PEWNE KOMPLIKACJE...
No cóż...Z powodu pewnych komplikacji nie będę w stanie zajmować się przez dłuższy czas stronką. Jeśli będą jakieś problemy proszę konsultować się ze mną przez fb lub z Yume. Do zobaczenia kochani <3-Shina-san
Music
niedziela, 22 lutego 2015
sobota, 21 lutego 2015
Jedni musza cierpieć, aby inni mogli żyć... Ty będziesz cierpieć!
Od kilu tygodni uczę się w akademii ponad ziemią i zdobywam dobre oceny... Wszyscy mówią do mnie Yume, a nazywam się Sakura. Jest to dla mnie nieco przykre, gdyż gdy słyszę to imię czuję się samotna, tak jakby ktoś wyrwał kawałek mego serca. Aktualnie siedzę w swoim pokoju, kilka minut temu dostałam dziwny telefon od mamy, mówiła tak szybko, że prawie nic nie zrozumiałam, ale miałam wrażenie, że płakała. Wspominała coś o moim narzeczonym... Tylko tyle wywnioskowałam, może się rozmyślił? Na tą myśl aż się uśmiechnęłam, nie chciałam brać ślubu z nieznanym mi mężczyzną i do tego starszym... Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- Któż to może być? - wstałam z łóżka, nie spodziewałam się nikogo...
Gdy uchyliłam klamkę poczułam mroczną aurę, to nie wróżyło niczego dobrego. Aż się wzdrygnęłam, w progu stał wyższy ode mnie mężczyzna o czarnych włosach i jasnej cerze, powiedziała bym, że jest przystojny... Jednakże coś mi tu nie grało.
- Kim pan jest? - spytałam nieco oschle.
Uważnie przyjrzałem się pannie Nakamura, nie była zbyt wysoka... W przeciwieństwie do mnie miała długie blond falowane włosy, nadawało jej to uroku w połączeniu z dużymi szafirowymi oczami. Zerknąłem jeszcze na jej figurę... No muszę przyznać trafiła mi się panienka z wyższych sfer.
- Czyż to nie panna Sakura Nakamura? - wepchnąłem się do środka potrącając ją łokciem.
Usiadłem na łóżku i spojrzałem na nią z ukosa. Jej wzrok wyrażał oburzenie...
- Nazywam się Arata Masuhiro, chyba kojarzysz to nazwisko dziewczynko.
Podskoczyłam w miejscu, przecież to...
- Przepraszam, ale to chyba pomyłka, nie możesz być...
- Twoim narzeczonym? Owszem to ja! - puściłem jej oczko. - Jednakże liczyłem na lepszą narzeczoną... Może ociupinkę wyższą karzełku...- prychnąłem
- Nie możesz być moim narzeczonym! Przecież nie jesteś szlachetnym aniołem! - wrzasnęłam i podeszłam do swojego łóżka trzaskając drzwiami.
Na mej twarzy zawisł złowieszczy uśmiech, wstałem, po czym złapałem ją w pasie.
- Panienka chyba nie wie jak odnosić się do starszych... - westchnąłem - Gdy się pobierzemy nauczę cię dobrych manier... - nachyliłem się nad jej uchem.
- Nie! Puszczaj Pan! - zaczęłam się szarpać, przecież to nie mógł być on! - Ty nie jesteś aniołem!- uderzyłam go w policzek, po chwili pojawił się różowy ślad...
Przyłożyłem dłoń do twarzy i oblizałem wargi, zapowiadało się ciekawie.
- A co jeżeli powiem, że byłem szlachetnym aniołem nim spadłem z nieba? - zachichotałem po czym szarpnąłem za jej włosy.
Pisnęłam, to bolało...
- Przestań! Robisz mi krzywdę! - wrzasnęłam, nagle coś sobie uświadomiłam... - Jesteś upadłym?
- Panna Nakamura jednak ma mózg! - zacząłem bić jej brawo. - Nikt nie może zerwać kontraktu...
Złapałem ją za rękę,po czym popchnąłem na ścianę.
- Żeby było jasne... Nie kocham cię. - po tych słowach pocałowałem ją prosto w usta. - Zamienię twoje nędzne życie aniołeczku w piekło.
Z moich oczu poleciały łzy... On mnie pocałował!
- Nie! - wrzasnęłam i zaczęłam mu się wyrywać ale był silniejszy, przygwoździł mnie do ściany, to było za blisko!
- Zostaw mnie! Nie będę z tobą nigdy! Jaki masz w tym cel? Czemu? Czemu chcesz zniszczyć mi życie?
- Cały świat nie obraca się wokół ciebie Sakuro.. - nakręciłem sobie kosmyk jej włosów na palec. - Ty jesteś tylko małą cząstką całej całości... Nie miej do mnie żalu, takie życie - rzuciłem po czym się od niej odsunąłem i zacząłem kierować się w kierunku wyjścia.
- Czemu ja? Nie mógł być ktoś inny? Gabriel mi pomorze! - pisnęłam po czym osunęłam się na ziemie i zaczęłam łkać.
- Skarbie... Twój Gabryś ci nie pomorze, już dawno się starał, twój los jest przypieczętowany. Od dziś będę cię nękał częściej, gdyż chodzę do tej szkoły. - wyszczerzyłem się po czym wyszedłem zostawiając niewinną anielicę samą sobie... Jej życie jest w moich rękach, ona nie zna prawdy.
piątek, 20 lutego 2015
Arata twoim mistrzem!
imię : Arata
Nazwisko: Masuhiro
Wiek: Nie chcę się tym chwalić, ale to zrobię! Minęło mi już 140 wiosen . * spuszcza głowę* Wiem, stary jestem, a tego nie widać!
Data urodzenia: Nie obchodzę ich, więc po jakiego ***** wam ją znać?
Pochodzenie/ Rasa : Jestem upadłym aniołem i tyle w tym temacie kochani! * klaszcze w dłonie* A pochodzę z... z ... nieba? Teraz wolę mówić, że z piekła, to miejsce jest o wiele cieplejsze * żartuje*
Partnerka: Otóż moją partnerką, a raczej narzeczoną jest niejaka Sakura Nakamura... Wiem o niej tylko tyle, że jest szlachetną anielicą, którą mam zamiar poślubić. * diabelski śmiech* Nie mówię, że ja kocham, wręcz przeciwnie nie lubię aniołów. Ta dziewczyna jest moją przepustką do lepszego życia. Niedawno jeszcze byłem aniołem, więc jej matka postanowiła zaaranżować dla niej ślub... Miałem dość dobrą sytuację, więc wybrano mnie. Podpisałem przysięgę i teraz nawet sam Gabriel nie może jej zmienić, próbowali mnie namówić do jej zerwania... Jednakże ja nie ustępowałem. Z tego co mi wiadomo panna Nakamura jeszcze nie wie kim jestem, lepiej dla niej.
Broń: W mym posiadaniu jest niesamowity miecz, który leży w mym posiadaniu od niedawna, od kiedy pewien Pan umarł.... * chichot* . Jeżeli nadal nie wiesz o kogo chodzi to oznacza, że nie czytasz gazet...
Wygląd jako człowiek: Czy jestem przystojny? Owszem, wszystkie dziewczyny jakie znam zawsze się do mnie przystawiały... Jestem wysokim i dobrze zbudowanym mężczyzną. Moją z pozoru nieskazitelną cerę można porównać do śniegu... Oczy me są koloru szarego, a włosy czarnego. Co mnie tak wyróżnia? Chyba moje rysy twarzy, ale to może być tez mój bez emocji wyraz twarzy...
Wygląd jako upadły anioł: To jest zupełnie inne oblicze... Włosy mi się lekko przedłużają, oczy stają się szmaragdowe, z których odchodzą czarne pionowe kreski, które symbolizują wieczne łzy, ale nie wiele osób o tym wie. Połowę mej twarzy otacza kościsty hełm? Nie wiem czy tak mogę to określić. Jednakże jako demon mam także drugie o wiele gorsze oblicze, Moje oczy wtedy stają się żółte, a nawet rzeknę, że złote. Czarne kreski przy oczach się pogłębiają a moje ciało ma dziurę na wylot, która pokazuje brak serca... Nie posiadam skrzydeł, gdyż mi je wyrwano .Przybieram tę formę tylko wtedy, gdy jestem na prawdę mega wkurzony... Nie każdy ma okazję ją zobaczyć, a ci co ja ujrzeli już nie maja szansy na drugi raz.
Charakter: Jeżeli pozwolicie to wymienię wam te cechy:
- samolubny
- nieczuły
- podły
- okrutny
- egoistyczny
- oschły
- arogancki
Mógłbym tak wymieniać w nieskończoność...* machnąłem ręką*
Zainteresowania: Interesuję się koszykówką, ten sport przynosi mi frajdę jak to mówią śmiertelnicy...
Rodzina: Nie posiadam rodziców, ale mam 2 przyrodnich braci. Mimo iż nie wiążą nas ze sobą więzy krwi doskonale się rozumiemy... ( David i Yamato). Oni także byli kiedyś aniołami... Łączy nas przeszłość.
Historia: Jest ona dość długa... Nie wiem czy powinienem się nią dzielić, ale pewnie i tak prędzej czy później ją poznacie. No więc kiedyś byłem sobie aniołkiem, kierowałem się miłością, dobrocią i te sprawy ( aż chce się rzygać...) Jednakże jak już powyżej gdzieś tam wspomniałem pewien Pan umarł... ( zamordowałem go... Powodu wam nie podam, gdyż to już nie wasza sprawa) Udało mi się wyrolować kilka osób i w między czasie się zaręczyłem ( część mojego niecnego planu...) No a potem mnie złapano i zszedłem do bram piekielnych... Tyle w tym temacie!
Kp numer 3 !!!! O matko zakochałam się w nim.... He he ^^ ( liczę na notki - standard ).
Nazwisko: Masuhiro
Wiek: Nie chcę się tym chwalić, ale to zrobię! Minęło mi już 140 wiosen . * spuszcza głowę* Wiem, stary jestem, a tego nie widać!
Data urodzenia: Nie obchodzę ich, więc po jakiego ***** wam ją znać?
Pochodzenie/ Rasa : Jestem upadłym aniołem i tyle w tym temacie kochani! * klaszcze w dłonie* A pochodzę z... z ... nieba? Teraz wolę mówić, że z piekła, to miejsce jest o wiele cieplejsze * żartuje*
Broń: W mym posiadaniu jest niesamowity miecz, który leży w mym posiadaniu od niedawna, od kiedy pewien Pan umarł.... * chichot* . Jeżeli nadal nie wiesz o kogo chodzi to oznacza, że nie czytasz gazet...
Wygląd jako człowiek: Czy jestem przystojny? Owszem, wszystkie dziewczyny jakie znam zawsze się do mnie przystawiały... Jestem wysokim i dobrze zbudowanym mężczyzną. Moją z pozoru nieskazitelną cerę można porównać do śniegu... Oczy me są koloru szarego, a włosy czarnego. Co mnie tak wyróżnia? Chyba moje rysy twarzy, ale to może być tez mój bez emocji wyraz twarzy...
Jeden człowiek a ma 2 oblicza |
Charakter: Jeżeli pozwolicie to wymienię wam te cechy:
- samolubny
- nieczuły
- podły
- okrutny
- egoistyczny
- oschły
- arogancki
Mógłbym tak wymieniać w nieskończoność...* machnąłem ręką*
Zainteresowania: Interesuję się koszykówką, ten sport przynosi mi frajdę jak to mówią śmiertelnicy...
Rodzina: Nie posiadam rodziców, ale mam 2 przyrodnich braci. Mimo iż nie wiążą nas ze sobą więzy krwi doskonale się rozumiemy... ( David i Yamato). Oni także byli kiedyś aniołami... Łączy nas przeszłość.
Historia: Jest ona dość długa... Nie wiem czy powinienem się nią dzielić, ale pewnie i tak prędzej czy później ją poznacie. No więc kiedyś byłem sobie aniołkiem, kierowałem się miłością, dobrocią i te sprawy ( aż chce się rzygać...) Jednakże jak już powyżej gdzieś tam wspomniałem pewien Pan umarł... ( zamordowałem go... Powodu wam nie podam, gdyż to już nie wasza sprawa) Udało mi się wyrolować kilka osób i w między czasie się zaręczyłem ( część mojego niecnego planu...) No a potem mnie złapano i zszedłem do bram piekielnych... Tyle w tym temacie!
Kp numer 3 !!!! O matko zakochałam się w nim.... He he ^^ ( liczę na notki - standard ).
ZASTRZEGAM SOBIE PRAWA DO POSIADANIA UPADŁEGO ANIOŁA! :P
czwartek, 12 lutego 2015
Cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć.
Imię: Nazywam się Sakura, co jest utożsamione z kwiatem wiśni. Szczerze to mi się podoba, tata wybierał...
Nazwisko: Na pewno je znasz. Nakamura... Tak samo miała na nazwisko pewna dziewczyna, która wcześniej chodziła do tej szkoły... Yume.
Wiek : Niedawno skończyłam swoje 15 urodziny...
Data urodzenia: 5 lutego.
