie.
Serce szybciej jej zabiło, widząc charakterystyczny styl ruchu dziewczyny. Nie znała jej...nie znała...na pewno. Ale znała te kroki, aż za dobrze. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, a w głowie echem odbiły się słowa kłamstwa, które najbardziej ją zraniło. A mimo to potrafiła jej wybaczyć...choć ją zostawiła...
-Je me fous du passe...-przyspieszyła, biegnąc w jej kierunku. Zatrzymała się dopiero będąc zaledwie trzy, cztery metry od niej. Zamarła, a łzy same spłynęły po jej policzkach.
Ktoś za nią stał. Wyczuła to. Natychmiast przestała tańczyć, a jej twarz oblał rumieniec. Zesztywniały jej wszystkie mięśnie, ale i tak mimowolnie wyszeptała...
-Non, je ne regrette rien...
-Non, rien de rien?-to nie był już śpiew, ale pytanie. Zacisnęła dłonie w pięści, wiedząc, że stoi za swoją starszą siostrą. Dawno nie widzianą siostrą, zdrajczynią...ale jednak siostrą. Anielica odwróciła się słysząc znajomy tekst. W pierwszej chwili nie wiedziała co ma powiedzieć, ani co zrobić. Wyobraźnią widziała siedmioletnią dziewczynkę z rozbawionymi, dużymi oczami...i to była ta sama dziewczynka...ale minęło zbyt wiele lat...

Taka noc jak ta powinna być inna. Jeszcze rok temu jedynym hałasem byli roześmiani pijacy, do czego była przyzwyczajona, ale nie to. Miała dość, tej wiecznej śmierci, tej agonii. Miała dość odkąd zmarła Elen, odkąd zmarł Pierre, odkąd wszyscy zaczęli umierać.
Kolejny agonalny krzyk wybudził ją z transu. Stała oparta o ścianę niewielkiego domu, wysuniętego najdalej na północ miasta. Niewielka polna droga, prowadziła do większej, a ta do Paryża i właśnie tam miała zamiar uciec. Ruszyła, wiedząc doskonale co robi i jak bardzo zrani tym wszystkich. Ta myśl doprowadzała ją do szału, a jedynym sposobem na uspokojenie się, było wmawianie sobie, że jest zdzirą, nic nie wartą szmatą, i to normalne, że skoro taka jest to zostawia swoich bliskich na pewną śmierć. Ona po prostu nie chciała umierać! Kto normalny chciałby umrzeć w wieku trzynastu lat?!
-Sis, dokąd idziesz?-usłyszała za sobą drżący głoś młodszej siostry. Brązowowłosa zatrzymała się, stając teraz przed trudnym wyborem. Albo z uśmiechem na ustach przyzna się do ucieczki i do tego, że nic dla niej nie znaczą, albo, że wróci rano, bo musi coś załatwić. W obu przypadkach skłamie. Ucieka, ale nie dlatego, że nic dla niej nie znaczą, ucieka bo się ...boi.
Wybrała pierwszą opcję. Jak już być suką, to być zawsze!
Odwróciła się chcąc zmierzyć dziewczynkę pogardliwym, wyuczonym spojrzeniem, ale widząc stan młodszej siostry zamarła. Rose nie spała od dawna, bała się, że umrze, a tego nie chciała...przecież nikt tego nie chciał! Ale tylko ona miała na tyle odwagi by uciec...ale, czy to była odwaga? Nie, to był szczyt tchórzostwa...
-Nie martw się. Wrócę rano.-powiedziała łagodnie, lekko uśmiechając się do siostrzyczki. Kłamstwo było czuć na kilometr,a le dla nich obu było wygodniej by w nie uwierzyć.
Odwróciła się i ruszyła.
Nie wróci.
Już nigdy.

-Rose...-wyszeptała, powstrzymując nieudolnie łzy.
-Flo...-zaś ta już ich nie powstrzymywała. Stały tak chwilę, nie wierząc w to co właśnie się dzieje. Minął ponad wiek od ich ostatniego spotkania...zbyt długo. Po chwili padły sobie w ramiona, i żadna drugiej nie miała zamiaru puścić...

-Zaśpiewaj coś, sis!-Charles uparł się patrząc błagalnie na siostrę. Z całego rodzeństwa, tylko najbardziej oporna trójka nie miała zamiaru zasnąć. Należał do nich czteroletni Charles, trzyletnia Rosie i ośmioletnia Florence. Madeline spojrzała błagalnie na młodsze rodzeństwo po czym ciężko westchnęła. Odkarnęła blond kosmyki za ucho i nabrała powietrza w płuca, śpiewając swoją ulubioną piosenkę.


Non, rien de rien
Non, je ne regrette rien
Ni le bien qu'on m'a fait
Ni le mal tout ça m'est bien égal

Non, rien de rien
Non, je ne regrette rien
C'est payé, balayé, oublié
Je me fous du passé

Pamiętajcie, nigdy niczego nie żałujcie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Wiem, notka jest dziwna, ale jak to moja kochana kuzynka zawsze mówi "Wena nie sługa". Chciałam to napisałam...to coś. Oczywiście patrząc chronologicznie, w czasach kiedy te dwie panny żyły ta piosenka nie istniała...ALE POMIŃMY TEN MAŁO dużo ISTOTNY FAKT.
Oczekuję na komentarze nie oszukujmy się, otaczają nas hejterzy.


2 komentarze:

  1. To było smutne, takie smutne! Wzruszyłam się...
    *płacze* Dobra...nie płaczę, bo siedzę w jednym pokoju z tatą...
    Ale to było takie...brak mi słów...Naprawdę brak mi słów! Przepraszam...przykro mi, że nie jestem w stanie się normalnie wysłowić, ale jestem po szkole a musiałam to skomentować! Ja się poprawię! Ale to było naprawdę piękne...cieszę się, że Agony i Flo się spotkały...Flo musi być szczęśliwa...niedługo zniszczę jej szczęście...a dokładnie, to pewien Pan E...MUAHAHAHAHA!
    Obiecuję, że później poprawnie skomentuje...kocham cie Lucuś!

    OdpowiedzUsuń
  2. To było... Dobra w całości się zgadzam z panią powyżej... Nie mam nic do dodania i także się nie wysłowię.
    A no i ta piosenka jest fajna! Lubię ją! :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń