Music

niedziela, 10 maja 2015

,,Dźwi­gam przek­leństwo jas­ności umysłu, oczy mo­jego umysłu są sze­roko ot­warte na życie i wpat­rują się w pustkę."

Sakura
Issei

Szłam korytarzem w kierunku swojej klasy, gdy nagle ujrzałam nową twarz. Był to demon... Chyba nie się zgubił, albo tak mi się zdawało. Rozejrzałam się, ale nikt na niego nie zwracał uwagi. 
- Cześć, szukasz swojej klasy? - podeszłam i zapytałam. 
-Em.. cześć?- zdziwiłem się widząc przed sobą piękną anielską buźkę. 
Wydało mi się to dziwne, lecz ukryłem to pod uwodzicielskim spojrzeniem
- Chyba tak.. możesz mi pomóc jak chcesz.
- Jak się nazywasz? - wyjęłam z torby plan zajęć i zaczęłam w między czasie przeglądać.
-Issei- odparłem szczerząc zęby, ujawniając swoje kły- i nawet nie wiem, do jakiej klasy należę. A ty?
- Sakura... - dalej przeglądałam plan - Twoja klasa znajduje się na końcu tego korytarza. - wskazałam mu palcem po czym odwracając się na pięcie dodałam. - Jak byś potrzebował pomocy to do usług! - po tych słowach odeszłam w przeciwnym kierunku.
Patrzyłem za nią, nieco ogłupiały. Taka trochę dziwna. Choć patrząc na nią z tej perspektywy jest całkiem fajna- myślałem. Oblizałem wargi i ruszyłem w stronę swojej klasy.
Zapukałem do drzwi i wszedłem niepewnie. Wszyscy się na mnie patrzyli, większość to kobiety-anioły, kilkoro aniołów płci męskiej. Reszta to demony w nieco odwrotnej kolejności. Łącznie było ich chyba z 22.
-Tak?- spytał nauczyciel.
-Em.. jestem nowy, w dodatku się spóźniłem. To moja klasa prawda?
-Tak, to twoja nowa klasa- dodaj z uśmiechem- Klasa, przywitajcie swojego nowego kolegę, to Issei- spojrzałem na klasę, zero entuzjazmu. 
Parsknąłem tylko pod nosem. Nauczyciel wskazał mi miejsce a ja tam też poszedłem. Przy siadaniu uważałem by nie usiąść na ogonie, a skrzydła ze względu na rozmiar wrosły mi w plecy, znikając z pola widzenia.
Po całym dniu nauki postanowiłam wieczorem przejść się do pobliskiego parku. Gdy przekroczyłam jego próg uznałam, że coś jest nie tak, gdyż nikogo nie widziałam... Dziwne, zawsze się ktoś tu pałętał, nawet w nocy. Ruszyłam przed siebie, poczułam chłód. Gdy skręciłam w kierunku fontanny moim szafirowym oczom w świetle latarni ukazała się przerażająca scena. Chłopaka któremu dzisiaj pomogłam właśnie się żywił jakąś ludzką dziewczyną. Na jej ciele było tyle krwi... Zasłoniłam usta dłonią aby nie krzyczeć. Stałam jak wryta, nie mogłam się ruszyć...
Moje mięśnie napinały się i luzowały. Byłem tak pochłonięty przyjemnością, że nie usłyszałem kroków za plecami. Moje skrzydła rozpostarte na rozpiętość 6 metrów drgały delikatnie. Odpływałem. Krew! To to, co lubię najbardziej. No.. zaraz po seksie. Oderwałem wargi od szyi jakiejś nastolatki i wyprostowałem plecy unosząc głowę w górę, z nieprzytomnym uśmiechem na twarzy. Z obu kącików ust ciekła jeszcze ciepła krew dziewczyny. Obejrzałem się i ujrzałem anioła. Ta sama dziewczyna, co rano pokierowała mnie do klasy. Uśmiechnąłem się ujawniając kły a oczy jakby zabłysły. Wstałem przywołując skrzydła do stanu chwilowego nieużytku. Ogon leniwie zbiegał z prawej do lewej. 
-Mogę w czymś pomóc?- spytałem ze złośliwym uśmiechem. 
- Jak mogłeś jej to zrobić! - wrzasnęłam i podbiegłam do dziewczyny.
-Ale co?- udałem niewinnego, drocząc się z anielicą.
Przyłożyłam jej dłoń do szyi. Puls zanikał, a ja nie wiedziałam co zrobić... 
 - Boże... - w jednej chwili moja biała sukienka przesiąknęła jej krwią. - Jak tak można?
-Normalnie, biały materiał tak reaguje na krew- nadal grałem głupka. 
Doskonale wiedziałem o co jej chodzi. Lubiłem się droczyć.
- Nie udawaj idioty! - wstałam i jeszcze raz spojrzałam na umierającą nastolatkę - Nie mogę jej pomóc... - zacisnęłam dłonie w pięści. 
Wiedziałam, że anioł nie może fizycznie pomagać ludziom...
Powstrzymałem śmiech i tylko się podle uśmiechnąłem
- Oj daj spokój. To tylko głupia, ludzka dziwka, pałęta się takich miliardy na tym świecie. Jedna mniej i tyle. Poza tym...- znowu uśmiech- Nie wierze, żeś taka święta. Nigdy nie zdarzyło ci się kogoś skrzywdzić, zranić, a może nawet zabić?- dodałem podkreślając ostatnie słowo. Droczyłem się z nią jak z innymi ofiarami, doprowadzałem do furii i psychicznego rozpadu. By na koniec
wykończyć i zabić.
- Nie, nikogo nie zabiłam. Za to jakiś demon ostatnio zabił moją siostrę i ojca... - wbiłam sobie paznokcie w skórę. Nie chciałam teraz przy nim płakać, spuściłam głowę i spojrzałam na swoje buty.