Pochodzenie/ Rasa : Jeżeli się nie domyśliłaś/łeś to jestem szlachetnie urodzoną anielicą... Żałuję, że nie mogłam się urodzić jako ktoś inny, moje życie jest skomplikowane, pełne śmierci i strachu przed kolejnym dniem.
Partner: Jako iż moja matka po śmierci mojego ojca i siostry zaczęła obawiać się o nasz ród zostałam zaręczona z nieznanym mi mężczyzną. Szerze mówiąc nie jestem zadowolona, bo gdy byłam mała wszyscy mi truli o prawdziwej miłości i takie tam... Pogodziłam się z tym mimo wszystko, ale moja druga siostra Nakota już dawno jest po ślubie, tyle, że ona miała wybór.
Broń: Po śmierci Yume ja przejęłam jej broń, a mianowicie miecz od samego Gabriela.
Wygląd jako człowiek: Szczerze to wyglądam praktycznie tak samo jak moje siostry, czyli blond falowane włosy, błękitne szafirowe oczy oraz jasna cera. Jestem przeciętnego wzrostu, więc nikt nie może mnie nazwać kurduplem. Natomiast ostatnio mimo iż jestem naprawdę szczupła to schudłam... Na co dzień ubieram się na biało, ale w obecnej sytuacji ( żałoba) jestem zobowiązana i noszę czarne sukienki.
Wygląd jako anioł : Z pleców wystają mi duże białe
skrzydła jak przystało na mój ród... Nad moją głową w powietrzu wisi złota aureola, a tak to chyba nic się nie zmienia.
Charakter: Zawsze wychowywano mnie na damę i taka właśnie jestem. Do ludzi odnoszę się uprzejmie, ale z dystansem... Ciężko jest komu kol wiek zaufać w tych czasach. Od śmierci Yume na mojej twarzy coraz to rzadziej pojawia się uśmiech... Szczerze to zamknęłam swoje serce... Nie chcę zostać kolejny raz zraniona. Zostałam zupełnie sama, nikt mnie nie rozumie. Moja matka myśli tylko o nazwisku a Nakota żyje tylko miłością, tylko Yume mnie rozumiała.
Zainteresowania: Dużo czytam, można mnie bardzo często spotkać w bibliotece... Najczęściej czytam romanse. Jednakże interesują mnie także książki historyczne. Lubię także szermierkę, dziwne nie?
Historia: Każdego dnia się zmienia... Aktualnie jest cała w strzępkach, umarł mi ojciec i siostra. Więc nie mam nic tu do dodania.
Cel: Przejęłam go po Yume, mam zamiar pomścić ojca i jeszcze siostrę...
Pupil: Moimi pupilkiem jest biała kotka o imieniu
Bianca... czyli biała. Kocham ją, tylko jej ufam. Zawsze jest przy mnie, nie spuszcza mnie z oka. Jest także typem damy... Gdybym miała opisać
ją w dwóch słowach to: opiekuńcza, troskliwa.
To ja się witam z moją 2 postacią ;D Liczę na miłą współprace !! <3
Nazwisko: Na pewno je znasz. Nakamura... Tak samo miała na nazwisko pewna dziewczyna, która wcześniej chodziła do tej szkoły... Yume.
Wiek : Niedawno skończyłam swoje 15 urodziny...
Data urodzenia: 5 lutego.
Pochodzenie/ Rasa : Jeżeli się nie domyśliłaś/łeś to jestem szlachetnie urodzoną anielicą... Żałuję, że nie mogłam się urodzić jako ktoś inny, moje życie jest skomplikowane, pełne śmierci i strachu przed kolejnym dniem.
Partner: Jako iż moja matka po śmierci mojego ojca i siostry zaczęła obawiać się o nasz ród zostałam zaręczona z nieznanym mi mężczyzną. Szerze mówiąc nie jestem zadowolona, bo gdy byłam mała wszyscy mi truli o prawdziwej miłości i takie tam... Pogodziłam się z tym mimo wszystko, ale moja druga siostra Nakota już dawno jest po ślubie, tyle, że ona miała wybór.
Broń: Po śmierci Yume ja przejęłam jej broń, a mianowicie miecz od samego Gabriela.
Wygląd jako człowiek: Szczerze to wyglądam praktycznie tak samo jak moje siostry, czyli blond falowane włosy, błękitne szafirowe oczy oraz jasna cera. Jestem przeciętnego wzrostu, więc nikt nie może mnie nazwać kurduplem. Natomiast ostatnio mimo iż jestem naprawdę szczupła to schudłam... Na co dzień ubieram się na biało, ale w obecnej sytuacji ( żałoba) jestem zobowiązana i noszę czarne sukienki.
Wygląd jako anioł : Z pleców wystają mi duże białe
skrzydła jak przystało na mój ród... Nad moją głową w powietrzu wisi złota aureola, a tak to chyba nic się nie zmienia.
Charakter: Zawsze wychowywano mnie na damę i taka właśnie jestem. Do ludzi odnoszę się uprzejmie, ale z dystansem... Ciężko jest komu kol wiek zaufać w tych czasach. Od śmierci Yume na mojej twarzy coraz to rzadziej pojawia się uśmiech... Szczerze to zamknęłam swoje serce... Nie chcę zostać kolejny raz zraniona. Zostałam zupełnie sama, nikt mnie nie rozumie. Moja matka myśli tylko o nazwisku a Nakota żyje tylko miłością, tylko Yume mnie rozumiała.
Zainteresowania: Dużo czytam, można mnie bardzo często spotkać w bibliotece... Najczęściej czytam romanse. Jednakże interesują mnie także książki historyczne. Lubię także szermierkę, dziwne nie?
Historia: Każdego dnia się zmienia... Aktualnie jest cała w strzępkach, umarł mi ojciec i siostra. Więc nie mam nic tu do dodania.
Cel: Przejęłam go po Yume, mam zamiar pomścić ojca i jeszcze siostrę...
Pupil: Moimi pupilkiem jest biała kotka o imieniu
Bianca... czyli biała. Kocham ją, tylko jej ufam. Zawsze jest przy mnie, nie spuszcza mnie z oka. Jest także typem damy... Gdybym miała opisać
ją w dwóch słowach to: opiekuńcza, troskliwa.
KOCHAM JĄ! <3
To ja się witam z moją 2 postacią ;D Liczę na miłą współprace !! <3
Sexs, Anioł I Paczadełka... ?
Los Angeles, 11 luty 23:25, Gdzieś na zadupiu
Noc. Czyż to nie właśnie ona jest panią wszystkiego? Gdy rzuca czar, wszyscy jej ulegają. Nawet najtwardsi. Gdy wychodzi ze swej pieczary, i wjeżdża wspaniałym czarnym rydwanem na mroczniejący nieboskłon, wszyscy wiedzą, że one teraz wydaje rozkazy. Gdy spotyka się ze swym mężem - Słońcem, wita go czułą piosenką. I nawet on, ulega jej mrocznemu czarowi, zasypiając w swej sypialni. A ona? Ona nadal podróżuje, śpiewając swoją pieśń. Wraz z nią, po niebie wędrują jej dzieci - maleńkie gwiazdy, które wraz z nią podróżują, wypełniając niebo najróżniejszymi tańcami.
Wszyscy powinni ulec jej czarowi. Wszyscy. Wszyscy oprócz m n i e . A dlaczego? Miałam coś ważnego do zrobienia. O n a o tym wie, więc nie kieruje swej pieśni do mnie. Nie gniewa się. Rozumie mnie. Kocha mnie. Czegóż można chcieć więcej... ?
- Kurwa! - szepnęłam i natychmiast ponagliłam się w myślach. Byłam już mocno spóźniona, a przecież wyszłam z domu, dwadzieścia minut wcześniej niż powinnam. - Cholender jasny, żeby to w taki dzień!
Szybko przebiegłam dzielący mnie dystans, nie zważając na dziwnie patrzących ludzi. No, ale czemu by się im dziwić? Zapewne wyglądałam co najmniej dziwnie. I o b y tylko dziwnie.
- Raine! - usłyszałam jak ktoś woła moje imię. Szybkim ruchem głowy spojrzałam na ową osobę, i sprintem pokonałam dzielącą nas odległość 100 metrów. Zdyszana podbiegłam do chłopaka, który nie czekając, aż się ogarnę wciągnął mnie do swego Jaguara.
Będąc w środku, uspokoiłam oddech i zerknęłam na zegarek. 23:40. Zdążyłam! Uśmiechając się triumfalnie, od ucha do ucha, popatrzyłam na mego towarzysza. A był nim, nie kto inny jak George. Kumpel spod ciemnej gwiazdki.
- Coś długo ci to zajęło czasu, perełko - przywitał mnie. - Tam gdzie zwykle?
- Nie. - pokręciłam przecząco głową. - Jedź pod ten adres. - mówiąc to podałam mu białą kartkę z adresem.
Szatyn nic już nie rzekłszy, ruszył na wyznaczone miejsce. Po niecałych dziesięciu minutach byłam w niewielkiej dzielnicy na obrzeżach miasta, w której przeważały domki jedno-dwurodzinne. George zaparkował równolegle pomiędzy czerwonym Mercedesam, a niebieskim Scenikiem. Wysiadając z jego cacuszka, nachyliłam się i delikatnym pocałunkiem, niby muśnięciem podziękowałam mu za podwózkę. Ten tylko ze śmiechem zareagował na moje podziękowanie i zgasił, delikatnie powarkujący silnik.
Powoli, nie spiesząc się, podeszłam pod dom z numerem 69. Podreptałam po trawie, czując, jak źdźbła łaskoczą moje bose stopy. Furtka na patio od tyłu, z którego schodziło się do piwnicy, jak obiecywano. Weszłam do uśpionego domu, czekając jak z jakiejś wnęki wyskoczy krwiożercza bestia zwana psem. Moje oczy szybko przyzwyczaiły się do panującej, wszemi i wobec ciemności, i wyłowiły z niej rodzinny salon klasy średniej, z kanapą, dwiema sofami, telewizorem oraz z kilkoma regałami na książki. Po lewej były schody prowadzące na górę, na prawo odchodził korytarz. Skręcając w korytarz, zmieniłam postać.
Uczucie, które towarzyszyło przy przemianie było znajome, tak naturalne, że nie potrzebowałam lustra by wiedzieć, co się dzieje. Moje małe ciało, stało się o wiele wyższe: wciąż było szczupłe, ale bardziej elastyczne, jakby potrafiło dokładnie w każdą stronę wygiąć się, zachowując swój urokliwy odcień trupiej bieli. Sięgające do pupy włosy, wydłużyły się i teraz stykały się praktycznie z ziemią. Ich głębokie fale wyprostowały się jak drut. Moje piersi - i tak już imponujące o rozmiarze "G" - urosły jeszcze bardziej. Teraz mogłam konkurować z bohaterkami komiksowych powieści takich jak na przykład: Pretty Woman, na których mój klient z 100% pewnością się wychował i najprawdopodobniej wymasturbował z kretesem.
Co do stroju... zniknęła moja urocza bluzka z hipsterskim nadrukiem i śliczne, czarne spodnie z dwiema kieszonkami na pośladkach. Na moich nogach pojawiły się czarne szpilki, pasujące do skórzanego stanika, skórzanej spódniczki, krzyczącej: Uwaga! Dziwka! oraz czarnej, skórzanej katanie. Moje cudne skrzydła, pejcz, bat, gorące spojrzenie dopełniały w każdym celu nocną kreację.
Szedłszy tym samym korytarzem, spojrzałam na mój cel: zamknięte drzwi na końcu korytarza z hologramową tabliczką " Sexs Bomba ". Wydawało mi się, że słyszę jakieś jęki połączone z dziwną muzyką, lecz gdy zapukałam wszystkie odgłosy ucichły.
Po chwili drzwi otworzyły się na oścież i stanęłam oko w oko, twarzą w twarz z gościem metr osiemdziesiąt wzrostu, z sięgającymi łopatek włosami, mocno spiętych w niedbały kucyk. Duży owłosiony bojler wydzierał się spod koszulki z logiem jakiejś heavy-metalowej kapeli. Gość trzymał w dłoni paczkę z Lays`ami, żując w gębie donata z różowym lukrem i takiego samego koloru posypką.
Kiedy mnie zobaczył, paczka upadła na podłogę, a niedokończony donat potoczył się zgrabnie po podłodze. Pomijając fakt, że był lekko nadgryziony. Mówiąc lekko, mam na myśli jego 3/4
- Witaj skarbie - zamruczałam z ogniem w czerwonych oczach
- J-ja - szepnął facet, wskazując na swoją postać otłuszczonym palcem.
- Nie, kurwa moja mama, wiesz? - powiedziałam w myślach, gryząc się w język.
Strzeliłam z bata, pokazując na niego pejczem, by znowu czegoś nie palnąć.
- Gotowy na ostrą zabawę? - zapytałam tonem nie znającym sprzeciwu.
~~~***~~~
Po niecałych dziesięciu minutach, facet leżał reznegliżowany, ukazując całemu światu, to "coś" co wystawało spomiędzy jego nóg. Szybko przemieniłam się z powrotem, udając się do dobrze znanego Jaguara. Jak było świetnie widać na tym przykładzie: Średni wiek klienta, nie idzie w parzę z wytrzymałością.
- Szybko poszło - zauważył George, kiedy wsiadłam do jego cudeńka.
- Zamknij się i jedź do szefuńcia, mam pilną sprawę do załatwienia. - warknęłam, nie patrząc w jego kierunku. Ten zrozumiał przekaz i z piskiem opon, wyjechał na ulicę.
~~~***~~~
Gdzieś nad Ziemią, 12 luty 3:30, Akademia Ponad Ziemią, Cmentarz
Zapach śmierci unosił się w wilgotnym powietrzu. Stałam pośrodku starego cmentarza, patrząc na zapadające się groby. Mimo panującej wszędzie mgły, ujrzałam w oddali dwie postacie. Wytężyłam mocniej wzrok, i jedyne co udało mi się rozróżnić to różnorodność płci owych postaci. Stałam tam i patrzyłam jak chłopak wręcza coś dziewczynie i odchodzi, wsuwając swe ręce zapewne do kieszeni. Dziewczyna stała jeszcze tam przez parę chwil, i uczyniła dokładnie to samo co chłopak. Również włożyła ręce do kieszeni i odeszła. Obserwowałam owe postacie i czekałam aż się oddalą, by dokończyć moją swawolną wędrówkę wzdłuż alejki. Gdy tak szłam, natrafiałam na nowe groby, z różnymi bzdetami wyrytymi na wielkich tablicach. Nagle coś przyciągnęło moją uwagę na dłużej niż te parę sekund. A był to wielki krzyż, sięgający prawię do czubka, stojącej nieopodal sosny. Podążyłam ku niemu, zerkając na wąskie ścieżki, przy których znajdowały się inne zniszczone pomniki, groby czy rzeźby. Wszystkie były otoczone jakby... mistyczną aurą... ?
Na każdym z nich wyryte były róże. Jedne były piękne, niezniszczone, emanowały świeżością i elegancją, a inne były ich zupełnym przeciwieństwem. Były brzydkie, nagie, poszarpane, zniszczone, okaleczone. Przypominały mi coś. Moją duszę.
Szłam wciąż przed siebie, a jakaś nieznana siła ściągała mój wzrok na każdy mijający portret zmarłej istoty: śmiertelnej bądź też i nie. Nagle, w drodze do krzyża ujrzałam coś co aż emanowało świeżością. Przystanęłam i nabrałam dość sporą ilość powietrza.
- Anioł... ? - szepnęłam i by upewnić się, że to prawda, wciągnęłam powietrze jeszcze raz. - Anioł.
Kierując się zapachem, podążyłam krętą dróżką, zasypaną piórami. Wciąż szłam przed siebie, mimo zagęszczającej się mgły. Mimo, iż widziałam niewiele ponad metr, szłam nieustannie, zaciekawiona, a może zaintrygowana... ?
Nie wiem ile szłam, niezbyt interesował mnie ten fakt. W każdym razie szłam, dopóki nie pchnięta przedziwnym uczuciem przyspieszyłam i niemal biegnąc, dotarłam do nagrobka. Zdecydowanie różnił się od pozostałych. Otoczony był ze wszystkich stron aurą spokoju, zakazanej miłości i anielskości. Na wspomnienie tego ostatniego lekko zadrżałam.
Nie to, że nie lubię aniołów czy co, ale tak od nich wali tą cholerną aurą, że ja pierdole. Kurwa, nic tylko kwiatki i serduszka. Rzygać już się chce przy bliższym spotkaniu.
Ale wracając...
Grób wykonany był z jasnego kamienia, a może z ciemnego? Nie wiem, przez tą mgłę nie mogłam tego odróżnić. Na wielkim blacie stało kilka, lekko tlących się zniczy. Podeszłam bliżej, i wyciągając rękę w kierunku lekkiego płomienia jednego z zniczy, westchnęłam przeciągle.
- Musiał być zrobiony niedawno. - po raz drugi westchnęłam, zaczynając bawić się płomieniem. Raz go prawie ugaszałam, a raz rozpalałam do białości.
Jednak znudziłam mnie ta zabawa i postanowiłam dowiedzieć się do kogo grób należy. Przechylając się nad zniczami, odsłoniłam jakąś tablicę przesłoniętą d z i w n ą warstwą kurzu. Gdy odgoniłam małe pyłki, moim oczom ukazały się gotyckie litery, wyryte głęboko w zimnym marmurze. Zamarłam. Słysząc bicie własnego serca, przeczytałam imię i nazwisko zmarłej:
Stałam w bezruchu, przyglądając się nagrobkowi. Dopiero teraz, gdzieś w bladych wspomnieniach z szkolenia, zapaliła się żarówka. No tak! Pamiętam to nazwisko! Ten zasrany dziad dał mi do napisania referat o anielskich, wysoko postawionych rodach. Wybrałam pierwszą lepszą rodzinę z ciekawą i zarazem tragiczną historią rodu. Nie wiedziałam, że ich córka umarła. Słyszałam coś o ojcu, ale, żeby córka... ?
Pochyliłam lekko głowę, odmawiając krótką modlitwę, nauczoną jeszcze za życia śmiertelniczki. Wstałam, otrzepałam czarne spodnie i przywołałam różyczkę, która wyglądała niemal identycznie, jak ta na grobie. Ucałowałam lekko jej płatki zmieniając ich kolor z krwistej czerwieni, na biało-niebieski. Położyłam tuż przy napisie i odeszłam, pozwalając by dusza tego anioła odnalazła siłę na spełnienie swojego najskrytszego marzenia.
~~~***~~~
Kierując się zapachem, podążyłam krętą dróżką, zasypaną piórami. Wciąż szłam przed siebie, mimo zagęszczającej się mgły. Mimo, iż widziałam niewiele ponad metr, szłam nieustannie, zaciekawiona, a może zaintrygowana... ?
Nie wiem ile szłam, niezbyt interesował mnie ten fakt. W każdym razie szłam, dopóki nie pchnięta przedziwnym uczuciem przyspieszyłam i niemal biegnąc, dotarłam do nagrobka. Zdecydowanie różnił się od pozostałych. Otoczony był ze wszystkich stron aurą spokoju, zakazanej miłości i anielskości. Na wspomnienie tego ostatniego lekko zadrżałam.
Nie to, że nie lubię aniołów czy co, ale tak od nich wali tą cholerną aurą, że ja pierdole. Kurwa, nic tylko kwiatki i serduszka. Rzygać już się chce przy bliższym spotkaniu.
Ale wracając...
Grób wykonany był z jasnego kamienia, a może z ciemnego? Nie wiem, przez tą mgłę nie mogłam tego odróżnić. Na wielkim blacie stało kilka, lekko tlących się zniczy. Podeszłam bliżej, i wyciągając rękę w kierunku lekkiego płomienia jednego z zniczy, westchnęłam przeciągle.
- Musiał być zrobiony niedawno. - po raz drugi westchnęłam, zaczynając bawić się płomieniem. Raz go prawie ugaszałam, a raz rozpalałam do białości.
Jednak znudziłam mnie ta zabawa i postanowiłam dowiedzieć się do kogo grób należy. Przechylając się nad zniczami, odsłoniłam jakąś tablicę przesłoniętą d z i w n ą warstwą kurzu. Gdy odgoniłam małe pyłki, moim oczom ukazały się gotyckie litery, wyryte głęboko w zimnym marmurze. Zamarłam. Słysząc bicie własnego serca, przeczytałam imię i nazwisko zmarłej:
*Yume Nakamura*
*Urodzona 6 czerwca///./// roku*
*Umarła, by odrodzić się na nowo*
*Urodzona 6 czerwca
*Umarła, by odrodzić się na nowo*
Stałam w bezruchu, przyglądając się nagrobkowi. Dopiero teraz, gdzieś w bladych wspomnieniach z szkolenia, zapaliła się żarówka. No tak! Pamiętam to nazwisko! Ten zasrany dziad dał mi do napisania referat o anielskich, wysoko postawionych rodach. Wybrałam pierwszą lepszą rodzinę z ciekawą i zarazem tragiczną historią rodu. Nie wiedziałam, że ich córka umarła. Słyszałam coś o ojcu, ale, żeby córka... ?
Pochyliłam lekko głowę, odmawiając krótką modlitwę, nauczoną jeszcze za życia śmiertelniczki. Wstałam, otrzepałam czarne spodnie i przywołałam różyczkę, która wyglądała niemal identycznie, jak ta na grobie. Ucałowałam lekko jej płatki zmieniając ich kolor z krwistej czerwieni, na biało-niebieski. Położyłam tuż przy napisie i odeszłam, pozwalając by dusza tego anioła odnalazła siłę na spełnienie swojego najskrytszego marzenia.
~~~***~~~
Gdzieś nad Ziemią, 12 luty 7:55, Akademia Ponad Ziemią, Budynek Szkolny
Kiedy tylko ogarnęłam się, postanowiłam iść na lekcje. No wiecie, trzeba sprawiać wrażenie, grzecznej i ułożonej. Idąc przez duży korytarz, napotykałam wielu uczniów wszelakiej maści. Jedne anioły, drugie demony. Te swoje zapewne swojego rozpoznały, ale wiecie: Przezorny zawsze ubezpieczony, czy coś w tym stylu? Nie podchodziłam więc do nich, i praktycznie nie zauważałam. Bo po co? Tak czy siak, wszyscy poznają mnie w klasie.
Przyspieszyłam kroku, by dotrzeć przed dzwonkiem do pokoju nauczycielskiego. Mijałam zawiłe korytarze, skręcając to w prawo to w lewo, to do góry to na dół. W końcu natrafiłam na ten właściwy. Szłam teraz wąskim korytarzem, który lekko skręcał. Ściany pokryte były ciemnymi kamieniami i cegłą. W regularnych odstępach ze ścian wyrastały żelazne staromodne lampy rzucające białawe światło, które nie raziło w oczy. Skręciłam w prawo. Teraz znajdowałam się w holu budynku. Nie było tam okien, czy innych rzeczy, które w jakiś sposób przepuszczałyby światło. Coraz bardziej nerwowo, rozglądałam się wokoło, chcąc jak najszybciej dotrzeć do celu. Ale nic mi nie pomagało. Co jakiś czas przed oczami przelatywały mi mosiężne drzwi z numerkami sal.
- Cholender jasny! - warknęłam pod nosem i rozglądnęłam się za pokojem belfrów. - Sala 123, sala 124, sala 125, sala 12... Mam! - ucieszyłam się i zwolniłam kroku. Poprawiłam niewidoczne zmarszczki na spódniczce, rozpięłam kilka górnych guzików koszuli, rozluźniłam krawat i... już! W takim stroju byłam gotowa na podbój Akademii. Najlepiej, żebym teraz dostała flagę, powiał wiaterek, odziała się w mundur i... .
Wracając.
Lekki krokiem weszłam bez pukania do sali 126. Było tam dużo nauczycieli. Wszyscy krzątali się jakby paliło się. Grzecznie poczekałam, aż zabrzmi dzwonek na lekcję. Długo czekać nie musiałam. Już po kilku sekundkach od mojego wejścia rozbrzmiał głośny dzwonek. Nadal grzecznie czekając, poczułam jak ktoś ciągnie mnie za ramię wyprowadzając z pokoju.
Chciałam coś powiedzieć, ale nie dane było mi doznać tego zaszczytu. Ów k t o ś prowadził mnie przez ten sam korytarz, którym szłam całkiem niedawno. Mijając, wszelakie schody, stopnie i inne bzdety w końcu ten k t o ś się zatrzymał, tym samym puszczając moją zacną osobę. Z cichym syknięciem spojrzałam na tego k o g o ś . Był to mężczyzna, anioł - zapewne, rozpoznając powiernika Boga po mdłej aurze, około 30-stki, szatyn o piwnych oczach, z lekkim zarostem na twarzy.
- Witam. Nazywam się Uriel, jestem twoim nowym nauczycielem i wychowawcą. Mam nadzieję, że w naszej klasie będziesz się czuć dobrze~ - powiedział melodyjnym głosem
- Dzień dobry. Ja jestem Raine Larista i mam nadzieję, że będzie wszystko debrze. - uśmiechnęłam się odpowiadając mu, mimo złości, która tliła się w środku mej osoby.
Mój Ur... znaczy się Uriel, otworzył mi drzwi i gestem nakazał wejście do klasy. Uczyniłam jak chciał i po paru krokach wraz z nim stałam przy czarnej tablicy. Nauczyciel napisał moje imię na tablicy, głośno przedstawiając mnie klasie. Wszyscy zgromadzeni tam uczniowie spojrzeli na mnie z uwagą. Na te ich przygłupie miny aż uniósł mi się lewy kącik, wykrzywiając moje usta w pół-uśmiech.
Kiedy Uriel skończył mnie przedstawiać, ruszyłam na jedno z wolnych miejsc przy oknie. Nadal uśmiechnięta kątem oka obserwowałam aniołki i diabełki oceniające mnie krytycznym okiem. Gdzie nie gdzie dało się słyszeć lekkie szepty, zapewne na temat mojej osoby. Wraz z rozpoczętą lekcjom na temat doba i zła w środowisku ludzkim, wszystkie szepty ucichły. Ponownie przeleciałam wszystkich uczniów wzrokiem, oceniając. Żadna postać występująca w klasie nie zwróciła mojej uwagi na dłużej. Ale... No właśnie. Zawsze gdzieś musi być to "ale". Tak tez było i w tym przypadku. Gdy tak katalogowałam uczniów, zauważyłam cztery pary oczu, bezceremonialnie wgapionych w moją osobę. Pierwszą parą, był chłopak - anioł o ładnych zieloniutkich paczydełkach. Drugą parę stanowił chłopak - demon o jednym czerwonym oku, a drugim zasłoniętym.