-Z takim ciałem też bym cię oszczędził- zakpiłem po czym zacząłem ją powoli obchodzić do okoła.
Łagodny wiatr zawiał moimi szarymi włosami
- Co ktoś taki robi w parku, i to po zmroku?- spytałem- Teraz kręci się tu Nas najwięcej- dodał szepcząc do jej ucha z uśmiechem.
- Masz ADHD, czy co? - zapytałam po czym dodałam nie wzruszona - Spacerek dla relaksu nikomu jeszcze nie zaszkodził.
-No wiesz, jej zaszkodził- wskazałem na już martwe ciało dziewczyny leżące kilka metrów obok nas.
- Ciekawe, ale ja się nie boję - wyminęłam go i ruszyłam przed siebie.
-Doprawdy?- z mojej dłoni ruszyła chmura czarnego dymu, zastąpiła jej drogę przybierając postać szatana.
Odwróciłam się w jego kierunku. 
- Wiesz... Nie mam dzisiaj ochoty na takie gierki, możesz mnie puścić? - zapytałam zniecierpliwiona.
Prychnąłem. Takim zachowaniem kusiła mnie jeszcze bardziej. Odwołałem szatana i dotrzymałem jej kroku pytając dokąd idzie.
- Do akademika, a gdzie indziej? - odpowiedziałam dalej idąc przed siebie.
Zastanawiałem się jak z nią rozmawiać. To jedna z tych niezainteresowanych przypadków. W sumie.. ta z parku też była "niezainteresowanym" przypadkiem. Ale nie, chyba nie mogę tego zrobić aniołowi
- Wiesz, idziemy w tym samym kierunku.
- Doprawdy? -uniosłam brew i na niego spojrzałam.-A nie?- zdziwiłem się wytrzymując jej spojrzenie z pewnym siebie wyrazem twarzy.
Odwróciłam wzrok i nie odzywając się więcej dalej szłam przed siebie.
-Uhuhuhuuu..- zawyłem energicznie- Coś cię wkurzyło?
- Czy wszystkie demony są takie uparte? - zapytałam i znowu na niego spojrzałam. -Hmm..- udałem zamysł- Nie ma takich demonów jak ja.
Gdy tak mu się przyglądałam w między czasie potknęłam się o własne nogi i poleciałam do przodu. Efektem było widowiskowe wywrócenie się na twarz.
Powstrzymałem parsknięcie śmiechem i pomogłem jej wstać

- A czy wszystkie anioły to kaleki?
Zrobiłam się czerwona jak burak...