Posłałam w ich kierunku uśmiech, odwracając się w kierunku tablicy.
- Ciekawe - pomyślałam i zaczęłam przepisywać z tablicy zapisaną w połowie notatkę przez Archanioła.
Przyspieszyłam kroku, by dotrzeć przed dzwonkiem do pokoju nauczycielskiego. Mijałam zawiłe korytarze, skręcając to w prawo to w lewo, to do góry to na dół. W końcu natrafiłam na ten właściwy. Szłam teraz wąskim korytarzem, który lekko skręcał. Ściany pokryte były ciemnymi kamieniami i cegłą. W regularnych odstępach ze ścian wyrastały żelazne staromodne lampy rzucające białawe światło, które nie raziło w oczy. Skręciłam w prawo. Teraz znajdowałam się w holu budynku. Nie było tam okien, czy innych rzeczy, które w jakiś sposób przepuszczałyby światło. Coraz bardziej nerwowo, rozglądałam się wokoło, chcąc jak najszybciej dotrzeć do celu. Ale nic mi nie pomagało. Co jakiś czas przed oczami przelatywały mi mosiężne drzwi z numerkami sal.
- Cholender jasny! - warknęłam pod nosem i rozglądnęłam się za pokojem belfrów. - Sala 123, sala 124, sala 125, sala 12... Mam! - ucieszyłam się i zwolniłam kroku. Poprawiłam niewidoczne zmarszczki na spódniczce, rozpięłam kilka górnych guzików koszuli, rozluźniłam krawat i... już! W takim stroju byłam gotowa na podbój Akademii. Najlepiej, żebym teraz dostała flagę, powiał wiaterek, odziała się w mundur i... .
Wracając.
Lekki krokiem weszłam bez pukania do sali 126. Było tam dużo nauczycieli. Wszyscy krzątali się jakby paliło się. Grzecznie poczekałam, aż zabrzmi dzwonek na lekcję. Długo czekać nie musiałam. Już po kilku sekundkach od mojego wejścia rozbrzmiał głośny dzwonek. Nadal grzecznie czekając, poczułam jak ktoś ciągnie mnie za ramię wyprowadzając z pokoju.
Chciałam coś powiedzieć, ale nie dane było mi doznać tego zaszczytu. Ów k t o ś prowadził mnie przez ten sam korytarz, którym szłam całkiem niedawno. Mijając, wszelakie schody, stopnie i inne bzdety w końcu ten k t o ś się zatrzymał, tym samym puszczając moją zacną osobę. Z cichym syknięciem spojrzałam na tego k o g o ś . Był to mężczyzna, anioł - zapewne, rozpoznając powiernika Boga po mdłej aurze, około 30-stki, szatyn o piwnych oczach, z lekkim zarostem na twarzy.
- Witam. Nazywam się Uriel, jestem twoim nowym nauczycielem i wychowawcą. Mam nadzieję, że w naszej klasie będziesz się czuć dobrze~ - powiedział melodyjnym głosem
- Dzień dobry. Ja jestem Raine Larista i mam nadzieję, że będzie wszystko debrze. - uśmiechnęłam się odpowiadając mu, mimo złości, która tliła się w środku mej osoby.
Mój Ur... znaczy się Uriel, otworzył mi drzwi i gestem nakazał wejście do klasy. Uczyniłam jak chciał i po paru krokach wraz z nim stałam przy czarnej tablicy. Nauczyciel napisał moje imię na tablicy, głośno przedstawiając mnie klasie. Wszyscy zgromadzeni tam uczniowie spojrzeli na mnie z uwagą. Na te ich przygłupie miny aż uniósł mi się lewy kącik, wykrzywiając moje usta w pół-uśmiech.
Kiedy Uriel skończył mnie przedstawiać, ruszyłam na jedno z wolnych miejsc przy oknie. Nadal uśmiechnięta kątem oka obserwowałam aniołki i diabełki oceniające mnie krytycznym okiem. Gdzie nie gdzie dało się słyszeć lekkie szepty, zapewne na temat mojej osoby. Wraz z rozpoczętą lekcjom na temat doba i zła w środowisku ludzkim, wszystkie szepty ucichły. Ponownie przeleciałam wszystkich uczniów wzrokiem, oceniając. Żadna postać występująca w klasie nie zwróciła mojej uwagi na dłużej. Ale... No właśnie. Zawsze gdzieś musi być to "ale". Tak tez było i w tym przypadku. Gdy tak katalogowałam uczniów, zauważyłam cztery pary oczu, bezceremonialnie wgapionych w moją osobę. Pierwszą parą, był chłopak - anioł o ładnych zieloniutkich paczydełkach. Drugą parę stanowił chłopak - demon o jednym czerwonym oku, a drugim zasłoniętym.
Posłałam w ich kierunku uśmiech, odwracając się w kierunku tablicy.
- Ciekawe - pomyślałam i zaczęłam przepisywać z tablicy zapisaną w połowie notatkę przez Archanioła.
środa, 11 lutego 2015
Zimno... Zimniej... Mróz, witaj w mym sercu - Zorina Elinoy
Każdy ma spisany los i nieświadomie postępuje wedle jego planu. Mój zaginął już dawno w świecie. |
Nie zapamiętasz mojego pełnego imienia, jego pierwsza część brzmi „Zorina” i tak się do mnie zwracaj.
Pochodzę za starego rodu Elinoy.
Nie jestem najmłodsza, jednak mój wygląd nie zmienia się odkąd skończyłam 16 lat.
Dzień, w którym się urodziłam nie ma znaczenia. Należy do przeszłości, która może czegoś nauczyć, lub ciążyć i zajmować myśli. Nie daje mi nic, więc po cóż go pamiętać?
Pochodzę z piekła.
Jestem demonem szlachetnej krwi. Nie muszę mówić niczego więcej w tym kontekście.
Miłość? Została stworzona, by mieszać w głowach i uniemożliwiać dojście do celu, bo po cóż więcej? Ktoś taki jak ja nie zawraca sobie nią głowy. Jakiekolwiek głębsze powiązania, z kimkolwiek mnie nie interesują. Są sprawy ważniejsze.
Wokół cierpienie, smutek i ból... Tik tak, aniołki. |
Nawet w swojej demonicznej formie nie mam do końca typowej dla tej rasy urody, moje rysy są raczej delikatne, skóra blada, a włosy długie i w kolorze nienaturalnie jasnego blondu.... Moje lewe oko jest krwisto czerwone, a prawe szare. Z typowych cech zewnętrznych demonów posiadam przypominające kły drapieżnika zęby oraz czarne, pierzaste skrzydła, -które i tak najczęściej pozostają niewidoczne.
Jestem szczupła i raczej średniego wzrostu.
Twoja naiwność jest zabawna.. |
Mój zwykle kpiący uśmiech również ulega przemianie, gdy przyjmuję ludzką formę. Staje się sztucznie niewinny i przesłodzony… Zresztą jak cała ja. Czasem ta postać pozwala się nieco pobawić…
Jeśli chodzi o ubiór, cenie sobie elegancję,
Nic mnie nie obchodzisz. Po prostu nie wchodź mi w drogę. |
Z reguły opanowana,
W kontekście moich ofiar…
Jedyny towarzysz
Moją bronią i zarazem jednym towarzyszem
Walka tą bronią nie sprawia mi trudności. Jest dość lekka, co umożliwia szybkie manewry.
(historia zostanie wyjaśniona w którejś z notek ^^ )
Zatruta piękność
Kiedyś spacerując bez większego celu natknęłam się na jakichś ludzi, próbujących schwytać dziką klacz. Szarpiąc się została dotkliwie zraniona. Wolała zginąć, niż podporządkować się człowiekowi… Byłam ciekawa co zrobi zwierzę i dałam jej niewielką część swojej mocy, wystarczającą by zregenerować ranę. Czarna grzywa konia zmieniła się w wijące, pokryte czarnymi łuskami węże, ślepia stały się żółte, a zęby zaostrzone. Od razu ruszyła na tych ludzi, jednak nie była wystarczająco silna aby trwale ich… unieszkodliwić… Więc ją wyręczyłam.
Od tamtej pory klacz jest moim… zwierzęciem… Nazwałam ją Venenato <z łac. Zatruta>
Nie jest zbyt duża, z pewnością nie ma więcej niż 150 cm. Jedyną osobą, którą lubi jestem ja. Czasem zachowuje się, jakby lepiej ode mnie samej wiedziała, co powinnam robić, jednocześnie jest bardzo zazdrosna. W promieniu 1,5 metra nie może pojawić się przy mnie żadne inne zwierzę, a jeśli zobaczy, że jest inaczej zaczyna stawać na tylnych kopytach, przeraźliwie rżeć, syczeć jak wąż i kopać.
Wciąż jest dość dzika i nie pozwala się nigdzie zamykać, dlatego nie trzymam jej zawsze przy sobie, mogę ją jednak w każdej chwili przywołać.
Gabriel miał
Czego oczy nie zobaczą…
Czerwona nić... Moja łączy się z cudzym cierpieniem. |
ᴥ Uwielbiam czarne róże. Mam naszyjnik z wizerunkiem takowej, zawsze go noszę, ale czasem chowam pod ubraniem.
ᴥ Nie używam swoich skrzydeł zbyt często – choć lubię latać - za każdym razem muszę je najpierw wyrwać spod skóry. Nie jest to miły proces…
ᴥ Robię swoje i tyle. Odwieczny konflikt demonów i aniołów jest mi obojętny.
ᴥ Venenato jest jedyną istotą, o którą się martwię, jednak sama nie zdaję sobie z tego sprawy… Jeśli zwrócisz mi na to uwagę, po prostu cię wyśmieję.
ᴥ Widuję w snach postać dziewczynki, z którą się wychowywałam, ale nikomu się do tego nie przyznam… Nie wiem dlaczego tak się dzieje.
ᴥ Używam perfum o zapachu wanilii, czym maskuję swój, typowy dla demonów zapach. To zabawne gdy ktoś jest w błędzie, przypisując mnie innej rasie, poza tym wtedy mogę się pobawić…
***
GG- 52132786
Moje urodziny... Tylko plis daty nie komentujcie...
01.12
GG- 52132786
Moje urodziny... Tylko plis daty nie komentujcie...
01.12
Dziękuję za uwagę! ^^
*świerszcze*
Przeciwieństwa się przyciągają...
Szłam jakimiś dziwnymi, ciemnymi korytarzami w nadziei, że wreszcie znajdę pokój nauczycieli, ale zamiast tego kompletnie się zgubiłam. Nagle jakiś dźwięk dotarł do moich uszu, gwałtownie się odwróciłam. Zobaczyłam dwóch kolesi idących za mną... Moje nogi same zaczęły biec, ale na daremnie, dopadli mnie.
- Co taki aniołek robi w takim miejscu? - jeden z nich, wyższy położył mi rękę na ramieniu, a następnie popchnął na ścianę.
Nie odzywałam się, zabrakło mi słów. Już po chwili poczułam jak ten niższy łapie mnie za włosy.
- Nie lubimy aniołów. - odezwali się jednocześnie, po czym moje ciało wygięło się w łuk pod wpływem kopniaka.
Wrzasnęłam. Kopali mnie bez litości, łzy leciały mi z oczu, chciałam krzyczeć ,,Pomocy", ale nie mogłam...
Usłyszałem jakieś pukani i stukanie oraz płacz dziewczyny. Zacząłem biec w tamtą stronę i zobaczyłem jak inne demony kopią leżącą na ziemi anielicę. Nie mogłem tak stać bezczynie i się przyglądać.
- Nie lubię Aniołów, jednak bardziej od nich nie lubię aroganckich demonów z rodu szlacheckiego. - powiedziałem opierając się o ścianę a napastnicy w jedną chwilę odwrócili się w moją stronę,
Przestali, odwróciłam głowę w drugą stronę i ujrzałam chłopaka o blond włosach. Chciał mi pomóc? To mną wstrząsnęło, ale cieszyłam się gdyż czułam, że nie jest jak moi oprawcy.
- Skończysz tak samo jak ona! - krzyknął jeden z nich rzucając się na mnie, odchyliłem głowę lekko w lewą stronę i napastnik uderzył pięścią w ścianę.
Od razu wyprowadziłem szybki prawy podbródkowy i spowodowałem, że demon przewrócił się upadając plecami na ziemię. Drugi z nich szybko podbiegł do kolegi i zaczął go zbierać z podłogi, po czym zwrócił się do mnie.
- Jeszcze pożałujesz tego! - krzyknął zbierając swojego kolegę.
Patrzyłam z podziwem, był jak super bohater...
- Dziękuję... - powiedziałam po czym zaczęłam się podnosić z ziemi, wszystko mnie bolało.
-Nie ma za co, to była przyjemność, nie trawię szlacheckich demonów. - uśmiechnąłem się do niej i szybko podszedłem. - Daj, pomogę ci. - powiedziałem biorąc ją na ręce i idąc w stronę pielęgniarki.
W jednej chwili zrobiłam się cała czerwona jak burak.
- Nie..Nie trzeba! Nic mi nie jest, mogę chodzić. - powiedziałam z zakłopotaniem.
- Nie marudź mi tutaj. - uśmiechnąłem się do niej idąc przez korytarz mijałem innych demonów którzy spoglądali na mnie ze zdziwieniem, jaki normalny demon niósł by anioła.
Po paru minutach znaleźliśmy się już u pielęgniarki, która zaczęła wypytywać ja o różne rzeczy.
Z zakłopotanie odpowiadałam na zadawane mi pytania, zgodnie z prawdą. Jednak nie mogłam oderwać oczu od blondyna... Intrygowało mnie jego zachowanie, mógł mnie zostawić a jednak mi pomógł. Gdy pielęgniarka wyszła nadal siedziałam na łóżku gapiąc się na chłopaka.
- Nie wierzę, że można pobić niewinną dziewczynę, spokojnie jeszcze ich dorwę. - usiadłem obok patrząc na nią.
Poczułem jakieś dziwne uczucie na sercu kiedy patrzyłem jej prosto w oczy.
- Jak masz na imię?
- Hana... - uśmiechnęłam się po czym dodałam. -Nie musisz tego robić. - zrobiło mi się ciepło na sercu, ale czemu?
Sama nie wiedziałam. Nigdy czegoś takiego nie czułam.
- A ty jak się nazywasz?
- Andrea. - powiedziałem i przysunąłem się nieco bliżej. - Jesteś tu nowa? - spytałem patrząc na nią i podziwiając jej piękną urodę.
- Tak, niedawno przyjechałam. - posłałam mu szeroki uśmiech.
Siedzieliśmy bardzo blisko a mimo to nie przeszkadzało to mi.
- Cieszę się, że mogę tu być.
- Ja tam bym się nie cieszył jakbym na początku został przekopany przez dwóch debili. - uśmiechnąłem się i podrapałem z tyłu głowy. - Wiesz, trochę to dziwne, że Demon pomaga Aniołowi. - zrobiłem się cały czerwony jak burak.
- No troszkę... - spuściłam głowę i przyjrzałam się swoim dłoniom. - Nie będzie za miło jak się inne demony dowiedzą...
- Nie obchodzi mnie to co inne demony sobie myślą. - złapałem za jej brodę i uniosłem lekko do góry, gdy poczułem na sobie jej wzrok od razu się speszyłem i próbowałem uniknąć jej spojrzenia. - Raczej u ciebie będzie nie za miło po tym jak się dowiedzą, że zniżyłaś się do poziomu demona... - powiedziałem trochę smutnym głosem.
Zaskoczył mnie, ale to nic nie zmieniło.
- A co mnie interesuje zdanie innych? Moje życie, moje sprawy i moje wybory. Nie uważam abyś był ode mnie gorszy. - patrzyłam w jego oczy z powagą.
- Możesz już chodzić? - zacząłem dotykać ręką jej brzucha wyczekując jej reakcji czy ją boli czy już może lepiej.
Wzdrygnęłam się, ale nie z bólu.
- Mogę już chodzić, nic mi nie jest...
-Następnym razem uważaj którędy chodzisz. - zaśmiałem się i wstałem idąc w stronę wyjścia. - To ja już pójdę, uważaj na siebie. - puściłem jej oczko.
- Okej... - zarumieniłam się po czym także wstałam. - Czemu tu jest tak gorąco? - powiedziałam cicho do siebie i otworzyłam okno, ale to nie w pokoju było gorąco, czułam jakby coś się we mnie gotowało... Chwiejnym krokiem doszłam do łóżka po czym upadłam na plecy. W głowie mi się kręciło niemiłosiernie, zaczęłam szybciej oddychać.
- Hana? - zdziwiłem się gdy opadła na łóżko ciężko oddychając, gdy już do niej podbiegłem ledwo co patrzyła na mnie. - Hana, co ci jest? - zapytałem zmartwiony, bałem się o nią, że coś może się stać.
Jego słowa ledwo do mnie docierały, zawsze byłam podatna na choroby...
- Ja... Ja to mam szczęście. - wydukałam i zamknęłam oczy, tak strasznie bolała mnie głowa.
Co mam teraz zrobić? Nigdy nie byłem w takiej sytuacji, może sztuczne oddychanie? Ale to przecież chyba się robi jak ktoś straci przytomność, a co mi tam szkodzi - powiedziałem do siebie po czym zbliżyłem swoje usta do jej i zamiast zrobić jej sztuczne oddychanie to po prostu ją pocałowałem.
Poczułam czyjeś wargi na swoich, mimo wszystko otworzyłam oczy. Sama nie mogłam uwierzyć... Andrea mnie całował! Chyba, że miałam zwidy, ale jeżeli to sen to przecież mogę wszystko! Odwzajemniłam pocałunek...
Znowu poczułem na sobie jej usta, jednak tym razem to one same się zbliżyły do moich. Odsunąłem się lekko zszokowany patrząc na wbiegającą pielęgniarkę, która przyniosła zimny ręcznik i położyła jej na czole. Obserwowała ja przez jakiś czas, póki temperatura jej nie spadła.
Po woli zaczynałam czuć się lepiej, ale już sama nie wiedziałam czy to tylko sen, czy ja śniłam? Zamknęłam oczy w wierze, że to był tylko sen...
-Musi odpocząć, nie wolno jej przeszkadzać. Przyjdź jutro dobrze? - spytała mnie pielęgniarka.
Spojrzałem na Hanę i oblizałem jeszcze swoje wargi po czym spojrzałem na panią w białym fartuchu.
- Jasne, najważniejsze jest jej zdrowie. - powiedziałem powoli wychodząc z sali i udając się do swojego pokoju. - To był udany dzień!
- Co taki aniołek robi w takim miejscu? - jeden z nich, wyższy położył mi rękę na ramieniu, a następnie popchnął na ścianę.
Nie odzywałam się, zabrakło mi słów. Już po chwili poczułam jak ten niższy łapie mnie za włosy.
- Nie lubimy aniołów. - odezwali się jednocześnie, po czym moje ciało wygięło się w łuk pod wpływem kopniaka.
Wrzasnęłam. Kopali mnie bez litości, łzy leciały mi z oczu, chciałam krzyczeć ,,Pomocy", ale nie mogłam...
Usłyszałem jakieś pukani i stukanie oraz płacz dziewczyny. Zacząłem biec w tamtą stronę i zobaczyłem jak inne demony kopią leżącą na ziemi anielicę. Nie mogłem tak stać bezczynie i się przyglądać.
- Nie lubię Aniołów, jednak bardziej od nich nie lubię aroganckich demonów z rodu szlacheckiego. - powiedziałem opierając się o ścianę a napastnicy w jedną chwilę odwrócili się w moją stronę,
Przestali, odwróciłam głowę w drugą stronę i ujrzałam chłopaka o blond włosach. Chciał mi pomóc? To mną wstrząsnęło, ale cieszyłam się gdyż czułam, że nie jest jak moi oprawcy.
- Skończysz tak samo jak ona! - krzyknął jeden z nich rzucając się na mnie, odchyliłem głowę lekko w lewą stronę i napastnik uderzył pięścią w ścianę.
Od razu wyprowadziłem szybki prawy podbródkowy i spowodowałem, że demon przewrócił się upadając plecami na ziemię. Drugi z nich szybko podbiegł do kolegi i zaczął go zbierać z podłogi, po czym zwrócił się do mnie.
- Jeszcze pożałujesz tego! - krzyknął zbierając swojego kolegę.
Patrzyłam z podziwem, był jak super bohater...
- Dziękuję... - powiedziałam po czym zaczęłam się podnosić z ziemi, wszystko mnie bolało.
-Nie ma za co, to była przyjemność, nie trawię szlacheckich demonów. - uśmiechnąłem się do niej i szybko podszedłem. - Daj, pomogę ci. - powiedziałem biorąc ją na ręce i idąc w stronę pielęgniarki.
W jednej chwili zrobiłam się cała czerwona jak burak.
- Nie..Nie trzeba! Nic mi nie jest, mogę chodzić. - powiedziałam z zakłopotaniem.
- Nie marudź mi tutaj. - uśmiechnąłem się do niej idąc przez korytarz mijałem innych demonów którzy spoglądali na mnie ze zdziwieniem, jaki normalny demon niósł by anioła.
Po paru minutach znaleźliśmy się już u pielęgniarki, która zaczęła wypytywać ja o różne rzeczy.
Z zakłopotanie odpowiadałam na zadawane mi pytania, zgodnie z prawdą. Jednak nie mogłam oderwać oczu od blondyna... Intrygowało mnie jego zachowanie, mógł mnie zostawić a jednak mi pomógł. Gdy pielęgniarka wyszła nadal siedziałam na łóżku gapiąc się na chłopaka.
- Nie wierzę, że można pobić niewinną dziewczynę, spokojnie jeszcze ich dorwę. - usiadłem obok patrząc na nią.
Poczułem jakieś dziwne uczucie na sercu kiedy patrzyłem jej prosto w oczy.
- Jak masz na imię?
- Hana... - uśmiechnęłam się po czym dodałam. -Nie musisz tego robić. - zrobiło mi się ciepło na sercu, ale czemu?
Sama nie wiedziałam. Nigdy czegoś takiego nie czułam.
- A ty jak się nazywasz?
- Andrea. - powiedziałem i przysunąłem się nieco bliżej. - Jesteś tu nowa? - spytałem patrząc na nią i podziwiając jej piękną urodę.
- Tak, niedawno przyjechałam. - posłałam mu szeroki uśmiech.
Siedzieliśmy bardzo blisko a mimo to nie przeszkadzało to mi.
- Cieszę się, że mogę tu być.
- Ja tam bym się nie cieszył jakbym na początku został przekopany przez dwóch debili. - uśmiechnąłem się i podrapałem z tyłu głowy. - Wiesz, trochę to dziwne, że Demon pomaga Aniołowi. - zrobiłem się cały czerwony jak burak.
- No troszkę... - spuściłam głowę i przyjrzałam się swoim dłoniom. - Nie będzie za miło jak się inne demony dowiedzą...
- Nie obchodzi mnie to co inne demony sobie myślą. - złapałem za jej brodę i uniosłem lekko do góry, gdy poczułem na sobie jej wzrok od razu się speszyłem i próbowałem uniknąć jej spojrzenia. - Raczej u ciebie będzie nie za miło po tym jak się dowiedzą, że zniżyłaś się do poziomu demona... - powiedziałem trochę smutnym głosem.
Zaskoczył mnie, ale to nic nie zmieniło.
- A co mnie interesuje zdanie innych? Moje życie, moje sprawy i moje wybory. Nie uważam abyś był ode mnie gorszy. - patrzyłam w jego oczy z powagą.
- Możesz już chodzić? - zacząłem dotykać ręką jej brzucha wyczekując jej reakcji czy ją boli czy już może lepiej.
Wzdrygnęłam się, ale nie z bólu.
- Mogę już chodzić, nic mi nie jest...
-Następnym razem uważaj którędy chodzisz. - zaśmiałem się i wstałem idąc w stronę wyjścia. - To ja już pójdę, uważaj na siebie. - puściłem jej oczko.
- Okej... - zarumieniłam się po czym także wstałam. - Czemu tu jest tak gorąco? - powiedziałam cicho do siebie i otworzyłam okno, ale to nie w pokoju było gorąco, czułam jakby coś się we mnie gotowało... Chwiejnym krokiem doszłam do łóżka po czym upadłam na plecy. W głowie mi się kręciło niemiłosiernie, zaczęłam szybciej oddychać.
- Hana? - zdziwiłem się gdy opadła na łóżko ciężko oddychając, gdy już do niej podbiegłem ledwo co patrzyła na mnie. - Hana, co ci jest? - zapytałem zmartwiony, bałem się o nią, że coś może się stać.
Jego słowa ledwo do mnie docierały, zawsze byłam podatna na choroby...
- Ja... Ja to mam szczęście. - wydukałam i zamknęłam oczy, tak strasznie bolała mnie głowa.
Co mam teraz zrobić? Nigdy nie byłem w takiej sytuacji, może sztuczne oddychanie? Ale to przecież chyba się robi jak ktoś straci przytomność, a co mi tam szkodzi - powiedziałem do siebie po czym zbliżyłem swoje usta do jej i zamiast zrobić jej sztuczne oddychanie to po prostu ją pocałowałem.
Poczułam czyjeś wargi na swoich, mimo wszystko otworzyłam oczy. Sama nie mogłam uwierzyć... Andrea mnie całował! Chyba, że miałam zwidy, ale jeżeli to sen to przecież mogę wszystko! Odwzajemniłam pocałunek...
Znowu poczułem na sobie jej usta, jednak tym razem to one same się zbliżyły do moich. Odsunąłem się lekko zszokowany patrząc na wbiegającą pielęgniarkę, która przyniosła zimny ręcznik i położyła jej na czole. Obserwowała ja przez jakiś czas, póki temperatura jej nie spadła.