- Nie jestem kaleką! - oburzona uniosłam głowę do góry.
-Jasne- zakpiłem, wstała już na nogi- Wywróciłaś się na prostej, to mówi samo za siebie.
Westchnęłam i przyłożyłam dłoń do twarzy. 

- Czego się mogłam spodziewać po demonie... - powiedziałam cicho do siebie.
-Słyszałem! Mogłem zachować się tak jak przed chwilą, albo tak..: JEZU Chryste! Nic ci nie jest- dobrze udając przejęcie zaczął ją oglądać przytrzymując przy tym by nie upadła. Dotyk miałem delikatny a spojrzenie czułe.
- Od razu lepiej! - uśmiechnęłam się i klasnęłam w dłonie. - To jest postawa godna naśladowania.

Puściłem jej oczko w towarzystwie tajemniczego spojrzenia i uśmiechu.
- Co się tak szczerzysz? - zapytałam. - Matko... Idę nocą z demonem do akademiku, jak to wygląda!? - przyłożyłam dłoń do policzka.

-To podchodzi pod rasizm- zaśmiałem się.
- Fajnie wiedzieć... - uśmiechnęłam się szyderczo.

-Wszyscy aniołowie tak nas traktują? Jak gorszych?
- A demony to niby lepsze? - rzuciłam lekko oburzona. - Jak do tej pory każdy się nade mną znęcał...

-Bo się dajesz- rzuciłem wprost- W tej chwili zaatakowałbym cię.. i leżałabyś koło tamtej laleczki.
-Ta, akurat! - parsknęłam śmiechem.

-A nie?- spytałem
-Wiesz, nie wyglądasz na tak silnego... - przyciągałam ostatnie słowa i dodałam. - Sama nie uważam siebie jednak za jakiegoś mocarza. 
Spuściłem głowę w zażenowaniu- Nie muszę wyglądać na silnego, by takom być. Grunt to zaskoczenie. Niepocenia się mnie, a potem się umiera.
- Nie mogę na razie umrzeć, najpierw znajdę zabójcę mojej siostry i ojca... Potem nich się dzieje wola Boga.

-Hmm.. znasz go? A może to ja?
-Był to jeden z uczniów lub grupka naszej akademii... Ty niedawno tutaj dopiero przybyłeś. 

-To nic nie znaczy- uznałem- zabiłem już wiele aniołów- dodałem patrząc na swoje dłonie.
-Miałeś powód, czy taką miałeś zachciankę? - zapytałam ciekawa.

Spojrzałem w gwiazdy zamyślony, po czym na nią. Przez chwilę byłem poważny, do chwili obecnej, gdy wybuchłem śmiechem
- Nie pamiętam- zakpiłem znowu, oczywiste, że nie powiem jej prawdy- Powiedzmy, że weszli mi w drogę.
Cofnęłam się o krok. 

- Stoję na twojej drodze... Czemu mnie nie zabijesz?
-Nie kuś- ponownie puściłem oczko.
Podeszłam bliżej. 
- Nie możesz mi rozkazywać.
-W przeciwieństwie do CIEBIE mogę wszystko- rzuciłem zaperzony.
- Może i prawda.. - wzruszyłam ramionami. 

-No ale na poważnie, jaki widzicie sens w tych 10. przykazaniach?- spytałem.
- Jakbym ci to wytłumaczyła, to pewnie i tak byś się nie słuchał. W sumie to jaki demon by się posłuchał takiej anielicy jak ja? - zamyśliłam się - Pewnie żaden... W sumie mój narzeczony pewnie tez nie... - ostatnie zdanie wypowiedziałam z nienawiścią, przez zęby.