Po woli zaczynałam czuć się lepiej, ale już sama nie wiedziałam czy to tylko sen, czy ja śniłam? Zamknęłam oczy w wierze, że to był tylko sen...
-Musi odpocząć, nie wolno jej przeszkadzać. Przyjdź jutro dobrze? - spytała mnie pielęgniarka.
Spojrzałem na Hanę i oblizałem jeszcze swoje wargi po czym spojrzałem na panią w białym fartuchu.
- Jasne, najważniejsze jest jej zdrowie. - powiedziałem powoli wychodząc z sali i udając się do swojego pokoju. - To był udany dzień!
Postać anielska, dusza diabelska - Raine Larista
Do czytania polecam ten utwór : https://www.youtube.com/watch?v=Jl8fV1jUQPs
// Imię //
Moje prawdziwe imię brzmiało Alice - co w języku starożytnych oznaczało "anielica". Ale ono było tylko na zamydlenie oczu wszystkich dookoła. Gdy podjęłam próbę ratowania mego ukochanego, popełniłam największy błąd mego życia. Od tego momentu o n a zmieniono mi imię na Raine - co w języku aniołów można dosłownie przetłumaczyć na "królową". Nie wiem dlaczego, akurat to imię zostało mi nadane, lecz tym razem nie zamydla oczu śmiertelnych.
//Nazwisko //
Gdy jeszcze byłam mała z dumą nosiłam nazwisko Kage - co oznacza "cień" lub "mrok". Gdy o n oświadczył się właśnie m i , byłam najszczęśliwszą dziewczyną. Po pewnym czasie nosiłam złotą obrączkę wraz z tym cudownym nazwiskiem - Nankofuraku - co w mym ojczystym języku oznacza "nieskalana". Czyż całość nie brzmi cudnie?
Nankofuraku Alice - " Nieskalana anielica". Teraz to dopiero zamydlało oczy ludziom. Jednak gdy dostałam nowe imię, do pary dorzucono mi również nazwisko.
A brzmi ono Larista. Nazwisko samo w sobie, nie ma głębszego znaczenia. Na pierwszy rzut oka nie oznacza ono nic. I jakże świadomość nic nie znaczenia, jest czymś, co zniechęca nas do głębszego zastanowienia się nad jego pochodzeniem. A ponieważ zapewne zaliczacie się do pokolenia "płytko myślących" nakieruję was na właściwy tor. Słowo "Larista" składa się z liter znajdujących się we włoskim powiedzeniu, wyrytym w murach Watykanu - L'amore a prima vista. Ma dość dosłowne znaczenie, którego dociekać mogą się jedynie wspaniali myśliciele. Jest również przypomnieniem o wielkim błędzie młodości.
// Wiek //
// Data Urodzin//
Gdy dostawałam nowe imię wraz z nazwiskiem, miałam czternaście lat. W tamtych czasach, wyglądałam znacznie młodziej. Ale od tego momentu minęło sporo czasu. Teraz mam szesnaście.
Urodziłam się 14 lutego, w dzień, który nazywany jest Dniem Miłości. Prawdopodobnie, gdybym nie wiedziała skąd pochodzi me nazwisko, zapewne lubiłabym ten dzień. Ale gdy teraz wiem co ono oznacza, me nowe imię wraz z nowym nazwiskiem -
Raine Larista - zastanawiam się, czy k t o ś zrobił to umyślnie, czy też owy k t o ś schlał się w cztery dupy, zobaczył ów cytat, pomieszał literki i wpisał w jakimś pieprzonym dokumencie. Nie wiem, i chyba nie chcę znać owego k t o s i a , bo znając mnie, morderstwo murowane.
// Pochodzenie //
Gdy byłam człowiekiem mieszkałam w starożytnym R z y m i e - Krainie Ośmiu Wzgórz.
Miałam duży dom, urządzony dla patrycjuszy. Gdy wyszłam za mąż, wyprowadziłam się do domu mego męża, który mieścił się wtedy na ósmym wzgórzu. Ów dom był w i e l k i . Dla porównania. Watykan, który teraz znajduje się na jego miejscu, był jego 3/10, więc proszę uwolnić wodze wyobraźni i spróbować sobie go wyobrazić. Czyż nie wyglądał wtedy tak dostojnie, ogromnie i elegancko? Teraz została z niego tylko kapliczka, którą mieliśmy na dziedzińcu.
Gdy zaprzepaściłam miłość mego męża mym domem stało się p i e k ł o. Teraz jednak tym miejscem jest L o s A n g e l e s - miasto wprost idealne nadające się na me łowy.
// Rasa //
Wybrana, a raczej sprzedany demon. A dlaczego? A dlatego, iż zawarłam pakt z samym Władcą Ciemności. Było to mało oficjalne, jak teraz, ale zgodziłam się na utratę duszy w zamian za ... a zresztą nieważne. Coś co chciałam dostać w zamian za sprzedanie mej duszy, było niestety zbyt wielkie. Więc dodatkowo stałam się podwładną Władcy Czeluści Piekła. To co teraz robię, nie jest takie złe, ale niestety, a może stety doprowadza pewne osoby do czystej pasji, która nie trwa zbyt długo. Więc tak oto jestem w y b r a n y m
d e m o n e m p o ż ą d a n i a , w skrócie s a k k u b e m.
// Orientacja //
// Partner - Partnerka //
Z mym zawodem łączą się pewne elementy, a raczej osoby, które mają dość ciekawe wymagania. Tak więc od czasu do czasu kuszę mężczyzn, jak i zarówno kobiety, czyli jestem osobą b i s e k s u a l n ą. Co za tym idzie? Znalezienie partnera czy partnerki, nie stanowi zbyt wielkiego wyzwania.
Obecnie, jednak jestem s i n g i e l k ą i osobą wypoczywającą od niedawno zakończonego związku z mym mężem i bratem mego męża, a moim kochankiem. Jednak to nie stanowi przeszkody, bym spędzała upojne noce z śmiertelnikami lub nieśmiertelnymi istotami.
// Broń //
Jak każdy demon, anioł, człowiek i
// Wersja pierwotna //
W tej formie ubieram się w krótkie czarne spodenki, przydługą bluzkę z jakimś złotym nadrukiem, czarne pończoch wiązane przy udach oraz trampki czy vansy. Czasem na jakieś ważne uroczystości czy na spotkania z Panem i Władcą ubieram się w opinający czarny gorset, czarne majtki przy których znajdują się podwiązki do również czarnych pończoch. Dodatkiem jest spódnica z głębokim rozcieńciem z przodu, tak że widać mi majtki podwiązki i ogólnie cały przód od pasa w dół. Dodatkiem są szpilki na wysokim obcasie lub niskim w zależności od mojego humoru.
// Wersja podstawowa //
Jako, iż uczęszczać będę do Akademii ponad Ziemią, musiałam przygotować się zgodnie z obowiązującym regulaminie. W jakimś tam punkcie, pisało, że żeby móc uczęszczać potrzebna jest ludzka wersja, w której będzie trzeba przebywać na terenie Akademii i na Ziemi. Tak więc po chwilach zastanawiania się nad wyglądem, wybrałam ten najbardziej pasujący do mej osoby.
W wersji podstawowej - ludzkiej - do złudzenia przypominam siebie w wersji pierwotnej - demonicznej. Tylko miejscami się coś zmienia, ale są to drobne szczególiki. No więc, w tej formie mam nieco krótsze włosy, bo jak przedtem sięgały po łydki, to teraz kończą się tuż nad moją pupą. Skrzydła znikają, a zamiast nich pojawia się coś ala tatuażo-blizna w kształcie złożonych skrzydeł. Oczy zmieniają zupełnie kolor. Teraz to po prostu kosmos. Każde z tęczówek ma przeciwny kolor do drugiej. Jeśli jedno oko jest niebieskie, drugie czerwone, jak jedno białe to drugie czarne i tak dalej. S t r a s z n i e mnie to irytuje, ale jakoś cza wytrzymać. Oczywiście nieodłącznym elementem jest ten c h o l e r n i e przy ciasnawy mundurek. Nie no nie powiem, jest uroczy i wpada pod moje gusta, ale cóż się dziwić. Moje cycki w rozmiarze G nie mieszczą się do tej straszliwie ciasnej białej koszulce. Fakt noszę o kilka rozmiarów za dużą, ale i tak w małym stopniu to pomaga. Dodaję, że wielkim plusem jest czarna spódniczka, czarne pończoszki i te urocze buciki na niskim obcasie. Do kompletu dodana jest marynarka, ale ja tam wole wygodny sweter od niej.
// Charakter //
Można by powiedzieć, że mam pięćdziesiąt twarzy. Raz jestem miła, raz agresywna. Wszystko zależy od nastroju. Jak każdy demon pożądania powinnam l u b i ć ... ba!
k o c h a ć flirtować. Co prawda robię to: kuszę, flirtuję i pieprzę się z ludzkimi istotami o dużej energii życiowej, ale niezbyt mnie to rajcuje. O wiele bardziej wolę zasiąść do przyjemnej lektury i przejść do drugiego świata zwanym wyobraźnią. Ale cóż jak
m u s to m u s.
// Zainteresowania //
Uwielbiam czytać! Każda nowa historia interesuje mnie i pozwala uwolnić wodze wyobraźni. Lubię też obserwować otoczenie. Ludzi zapewne to dziwi, że ktoś na podstawie zaobserwowaniu jakiegoś nawyku czy kombinacji ruchów, jest w stanie je powtórzyć z dokładnością 100%. Koszykówka - to jest to co rajcuje człowieka jak cholera! Mogłabym grać w nią codziennie, dzień w dzień, 24/7, siedem dni w tygodniu. Jednym słowem jak babcię kocham wielbię ją i czczę niczym bóstwo! Oprócz tego do mojego kółka zainteresowań zalicza się: fotografowanie, gotowanie, granie na wszelakiej maści instrumentach, kolekcjonowanie, wkurwianie osób, których nie lubię, pływanie i granie w uni-hokeja. No można byłoby jeszcze zaliczyć tańczenie brejka i salsy.
// Historia //
Moja historia zapewne nie jest strasznie ciekawa czy coś w tym stylu. Miałam męża, miałam kochanka, nie miałam dzieci. Nie no po prostu melodramat jak cholera. Ale skoro chcesz mnie poznać i zrozumieć, radzę dobrze posłuchać i wczuć się w moją osobę. Może ta historia jest fajna, a może smutna? Nie wiem, jednak jest częścią mego życia. A więc...
~~~***~~~
- Co ty robisz? Przecież zobaczymy się wieczorem! - krzyczałam na niego patrząc w te roześmiane oczy. On tylko podszedł do mnie i uciszył jednym, namiętnym pocałunkiem.
- Musiałem się z tobą zobaczyć już teraz - wychrypiał przerywając pocałunek, po to zaczerpnąć powietrza
- Po co? - zapytałam łapiąc łapczywie życiodajny tlen
Ten nic nie odpowiedział, tylko przyciągnął mnie do siebie, ponownie całując w usta. Pogłębialiśmy pocałunek raz za razem. W pewnym momencie poczułam coś zimnego i ciężkiego zawieszonego na mej szyi. Nie przerywając pocałunku dotknęłam owego "czegoś". Był to cudny naszyjnik zdobiony czarnymi i złotymi słodkowodnymi perłami. Kiedy oderwałam się od niego przyglądałam się przez chwilę podarunkowi rodem z jakiejś legendy. Gdy nacieszyłam oczy wspaniałym widokiem rzuciłam się na ukochanego z kilkoma słowami powtarzającymi się w kółko jak jakąś mantrę.
- Dziękuję, Sasha*. Dziękuję... Dziękuję, Sasha
- No proszę - powiedział uśmiechając się do mnie swoim firmowym uśmiechem. - Pasuje do ciebie idealnie - wraz z tymi słowami poprawiał moją fryzurę
Nie powiedział nic więcej. Nie musiał. Jego oczy powiedziały mi wszystko, co chciałam wiedzieć. Widziałam w nich uwielbienie i coś jeszcze - miłość przeplecioną z pożądaniem.
Zadrżałam. Nikt nigdy nie patrzył na mnie tym palącym wzrokiem z taką dozą miłości i szacunku. To prawda. Przyciągałam mężczyzn jak ćmy do światła, ale żaden nie spełniał moich oczekiwań. Wszyscy chcieli tylko mego ciała, a nie mnie samej. Wszyscy chcieli tylko zaspokoić swoje cielesne potrzeby. Brzydziłam się nimi. Brzydziłam się dopóki nie spotkałam j e g o . Był niczym najjaśniejsza gwiazda pośrodku monotonnego nieba nich wszystkich. Sasha zawsze mnie słuchał i patrzył, jakbym była kimś więcej, kimś atrakcyjnym i wartym miłości, jak te piękne kapłanki Wenus, które oprawiały swe obrzędy na jej ojczystej wyspie.
Zapragnęłam wtedy, żeby mnie dotykał jak jedną z jego cudownych rzeźb. Nie zdawałam sobie z tego sprawy jak bardzo, dopóki nie przyciągnęłam jego ręki do swego pliczka i delikatnie się w nią wtuliłam. Sasha był zaskoczony, ale nie odsunął się. Był wyższy ode mnie z dobre 12 cm, więc musiał się nieco pochylić, by ponownie tego dnia zmiażdżyć moje usta w cudownym pocałunku. Oparłam się o pobliską kolumnę. Pierś mego wybranka przycisnęła mnie do kamiennej rzeźby z siłą dotąd niespotykaną. Byliśmy blisko. Bardzo blisko. Ale jak dla mnie nie było to wystarczająco blisko.
Nasze pocałunki z każdą chwilą zaczynały nabierać żaru. Znów przesunęłam jego rękę z policzka, na talię i niżej. Sasha zrozumiał niemal natychmiastowo i bez zbędnych ceregieli, wsunął swą rozgrzaną dłoń pod suknię ślubną, delikatnie i z niemal boską czcią dotykając mojego uda. Kiedy zbadał zewnętrzną stronę uda, przysunął rękę do jego wnętrza. W tym właśnie momencie wszystkie moje zmysły się wyłączyły. Czułam tylko żar naszych ciał i jakieś dziwne uczucie, kumulujące się w podbrzuszu.
Prawdopodobnie nasze małżeństwo skonsumowane zostałoby przed ślubem, ale coś musiało nam przeszkodzić. A mówiąc "coś" mam namyśli moją matkę.
- Córko? Jesteś tu? Już czas!
To było to co otrząsnęło nas z amoku pożądania. Żałowałam tego, ale wiedziałam, że Sasha będzie niecierpliwie czekał na ponowienie tego wybryku.
- Dziś wieczorem - szepnął po raz ostatni przyciskając swe wargi do moich
- Dziś wieczorem - przytaknęłam całując lekko jego skroń.
Wtedy się wycofał. Odsunął się i uśmiechnął się z nabożnym uwielbieniem.
- Kocham cię, mój ty aniołku.
- Ja ciebie też kocham - z uśmiechem na ustach pożegnałam go tymi słowami.
Jakże teraz pragnęłabym ponownie je usłyszeć....
~~~***~~~
Gdy Sasha odkrył mój i jego brata - Peryklesa, romans wszystko się skończyło. Groziło mi potępienie obiema rodzinami i rozwód z ukochaną osobą. Myślę, że jakoś zniosłabym pogardę, nawet nienawiść buchającą z oczu rodziny, ale nie jego spojrzenie. Nie mogła znieść tego, że z Sashy uszło życie, że przestało go obchodzić cokolwiek. Niemal pragnęłam, by się wściekł czy znienawidził mnie za potępiający czyn. Ale nie było nic. Zniszczyłam go. Zniszczyłam jego miłość.
Po wielu ciężkich dnia, znalazłam go siedzącego nad skalnym urwiskiem - w miejscu gdzie po raz pierwszy raz się spotkaliśmy. Kilka razy, a nawet kilkadziesiąt próbowałam zacząć rozmowę. Ale nic. Nie reagował. Wpatrywał się tylko w bezkresne morze i chmury, które wędrowały po błękitnym niebie.
Gdy tak przy nim stałam, zostałam obtoczona dwoma sprzecznymi uczuciami. Zachwycałam się byciem zakazanym owocem, ale również chciałam być kochana przez Sashę.
N i e s t e t y n i e m o g ł a m m i e ć a n i j e d n e g o , a n i d r u g i e g o .
Gdy próbowałam otrzeć łzę spływającą po jego policzku, odepchnął mnie gwałtownie, tak że prawie spadłam z urwiska. Był to j e d y n y brutalny gest jaki kiedykolwiek wykonał w stosunku do mej osoby.
- Nie waż się - warknął, zrywając się na nogi. - Nigdy więcej mnie nie dotykaj. Brzydzę się tobą.
Gdy to powiedział w moich oczach czaiły się łzy. Widziałam jak coś w nim drgnęło. Widziałam w jego oczach obrzydzenie zmieniające się w lekką nutkę poczucia winy. Ale równie szybko znikła jak tylko się pojawiła.
- Sasha... - szepnęłam próbując wstać
- Nic do mnie nie mów. Jesteś dla mnie nikim. Nie chcę cię znać. Nie chcę cię kochać.
R o z u m i e s z !
Chciałam coś powiedzieć, ale znowu mi przerwał.
- Czemu to zrobiłaś? - odezwał się niemal płaczliwym tonem. Miałam mu już odpowiedzieć, że to był błąd i wielka pomyłka, ale ponownie mi przerwał. - Albo wiesz co? Nieważne. Nieważne. - gdy to mówił podchodził do drugiego brzegu urwiska.
Patrzyłam jak powoli rozkłada ręce i pozwala swojej głowie wyjść za linię ziemi.
- C-co robisz?
- Lecę - szepnął jak w gorączce. - Jeślim będę leciał dalej... jeśli przelecę przez tę krawędź ziemi, znów będę szczęśliwy. Albo jeszcze lepiej. Nie będę czuł niczego. Nie będę już o tobie myślał. Nie będę myślał o twoich złotych oczach, czarnych włosach, soczystych ustach, ani o twoim cudownym lawendowym zapachu. Nie będę cię kochał. Nie będzie już tak bolało.
- Przestać przerażasz mnie.
-Naprawdę?
Spojrzał na mnie, a w jego oczach nie było już gniewu ani tego dziwnego pragnienia. Widziałam tylko smutek i żal mieszający się z rozpaczą. Depresja czarniejsza od bezkresnego mroku. Pozwoliłam by mnie uderzył. Pozwoliłam by mnie pchnął, tak, że niemal zwisałam z skarpy. Pozwoliłabym się nawet zabić, byleby tylko zobaczyć coś, cokolwiek w jego oczach. Ale widziałam tylko dziką ciemność.
Posłał mi uśmiech. Uśmiech osoby umarłej za życia.
- Nigdy ci nie wybaczę.
- Sasha...
-Byłą moim życiem, Alicjo... ale już nie. Już nie! Teraz nie mam życia!
Odszedł. Zostawił mnie tak wiszącą nad przepaścią. Chciałam z niej spaść i rozpłynąć się w odmętach wody. Chciałam nie istnieć. Chciałam, by o mnie zapomniał. O wszystkim co mu zrobiłam. I tak pogrążona w myślach nie zauważyłam jak ktoś mnie wciąga za ramiona na bezpieczną odległość. Byłam tak pochłonięta myślami, że dopiero dziwny pocałunek w czoło przywrócił mnie do życia. Myślałam, że Sasha wrócił. Ale nawet nie wiedziałam jak bardzo się myliłam.
Przede mną stał wysoki mężczyzna, o równie czarnych włosach co ja i równie głębokich spowitym mrokiem oczach. Uśmiechał się lekko. Przyciągnął mnie do swojej piersi i szepnął tylko trzy słowa.
- O n t u w r ó c i
Głos miał dziwnie miękki i drapieżny za razem.
- Kim jesteś?
- Zwą mnie Beelzebub*- powiedział z lekkim uśmiechem.
- Beelzebub? - zapytałam z zdziwieniem. Nigdy bowiem nie słyszałam takiego imienia. Gdybym tylko wiedziała...
- A ja jestem...
- A ty jesteś Alice Nankofuraku, córka Pomponii, była żona Sashy.
- Wciąż jestem jego żoną!
- Już niedługo, moja miła.
Gdy usłyszałam jak mnie nazwał, od razu przypomniałam sobie jak Sasha mówił tak po upojnych nocach, czy chwilach sam na sam. Gdy tylko to wspomnienie dotarło do mojej głowy, wściekłam się. Jak on śmiał, mówić tak jak mój ukochany.
- Czego chcesz? - warknęłam nie zdając sobie sprawy, że kieruje te słowa w kierunku samego brata Szatana, Pana Mroku, Ciemności i Czeluści Piekła.
Ten tylko się uśmiechnął na moje warknięcie.
- Czego chcę? - powtórzył moje pytanie. - Chcę ci pomóc, moja miła. Chcę pomóc tobie.
- Nikt nie jest w stanie mi pomóc. Chyba, że potrafisz odczynić to co się stało.
On tylko serdecznie się zaśmiał i ponownie pocałował mnie w czoło.
Resztę rozmowy i samego paktu pamiętam jak przez mgłę. Pamiętam tylko tyle, że gdy zgodziłam się na warunki Beelzebuba wbił się w moje usta z namiętnością. Gdy starałam się wyrwać spod jego ramion, dziko zaciskających się na moim ciele, poczułam jak kieruje swoje usta na moją szyję, by potem wgryźć się w nią swymi kłami i wyssać moją krew wraz z duszą. Nie pamiętałam nic po tym zdarzeniu. Poinformowano mnie tylko o pomyślnie wykonanym zadaniu. Tylko tyle, a cena jaka została dostarczona Beelzebubowi była ogromna.
~~~***~~~
Gdy wyzdrowiałam i byłam w pełni sił, Beelzebub pozwolił mi ponownie spotkać się z Sashą. Gdy tylko go zobaczyłam, ucieszyłam się. Przybrałam swoją dawną postać i już miałam do niego podejść, gdy zauważyłam ją. Przy mym ukochanym stała jakaś obca dla mnie kobieta i uśmiechała się czarująco do m o j e g o Sashy. Stanęłam jak wryta i spoglądałam jak obdarowuje ją podobnym naszyjnikiem jak kiedyś mnie. Słyszałam jak wyznawał jej miłość i widziałam jak całował tak jak kiedyś mnie. Naszyjnik, który dostałam od niego, teraz palił mnie w szyję niczym ogień. Wydałam z siebie niemy krzyk i uciekłam, zamieniając się w czarnego kota o złotych oczach. Nie wiem ile uciekałam, ale zaprzestałam tego, w chwili w której moje postać znalazła się na t e j skarpie. Z powrotem zamieniłam się w pierwotną formę i płakałam. Nie wiem ile i jak długo tam stałam, ale jedynie co wiedziałam to, że m ó j u k o c h a n y
zakochał się w kimś innym. Czułam ból w sercu i w każdym najmniejszym mięśniu. Kiedy tak płakałam, poczułam, że ktoś przytula mnie i szepcze słowa pocieszenia. Podniosłam głowę i zobaczyłam Beelzebuba. Uśmiechnął się i dodał otuchy. Pozwolił wypłakać się na swym ramieniu, a gdy zasnęłam przeniósł nas do piekła. Byłam mu wdzięczna. Gdy zaczęłam pełnić swoją pracę jako sakkub, cieszyłam się, że chociaż tak mogę odwdzięczyć się z to co zrobił, choć nie musiał.
~~~***~~~
Kiedy tylko Arcydemon zaproponował mi pójście do Akademi ponad Ziemią, byłam szczęśliwa. Może to właśnie tutaj spotkam kogoś kogo zdołam pokochać? Może tak odwdzięczę się za pomoc w przywróceniu dawnej "mnie"? Tego nie wiem, ale na 100% będę mogła w mojej historii wprowadzić kilka szczęśliwych wspomnień.
// Pupilek //
Obecnie nie posiadam. Może to się zmieni....?
*Przepraszam jeśli imię urazi Lunę Mag, ale na potrzeby historii musiałam je zastosować. Jeśli przeszkadza Ci, mogę je zmienić.
* Imię/ Nazwa Beelzebub dostała drugie "e" ponieważ w romańskich księgach, występuje tak oficjalnie, a np.: w Wikipedii występuje bez drugiego "e".
// Kontakt //
Gamil: malaczarnaizwariowana@gmail.com
GG: 52912696
// Data urodzin //
21 październik
Jestem otwarta na i chętna na wszelakie propozycje wątków i powiązań.
Witam wszystkim! Nazywam się Rise~ !
// Historia //
Moja historia zapewne nie jest strasznie ciekawa czy coś w tym stylu. Miałam męża, miałam kochanka, nie miałam dzieci. Nie no po prostu melodramat jak cholera. Ale skoro chcesz mnie poznać i zrozumieć, radzę dobrze posłuchać i wczuć się w moją osobę. Może ta historia jest fajna, a może smutna? Nie wiem, jednak jest częścią mego życia. A więc...
~~~***~~~
- Co ty robisz? Przecież zobaczymy się wieczorem! - krzyczałam na niego patrząc w te roześmiane oczy. On tylko podszedł do mnie i uciszył jednym, namiętnym pocałunkiem.
- Musiałem się z tobą zobaczyć już teraz - wychrypiał przerywając pocałunek, po to zaczerpnąć powietrza
- Po co? - zapytałam łapiąc łapczywie życiodajny tlen
Ten nic nie odpowiedział, tylko przyciągnął mnie do siebie, ponownie całując w usta. Pogłębialiśmy pocałunek raz za razem. W pewnym momencie poczułam coś zimnego i ciężkiego zawieszonego na mej szyi. Nie przerywając pocałunku dotknęłam owego "czegoś". Był to cudny naszyjnik zdobiony czarnymi i złotymi słodkowodnymi perłami. Kiedy oderwałam się od niego przyglądałam się przez chwilę podarunkowi rodem z jakiejś legendy. Gdy nacieszyłam oczy wspaniałym widokiem rzuciłam się na ukochanego z kilkoma słowami powtarzającymi się w kółko jak jakąś mantrę.
- Dziękuję, Sasha*. Dziękuję... Dziękuję, Sasha
- No proszę - powiedział uśmiechając się do mnie swoim firmowym uśmiechem. - Pasuje do ciebie idealnie - wraz z tymi słowami poprawiał moją fryzurę
Nie powiedział nic więcej. Nie musiał. Jego oczy powiedziały mi wszystko, co chciałam wiedzieć. Widziałam w nich uwielbienie i coś jeszcze - miłość przeplecioną z pożądaniem.
Zadrżałam. Nikt nigdy nie patrzył na mnie tym palącym wzrokiem z taką dozą miłości i szacunku. To prawda. Przyciągałam mężczyzn jak ćmy do światła, ale żaden nie spełniał moich oczekiwań. Wszyscy chcieli tylko mego ciała, a nie mnie samej. Wszyscy chcieli tylko zaspokoić swoje cielesne potrzeby. Brzydziłam się nimi. Brzydziłam się dopóki nie spotkałam j e g o . Był niczym najjaśniejsza gwiazda pośrodku monotonnego nieba nich wszystkich. Sasha zawsze mnie słuchał i patrzył, jakbym była kimś więcej, kimś atrakcyjnym i wartym miłości, jak te piękne kapłanki Wenus, które oprawiały swe obrzędy na jej ojczystej wyspie.
Zapragnęłam wtedy, żeby mnie dotykał jak jedną z jego cudownych rzeźb. Nie zdawałam sobie z tego sprawy jak bardzo, dopóki nie przyciągnęłam jego ręki do swego pliczka i delikatnie się w nią wtuliłam. Sasha był zaskoczony, ale nie odsunął się. Był wyższy ode mnie z dobre 12 cm, więc musiał się nieco pochylić, by ponownie tego dnia zmiażdżyć moje usta w cudownym pocałunku. Oparłam się o pobliską kolumnę. Pierś mego wybranka przycisnęła mnie do kamiennej rzeźby z siłą dotąd niespotykaną. Byliśmy blisko. Bardzo blisko. Ale jak dla mnie nie było to wystarczająco blisko.
Nasze pocałunki z każdą chwilą zaczynały nabierać żaru. Znów przesunęłam jego rękę z policzka, na talię i niżej. Sasha zrozumiał niemal natychmiastowo i bez zbędnych ceregieli, wsunął swą rozgrzaną dłoń pod suknię ślubną, delikatnie i z niemal boską czcią dotykając mojego uda. Kiedy zbadał zewnętrzną stronę uda, przysunął rękę do jego wnętrza. W tym właśnie momencie wszystkie moje zmysły się wyłączyły. Czułam tylko żar naszych ciał i jakieś dziwne uczucie, kumulujące się w podbrzuszu.
Prawdopodobnie nasze małżeństwo skonsumowane zostałoby przed ślubem, ale coś musiało nam przeszkodzić. A mówiąc "coś" mam namyśli moją matkę.
- Córko? Jesteś tu? Już czas!
To było to co otrząsnęło nas z amoku pożądania. Żałowałam tego, ale wiedziałam, że Sasha będzie niecierpliwie czekał na ponowienie tego wybryku.
- Dziś wieczorem - szepnął po raz ostatni przyciskając swe wargi do moich
- Dziś wieczorem - przytaknęłam całując lekko jego skroń.
Wtedy się wycofał. Odsunął się i uśmiechnął się z nabożnym uwielbieniem.
- Kocham cię, mój ty aniołku.
- Ja ciebie też kocham - z uśmiechem na ustach pożegnałam go tymi słowami.
Jakże teraz pragnęłabym ponownie je usłyszeć....
~~~***~~~
Gdy Sasha odkrył mój i jego brata - Peryklesa, romans wszystko się skończyło. Groziło mi potępienie obiema rodzinami i rozwód z ukochaną osobą. Myślę, że jakoś zniosłabym pogardę, nawet nienawiść buchającą z oczu rodziny, ale nie jego spojrzenie. Nie mogła znieść tego, że z Sashy uszło życie, że przestało go obchodzić cokolwiek. Niemal pragnęłam, by się wściekł czy znienawidził mnie za potępiający czyn. Ale nie było nic. Zniszczyłam go. Zniszczyłam jego miłość.
Po wielu ciężkich dnia, znalazłam go siedzącego nad skalnym urwiskiem - w miejscu gdzie po raz pierwszy raz się spotkaliśmy. Kilka razy, a nawet kilkadziesiąt próbowałam zacząć rozmowę. Ale nic. Nie reagował. Wpatrywał się tylko w bezkresne morze i chmury, które wędrowały po błękitnym niebie.
Gdy tak przy nim stałam, zostałam obtoczona dwoma sprzecznymi uczuciami. Zachwycałam się byciem zakazanym owocem, ale również chciałam być kochana przez Sashę.
N i e s t e t y n i e m o g ł a m m i e ć a n i j e d n e g o , a n i d r u g i e g o .
Gdy próbowałam otrzeć łzę spływającą po jego policzku, odepchnął mnie gwałtownie, tak że prawie spadłam z urwiska. Był to j e d y n y brutalny gest jaki kiedykolwiek wykonał w stosunku do mej osoby.
- Nie waż się - warknął, zrywając się na nogi. - Nigdy więcej mnie nie dotykaj. Brzydzę się tobą.
Gdy to powiedział w moich oczach czaiły się łzy. Widziałam jak coś w nim drgnęło. Widziałam w jego oczach obrzydzenie zmieniające się w lekką nutkę poczucia winy. Ale równie szybko znikła jak tylko się pojawiła.
- Sasha... - szepnęłam próbując wstać
- Nic do mnie nie mów. Jesteś dla mnie nikim. Nie chcę cię znać. Nie chcę cię kochać.
R o z u m i e s z !
Chciałam coś powiedzieć, ale znowu mi przerwał.
- Czemu to zrobiłaś? - odezwał się niemal płaczliwym tonem. Miałam mu już odpowiedzieć, że to był błąd i wielka pomyłka, ale ponownie mi przerwał. - Albo wiesz co? Nieważne. Nieważne. - gdy to mówił podchodził do drugiego brzegu urwiska.
Patrzyłam jak powoli rozkłada ręce i pozwala swojej głowie wyjść za linię ziemi.
- C-co robisz?
- Lecę - szepnął jak w gorączce. - Jeślim będę leciał dalej... jeśli przelecę przez tę krawędź ziemi, znów będę szczęśliwy. Albo jeszcze lepiej. Nie będę czuł niczego. Nie będę już o tobie myślał. Nie będę myślał o twoich złotych oczach, czarnych włosach, soczystych ustach, ani o twoim cudownym lawendowym zapachu. Nie będę cię kochał. Nie będzie już tak bolało.
- Przestać przerażasz mnie.
-Naprawdę?
Spojrzał na mnie, a w jego oczach nie było już gniewu ani tego dziwnego pragnienia. Widziałam tylko smutek i żal mieszający się z rozpaczą. Depresja czarniejsza od bezkresnego mroku. Pozwoliłam by mnie uderzył. Pozwoliłam by mnie pchnął, tak, że niemal zwisałam z skarpy. Pozwoliłabym się nawet zabić, byleby tylko zobaczyć coś, cokolwiek w jego oczach. Ale widziałam tylko dziką ciemność.
Posłał mi uśmiech. Uśmiech osoby umarłej za życia.
- Nigdy ci nie wybaczę.
- Sasha...
-Byłą moim życiem, Alicjo... ale już nie. Już nie! Teraz nie mam życia!
Odszedł. Zostawił mnie tak wiszącą nad przepaścią. Chciałam z niej spaść i rozpłynąć się w odmętach wody. Chciałam nie istnieć. Chciałam, by o mnie zapomniał. O wszystkim co mu zrobiłam. I tak pogrążona w myślach nie zauważyłam jak ktoś mnie wciąga za ramiona na bezpieczną odległość. Byłam tak pochłonięta myślami, że dopiero dziwny pocałunek w czoło przywrócił mnie do życia. Myślałam, że Sasha wrócił. Ale nawet nie wiedziałam jak bardzo się myliłam.
Przede mną stał wysoki mężczyzna, o równie czarnych włosach co ja i równie głębokich spowitym mrokiem oczach. Uśmiechał się lekko. Przyciągnął mnie do swojej piersi i szepnął tylko trzy słowa.
- O n t u w r ó c i
Głos miał dziwnie miękki i drapieżny za razem.
- Kim jesteś?
- Zwą mnie Beelzebub*- powiedział z lekkim uśmiechem.
- Beelzebub? - zapytałam z zdziwieniem. Nigdy bowiem nie słyszałam takiego imienia. Gdybym tylko wiedziała...
- A ja jestem...
- A ty jesteś Alice Nankofuraku, córka Pomponii, była żona Sashy.
- Wciąż jestem jego żoną!
- Już niedługo, moja miła.
Gdy usłyszałam jak mnie nazwał, od razu przypomniałam sobie jak Sasha mówił tak po upojnych nocach, czy chwilach sam na sam. Gdy tylko to wspomnienie dotarło do mojej głowy, wściekłam się. Jak on śmiał, mówić tak jak mój ukochany.
- Czego chcesz? - warknęłam nie zdając sobie sprawy, że kieruje te słowa w kierunku samego brata Szatana, Pana Mroku, Ciemności i Czeluści Piekła.
Ten tylko się uśmiechnął na moje warknięcie.
- Czego chcę? - powtórzył moje pytanie. - Chcę ci pomóc, moja miła. Chcę pomóc tobie.
- Nikt nie jest w stanie mi pomóc. Chyba, że potrafisz odczynić to co się stało.
On tylko serdecznie się zaśmiał i ponownie pocałował mnie w czoło.
Resztę rozmowy i samego paktu pamiętam jak przez mgłę. Pamiętam tylko tyle, że gdy zgodziłam się na warunki Beelzebuba wbił się w moje usta z namiętnością. Gdy starałam się wyrwać spod jego ramion, dziko zaciskających się na moim ciele, poczułam jak kieruje swoje usta na moją szyję, by potem wgryźć się w nią swymi kłami i wyssać moją krew wraz z duszą. Nie pamiętałam nic po tym zdarzeniu. Poinformowano mnie tylko o pomyślnie wykonanym zadaniu. Tylko tyle, a cena jaka została dostarczona Beelzebubowi była ogromna.
~~~***~~~
Gdy wyzdrowiałam i byłam w pełni sił, Beelzebub pozwolił mi ponownie spotkać się z Sashą. Gdy tylko go zobaczyłam, ucieszyłam się. Przybrałam swoją dawną postać i już miałam do niego podejść, gdy zauważyłam ją. Przy mym ukochanym stała jakaś obca dla mnie kobieta i uśmiechała się czarująco do m o j e g o Sashy. Stanęłam jak wryta i spoglądałam jak obdarowuje ją podobnym naszyjnikiem jak kiedyś mnie. Słyszałam jak wyznawał jej miłość i widziałam jak całował tak jak kiedyś mnie. Naszyjnik, który dostałam od niego, teraz palił mnie w szyję niczym ogień. Wydałam z siebie niemy krzyk i uciekłam, zamieniając się w czarnego kota o złotych oczach. Nie wiem ile uciekałam, ale zaprzestałam tego, w chwili w której moje postać znalazła się na t e j skarpie. Z powrotem zamieniłam się w pierwotną formę i płakałam. Nie wiem ile i jak długo tam stałam, ale jedynie co wiedziałam to, że m ó j u k o c h a n y
zakochał się w kimś innym. Czułam ból w sercu i w każdym najmniejszym mięśniu. Kiedy tak płakałam, poczułam, że ktoś przytula mnie i szepcze słowa pocieszenia. Podniosłam głowę i zobaczyłam Beelzebuba. Uśmiechnął się i dodał otuchy. Pozwolił wypłakać się na swym ramieniu, a gdy zasnęłam przeniósł nas do piekła. Byłam mu wdzięczna. Gdy zaczęłam pełnić swoją pracę jako sakkub, cieszyłam się, że chociaż tak mogę odwdzięczyć się z to co zrobił, choć nie musiał.
~~~***~~~
Kiedy tylko Arcydemon zaproponował mi pójście do Akademi ponad Ziemią, byłam szczęśliwa. Może to właśnie tutaj spotkam kogoś kogo zdołam pokochać? Może tak odwdzięczę się za pomoc w przywróceniu dawnej "mnie"? Tego nie wiem, ale na 100% będę mogła w mojej historii wprowadzić kilka szczęśliwych wspomnień.
// Pupilek //
Obecnie nie posiadam. Może to się zmieni....?
*Przepraszam jeśli imię urazi Lunę Mag, ale na potrzeby historii musiałam je zastosować. Jeśli przeszkadza Ci, mogę je zmienić.
* Imię/ Nazwa Beelzebub dostała drugie "e" ponieważ w romańskich księgach, występuje tak oficjalnie, a np.: w Wikipedii występuje bez drugiego "e".
// Kontakt //
Gamil: malaczarnaizwariowana@gmail.com
GG: 52912696
// Data urodzin //
21 październik
Jestem otwarta na i chętna na wszelakie propozycje wątków i powiązań.
Witam wszystkim! Nazywam się Rise~ !
Subskrybuj:
Posty (Atom)