Zauważyłem nienawiść do słowa "narzeczony".
-Coś nie tak?
- Mam być szczera? To tak... Nienawidzę tego drania, traktuje mnie jak zabawkę! - zacisnęłam dłonie w pięści. - Po pierwsze, to nie jest anioł, demon ani bękart. A po drugie on mnie wcale nie kocha... Po trzecie, nie mogę zerwać tych zręczny, głupi pakt! - wrzasnęłam z furią.

-Znam rozwiązanie- powiedziałem tajemniczo. Wystawiłem dłoń i z czarnego dymu powstal zapisany pergamin i czarne pióro- Wystarczy, że podpiszesz
- Wiesz... Nie dzięki. Nie będę podpisywać dziwnych paktów. - odsunęłam się w tym momencie o krok.
-Więc nie podpisuj dziwnych, tylko ten, sensowny.

- Ja muszę lecieć... - staliśmy już przed bramą akademii. Rozłożyłam swoje białe skrzydła, dając mu do zrozumienia, że odlatuję
Momentalnie rozłożyłem swoje, niszcząc mrokiem pergamin- Chyba mnie teraz nie zostawisz?
- A co? - zapytałam.-Pamiętasz? Jestem nowy- dodałem.
- Zaprowadzić cię do męskiego akademika? - zapytałam uprzejmie.
-Albo do swojego- zażartował.
- Ha..ha...ha.. Bardzo śmieszne. - zaczęłam iść przed siebie. - Chodź za mną.

Uśmiechnąłem się patrząc za nią, po czym ją dogoniłem- Gdzie mnie prowadzisz ?
- Do twojego akademika. Nie wyobrażaj sobie niczego. 

-No wiesz ty co..- trochę się zmieszałem.
Po chwili dotarliśmy do męskiego akademika. Myśl, że w którymś pokoju siedzi arata przyprawiała mnie o gęsią skórkę. 

- To... Jesteśmy na miejscu. 
-Coś niechętnie tu szłaś... mieszka tu twój chłopak?
- Tak... - spoglądałam z niepokojem na budynek. Mając wrażenie, że zarz z okna wychyli się Arata...
Błysk w oku- kto to?- spytałem- jeśli chcesz go jeszcze kiedyś zobaczyć, przemyśl, czy chcesz mi zdradzić jego imię.

Oparłam się plecami o budynek i skrzyżowałam dłonie 
- A co... Troszczysz się o mnie?
-Nie zrozumiesz- odparłem już nieco innym tonem- Po prostu... mam przeklętą duszę, za krzywdę aniołów, mam misję-spojrzałem na nią- zabiję każdego, kto tknie palcem anioła.
- Jeżeli zdradzę ci jego imię, to doprowadzi to do mordu. Tego bym nie chciała. Jednakże myśl bycia wolną jest kusząca... Jeszcze jego przeklęci bracia, moje życie to istny horror i tortura każdego dnia. -Podpisz- przywołałem kolejny pergamin- Jeden podpis i będziesz wolna. Bez żadnych przysług za przysługę. To moje przekleństwo, nie miałem wyboru..- spoważniałem- Za to ty masz go teraz. Jeden podpis, ja zajmę się wszystkim.

Ja
- Nie mogę tego podpisać... - łzy poleciały mi po policzku. - To jest moja kara... Za to, że nie było mnie przy moich bliskich w potrzebie. - odsunęłam się od ściany i zaczęłam iść w kierunku swojego akademika.
Zatrzymałem ją

- Chyba musimy pogadać.
Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam prosto w oczy.

- O czym mamy rozmawiać? -O naszych przekleństwach, możemy sobie pomóc- dodałem
- Pomóc? Niby jak? - otarłam łzy.-Zwyczajnie- otarłem jedną łzę, która umykała po jej policzku- Opowiedz mi całą historię.
Lekko się uśmiechnęłam i odrzekłam. 

- Dobrze...

To be continued... ^^ ;D

3 komentarze: